MANIAK W ROZPOCZĘCIU
W „Once Upon a Time” nie ma jasnego podziału na tych dobrych i tych złych. To jeden z elementów, za który tak bardzo lubię ten serial. Dzięki takiemu podejściu, każda z postaci ma szansę na rozwój w ciekawym kierunku, a ci, którzy są tzw. czarnymi charakterami,, mają bardzo interesującą historię i ich usposobienie zawsze jest w jakiś sposób umotywowane. Oczywiście można by polemizować, że zło w czystej postaci, bez żadnej psychologicznej podpórki, chwyta lepiej i jest bardziej przerażające. Może owszem, ale na pewno nie jest wtedy tak ciekawe.
W młodszym braciszku „Once Upon a Time”, czyli „Once Upon a Time in Wonderland”, scenarzyści również idą podobną drogą i każdy z bohaterów na pozór negatywnych ma w sobie coś więcej. W trzecim odcinku, postanowiono zasugerować to coś więcej w przypadku kilku czarnych charakterów..
W młodszym braciszku „Once Upon a Time”, czyli „Once Upon a Time in Wonderland”, scenarzyści również idą podobną drogą i każdy z bohaterów na pozór negatywnych ma w sobie coś więcej. W trzecim odcinku, postanowiono zasugerować to coś więcej w przypadku kilku czarnych charakterów..
MANIAK O SCENARIUSZU
Autorem scenariusza do trzeciego odcinka serialu jest Richard Hatem ("Grimm”, „Supernatural”), Fabuła obraca się wokół przedmiotu o nazwie „Forget-Me-Knot” (w wolnym i niezręcznym tłumaczeniu: „niezapomiwęzeł”), który potrzebny będzie Alicji i Waletowi Kier, by dowiedzieć się, co stało się z butelką Cyrusa. Do tego przedmiotu nawiązuje też tytuł — „Forget Me Not” (gra słowna — poza tym, że odnosi się do swego rodzaju mcguffina odcinka, to dodatkowo do słowa oznaczającego niezapominajkę, a więc forget-me-not, a dodatkowo dosłownie oznacza: „nie zapomnij mnie”, co z kolei ma związek z głównymi motywami, poruszanymi w tej odsłonie „Once Upon a Time in Wonderland”).
Akcja znów podzielona jest na dwie zasadnicze części. Pierwsza z nich dzieje się w teraźniejszości, w Krainie Czarów. Śledzimy wspomniane już poszukiwania prowadzone przez Alicję i Waleta, a przy okazji poznajemy kolejne postaci.
Pojawia się znana z powieści Carolla gąsienica — tutaj w dość zabawny sposób nawiązująca do Jabby z „Gwiezdnych Wojen”, zarówno poprzez wygląd jak i charakter. To miła zagrywka ze strony twórców.
Jest też Grendel, który jednak z postacią z ze słynnego angielskiego eposu „Beowulf” ma wspólne tylko imię. To jednak nie przeszkadza, by pod maską potwora przedstawić całkiem interesującą, choć nieco sztampową postać.
Doskonale poprowadzona jest dwójka głównych antagonistów. Dżafar intryguje i przeraża, a Czerwona Królowa na krok mu nie ustępuje. Ta dwójka tworzy fascynujący duet, a ich relacje, oparte na kruchym sojuszu, wzbudzają ciekawość.
I wreszcie druga część historii, czyli retrospekcje. To one są tu w gruncie rzeczy siłą napędową odcinka i stanowią jego najbardziej interesującą część. Poznajemy w nich część historii Waleta Kier i w każdym momencie jest ona zaskakująca. Twórcy sięgają po kilka znanych z „Once Upon a Time” postaci i wykorzystują je w fantastyczny sposób, dostarczając widzom sporo zabawy. Prawdziwą bombę zostawiają jednak na sam koniec — warto do niego dotrwać.
