MANIAK PISZE WSTĘP Umiarkowany sukces w Polsce, ale niebywały sukces poza jej granicami. Cichy, zrównoważony i spokojny, a jednocześnie wywołujący zagorzałe, zaognione dyskusje. Niezwykle skromny, lecz obsypany nagrodami. Niby osadzony w konkretnych realiach, a jednak o dość uniwersalnej wymowie. „Ida” to film, który trafnie zdają się charakteryzować takie właśnie paradoksy. Obraz Pawła Pawlikowskiego ("Ostatnie wyjście”, „Kobieta z piątej dzielnicy”), choć początkowo nie wywołał w kraju rozgłosu, to za sprawą licznych wyróżnień w świecie filmowym, jest od jakiegoś czasu na ustach większości Polaków, a zdobyty przez twórców Oscar jeszcze bardziej wzmożył dyskusje. Jaka tak naprawdę jest „Ida”? O czym ten film opowiada, jak został zrealizowany i czy to prostu dobra produkcja, którą warto zobaczyć?
Posty
MANIAK NA WSTĘPIE Wyjątkowy pomysł, konsekwencja w jego realizowaniu i niesamowity efekt — takimi krótkimi równoważnikami zdań można chyba wyrazić całą esencję „Boyhooda”. Pierwsze informacje o niesamowitym projekcie Richarda Linklatera („Przed wschodem słońca”, „Szkoła rocka”) pojawiły się jeszcze przed premierą na festiwalu Sundance i już wtedy wywierały duże wrażenie. Potem odbyły się premiery festiwalowe i te szersze, kinowe, a obraz zbierał same dobre recenzje (na portalu rottentomatoes.com ma obecnie 98% procent pozytywnych opinii przy średniej ocenie 9,3/10). Nic więc dziwnego, że kiedy w końcu nadszedł sezon nagród, „Boyhood” zgarnął ich mnóstwo: w tym Złotego Globa czy statuetkę BAFTA. Były też nominacje do Oscara, ale ostatecznie te najważniejsze wyróżnienia (statuetki za najlepszy film i reżyserię) powędrowały do „Birdmana”. Jakim ostatecznie „Boyhood” jest filmem i czy warto go obejrzeć?
MANIAK KLECI WSTĘP We wczorajszej recenzji jednej z nowszych animacji Studia Ghibli, „Kaguya-hime no monogatari”, wspomniałem, że powstała na podstawie dawnego japońskiego utworu, zatytułowanego „Taketori monogatari” (『竹取物語』), czyli „Opowieść o zbieraczu bambusów”. A co dokładnie kryje się za tym tytułem? „Taketori monogatari” uważana jest za najstarszą z tzw. monogatari , czyli pisanych prozą utworów, opowiadających o jakichś wydarzeniach. Wywodzi się z podań ludowych. Nie do końca wiadomo kiedy powstała, ale badacze wyznaczają pewne umowne ramy. Ze względu na wzmianki w późniejszych utworach umiejscawiają okres napisania tej opowieści najpóźniej na początku X wieku, ale z różnych względów skłaniają się raczej, by uznać, że dzieło powstało pod koniec wieku IX. Nieznany jest też sam autor — w dawnej Japonii nie było zwyczaju, by to, co się stworzyło, podpisywać.
MANIAK PISZE WSTĘP まわれ めぐれ めぐれよ 遥かなときよ めぐって 心を 呼びかえせ めぐって 心を 呼びかえせ 鳥 虫 けもの 草 木 花 人の情けを はぐくみて まつとしきかば 今かへりこむ Nadejdź, przybądź Odległy czasie. Przybądź i przywołaj serce z powrotem. Przybądź i przywołaj serce z powrotem. Ptaki, owady, zwierzęta, Trawy, drzewa, kwiaty Wywołajcie poruszenie. Jeśli usłyszę, że czekasz przy sosnach, od razu powrócę. Czasami, kiedy oglądamy pewien film (a zresztą nie tylko filmów to dotyczy), dość szybko przekonujemy się o tym, że trafiliśmy na dzieło wyjątkowe, które od pierwszego momentu porywa i porusza, a po seansie nie możemy przestać o nim myśleć. Takim filmem jest „Kaguya-hime no monogatari” (『かぐや姫の物語』) — animacja, która niemal od samego początku zachwyca inteligentną treścią, znakomitą formą i fantastycznym wykorzystaniem materiału źródłowego.
