Maniak ocenia #166: "Once Upon a Time in Wonderland" S01E07

MA­NIAK ZA­CZY­NA


Pro­ble­my z oj­cem to w te­le­wi­zji (i ogól­nie pop­kul­tu­rze) te­mat bar­dzo mod­ny. Po­ja­wił się choć­by w mo­ich uko­cha­nych „Za­gu­bio­nych” (zna­ko­mi­cie roz­pi­sa­ny wą­tek Ja­cka She­phar­da i jego ojca, Chris­tia­na) czy też na tro­chę mniej­szą ska­lę w „An­ge­lu” (od­ci­nek z oj­cem We­sle­ya, wą­tek Co­nno­ra) oraz „Bu­ffy”. Bar­dzo ten mo­tyw lu­bię, choć nie do koń­ca po­tra­fię po­wie­dzieć dla­cze­go.
Wy­bra­łem tu­taj do zi­lu­stro­wa­nia przy­kła­du ta­kie, a nie inne trzy se­ria­le z kon­kret­nych po­wo­dów. Edward Kit­sis i Adam Ho­ro­witz, któ­rzy nie­ma­ło przy „Za­gu­bio­nych” pra­co­wa­li i w swo­ich „Once’ach” za­miesz­cza­ją spo­ro do nich na­wią­zań, lu­bią też pod­kra­dać pew­ne te­ma­ty i po­ka­zy­wać je po swo­je­mu, co czy­nią w siód­mym od­cin­ku „Once Upon a Time in Won­der­land”. Na­to­miast Jane Espen­son, któ­ra z ko­lei du­żo pi­sa­ła do „Bu­ffy” i tro­chę do „An­ge­la”, two­rzy tym ra­zem sce­na­riusz do od­cin­ka. Być mo­że wła­śnie dla­te­go „Bad Blood” („Zła krew”), bo tak za­ty­tu­ło­wa­na jest ta od­sło­na se­ria­lu, łą­czy w so­bie za­le­ty wszyst­kich wy­mie­nio­nych trzech pro­duk­cji, a do­dat­ko­wo za­pew­nia cu­dow­ny ba­śnio­wy kli­mat. Ale do rze­czy.

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Po raz ko­lej­ny mo­że­my zaj­rzeć w prze­szłość Dża­fa­ra. Re­tro­spek­cje w „Bad Blood” rzu­ca­ją na bo­ha­te­ra zu­peł­nie nowe świa­tło i uka­zu­ją jego bar­dzo dra­ma­tycz­ne dzie­je. Zgod­nie z filo­zo­fią pt. „zło to coś, co na­by­wa­my” Espen­son kre­śli nie­zmier­nie in­te­re­su­ją­cy por­tret bo­ha­te­ra. I choć na­dal cięż­ko Dża­fa­ro­wi ki­bi­co­wać, to zde­cy­do­wa­nie da się jego dzia­ła­nia zro­zu­mieć i gdzieś tam po­czuć do nie­go cho­ciaż cień współ­czu­cia. Do tego wszyst­kie­go do­cho­dzą nie­zwy­kle trud­ne re­la­cje Dża­fa­ra z jego oj­cem, suł­ta­nem — oka­zu­je się, że na­wet w Agra­ba­hu nie wszyst­ko jest baj­ko­we i przy­jem­ne, a tam­tej­si lu­dzie zdol­ni są do wiel­kich okru­cieństw, byle tyl­ko, pa­ra­dok­sal­nie, oca­lić swe do­bre imię.
Wą­tek trud­nej re­la­cji z oj­cem po­ja­wia się też w te­raź­niej­szo­ści, w któ­rej Alic­ja, za spra­wą nie­ocze­ki­wa­ne­go spo­tka­nia, sta­je przed bar­dzo cięż­kim wy­bo­rem. Tu­taj Espen­son zna­ko­mi­cie roz­wi­ja wąt­ki z po­przed­nich od­cin­ków i pięk­nie ca­łość pod­su­mo­wu­je, nie szczę­dząc tak­że zna­ko­mi­cie po­my­śla­nych zwro­tów ak­cji. In­te­re­su­ją­cy jest też świet­nie za­ry­so­wa­ny kon­trast wo­bec wy­da­rzeń z re­tro­spek­cji — tu­taj bo­ha­te­ro­wie mo­gą li­czyć na roz­wią­za­nie za­ist­nia­łych mię­dzy nimi pro­ble­mów; tam te pro­ble­my po­zo­sta­ją bez rozstrzygnięcia.
Na boku mamy też oka­zję śle­dzić kno­wa­nia Czer­wo­nej Kró­lo­wej. Choć ten wą­tek jest je­dy­nie lek­ko za­su­ge­ro­wa­ny, to sce­na­rzyst­ka po­tra­fi nim za­in­try­go­wać i wzbu­dzić cie­ka­wość.

