MANIAK NA POCZĄTEK
Wczoraj w kinach Helios w całej Polsce miał miejsce przedpremierowy pokaz dwóch pierwszych odcinków serialu „Gwiezdne Wojny: Rebelianci”, czyli niespełna godzinnego filmu pt. „Iskra Rebelii”, który wprowadza w świat produkcji. Dzięki zaproszeniu, jakie otrzymałem od polskiego oddziału Disneya, mogłem uczestniczyć w prapremierze i zobaczyć, jak nowa animacja w świecie „Gwiezdnych Wojen” sprawdza się w akcji. I to na dużym ekranie!
Ponieważ wykreowany przez George’a Lucasa świat uwielbiam (starą trylogię uważam za jedne z najwspanialszych popkulturowych filmów wszech czasów), a akcja „Rebeliantów” osadzona jest w niezwykle interesujących czasach (pięć lat przed rozpoczęciem „Nowej Nadziei”), miałem wobec serialu dość spore oczekiwania. Czy się spełniły?
MANIAK O SCENARIUSZU
Jak już wspomniałem, film wprowadzający do serialu zatytułowany jest „Iskra Rebelii”, co można interpretować zarówno w szerszym kontekście (jako początki rebelii przeciw złowrogiemu Imperium) oraz w kontekście węższym (jako coś, co iskrzy w głównym bohaterze). Scenariusz napisał Simon Kinberg („Sherlock Holmes”, „X-Men: Przeszłość, która nadejdzie”).
Głównym bohaterem filmu jest czternastoletni Ezra — złodziejaszek i drobny oszust, pochodzący z planety Lothal. Przez splot okoliczności chłopak trafia na pokład „Ducha” — statku czwórki młodych rebeliantów, sprzeciwiających się Imperium. Z początku nieufna wobec przybysza ekipa rusza wraz z nim w pełną niebezpieczeństw przygodę…
Od razu ostrzegę — jeśli spodziewacie się świeżej, innowacyjnej i nowatorskiej historii, to możecie poszukać czegoś innego. Twórcy „Rebeliantów” przygotowują klasycznie skonstruowaną opowieść o wyjętych spod sprawa mieszkańcach „bardzo odległej galaktyki”. Uświadczymy tu sporo ogranych chwytów i podręcznikowych zagrań. Tyle, że wcale nie oznacza to, że serial jest przez to mało ciekawy. Wręcz przeciwnie. Mimo pewnej schematyczności i przewidywalności sprawił mi ogromną frajdę.
Bardzo polubiłem naszkicowanych w przemyślany sposób, różnorodnych bohaterów; dobrze słuchało mi się płynnych, naznaczonych typowym, gwiezdnowojennym humorem dialogów (choć tutaj nie wiem, jak duża była w tym zasługa polskiego tłumaczenia) i z satysfakcją wyłapywałem poruszane przez twórców problemy — wyzyskiwanie mieszkańców planet przez Imperium, czy też egoizm. Zdecydowanie czuć było w tym wszystkim wyjątkową atmosferę „Gwiezdnych Wojen” i choć przez godzinę seansu w gruncie rzeczy ani razu mnie nie zaskoczono, to bawiłem się świetnie i już nie mogę się doczekać, aż poznam dalsze losy bohaterów.
MANIAK O REŻYSERII
Film reżyserują: Steward Lee („Wojny Klonów”), który odpowiada za pierwszą połowę i animator Steven G. Lee, który odpowiada za połowę drugą. Panowie dobrze się ze sobą dogadują, dzięki czemu ich wspólne dzieło jest bardzo spójne.
Reżyserowie korzystają raczej ze sprawdzonych rozwiązań i też niczym nie zaskakują, choć efekt ich pracy zadowala. Logicznie i ostrożnie budują kolejne sceny, znakomicie wprowadzając widza w świat „Gwiezdnych Wojen”. Realizują doskonałe sceny pościgów oraz emocjonujące sekwencje walk, a także kilka udanych cichszych, osobistych momentów.
