Maniak ocenia #169: "Gwiezdne Wojny. Rebelianci" S01E01-02

MA­NIAK NA PO­CZĄTEK


Wczo­raj w ki­nach He­lios w ca­łej Pol­sce miał miej­sce przed­pre­mie­ro­wy po­kaz dwóch pierw­szych od­cin­ków se­ria­lu „Gwiezd­ne Woj­ny: Re­be­lian­ci”, czy­li nie­speł­na go­dzin­ne­go fil­mu pt. „I­skra Re­be­lii”, któ­ry wpro­wa­dza w świat pro­duk­cji. Dzię­ki za­pro­sze­niu, ja­kie otrzy­ma­łem od pol­skie­go od­dzia­łu Di­sneya, mo­głem uczest­ni­czyć w pra­pre­mie­rze i zo­ba­czyć, jak nowa ani­ma­cja w świe­cie „Gwiezd­nych Wo­jen” spraw­dza się w ak­cji. I to na du­żym ekra­nie!
Po­nie­waż wy­kre­owa­ny przez Geor­ge’a Lu­ca­sa świat uwiel­biam (sta­rą try­lo­gię uwa­żam za jed­ne z naj­wspa­nial­szych po­pkul­tu­ro­wych fil­mów wszech cza­sów), a ak­cja „Re­be­lian­tów” osa­dzo­na jest w nie­zwy­kle in­te­re­su­ją­cych cza­sach (pięć lat przed roz­po­czę­ciem „No­wej Na­dziei”), mia­łem wo­bec se­ria­lu dość spo­re ocze­ki­wa­nia. Czy się speł­ni­ły?

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Jak już wspo­mnia­łem, film wpro­wa­dza­ją­cy do se­ria­lu za­ty­tu­ło­wa­ny jest „Is­kra Re­be­lii”, co moż­na in­ter­pre­to­wać za­rów­no w szer­szym kon­tek­ście (ja­ko po­cząt­ki re­be­lii prze­ciw zło­wro­gie­mu Im­pe­rium) oraz w kon­tek­ście węż­szym (ja­ko coś, co iskrzy w głów­nym bo­ha­te­rze). Sce­na­riusz na­pi­sał Si­mon Kin­berg („Sher­lock Holmes”, „X-Men: Przesz­łość, któ­ra na­dej­dzie”).
Głów­nym bo­ha­te­rem fil­mu jest czter­na­sto­let­ni Ezra — zło­dzie­ja­szek i drob­ny oszust, po­cho­dzą­cy z pla­ne­ty Lo­thal. Przez splot oko­licz­no­ści chło­pak tra­fia na po­kład „Du­cha” — stat­ku czwór­ki mło­dych re­be­lian­tów, sprze­ci­wia­ją­cych się Im­pe­rium. Z po­cząt­ku nie­uf­na wo­bec przy­by­sza eki­pa ru­sza wraz z nim w peł­ną nie­bez­pie­czeństw przygodę…
Od razu ostrze­gę — je­śli spo­dzie­wa­cie się świe­żej, in­no­wa­cyj­nej i no­wa­tor­skiej hi­sto­rii, to mo­że­cie po­szu­kać cze­goś in­ne­go. Twór­cy „Re­be­lian­tów” przy­go­to­wu­ją kla­sycz­nie skon­stru­owa­ną opo­wieść o wy­ję­tych spod spra­wa miesz­kań­cach „bar­dzo od­le­głej ga­lak­ty­ki”. Uświad­czy­my tu spo­ro ogra­nych chwy­tów i pod­ręcz­ni­ko­wych za­grań. Tyle, że wca­le nie ozna­cza to, że se­rial jest przez to ma­ło cie­ka­wy. Wręcz prze­ciw­nie. Mimo pew­nej sche­ma­tycz­no­ści i prze­wi­dy­wal­no­ści spra­wił mi ogrom­ną fraj­dę.
Bar­dzo po­lu­bi­łem na­szki­co­wa­nych w prze­my­śla­ny spo­sób, róż­no­rod­nych bo­ha­te­rów; do­brze słu­cha­ło mi się płyn­nych, na­zna­czo­nych ty­po­wym, gwiezd­no­wo­jen­nym hu­mo­rem dia­lo­gów (choć tu­taj nie wiem, jak du­ża by­ła w tym za­słu­ga pol­skie­go tłu­ma­cze­nia) i z sa­tys­fak­cją wy­ła­py­wa­łem po­ru­sza­ne przez twór­ców pro­ble­my — wy­zy­ski­wa­nie miesz­kań­ców pla­net przez Im­pe­rium, czy też ego­izm. Zde­cy­do­wa­nie czuć by­ło w tym wszyst­kim wy­jąt­ko­wą at­mos­fe­rę „Gwiezd­nych Wo­jen” i choć przez go­dzi­nę se­an­su w grun­cie rze­czy ani razu mnie nie za­sko­czo­no, to ba­wi­łem się świet­nie i już nie mo­gę się do­cze­kać, aż po­znam dal­sze losy bo­ha­te­rów.

