MANIAK NA WSTĘPIE I stało się — wreszcie nadeszła premiera (no, u nas prapremiera) filmu, na który tak bardzo czekałem ja i tysiące fanów komiksów na świecie. „Batman V Superman: Świt Sprawiedliwości” to obraz ze wszech miar wyjątkowy i przełomowy. Pierwsze spotkanie Batmana i Supermana na dużym ekranie, pierwszy raz kiedy w filmie kinowym pojawia się Wonder Woman w wersji nieanimowanej i wreszcie: pierwsze wielkoekranowe aluzje do komiksowej drużyny superbohaterów zwanej Ligą Sprawiedliwości. Nic dziwnego, że jeszcze przed premierą obraz wywołał mnóstwo kontrowersji. Kontrowersje nie milkną i po premierze. W chwili, gdy piszę te słowa, serwis Rotten Tomatoes pokazuje, że tylko 28% recenzentów uznaje dzieło Zacka Snydera i spółki za udane. Wśród największych wad filmu wymienia się mnogość wątków, zbyt duży mrok i dłużącą się ekspozycję. A jak ja się na to wszystko zapatruję? Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym się z tymi zarzutami zgodził.
Posty
MANIAK W ROZPOCZĘCIU Są ludzie, którzy bardzo lubią szukać dziury w całym. Którzy bezlitośnie łowią wszelkie nielogiczności i niespójności w różnego rodzaju dziełach popkultury. I chwała im za to, bo czasem potrafią otworzyć oczy. Gorzej, jeśli robią to po to, by pokazać swoją wyższość i sprawić wrażenie, że mają monopol na rację (a potem jeszcze nawołują innych do podwyższenia standardów). Jeśli czytacie mój blog, to zdążyliście zauważyć, że podchodzę do wielu rzeczy bardzo entuzjastycznie. Mam już tak, że zamiast szukać dziury w całym, wolę szukać całego w dziurze. Lubię się zatrzymać nad tym, co na pierwszy rzut oka wydaje się nielogiczne i zastanowić, czy aby ta fabularna dziura z czegoś nie wynika i czy rzeczywiście dziurą jest. Ta notka powstaje właściwie z wielu powodów. Po pierwsze, to świetny czas, by powtórzyć sobie „Człowieka ze stali” — w końcu zaraz do kin trafia kontynuacja (w Stanach już trafiła). Po drugie, tekst jest okazją do tego, by pokazać, jak ja patrzę
MANIAK W ROZPOCZĘCIU W tym roku biję rekordy i jestem blogerem, który pisze swoje popkulturowe podsumowanie ubiegłego roku najpóźniej. Powodów jest kilka. Pierwszym jest oczywiście moje lenistwo: jak zwykle nie zabrałem się za przygotowania odpowiednio wcześnie, a tekstu do napisania było co niemiara. Drugi powód jest z kolei typowy dla maniaków takich jak ja. Pomyślałem bowiem, że takie podsumowanie byłoby idealną pięćsetną notką. By dotrzeć do takiej liczby tekstów musiałem popełnić w styczniu zaledwie kilka wpisów. Proces jednak — oczywiście — nieco przeciągnął się w czasie (tak, że mamy już marzec). Ale hej, w końcu Oscary — jakby nie patrzeć nagrody w jakiś tam sposób podsumowujące ubiegły rok — przyznano niecały tydzień temu, prawda (każde usprawiedliwienie jest dobre)? Ale do rzeczy. 2015 był dobrym rokiem, jeśli chodzi o popkulturowe doświadczenia, ale troszkę słabszym, jeśli chodzi o moją blogową produktywność. Tak czy siak, mam nadzieję, że w rozpoczętym już 2016 r
MANIAK NA POCZĄTEK Tak po prawdzie, to nigdy nie byłem szczególnie wielkim fanem serii „Mad Max”. Uwielbiał ją mój tata, zwłaszcza część drugą i scenę z puszką jedzenia dla psa. Mnie do wojownika szos jakoś szczególnie nie ciągnęło, ale cóż: kiedy tata pokazywał mi te filmy byłem li i tylko szczenięciem, jak to się mówi. W zeszłym roku szalony (czy może trafniejsze byłoby tu określenie „wściekły”?) Max przyciągnął mnie jednak do kin swoją czwartą częścią. Tym razem bez Mela Gibsona i z fabułą, która gdzieś tam delikatnie nawiązuje do poprzednich filmów, ale z grubsza podąża własnym torem. Swoisty nowy początek, na miarę naszych czasów. W dodatku wkurzający (jakąś totalnie abstrakcyjną) grupę facetów, chcących pielęgnować „prawdziwą męskość”, bo jak to: dlaczego tam tyle kobiet i dlaczego mają wiodące role? Taka reklama jest na wagę złota. Wziąłem więc w czerwcu mamę (tacie się nie chciało) i ruszyłem do kina. Z sali wyszedłem bardzo usatysfakcjonowany (mama też). Bo fajny by