Maniak inaczej #58: Łatanie dziur, czyli dlaczego "Człowiek ze stali" nie jest złym filmem

MANIAK W ROZPOCZĘCIU


Są ludzie, którzy bardzo lubią szukać dziury w całym. Którzy bezlitośnie łowią wszelkie nielogiczności i niespójności w różnego rodzaju dziełach popkultury. I chwała im za to, bo czasem potrafią otworzyć oczy. Gorzej, jeśli robią to po to, by pokazać swoją wyższość i sprawić wrażenie, że mają monopol na rację (a potem jeszcze nawołują innych do podwyższenia standardów).
Jeśli czytacie mój blog, to zdążyliście zauważyć, że podchodzę do wielu rzeczy bardzo entuzjastycznie. Mam już tak, że zamiast szukać dziury w całym, wolę szukać całego w dziurze. Lubię się zatrzymać nad tym, co na pierwszy rzut oka wydaje się nielogiczne i zastanowić, czy aby ta fabularna dziura z czegoś nie wynika i czy rzeczywiście dziurą jest.
Ta notka powstaje właściwie z wielu powodów. Po pierwsze, to świetny czas, by powtórzyć sobie „Człowieka ze stali” — w końcu zaraz do kin trafia kontynuacja (w Stanach już trafiła). Po drugie, tekst jest okazją do tego, by pokazać, jak ja patrzę na fabułę filmu i jak rozumiem pewne kwestie, które na pierwszy rzut oka wydają się niespójne. Po trzecie, to odpowiedź na kilka różnych tekstów i filmików, których autorzy starali się pokazać, co w „Człowieku ze stali” nie gra. Ja chcę spojrzeć z drugiej strony i zastanowić się nad tym, czy jednak od którejś strony to wszystko gra. A jeśli tak, to jakie rozumowanie za tym stoi.
I żeby było jasne — to tylko moja opinia i nie mam absolutnie zamiaru nikogo do moich racji przekonywać. Ba, niektóre moje argumenty pewnie wydadzą się niektórym naciągane. I od tego macie komentarze — chętnie podyskutuję.

MANIAK ŁATA DZIURY


ZARZUT NR 1: Władze Kryptona są niezwykle bierne i nic nie robią sobie z zagrożenia zagładą planety.


Wydaje mi się, że to duże uproszczenie. Owszem, kiedy spotykamy Radę na samym początku filmu, jej członkowie nie wydają się szczególni aktywni. Musimy jednak pamiętać, jak władze planety funkcjonują. A żeby to zrozumieć, należałoby się cofnąć jeszcze do założeń funkcjonowania jej całego społeczeństwa.
Krypton działa na nieco utopijnych zasadach, wedle których każdy obywatel ma przypisaną określoną pulę genów przez tzw. kodeks (który później staje istnym mcguffinem filmu). W ten sposób każdy obywatel zostaje przeznaczony do konkretnego celu i odgrywa w społeczeństwie konkretną rolę. Można więc bezpiecznie założyć, że osoby sprawujące na Kryptonie władzę były do tego genetycznie — wybaczcie to określenie — skrojone. Łatwo można sobie taką pulę genów wyobrazić: osoby sprawujące władzę muszą mieć przede wszystkim umiejętności przywódcze i odznaczać się zdecydowaniem w realizacji swoich celów. Tym, czego nie da się genetycznie zaprogramować, są oczywiście poglądy.
I tu dochodzimy do kolejnej rzeczy. W którymś okresie władze planety — niekoniecznie obecne, być może poprzednie — uznały, że należy zarzucić program eksploracji kosmosu — prawdopodobnie dlatego, że nie przynosił wymiernych korzyści. To była pierwsza zła decyzja. Drugą, była eksploatacja jądra planety w związku z wyczerpaniem surowców. Działania przyczyniły się do pogorszenia stanu planety, czego władze nie zdołały przewidzieć. Tak to już jest ze złymi decyzjami politycznymi — czasem ich skutki widoczne są wtedy, gdy jest już za późno.
Mamy więc sytuację w której planeta chyli się ku upadkowi, a jednocześnie nie jest możliwe, by ewakuować ludność, ponieważ wstrzymano program kosmiczny. Nie jest to jednak sytuacja, w której Rada pozostaje bierna, co udowadnia de facto już pierwsza scena z jej udziałem, w której rządzący rozmawiają z Jor-Elem w celu wspólnego odnalezienia wyjścia z kryzysu.
Rada zresztą udowadnia, że nie jest tylko siedzącą na tronach grupą starców także później, kiedy w odpowiednim czasie reaguje i neutralizuje Zoda i wiernych mu ludzi.