MA­NIAK O RE­ŻY­SE­RII


Film re­ży­se­ru­ją: Ste­ward Lee („Woj­ny Klo­nów”), któ­ry od­po­wia­da za pierw­szą po­ło­wę i ani­ma­tor Ste­ven G. Lee, któ­ry od­po­wia­da za po­ło­wę dru­gą. Pa­no­wie do­brze się ze so­bą do­ga­du­ją, dzię­ki cze­mu ich wspól­ne dzie­ło jest bar­dzo spój­ne.
Re­ży­se­ro­wie ko­rzy­sta­ją ra­czej ze spraw­dzo­nych roz­wią­zań i też ni­czym nie za­ska­ku­ją, choć efekt ich pra­cy za­do­wa­la. Lo­gicz­nie i ostroż­nie bu­du­ją ko­lej­ne sce­ny, zna­ko­mi­cie wpro­wa­dza­jąc wi­dza w świat „Gwiezd­nych Wo­jen”. Re­ali­zu­ją do­sko­na­łe sce­ny po­ści­gów oraz emo­cjo­nu­ją­ce se­kwen­cje walk, a tak­że kil­ka uda­nych cich­szych, oso­bi­stych mo­men­tów.
Ład­nie od­wo­łu­ją się też do kla­sy­ków i za­miesz­cza­ją spo­ro do nich od­wo­łań. Ta­kie mo­men­ty jak: przej­ście w nad­świetl­ną, star­cia w prze­strze­ni ko­smicz­nej czy wal­ki z uży­ciem mie­czy świetl­nych zde­cy­do­wa­nie ma­ją w so­bie du­cha ory­gi­na­łu. A je­śli do­dać do tego cha­rak­te­ry­stycz­ne roz­wią­za­nia mon­ta­żo­we, to wię­cej już na­praw­dę ni­cze­go nie po­trze­ba.

MA­NIAK O AK­TO­RACH


Po­nie­waż nie dane mi by­ło obej­rzeć ory­gi­nal­nej wer­sji ję­zy­ko­wej, nie wiem jak wy­pa­da ame­ry­kań­ska ob­sa­da se­ria­lu (w któ­rej znaj­du­ją się ta­kie na­zwi­ska jak choć­by Fre­ddie Prince Jr. czy Ja­son Isaacs). Wiem na­to­miast, że więk­szość tej pol­skiej sta­nę­ła na­praw­dę na wy­so­ko­ści za­da­nia.
Gło­su głów­ne­mu bo­ha­te­ro­wi uży­cza Ma­ciej Mu­siał. Choć do ak­to­ra nie pa­łam szcze­gól­ną sym­pa­tią, to tu­taj bar­dzo mi­ło mnie za­sko­czył. Jako Ezra gra bo­wiem na­praw­dę świet­nie i ka­pi­tal­nie do­sto­so­wu­je głos do ko­lej­nych scen.
Nie­co go­rzej spi­su­je się Piotr Gra­bow­ski, któ­ry uży­cza gło­su prze­wo­dzą­ce­mu gru­pie re­be­lian­tów Ka­na­no­wi. Choć idzie nie­złym tro­pem, je­śli cho­dzi o ton i wy­so­kość gło­su, to w kil­ku mo­men­tach nie­co się gubi i źle kła­dzie ak­cent, co po­tra­fi nie­co wy­bić z ryt­mu.
Resz­ta na szczę­ście ta­kich pro­ble­mów nie ma. Zbi­gniew Dzi­dziuch jest jako Zeb praw­dzi­wie za­baw­ny, w gło­sie Ewy Prus (Sa­bine) sły­chać od­po­wied­nią do­zę ta­jem­ni­czo­ści, a Mo­ni­ka Wę­giel wia­ry­god­nie od­da­je ce­chy oso­bo­wo­ści zde­cy­do­wa­nej Hery. Fan­ta­stycz­ny jest też Krzysz­tof Ba­na­szyk w roli zło­wro­gie­go agen­ta Ka­llu­sa. Bar­dzo przy­jem­na bar­wa gło­su dla mniej przy­jem­ne­go ty­pa, to strzał w dzie­siąt­kę.