Ładnie odwołują się też do klasyków i zamieszczają sporo do nich odwołań. Takie momenty jak: przejście w nadświetlną, starcia w przestrzeni kosmicznej czy walki z użyciem mieczy świetlnych zdecydowanie mają w sobie ducha oryginału. A jeśli dodać do tego charakterystyczne rozwiązania montażowe, to więcej już naprawdę niczego nie potrzeba.
MANIAK O AKTORACH
Ponieważ nie dane mi było obejrzeć oryginalnej wersji językowej, nie wiem jak wypada amerykańska obsada serialu (w której znajdują się takie nazwiska jak choćby Freddie Prince Jr. czy Jason Isaacs). Wiem natomiast, że większość tej polskiej stanęła naprawdę na wysokości zadania.
Głosu głównemu bohaterowi użycza Maciej Musiał. Choć do aktora nie pałam szczególną sympatią, to tutaj bardzo miło mnie zaskoczył. Jako Ezra gra bowiem naprawdę świetnie i kapitalnie dostosowuje głos do kolejnych scen.
Nieco gorzej spisuje się Piotr Grabowski, który użycza głosu przewodzącemu grupie rebeliantów Kananowi. Choć idzie niezłym tropem, jeśli chodzi o ton i wysokość głosu, to w kilku momentach nieco się gubi i źle kładzie akcent, co potrafi nieco wybić z rytmu.
Reszta na szczęście takich problemów nie ma. Zbigniew Dzidziuch jest jako Zeb prawdziwie zabawny, w głosie Ewy Prus (Sabine) słychać odpowiednią dozę tajemniczości, a Monika Węgiel wiarygodnie oddaje cechy osobowości zdecydowanej Hery. Fantastyczny jest też Krzysztof Banaszyk w roli złowrogiego agenta Kallusa. Bardzo przyjemna barwa głosu dla mniej przyjemnego typa, to strzał w dziesiątkę.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Pod względem graficznym „Rebelianci” raczej się udają. Bardzo dużo pracy włożono w przygotowanie przepięknych planet, charakterystycznych zabudowań, wnętrzy statków kosmicznych oraz rozległej przestrzeni kosmicznej i to naprawdę widać. Ładnie wygląda też większość postaci. Zróżnicowanych bohaterów przygotowano w lekko disneyowym stylu, a imperialnych szturmowców niemalże żywcem wyciągnięto z oryginalnych filmów. Dziwi jednak, że na tym tle fatalnie wypada rasa wookich, która ma w filmie spore znaczenie. Nieciekawe, bardzo proste ich modele i fatalne tekstury, niczym z gier komputerowych dawnych generacji, mocno psują dobre wrażenie.
Pochwalić należy dobrą animację. Ruchy postaci są płynne i w miarę naturalne, a tło nigdy nie pozostaje statyczne. Dość oryginalnie rozwiązano mimikę — nieco ją uproszczono i przerysowano, ale to pozytywnie wpływa na ogólną ekspresję bohaterów — wyraźną i jednoznaczną.
Montaż wykonano sprawnie. Przejścia pomiędzy kolejnymi ujęciami nie rażą nielogicznością, a te pomiędzy scenami zadowalają poziomem profesjonalizmu.
Fantastycznie rozwiązano dźwięk. Odgłosy blasterów, mieczy świetlnych czy nawet myśliwców Imperium pozostają w zgodzie z tym, co już znamy, a pozostałe efekty dobrze pasują do świata „Gwiezdnych Wojen”. Przyzwoicie wypada muzyka Kevina Kinera („Wojny Klonów”), który głównie przygotowuje nowe aranżacje utworów Williamsa, ale też dodaje nieco od siebie. Kompozycje są dobrze dopasowane do poszczególnych scen i skutecznie budują napięcie.
MANIAK OCENIA
„Iskra Rebelii” będzie miała premierę na kanale DisneyXD już 4 października o 9.30 i jeśli zastanawiacie się czy warto, to mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że tak, mimo kilku wad, warto. Ja w każdym razie, po tym, co zobaczyłem w kinie, z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg.
DOBRY |
(kliknij, aby powiększyć) |
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.