ZARZUT NR 2: Kiedy dochodzi do walki Zoda i Jor-Ela, panowie walczą wręcz pomimo zaawansowanej technologii.


Nie jest to wbrew pozorom jakieś dziwne widzimisię Zoda i Jor-Ela, a wynik obranej strategii. Kiedy nasz narwany generał znienacka rzuca się na szlachetnego kryptońskiego naukowca, najpierw stara się go rozbroić, by w ten sposób przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Jor-El nie daje jednak za wygraną i również wytrąca broń z rąk przeciwnika. Dalej panowie rzeczywiście walczą wręcz, ale jest to przecież uzasadnione.

ZARZUT NR 3: Wysłanie Zoda i jego ludzi do Strefy Widmo jest w obliczu zagłady Kryptona krokiem mało sensownym.



Mało sensowne byłoby też trzymanie niebezpiecznego przestępcy, który dokonał zamachu stanu, na planecie, nawet jeśli tej zostało niewiele czasu. Zod i jego ludzie zostali skazani za ciężkie przestępstwo i zgodnie z przyjętym na Kryptonie prawem, przewidziano za takie czyny konkretne kary. W gruncie rzeczy musimy też pamiętać, że tak naprawdę nie wiemy, czy na Kryptonie istniały tradycyjne więzienia — być może zrezygnowano z nich po odkryciu Strefy Widmo?
Pozostaje oczywiście jeszcze kwestia tego, że wybuch Kryptona uwolnił Zoda i jego pobratymców ze Strefy, ale chyba wydaje się oczywistym fakt, że nikt tej ewentualności nie był w stanie przewidzieć, bo i też nigdy na Strefę Cienia nie zadziałała tak olbrzymia siła.

ZARZUT NR 4: Wsadzenie noworodka do pędzącego z ogromną prędkością statku kosmicznego nie jest zbyt dobrym pomysłem.


Owszem. Ale pamiętajmy, że Clark nie jest ziemskim noworodkiem, a statek kosmiczny Jor-Ela korzysta z nieznanej nam technologii. Dlatego — choć brzmi to nieco naciąganie — nie powinniśmy rozpatrywać tego problemu w kategoriach ziemskich i gdzieś tam uwierzyć, że ojciec Kal-Ela dostosował jego transport tak, by dziecku nic się nie stało (bo i nic mu się nie stało).

ZARZUT NR 5: Nauczycielka klasy młodego Clarka jest nieodpowiedzialna i niewrażliwa, ponieważ kiedy chłopiec zamyka się w schowku, kobieta zabiera ze sobą całą klasę i w ten sposób wystawia Clarka na ostracyzm.


Problem w tym, że nauczyciel odpowiada za bezpieczeństwo swoich uczniów i nie może ich na dłuższy czas pozostawić samych. Zanosiło się na to, że kryzys z Clarkiem potrwa dłużej, dlatego pani nauczycielka nie mogła postąpić inaczej.

ZARZUT NR 6: Jonathan wyraźnie karci Clarka za ratowanie ludzi, choć jego obawy nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.


Zacznijmy od tego, skąd wzięły się poglądy Jonathana. Mężczyzna ma przede wszystkim na względzie dobro własnego syna. Doskonale wie, co by się stało, gdyby istnienie Clarka wyszło na jaw: prawdopodobnie pojawiłby się rząd, który Clarka by zabrał w celu przeprowadzania na nim eksperymentów. Społeczeństwo byłoby zaś przerażone, a to przerażenie z czasem zmieniłoby się w nienawiść — wielu z nas doskonale doznało takiej reakcji na inność na własnej skórze. Działania Jonathana są więc oparte na takiej prostej logice — on chce po prostu bezpieczeństwa własnego syna. Dalsza część filmu potwierdza w części jego obawy: tuż po przybyciu Zoda, rząd za wszelką cenę chce dojść do Clarka, a społeczeństwo jest sytuacją zaniepokojone. Nie zmienia się to również po walce z Zodem, czego dowodem jest scena z dronem. Zresztą: zanosi się też na to, że te wszystkie niepokoje zostaną jeszcze mocniej wyrażone w kontynuacji.

ZARZUT NR 7: Jonathan Kent wywiera na Clarku ogromną presję, pokazując mu statek.


Wydaje mi się, że takie spoglądanie na tę scenę to delikatne nadużycie, które może wynikać z przeoczenia kluczowej kwestii. Owszem, Jonathan używa wielkich słów („Stanowisz odpowiedź synu. Odpowiedź na pytanie: «Czy jesteśmy sami we wszechświecie?»), ale co dzieje się potem? Clark pyta: „Czy mogę po prostu nadal udawać, że jestem twoim synem?”, na co Jonathan jednoznacznie odpowiada: „Jesteś moim synem”. I te kilka słów świetnie tę rozmowę sprowadza na ziemię, a ponadto umacnia relację Clarka i Jonathana.