FILMY Oscary 2015 Odbyła się osiemdziesiąta siódma ceremonia wręczenia Oscarów. Na sam początek lista zwycięzców wraz z krótkimi komentarzami: WYSTĘP AKTORA W ROLI DRUGOPLANOWEJ: J. K. Simmons za występ w filmie „Whiplash”. Bez niespodzianki. Simmons zgarnął już serię nagród za tę rolę. Bardzo ładne były jego podziękowania, w których zwrócił się do widzów, by pamiętali o swoich matkach. OSIĄGNIĘCIE W DZIEDZINIE PROJEKTU KOSTIUMÓW: „Grand Budapest Hotel”: Milena Canonero. W tej kategorii spodziewałem się raczej tryumfu Coleen Atwood za „Tajemnice lasu”, ale wygrana „Grand Budapest Hotel” tak czy siak nie dziwi, a nagroda jest jak najbardziej zasłużona.
MANIAK WE WSTĘPIE Zawsze, kiedy oglądam adaptację filmową jakiegoś dzieła, lubię z bliska przyjrzeć się wszelkim zmianom, jakie z różnych względów wprowadzili twórcy. Nie po to żeby z miejsca je przeklinać i znajdować kolejne dowody wspierające tezę „oryginał jest zawsze lepszy”, ale po to, by zrozumieć decyzje podjęte przez twórców i spojrzeć na skutki tych decyzji z trochę innej strony. Często jestem leniwy i choć sporo rzeczy udaje mi się wyłapać samemu, to lubię też spojrzeć na gotowe zestawienia. W przypadku „Tajemnic Lasu” postanowiłem trochę potrenować głowę i przygotować takie zestawienie samemu. I powiem Wam, że świetnie się przy tym bawiłem (po raz kolejny nucąc utwory z musicalu). Dlatego mam nadzieję, że dla Was czytanie tej notki również będzie miłą zabawą.
MANIAK NA POCZĄTEK Sceniczną wersję „Into the Woods” (ochrzczonego u nas „Tajemnicami lasu”) oglądałem dość niedawno (chwała temu, kto wymyślił „American Playhouse” i przygotował profesjonalne nagranie przedstawienia w 1991 roku), w ramach przygotowania do seansu filmowej wersji. Nie przeszkodziło to żebym od razu się zakochał — „Into the Woods” z miejsca stał się moim ukochanym musicalem. Z taką świeżą miłością i wciąż grającymi w głowie piosenkami (Stephen Sondheim ma tę umiejętność tworzenia utworów, które łapią za ręce i już nigdy nie puszczają) zasiadłem do filmowej wersji „Into the Woods” Roba Marshalla. Liczyłem oczywiście na dobrze zagraną i zaśpiewaną oraz inteligentną i wierną (oczywiście na ile się da, bo zdaję sobie sprawę, że to, co sprawdza się w teatrze, nie zawsze sprawdza się w kinie) adaptację tego musicalu na potrzeby dużego ekranu. Czy wyszło?