MA­NIAK O TECH­NI­KA­LIACH


Pod wzglę­dem gra­ficz­nym „Re­be­lian­ci” ra­czej się uda­ją. Bar­dzo du­żo pra­cy wło­żo­no w przy­go­to­wa­nie prze­pięk­nych pla­net, cha­rak­te­ry­stycz­nych za­bu­do­wań, wnę­trzy stat­ków ko­smicz­nych oraz roz­le­głej prze­strze­ni ko­smicz­nej i to na­praw­dę wi­dać. Ład­nie wy­glą­da też więk­szość po­sta­ci. Zróż­ni­co­wa­nych bo­ha­te­rów przy­go­to­wa­no w lek­ko di­sne­yowym sty­lu, a im­pe­rial­nych sztur­mow­ców nie­mal­że żyw­cem wy­cią­gnię­to z ory­gi­nal­nych fil­mów. Dzi­wi jed­nak, że na tym tle fa­tal­nie wy­pa­da rasa wo­okich, któ­ra ma w fil­mie spo­re zna­cze­nie. Nie­cie­ka­we, bar­dzo pro­ste ich mo­de­le i fa­tal­ne tek­stu­ry, ni­czym z gier kom­pu­te­ro­wych daw­nych ge­ne­ra­cji, moc­no psu­ją do­bre wra­że­nie.
Po­chwa­lić na­le­ży do­brą ani­ma­cję. Ru­chy po­sta­ci są płyn­ne i w mia­rę na­tu­ral­ne, a tło ni­gdy nie po­zo­sta­je sta­tycz­ne. Dość ory­gi­nal­nie roz­wią­za­no mi­mi­kę — nie­co ją uprosz­czo­no i prze­ry­so­wa­no, ale to po­zy­tyw­nie wpły­wa na ogól­ną eks­pre­sję bo­ha­te­rów — wy­raź­ną i jed­no­znacz­ną.
Mon­taż wy­ko­na­no spraw­nie. Przej­ścia po­mię­dzy ko­lej­ny­mi uję­cia­mi nie ra­żą nie­lo­gicz­no­ścią, a te po­mię­dzy sce­na­mi za­do­wa­la­ją po­zio­mem pro­fe­sjo­na­li­zmu.
Fan­ta­stycz­nie roz­wią­za­no dźwięk. Od­gło­sy bla­ste­rów, mie­czy świetl­nych czy na­wet my­śliw­ców Im­pe­rium po­zo­sta­ją w zgo­dzie z tym, co już zna­my, a po­zo­sta­łe efek­ty do­brze pa­su­ją do świa­ta „Gwiezd­nych Wo­jen”. Przy­zwo­icie wy­pa­da mu­zy­ka Ke­vi­na Ki­ne­ra („Woj­ny Klo­nów”), któ­ry głów­nie przy­go­to­wu­je nowe aran­ża­cje utwo­rów Wi­lliam­sa, ale też do­da­je nie­co od sie­bie. Kom­po­zy­cje są do­brze do­pa­so­wa­ne do po­szcze­gól­nych scen i sku­tecz­nie bu­du­ją na­pię­cie.

MA­NIAK OCE­NIA


„I­skra Re­be­lii” bę­dzie mia­ła pre­mie­rę na ka­na­le Di­sneyXD już 4 paź­dzier­ni­ka o 9.30 i je­śli za­sta­na­wia­cie się czy war­to, to mo­gę z peł­ną od­po­wie­dzial­no­ścią po­wie­dzieć, że tak, mimo kil­ku wad, war­to. Ja w każ­dym ra­zie, po tym, co zo­ba­czy­łem w ki­nie, z nie­cier­pli­wo­ścią cze­kam na dal­szy ciąg.

DO­BRY
PS. Po­ni­żej mo­że­cie zo­ba­czyć spec­jal­ną in­fo­gra­fi­kę i do­wie­dzieć się na­te­mat se­ria­lu trosz­kę wię­cej.

(klik­nij, aby po­więk­szyć)

Komentarze