ZARZUT NR 8: Nikt nie zniszczyłby ciężarówki obcego faceta, tylko w reakcji na jego bucerę. Poza tym, dlaczego nikt w barze tego nie usłyszał?


Racja — nikt nie zniszczyłby ciężarówki obcego faceta, bo nikt nie ma nadludzkiej siły. Ale przynajmniej spuściłby mu powietrze z opon. Clark musiał jakoś dać ujście swojej złości i dać nauczkę temu, kto obraził jego i jego współpracownicę.
Co do drugiej kwestii — tu niestety musimy posiłkować się sceną usuniętą oraz powieścią na podstawie filmu. Jak wynika z obu tych źródeł, tuż po wyjściu Clarka z baru, zespół grający tam koncert zaczyna dawać dość ostro czadu. Głośna muzyka zagłusza więc dźwięk deformowania ciężarówki, umożliwiając Clarkowi dokonanie zemsty.

ZARZUT NR 9: To niemożliwe, by Lois tak łatwo dostała się do bazy wojskowej.


Zanim przejdziemy do Lois, to zwróćmy uwagę na to, że sytuacja z tajemniczym odkryciem w kole podbiegunowym nie była sytuacją utajnioną. Wręcz przeciwnie — o odkryciu media trąbiły jeszcze zanim wojsko całą bazę założyło. To właśnie z mediów o sytuacji dowiedział się Clark. Lois zapewne również. A ponieważ jest dziennikarką o wielu dojściach (plus: w komiksach jej ojcem jest generał Sam Lane — wysoko postawiony w amerykańskiej armii), możemy założyć, że udało jej się wywalczyć materiał na wyłączność. A że go walczyła, wiemy już z samych dialogów, Lois bowiem mówi: „Jestem tu, bo to ziemia kanadyjska i sąd odrzucił wniosek o nie wpuszczenie mnie do bazy.” Prosta sprawa, wystarczy się po prostu wsłuchać.

ZARZUT NR 10: To niemożliwe, by Lois tak łatwo wymknęła się w nocy z bazy.


Zarzut ten niejako łączy się z poprzednim, ponieważ znów trzeba tu wrócić do samych okoliczności przybycia Lois do bazy. Dziennikarka miała zapewniony materiał na wyłączność, a także (sądowo!) swobodne poruszanie się po terenie. Żołnierze zgodnie z decyzją sądu nie mogli więc ograniczać jej ruchów i pilnowali zapewne tylko obrzeża bazy (by nikogo nie wpuścić), a także — co widać w późniejszej scenie — monitorowali wykrytą anomalię.

ZARZUT NR 11: To niemożliwe, by Lois tak łatwo dotrzymała kroku Clarkowi i wspięła się tam, gdzie on.


Uch, jak bardzo seksistowski jest ten zarzut... Lois Lane nie powinna się wspinać i nie ma prawa dogonić (zauważmy, że jednak po dłuższym czasie) żmudnie topiącego lód Clarka, bo jest kobietą? Proponuję zrewidować poglądy. Mamy 2016 rok.

ZARZUT NR 12: Laser, który na Kryptonie zabijał, a Supermana na ziemi zranił do krwi, Lois ledwie drasnął.


Powiedzmy sobie od razu: to wcale nie było uderzenie laserem, jak na Kryptonie, ale macką. Poza tym robot wcale jej ledwie nie drasnął, a poważnie zranił (i przy okazji odbił od ściany) — na tyle poważnie, że gdyby nie interwencja Clarka, to dziennikarka prawdopodobnie by zginęła. Różnica odniesionych obrażeń była w tym przypadku ogromna. Zresztą trzeba też obalić mit, że kryptońska technologia zyskuje na Ziemi moc — to nieprawda. Tak się dzieje tylko z żywymi Kryptończykami.

ZARZUT NR 13: Mimo że Lois doskonale udokumentowała swój materiał, Perry White nie chce go opublikować.


Bo jest nastawiony sceptycznie do historii o kosmicie i obiekcie pozaziemskim (mimo kilku zeznań świadków)? A do tego boi się konsekwencji ze strony rządu? To naprawdę takie dziwne?

ZARZUT NR 14: Scenarzyści, zamiast pokazać, jak dobrą dziennikarką jest Lois, wkładają to w jej usta.