Wątki poprowadzone są sprawnie, a szybki rozwój wydarzeń sprawia, że nie da się nudzić. Najważniejsze jednak, że postaci nie stoją w miejscu i stale się rozwijają. Nie zapomniano też o tym, co w baśniach jest kluczowe, czyli morałach. Nie są to może pouczenia szczególnie odkrywcze, ale na pewno warto się nad nimi zastanowić.
Akcja znów podzielona jest na dwie zasadnicze części. Pierwsza z nich dzieje się w teraźniejszości, w Krainie Czarów. Śledzimy wspomniane już poszukiwania prowadzone przez Alicję i Waleta, a przy okazji poznajemy kolejne postaci.
Pojawia się znana z powieści Carolla gąsienica — tutaj w dość zabawny sposób nawiązująca do Jabby z „Gwiezdnych Wojen”, zarówno poprzez wygląd jak i charakter. To miła zagrywka ze strony twórców.
Jest też Grendel, który jednak z postacią z ze słynnego angielskiego eposu „Beowulf” ma wspólne tylko imię. To jednak nie przeszkadza, by pod maską potwora przedstawić całkiem interesującą, choć nieco sztampową postać.
Doskonale poprowadzona jest dwójka głównych antagonistów. Dżafar intryguje i przeraża, a Czerwona Królowa na krok mu nie ustępuje. Ta dwójka tworzy fascynujący duet, a ich relacje, oparte na kruchym sojuszu, wzbudzają ciekawość.
I wreszcie druga część historii, czyli retrospekcje. To one są tu w gruncie rzeczy siłą napędową odcinka i stanowią jego najbardziej interesującą część. Poznajemy w nich część historii Waleta Kier i w każdym momencie jest ona zaskakująca. Twórcy sięgają po kilka znanych z „Once Upon a Time” postaci i wykorzystują je w fantastyczny sposób, dostarczając widzom sporo zabawy. Prawdziwą bombę zostawiają jednak na sam koniec — warto do niego dotrwać.
Wątki poprowadzone są sprawnie, a szybki rozwój wydarzeń sprawia, że nie da się nudzić. Najważniejsze jednak, że postaci nie stoją w miejscu i stale się rozwijają. Nie zapomniano też o tym, co w baśniach jest kluczowe, czyli morałach. Nie są to może pouczenia szczególnie odkrywcze, ale na pewno warto się nad nimi zastanowić.
MANIAK O REŻYSERII
Reżyseruje David Solomon ("Buffy: Pogromczyni wampirów”, „Once Upon a Time”). Do większości jego decyzji nie można się przyczepić — akcję ukazuje atrakcyjnie, potrafi trzymać widza w napięciu i dostarczyć mu całej dawki wrażeń. Szkoda jednak, że nie do końca udało mu się zadbać o spójność świata przedstawionego — niektóre sceny w Krainie Czarów są kręcone na tzw. greenboksie, na który później nakładane są komputerowe tła, natomiast niektóre realizowane są w plenerach. Efekt jest taki, że trochę się ta nie do końca jednolita scenografia gryzie. Nie jest to jednak błąd szczególnie poważny, choć szkoda, że go nie uniknięto.
MANIAK O AKTORACH
Aktorzy spisują się naprawdę dobrze. Znakomity jest Michael Socha w roli Waleta Kier. W scenach w Krainie Czarów pokazuje zupełnie inne oblicze niż w retrospekcjach, udowadniając tym samym swoją wszechstronność — cechę, którą w aktorach bardzo lubię.
Sophie Lowe również radzi sobie świetnie. Jej Alicja jest postacią barwną, wielowymiarową i bardzo ciekawą. Lowe wciela się z nią z powodzeniem.
Wspaniały jest Naveen Andrews w roli demonicznego Dżafara. Każdym ruchem, gestem czy wypowiedzianym słowem potrafi wzbudzić uczucie niepokoju i niepewności. To aktor dużej klasy, a jego rola w „Once Upon a Time in Wonderland” należy do jednej z jego najlepszych.
Wyrabia się Emma Rigby jako Czerwona Królowa. Niezbyt przekonująca w pierwszych odcinkach, zyskuje coraz więcej wyrazu i udowadnia, że drzemie w niej potencjał.