MA­NIAK O RE­ŻY­SE­RII


Tym ra­zem re­ży­se­ru­je Cia­ran Do­nne­lly („Dy­na­stia Tu­do­rów”, „Once Upon A Time”), któ­ry bar­dzo do­brze bu­du­je at­mos­fe­rę i sta­ra się zwra­cać uwa­gę na naj­mniej­sze na­wet niu­an­se. Do­sko­na­le pro­wa­dzi mro­żą­ce krew w ży­łach re­tro­spek­cje (że­by zmro­zić tę krew bar­dziej sto­su­je kil­ka mą­drych sztu­czek), a w te­raź­niej­szo­ści two­rzy per­fek­cyj­ny na­strój i daje szan­sę ak­to­rom na jak naj­lep­sze po­ka­za­nie uczuć. Nie­zwyk­le dba o stro­nę wi­zu­al­ną od­cin­ka, dzię­ki cze­mu oglą­da się go wspa­nia­le.

MA­NIAK O AK­TO­RACH


„Bad Blood” ak­tor­sko na­le­ży przede wszyst­kim do zna­ko­mi­te­go Na­vee­na An­drew­sa w roli de­mo­nicz­ne­go Dża­fa­ra. Ko­lej­na por­cja groź­nych spoj­rzeń, fan­ta­stycz­nych ge­stów oraz ge­nial­nej gry gło­sem wy­star­cza, by cał­ko­wi­cie go ku­pić.
In­te­re­su­ją­ca jest rola Bria­na Geor­ge’a („Te­oria wiel­kie­go pod­ry­wu”), któ­ry nie­zwy­kle skom­pli­ko­wa­ne­go, ta­jem­ni­cze­go więź­nia bu­du­je w spo­sób kon­se­kwent­ny i prze­my­śla­ny.
Przy­zwo­icie wy­pa­da An­tho­ny Key­van („Twi­sted”) jako mło­dy Dża­far. Czter­na­sto­let­ni ak­tor nie ma ła­twe­go za­da­nia, ale w swo­ich sce­nach wy­pa­da na szczę­ście bar­dzo prze­ko­nu­ją­co. Nie ina­czej jest z Ami­rem Ari­so­nem („Ze­ro Ho­ur”), wcie­la­ją­cym się w okrut­ne­go suł­ta­na, któ­ry zde­cy­do­wa­nie za­pa­da w pa­mięć.
Do­brze gra So­phie Lowe i Shaun Smyth. In­te­rak­cje Ali­cji i jej ojca, Edwi­na, to je­den z naj­ja­śniej­szych ak­tor­skich punk­tów od­cin­ka — zwłasz­cza do­sko­na­ła sce­na w punk­cie kul­mi­na­cyj­nym.
Nie za­wo­dzi Mi­cha­el So­cha w roli Wi­lla — jak zwy­kle ide­al­nie ba­lan­su­ją­cy mię­dzy ko­me­dią a dra­ma­tem.
No i jest wy­śmie­ni­ta Emma Rig­by jako Czer­wo­na Kró­lo­wa — jak­że ona się bawi swo­ją ro­lą!

MA­NIAK O TECH­NI­KA­LIACH


„Bad Blood” moż­na z ca­łą pew­no­ścią po­chwa­lić za pięk­ne zdję­cia oraz nie­zwy­kle płyn­ny, po­rząd­nie wy­ko­na­ny mon­taż. Efek­ty spe­cjal­ne nie­szcze­gól­nie prze­szka­dza­ją, choć nie są naj­wyż­szej ja­ko­ści. Razi i nie­co wy­trą­ca z rów­no­wa­gi na­to­miast nie­jed­no­li­tość sce­no­gra­fii (wy­mie­sza­nie teł kom­pu­te­ro­wych z praw­dzi­wy­mi ple­ne­ra­mi i wnę­trza­mi).
Na uwa­gę z pew­no­ścią za­słu­gu­je sta­ran­na cha­rak­te­ry­za­cja i nie­ziem­skie stro­je, zwłasz­cza te no­szo­ne na dwo­rze suł­ta­na.
Mark Isham znów two­rzy pięk­ne kom­po­zy­cje, a wie­le scen zy­sku­je do­dat­ko­wą war­tość wła­śnie dzię­ki jego mu­zy­ce.


MA­NIAK OCE­NIA


Bar­dzo do­bre dia­lo­gi, spo­ro emo­cji, cie­ka­we bu­do­wa­nie po­sta­ci i do­sko­na­łe uję­cie pro­ble­mu trud­nych re­la­cji z oj­ca­mi — siód­my od­ci­nek „On­ce Upon a Time in Won­der­land” to ko­lej­na świet­na od­sło­na serialu.

DO­BRY

Komentarze