Po pierwsze: jeśli przylot do bazy w Kanadzie, wspinaczka i narażanie się na utratę życia nie jest oznaką niezwykłej determinacji, poświęcenia i oddania sprawie, a co za tym idzie: fantastycznego dziennikarstwa, to zgoda: scenarzyści nie pokazują, jak dobrą dziennikarką jest Lois.
Po drugie: wyobraźmy sobie, że mamy na koncie nagrodę Pulitzera — może nawet kilka — i naczelny nie chce opublikować naszego artykułu, bo jest co do niego sceptycznie nastawiony. Jakiego argumentu używamy? Bo ja bym wykrzyczał takiemu naczelnemu w twarz, że ja tu wygrywam Pulitzery, a on mnie nie chce publikować. Ale to może tylko ja.

ZARZUT NR 15: Choć statek zwiadowczy znaleziony w Kanadzie został wysłany z Kryptona tysiące lat temu, znajduje się w nim strój z symbolem rodu El, który w dodatku doskonale pasuje na Clarka.


Sytuację tę w jakiś sposób wyjaśnia oficjalny komiks, będący prequelem filmu. Został on napisany przez Sterlinga Gatesa na podstawie materiałów Davida Goyera, Zacka Snydera oraz Geoffa Johnsa. Przedstawiono w nim okoliczności, w jakich statek trafił na ziemię. Jak się okazuje, całej ekspedycji przewodniczyła Kara Zor-El (tutaj przodkini Jor-Ela, a w komiksach znana jak Supergirl), a więc obecność stroju akurat z symbolem rodu El nie powinna dziwić. Ciężej wyjaśnić jest magiczne dopasowanie do ciała Clarka, ale w gruncie rzeczy nie wiadomo dokładnie jak kryptońskie ubrania się zachowują — może nie są szyte na miarę, a same dopasowują się do postury noszącego?

ZARZUT NR 16: Dawni Kryptończycy przylecieli na ziemię i zamiast ją skolonizować lub też zdecydować się na powrót na rodzinną planetę, postanowili zginąć na statku.


Tę sytuację też wyjaśnia komiks. Załoga statku została w nim zamordowana przez niejakiego Dev-Ema, który wdarł się na pokład. Przeżyć udało się jedynie samej Karze i kto wie — być może w filmach pojawi się jeszcze jakieś do niej nawiązanie.

ZARZUT NR 17: W filmie wyraźnie zaznaczono, że atmosfera ziemska jest niezbędna, by moce Supermana w pełni funkcjonowały, a mimo to widzimy, jak bohater lata w przestrzeni kosmicznej, gdzie tej atmosfery brakuje.


Tak. I powiem więcej: jego moce działają nie tylko w przestrzeni kosmicznej, ale też pod wodą i w płonącej platformie wiertniczej, gdzie też nie ma typowo ziemskiej atmosfery. To jak to w końcu jest?
Otóż cały problem tkwi w tym, że zarzut ten został oparty na nadinterpretacji wypowiedzi Jor-Ela. Bohater w jednej ze scen zwraca się do syna następującymi słowami:
Twoje komórki pochłonęły promieniowanie Słońca, co wzmocniło mięśnie, skórę i zmysły. Grawitacja Ziemi jest słabsza, ale jej atmosfera o wiele bardziej ci sprzyja. Stałeś się tu silniejszy, niż się kiedykolwiek mogłem spodziewać.
Wypowiedź ta podkreśla, co prawda, rolę ziemskiej atmosfery, która pomogła w rozwoju umiejętności Clarka, jednak nigdzie nie jest powiedziane, że jest ona czynnikiem niezbędnym, warunkującym moc bohatera. Czynnikiem tym jest promieniowanie słoneczne. Zauważa to także kryptoński naukowiec, który mówi „Siła, którą masz dzięki wystawieniu ziemi na Słońce, została zneutralizowana na naszym statku.” I tu dochodzimy do drugiej sprawy.
Wiemy już, że atmosfera ziemska nie jest czynnikiem warunkującym moce Supermana. Moce te działają zarówno w normalnych ziemskich warunkach, jak i pod wodą, w płonącej platformie wiertniczej oraz w przestrzeni kosmicznej i są oparte na promieniowaniu słonecznym. Ale jedna rzecz może te moce zablokować: atmosfera Kryptonu. Jeśli odtworzyć warunki, jakie panowały na rodzimej planecie Supermana, to warunki te zadziałają na bohatera negatywnie, neutralizując wchłonięte przez komórki jego ciała promieniowanie Słońca. Innymi słowy: atmosfera kryptońska działa nieco jak kryptonit w komiksach i osłabia bohatera, ale jednocześnie atmosfera ziemska nie jest czynnikiem warunkującym istnienie u niego mocy (a jest nim promieniowanie słoneczne).

ZARZUT NR 18: Martha Kent bezmyślnie opowiada Lois Lane wszystko, co wie.