Świetną robotę wykonuje Iggy Pop w roli gąsienicy. Jest zabawny i niepokojący zarazem, a przy okazji stanowi znakomite zastępstwo za Rogera Daltreya, który użyczył już głosu tej postaci w serialu-matce, jednak nie mógł powrócić do roli ze względu na inne zobowiązania.
Nic złego nie można powiedzieć o Seanie Maguire’u, odgrywającym rolę Robina Hooda. Pozostaje konsekwentny wobec tego, co pokazał już w „Once Upon a Time” i tym samym nie zawodzi.
Poprawnie gra Steve Bacic ("XIII: The Series”), który wciela się w Grendela. Zdarzają się momenty, w których nieco przesadza, ale na szczęście nie na tyle, by jego występ stał się niezamierzenie zabawny.
Na moment słychać też głos Kristin Bauer ("Czysta Krew”) w roli Diaboliny, ale niestety nie na długo. Szkoda, bo jej rola była jedną z najbarwniejszych w „Once Upon a Time”.
Sophie Lowe również radzi sobie świetnie. Jej Alicja jest postacią barwną, wielowymiarową i bardzo ciekawą. Lowe wciela się z nią z powodzeniem.
Wspaniały jest Naveen Andrews w roli demonicznego Dżafara. Każdym ruchem, gestem czy wypowiedzianym słowem potrafi wzbudzić uczucie niepokoju i niepewności. To aktor dużej klasy, a jego rola w „Once Upon a Time in Wonderland” należy do jednej z jego najlepszych.
Wyrabia się Emma Rigby jako Czerwona Królowa. Niezbyt przekonująca w pierwszych odcinkach, zyskuje coraz więcej wyrazu i udowadnia, że drzemie w niej potencjał.
Świetną robotę wykonuje Iggy Pop w roli gąsienicy. Jest zabawny i niepokojący zarazem, a przy okazji stanowi znakomite zastępstwo za Rogera Daltreya, który użyczył już głosu tej postaci w serialu-matce, jednak nie mógł powrócić do roli ze względu na inne zobowiązania.
Nic złego nie można powiedzieć o Seanie Maguire’u, odgrywającym rolę Robina Hooda. Pozostaje konsekwentny wobec tego, co pokazał już w „Once Upon a Time” i tym samym nie zawodzi.
Poprawnie gra Steve Bacic ("XIII: The Series”), który wciela się w Grendela. Zdarzają się momenty, w których nieco przesadza, ale na szczęście nie na tyle, by jego występ stał się niezamierzenie zabawny.
Na moment słychać też głos Kristin Bauer ("Czysta Krew”) w roli Diaboliny, ale niestety nie na długo. Szkoda, bo jej rola była jedną z najbarwniejszych w „Once Upon a Time”.
MANIAK O TECHNIKALIACH
To dobrze nakręcony odcinek. Kamera poprowadzona jest logicznie, a płynny montaż ułatwia śledzenie akcji. Nawet nieźle, w porównaniu np. z „Once Upon a Time”, wyglądają komputerowo wygenerowane tła. Nie jest to co prawda Pandora z „Avatara” i widać w przygotowanej przez grafików Krainie Czarów sporo niedociągnięć, ale biorąc pod uwagę fakt, że jest to baśniowy świat, dość łatwo te niedoskonałości zaakceptować. Zwłaszcza, że na tym polu, świetne są stworzone na komputerze postaci, np. gąsienica. Na pochwałę zasługuje także charakteryzacja, wykonana z dbałością o każdy szczegół oraz znakomite, robiące duże wrażenie stroje. Cudowna jest muzyka.
...chciałam przeczytać cały opis, ale zobaczyłam zdjęcie gąsienicy, przestraszyłam się, przewinęłam w dół i już nie chcę na górę ;< Nie będę tego oglądała, to straszne!
OdpowiedzUsuńAle jak to? Ten pan gąsienica jest tu taki super! I ma tyle z Jabby!
OdpowiedzUsuń