FILMY Dwayne Johnson o „Shazamie” Dwayne Johnson, udzielając wywiadu magazynowi Total Film , opowiedział o nadchodzącym „Shazamie”. Zapytany o kierunek, jaki obiorą scenarzyści pisząc jego postać, Black Adama, aktor potwierdził, że będzie to bardziej anty-bohater, niż jednoznaczny czarny charakter: Myślę, że Black Adam ostatecznie stanie się anty-bohaterem. Cały scenariusz jest napisany w duchu komiksów; tak, by je uszanować i złożyć im hołd. Jak wiadomo, Black Adam był na początku niewolnikiem. Kiedy dostał swe moce, zrobił z nich użytek. Potem, z powodu tych mocy, dzieje się tragedia, co psychologicznie wpływa na jego uczucia i ton. Johnson wypowiedział się także na temat tego, czy „Shazam” będzie powiązany z pozostałymi filmowymi produkcjami DC Ustaliliśmy, że wszystkie te światy są ze sobą połączone… Któregoś dnia zobaczymy jak Black Adam mierzy się z Supermanem lub Batmanem, czy innymi bohaterami DC. Z drugiej strony, Black Adam jest też d
MANIAK NA POCZĄTEK „Wielka Szóstka” dostarczyła mi sporo zabawy nie tylko z powodu całkiem niezłej fabuły oraz olśniewających elementów wizualnych, ale także z powodu mnogości wszelkiego rodzaju smaczków, nawiązań i mrugnięć okiem do fanów. Czego w tym filmie nie ma! Ukłony w stronę klasycznych animacji Disneya i obowiązkowe ukryte Myszki Miki, odwołania do komiksów… Ale o ile te dość łatwo można odnaleźć samemu albo z pomocą licznych filmików i artykułów w Internecie, to problem może być z trzecią kategorią, czyli nawiązaniami do Japonii i japońskiej kultury. I właśnie dlatego postanowiłem kilka z nich Wam przybliżyć. Oczywiście absolutnie nie wyczerpuję tu tematu, więc jeśli sami coś ciekawego zauważyliście, a mnie to umknęło, to zapraszam do podzielenia się spostrzeżeniami w komentarzach.
MANIAK ZACZYNA „Wielka szóstka” nie wywoływała u mnie z początku ekscytacji. Podchodziłem do niej raczej sceptycznie. O filmie dowiedziałem się podczas któregoś sprawdzania listy pełnometrażowych animacji od Walt Disney Animation Studios na Wikipedii (sprawdzam ją co jakiś czas, żeby odhaczyć obejrzane pozycje i zobaczyć, co jest aktualnie przygotowywane). Sam pomysł oparcia projektu na mało popularnym komiksie ze stajni Marvela (tytuł nie miał zbyt wielu zwolenników, pojawiły się tylko dwie krótkie miniserie, a grupa zaliczyła poza tym kilka gościnnych występów) nie wydał mi się szczególnie ciekawy. Ale jak to oczywiście zwykle bywa, potem docierało do mnie coraz więcej informacji i wraz z nimi moje głupie, uprzedzone, negatywne nastawienie zaczęło się zmieniać. Okazało się, że twórcy mają ciekawy pomysł na miejsce akcji (połączenie Tokio i San Francisco), do komiksów jedynie delikatnie nawiążą i opowiedzą raczej oryginalną historię, do tego bohaterowie będą zróżnicowani
FILMY BAFTA — wyniki Wczoraj odbyła się ceremonia rozdania filmowych nagród BAFTA. Oto jej wyniki: Najlepszy scenariusz adaptowany w 2015 roku: „Teoria wszystkiego” Anthony McCarten Najlepszy aktor pierwszoplanowy w 2015 roku: Eddie Redmayne „Teoria wszystkiego” Najlepszy film animowany w 2015 roku: „Lego: Przygoda” Phil Lord, Christopher Miller Najlepsza aktorka pierwszoplanowa w 2015 roku: Julianne Moore „Still Alice”
MANIAK NA WSTĘPIE Do lektury ósmego numeru dziesiątego sezonu „Buffy” zasiadałem z niemałą ekscytacją. Już na poziomie zapowiedzi wiadomo było, że twórcy zaserwują początek wyjątkowej historii. Miała to być wielka, nostalgiczna podróż w przeszłość dla wszystkich fanów serialu; coś na co od dawna czekali i co miało dosłownie przyspieszyć ich bicie serca. I wprawić w stan absolutnej, fanowskiej euforii. Dlaczego? Cóż, powód jest tak naprawdę prozaiczny. W tym numerze twórcy mieli bowiem na chwilę porzucić San Fransisco (dokąd członkowie Scooby Gangu przeprowadzili się w sezonie dziewiątym) i powrócić do miejsca w którym wszystko się zaczęło; miejsca, które przez lata odwiedzaliśmy, zasiadając do kolejnych odcinków serialu. Mowa oczywiście o Sunnydale. Czy twórcom udało się uczynić tę podróż atrakcyjną?