To oczywiście bardzo duża nadinterpretacja. Co tak naprawdę widzimy w filmie? Lois zjawia się przed drzwiami Marthy i mówi, że chce porozmawiać. Cięcie i przenosimy się na cmentarz w Smallville, gdzie dziennikarka znajduje Clarka. Nic, absolutnie nie wskazuje na to, że Martha zdradziła jakąkolwiek tajemnicę Clarka. Możemy jedynie wywnioskować, iż powiedziała coś, co pokierowało Lois na cmentarz i równie dobrze mogło to być: "Poszukaj na cmentarzu".

ZARZUT NR 19: Nagłe pojawienie się tornado na drodze jest raczej nierealistyczne.


Po pierwsze: żadne zjawisko pogodowe nie jest w 100% przewidywalne i nawet tornado może zaskoczyć znienacka. Po drugie: tornado porusza się z ogromną prędkością, więc jak najbardziej mogło pojawić się na prostej drodze nagle. A po trzecie: jeśli przyjrzymy się dokładnie, to było ono w dość wczesnej fazie powstawania, kiedy bohaterowie się na nie natknęli.

ZARZUT NR 20: Jonathan ryzykuje swoje życie dla psa, a potem bezmyślnie ginie, choć wystarczyłaby szybka pomoc Clarka.


Wyobraźcie sobie, że macie zwierzątko. Zwierzątko znalazło się w niebezpiecznej sytuacji. Zwierzątku można teoretycznie łatwo pomóc i razem z nim się uratować. Co robicie?
Jonathan postanowił uratować psa. Teoretycznie było to bardzo proste. Wystarczyło otworzyć drzwi auta, wypuścić czworonoga i razem z nim uciec w bezpieczne miejsce. Nie przewidział jednak kilku czynników, które doprowadziły do jego zguby, ale cóż: nie da się dokonać racjonalnej analizy w tak bardzo podbramkowej sytuacji. Dlaczego jednak Jonathan postanawia zginąć i rezygnuje z pomocy Clarka?
Odpowiedź brzmi oczywiście dość prosto: ze strachu. Jonathan kocha swojego syna i chce przede wszystkim jego dobra. Cała retrospekcja dzieje się w okresie, kiedy Clark ma 17 lat — całe życie jeszcze przed nim. Ujawnienie się w takim momencie (a ujawnić by się musiał, ponieważ nie miał jeszcze superprędkości — tę zyskał dopiero z umiejętnością latania, co potwierdza sekwencja na platformie wiertniczej czy scena kradzieży ubrań) mogło być katastrofalne w skutkach i pociągnąć za sobą mnóstwo konsekwencji, w tym te, o których wspominałem, kontrargumentując zarzut nr 6. Jonathan odchodzi więc przekonany, że robi to w słusznym celu — chroniąc młodego syna, który jeszcze wiele będzie mógł w swym życiu dokonać; wierząc, że świat nie jest jeszcze na Clarka gotowy.

ZARZUT NR 21: Superman nic nie robi sobie z rozmowy z Jor-Elem i zamiast dążyć do tego, by stać się takim, jak jego ojciec zechciał, bohater wraca sobie do rodzinnego Smallville.


Clark podróżował po całym świecie, pomagając po drodze wielu różnym ludziom (choćby na platformie wiertniczej). Potem wreszcie dowiedział się o swoim pochodzeniu. I co miał zrobić? Latać po świecie i obwieszczać, jakim to wspaniałym jest bohaterem? Nie wolno mu było zachować się bardziej... po ludzku? Wrócić do matki, opowiedzieć jej o swoim odkryciu, poradzić się jej, spędzić z nią czas? Dla mnie to nie jest dziwne zachowanie.

ZARZUT NR 22: Kryptończycy dysponowali zaawansowaną technologią, wielokrotnie przewyższającą tę ziemską. Mimo to, sygnał, który wysyła Zod na Ziemię, wygląda raczej żałośnie.


Z jednej strony racja, z drugiej można by się temu przyjrzeć od drugiej strony i wziąć pod uwagę, że — jakkolwiek zaawansowana — kryptońska cywilizacja wciąż była obcą cywilizacją. Trudno oczekiwać, by obca cywilizacja wytworzyła technologię, która idealnie zsynchronizowałaby się z naszymi ludzkim standardami transmisji obrazu. Już sam fakt, że Zodowi w ogóle udaje się coś przesłać na ziemskie odbiorniki, świadczy o zaawansowaniu tej technologii — pal licho jakość przesyłanego sygnału.

ZARZUT NR 23: Świat jest wobec żądań Zoda bezkrytyczny i w ogóle nie zastanawia się, kogo generał ma na myśli.


Ok, może oglądałem zupełnie inny film, ale mnie się wydaje, że jednak reakcja świata jest zgoła inna. Tu i ówdzie prezentowane są przecież przerażone grupki społeczeństwa, potem do akcji wkraczają agencje rządowe i wojsko, a w międzyczasie rozpoczyna się medialne szaleństwo. Jeśli tak wygląda brak krytyki i zastanowienia — to w porządku, przyznaję rację.

ZARZUT NR 24: Na podstawie medialnej wypowiedzi mężczyzny zupełnie bez znaczenia, Lois Lane zostaje aresztowana.


To nie był ktoś kompletnie bez znaczenia, ale Woodburn — autor strony internetowej, któremu wcześniej Lois przekazała artykuł o Clarku. I choć Lois nie wyraziła się o owej stronie pochlebnie, to można założyć, że miała wielu wiernych czytelników (jak to zwykle w przypadku takich serwisów bywa), więc sam Woodburn takim zupełnie nikim nie był. A skoro już rzucił podejrzenie na Lois, FBI nie mogło tego nie sprawdzić.

ZARZUT NR 25: Cała ta symbolika mesjańska i religijna otoczka wokół Supermana jest zupełnie nietrafiona.


To oczywiście kwestia niezwykle subiektywna i rozumiem, że przyrównywanie postaci Kal-Ela do Jezusa może nie trafić w czyjeś gusta. Nie należy jednak zapominać, że Superman był związany w jakiś sposób z religią od początków swojego istnienia. Pierwsze komiksy i cała historia z wysłaniem go w lepsze, bezpieczniejsze miejsce wprost nawiązywały przecież do biblijnej opowieści o Mojżeszu. Poza tym, widoczne w filmie aluzje do życia Jezusa są — jeśli się im bliżej przyjrzeć — bardzo ciekawe i pozwalają spojrzeć na postać Supermana z zupełnie innego punktu widzenia. Ale to też oczywiście kwestia niezwykle subiektywna.

ZARZUT NR 26: Kwestię wydania Supermana Zodowi rozwiązano kiepsko z dramaturgicznego punktu widzenia, ponieważ nie pokazano wcześniej jego interakcji z ludźmi, a więc ludzie ci nie są postawieni przed jakimkolwiek moralnym dylematem.


Ale gdyby było inaczej, to by zupełnie zmieniało wymowę filmu. Twórcom chodziło tu o podkreślenie „inności” Clarka i tego, jak na taką inność — często traktowaną jako obcość — reagują ludzie. Podkreślono to w retrospekcjach i rozmowach bohaterów i to wszystko doprowadziło do momentu, w którym to Clark staje przed dylematem — spełnić żądania Zoda i ujawnić się tym, którzy mogą go odrzucić czy też pozostać w ukryciu. I tu tkwi dramatyzm całej sytuacji: nie chodzi o moralne rozterki ludzi jako takich, ale o rozterki głównego bohatera.

ZARZUT NR 27: Lois jest na statku Zoda zupełnie niepotrzebna (poza tym, że jej obecność umożliwia posunięcie fabuły do przodu).


Lois wprost odnosi się do tej kwestii już po wylądowaniu na Ziemi: Zod chciał zdobyć od niej informacje na temat Kal-Ela. Wiemy wprawdzie, że włamał się także do umysłu samego obiektu zainteresowań, ale możemy chyba założyć, że pragnął skonfrontować informacje z kilku źródeł, by poznać lepszy obraz sytuacji.

ZARZUT NR 28: Superman przekazuje Lois nośnik danych ze świadomością Jor-Ela, jakby wiedział, że bohaterka będzie miała okazję z niego skorzystać.


Moim zdaniem — nie do końca. Myślę, że przekazuje nośnik z kilku powodów. Przede wszystkim — ponieważ to on, Superman, jest głównym obiektem zainteresowań Zoda — wie, że nośnik będzie u Lois bezpieczniejszy. Zakłada też, że — jeśli zaistnieje taka możliwość — bohaterce łatwiej będzie z nośnika skorzystać. No i wreszcie: daje go jej, bo wie, że Lois jest zaradna, pomysłowa i zdeterminowana. Dla mnie to wystarczające uzasadnienie.

ZARZUT NR 29: Zod chce zamienić w Krypton akurat Ziemię, jakby to mało było innych planet. A poza tym: po co w ogóle ją zmieniać — przecież Krytpończycy są na niej niczym bogowie.