MANIAK WE WSTĘPIE Historia opowiadana na łamach „The Star Wars”, czyli komiksu opartego na pierwszej wersji scenariusza do „Gwiezdnych Wojen” George’a Lucasa (znacznie różniącego się od ostatecznej wersji „Nowej Nadziei”, którą znamy), wkracza w piątym numerze w ostatni akt. Twórcy serwują więc mnóstwo ekscytującej akcji, klarują się relacje pomiędzy wszystkimi bohaterami i wreszcie jasno stawiają cele, jakie ci bohaterowie chcą osiągnąć. Przed czytelnikami pozostają więc (łącznie z tym) cztery numery do końca, a choć na ich łamach jeszcze sporo może się wydarzyć, to można już się domyślić, dokąd zmierza fabuła. Czy zatem wstęp do nieubłaganie zbliżającego się ostatniego etapu opowieści jest tak dobry i wciągający jak to co pokazano dotychczas? I czy dostarcza tylu emocji i przeżyć co pokochane przez rzesze fanów filmy?
MANIAK PISZE WSTĘP W 2011 roku odbywa się konkurs na najlepszą historię, która miałaby posłużyć jako podstawa scenariusza filmu, nawiązującego do powstania wielkopolskiego. Konkurs wygrywa Łukasz Barczyk ze swoją „Hiszpanką”. Rok później komisja powołana przez Polski Instytut Sztuki Filmowej decyduje o przyznaniu projektowi Barczyka dofinansowania w wysokości 2 000 000 zł. Jednym z członków komisji jest Paweł T. Felis, (nie)sławny krytyk filmowy, często mający pretensje do reżyserów filmów rozrywkowych, że ich dziełom brak artyzmu; do tego mający bardzo burzliwą relację z tzw. „piątą gwiazdką”. „Hiszpanka” wchodzi do kin na początku 2015 roku i od razu zostaje niemal jednogłośnie zmiażdżona przez krytyków. Niemal, bo jest i kilka głosów pozytywnych — w tym ten, który należy do recenzenta, współpracującego m.in. z Gazetą Wyborczą. Ma on na nazwisko Felis…
MANIAK W ROZPOCZĘCIU Dzisiejsze podsumowanie zaczynam nietypowo. Jeśli czytaliście moje podsumowanie roku , to pamiętacie pewnie, że obiecywałem powrót do idei miesięcy tematycznych. A ponieważ właśnie rozpoczął się nowy miesiąc, uznałem, że właśnie teraz jest dobra pora na to by zapoczątkować pierwszy z nich. A jaki będzie temat? Cóż, ci którzy siedzą w popkulturze chyba się domyślają – Oczywiście będzie oscarowo. A co to oznacza? Na pewno będziecie mogli spodziewać się recenzji filmów nominowanych w różnych kategoriach (nie tylko Najlepszy Film), a każdej z nich będzie towarzyszył jakiś artykuł, który do danej produkcji nawiąże. A po 22 lutym będą rzecz jasna wrażenia z gali w kolejnym podsumowaniu tygodnia. Oczywiście Ci, którzy czekają na analizy „OUAT” oraz inne teksty też się doczekają. Oscary nie zdominują bloga całkowicie! Ponadto, zachęcam każdego, kto zechce, do wspólnej zabawy.
MANIAK NA WSTĘPIE Długo się przymierzałem do komiksu „Serenity: Leaves on the Wind” — mimo, że w zeszłym roku określiłem miniserię jako tę, na którą najbardziej czekam. Po przedwczesnym zakończeniu absolutnie genialnego „Firefly” oraz po filmie „Serenity” cierpiałem na bardzo wielki głód dalszych przygód Mala Reynoldsa i jego załogi. Głód, którego nie gasiły powtórne seanse oraz wydane przed „Leaves on the Wind” serie. Z drugiej strony, miałem dość sporo obowiązków i jakoś tak ciągle lekturę z ich powodu odkładałem. No, ale w końcu sięgnąłem do mojego wielkiego pudła ze stale przybywającymi zeszytami komiksów, wyciągnąłem pierwszy numer i… nie mogłem się już oderwać. „Leaves on the Wind” różni się dość sporo od poprzednich, autoryzowanych przez Jossa Whedona komiksów w świecie „Firefly” — przede wszystkim dlatego, że jest to pierwsza seria osadzona po wydarzeniach z filmu „Serenity”, a autor scenariusza zajmuje się przede wszystkim następstwami działań bohaterów w obrazie.