Gdyby terraformowanie (czy raczej kryptonformowanie) było takie łatwe, to pewnie istniałoby mnóstwo kryptońskich kolonii. Najwidoczniej jednak, ciężko było znaleźć odpowiednią planetę. Ziemia po prostu była najlepszym kandydatem, głównie ze względu na położenie względem słońca (maszyna światów zmienia jedynie atmosferę i strukturę geologiczną planety). Poza tym to był też bardzo dobry ruch taktyczny, bo Zod mógł w ten sposób uporać się z jakimkolwiek oporem ludzi; osłabić Kal-Ela, by łatwiej odebrać mu kodeks; a także przygotować idealny teren dla przyszłych Kryptończyków.
I tu przechodzimy do drugiej kwestii: obecne warunki na planecie dają Kryptończykom nadludzkie moce — po co więc to zmieniać. Po części odnosi się do tego problemu sam Zod, który wprost mówi, że chce oszczędzić Krytpończykom trudów procesu adaptacyjnego. Jego tok rozumowania sięga jednak głębiej, a kierują nim głównie strategiczne względy. Zod chce odtworzyć Krypton taki, jakim był i sprawować nad nim jakąś kontrolę. Jeśli nowo narodzeni Kryptończycy dostaliby moce, to cały plan mógłby legnąć w gruzach, ponieważ w ten sposób o wiele łatwiej byłoby się Kryptończykom przeciwko Zodowi zbuntować. A to byłby już pewien problem.

ZARZUT NR 30: Jor-El zmienia atmosferę na statku w tę ziemską, a mimo to załoga nie może sobie poradzić z Lois.


Jak już wyjaśniłem — to nie atmosfera ziemska daje Kryptończykom moce, ale promieniowanie słoneczne. I ta scena jest kolejnym na to dowodem.

ZARZUT NR 31: Kombinezony ochronne niby mają izolować Kryptończyków od atmosfery ziemskiej, a jednak wyraźnie widać, że korzystają oni z supersiły.


To nie do końca kombinezony ochronne. Kryptończycy mają na sobie zbroje — takie same, jakich używali na rodzimej planecie — oraz hełmy. I to te ostatnie zapewniają im ochronę, ale tylko przed zbytnim natężeniem zmysłów (chodzi tu głównie o wzrok i słuch). Supersiły natomiast nie odbierają.

ZARZUT NR 32: Młody Clark dość szybko zyskał umiejętność prześwietlania wzrokiem, a mimo to nie znalazł w stodole ukrywanego przez Kentów statku?


To rzeczywiście ciężka sprawa. Ale z drugiej strony — statek był bardzo dobrze ukryty, a przecież tego, o czym nie wie się, że istnieje, raczej się nie szuka. Zresztą rentgenowy wzrok Clarka nie był dla chłopca udogodnieniem, ale w pewnym sensie też utrapieniem, więc raczej nie korzystał z niego gdziekolwiek się dało.

ZARZUT NR 33: Atakując Kryptończyków w Smallville, Superman w ogóle nie zwraca na otoczenie. Ładny mi symbol nadziei...


Banda kosmitów groziła jego matce — też bym wpadł na jego miejscu w szał i nie zważał na otoczenie. Poza tym, kiedy wreszcie okiełznał emocje, próbował odciągnąć walkę, ale wrogowie skutecznie krzyżowali mu plany.

ZARZUT NR 34: Lois zwróciła się do Supermana per Clark przy policjantach, a mimo to nikt nie skojarzył faktów i nie odkrył tożsamości bohatera.


Tylko że Lois wyszła z samochodu policjantów, oddaliła się na bezpieczną odległość i dopiero wtedy zaczęła wołać. I to wcale nie był jakoś szczególnie podniesiony głos.
No dobra — tu trzeba trochę zawiesić niewiarę, ale powiedzmy, że da się to zrobić.

ZARZUT NR 35: W jaki sposób Lois tak szybko znalazła się w bazie wojska (chodzi o scenę po uruchomieniu Maszyny Światów)?


Biorąc pod uwagę, że kilka scen wcześniej była razem z Supermanem w Smallville — pewnie przyleciała razem z nim.

ZARZUT NR 36: Kiedy Superman wzbija się w powietrze, wytwarza wokół siebie falę uderzeniową — dlatego każe się odsunąć Lois w bazie. Dlaczego zatem wcześniej, kiedy wylatuje wprost z jej uścisku, dziennikarce nic się nie dzieje?


To nie jest raczej fala uderzeniowa, która mogłaby zwalić z nóg, co udowadnia właśnie scena, w której Superman wylatuje z uścisku Lois. Jeśli zwrócimy uwagę na to, co potem się dzieje z bohaterką, to dostrzeżemy, że troszkę ją po prostu owiało. Ostrzeżenie Supermana w bazie ma więc raczej żartobliwy charakter, co zresztą widać po uśmiechu samej Lois.

ZARZUT NR 37: Zod podejrzanie szybko przystosowuje się do warunków na Ziemi.


Zod to przede wszystkim wyćwiczony w boju komandos, który ma adaptację do trudnych warunków we krwi. Przy odrobinie skupienia udaje mu się zapanować nad zmysłami i w miarę wyczuć swoją siłę — nie jest to jakoś szczególnie dziwne. Zwłaszcza, że sam mówi później, podczas ostatecznej walki z Supermanem, że trenował przez całe życie.

ZARZUT NR 38: Absolutnie wszystko jest wciągane do Strefy Widmo. Poza Lois.


To nieprawda, że absolutnie wszystko — tylko to, co miało bezpośredni styk z energią ze Strefy Widmo, a więc elementy otoczenia, na które oddziaływała Maszyna Światów, statki z napędem widmo oraz bohaterowie wcześniej uwięzieni w Strefie. Gdyby tak absolutnie wszystko miałoby zostać tam wciągnięte, to z naszej planety nic by nie zostało — a przecież Hamilton w życiu by się na takie ryzyko nie zgodził.
Lois nie spełniała żadnego z wymienionych warunków, w dodatku wypadła ze śmigłowca jeszcze zanim znalazła się promieniu oddziaływania wytworzonej osobliwości.

ZARZUT NR 39: Zod utracił cel życia i zamiast się załamać, postanawia się zemścić.


I to takie dziwne? Superman odebrał mu jedyny cel i miałby nie chcieć się zemścić? Zwłaszcza mając tak porywczy charakter?

ZARZUT NR 40: Mieszkańcy Metropolis to banda idiotów bez instynktu samozachowawczego, którzy zamiast uciekać, zostali w mieście.


Psst, a może po prostu cały kataklizm wydarzył się tak szybko i znienacka, że nie mieli szansy na ucieczkę?

ZARZUT NR 41: Podczas walki z Zodem Superman w ogóle nie przejmuje się ludźmi i miastem.


Superman nie jest wyćwiczony w walce i ciężko przewidzieć mu jej przebieg oraz rzeczywiste konsekwencje swoich ruchów. To Zod tak naprawdę steruje tym, jak starcie się toczy, a przez długi czas Superman próbuje się po prostu bronić. Nie zapominajmy też, że na jakiś czas walka przenosi się w przestrzeń kosmiczną, skąd mogła zawędrować właściwie wszędzie, więc nie można tak zupełnie odmówić Supermanowi jakichkolwiek prób odciągnięcia walki od skupiska ludzi.

ZARZUT NR 42: Ludzie, których chce zabić Zod mogliby pobiec prosto i w ten sposób uniknąć jego śmiercionośnych promieni. W związku z tym, śmierć Zoda jest zupełnie bezsensowna.


Mogliby. Ale pamiętajmy, że to są ludzie przyparci do muru, którzy nie myślą racjonalnie; u których strach bierze górę nad rozsądkiem.
Natomiast sama śmierć Zoda nie nastąpiła tylko z powodu tej garstki ludzi, którym groził. Superman uświadomił sobie raczej, że czegokolwiek nie zrobi, przez Zoda nadal będą ginąć cywile. Tylko śmierć generała może to powstrzymać.

ZARZUT NR 43: Superman zupełnie nie wyraża żalu za śmierć cywili w Metropolis.


Ależ wyraża: po śmierci Zoda wydaje z siebie donośny krzyk. I wcale nie jest to krzyk rozpaczy nad śmiercią wroga, ale właśnie żal z powodu śmierci wielu osób podczas walk w mieście.

ZARZUT NR 44: To niemożliwe, że Metropolis odbudowano tak szybko.


Wcale nie odbudowano. Ale też niecałe Metropolis (które jest przecież ogromne) ucierpiało. Pole grawitacyjne wytwarzane przez Maszynę Światów miało dość ograniczony zasięg, co widać choćby z pokładu śmigłowca. Podobnie podczas walki Supermana i Zoda — tu także bezpośrednio widać, jak wiele miasta się uchowało — choć oczywiście pojedyncze budynki ucierpiały w trakcie starcia.

MANIAK KOŃCZY


Uff, to skończyłem wybraniać. Tekst oczywiście nie mógłby powstać bez tych wytykających dziury. Z grzeczności powiem więc, że inspirację czerpałem stądstąd, a autorów tekstów oraz filmików serdecznie pozdrawiam (moje standardy mają się dobrze). Czytelników zaś zapraszam do komentarzy: chętnie podyskutuję, a nawet postaram się odeprzeć inne zarzuty, jeśli takie znajdziecie.

Komentarze