Maniak ocenia #157: "Grimm" S03E03

MA­NIAK NA PO­CZĄTEK


Trze­ci se­zon „Grimm” otwo­rzy­ła dwu­od­cin­ko­wa hi­sto­ria, kon­ty­nu­ują­ca wąt­ki z koń­ców­ki se­zo­nu dru­gie­go. Hi­sto­ria, któ­ra ma nie­zmier­nie cie­ka­we kon­se­kwen­cje i sta­no­wi so­lid­ną pod­bu­do­wę pod dal­sze od­cin­ki. Bar­dzo cie­ka­wi­ło mnie, czy twór­cy da­dzą ra­dę wy­wa­żyć to wszyst­ko tak do­brze, jak w se­zo­nie dru­gim, w któ­rym ide­al­nie łą­czy­li jed­no­od­cin­ko­we śledz­twa, z więk­szą opo­wie­ścią. Już trze­ci od­ci­nek wy­zna­cza kie­ru­nek, w ja­kim za­mie­rza­ją pójść i wszyst­ko wska­zu­je na to że na­dal bę­dą ko­rzy­stać z do­tych­cza­so­we­go, świet­nie dzia­ła­ją­ce­go for­ma­tu. Bę­dą więc ko­lej­ne spra­wy roz­wią­zy­wa­ne przez Ni­cka, in­try­gi ro­dzi­ny kró­lew­skiej oraz ka­pi­ta­na Re­nar­da i wresz­cie ta­jem­ni­cza przy­pa­dłość głów­ne­go bo­ha­te­ra. To wszyst­ko, po­łą­czo­ne z nie­źle pi­sa­ny­mi re­la­cja­mi po­sta­ci, skła­da się na bar­dzo przy­jem­ny, czter­dzie­sto­mi­nu­to­wy se­ans.

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Au­to­rem sce­na­riu­sza jest Rob Wright („Cza­ro­dziej­ki”). Od­ci­nek za­ty­tu­ło­wa­no „A Dish Best Served Cold”, czy­li „Da­nie naj­le­piej po­da­wa­ne na zim­no”. Bar­dzo cie­ka­wie wy­ko­rzy­sta­no tu­taj pew­ne po­wie­dze­nie o ze­mście (waż­ny mo­tyw tej od­sło­ny) a do­dat­ko­wo od­wo­ła­no się do klu­czo­we­go dla od­cin­ka pro­ce­de­ru.
Sce­na­rzy­sta wy­cho­dzi od sce­ny, w któ­rej Nick bada się u le­ka­rza. Śle­dzi­my też roz­wój związ­ku Mo­no­re i Ro­sa­lee, a na ho­ry­zon­cie po­ja­wia się in­try­gu­ją­ca spra­wa mor­derstw. W tle ob­ser­wu­je­my zaś kno­wa­nia ro­dzi­ny kró­lew­skiej po tym, co sta­ło się z Eri­kiem Re­nar­dem.
In­try­ga, ja­ką za­ser­wo­wa­no (na zim­no) roz­wi­ja się w na­praw­dę in­te­re­su­ją­cym kie­run­ku, a ko­lej­ne jej ele­men­ty skła­da­ją się na mą­drze po­my­śla­ną opo­wieść, któ­rej wąt­ki ma­ją szan­sę zo­stać pod­ję­te w któ­rymś z przy­szłych od­cin­ków. W cen­trum znaj­du­je się od­wiecz­ny ko­nflikt na li­nii blut­bad-ba­uer­schwein, po­ka­za­ny jed­nak od zu­peł­nie in­nej stro­ny, niż moż­na się tego spo­dzie­wać. Du­żą ro­lę gra tu mo­tyw ze­msty, a na­wet re­wo­lu­cji spo­łecz­nej, a wszyst­ko po­trak­to­wa­ne z cha­rak­te­ry­stycz­ną dla „Grimm” do­zą mro­ku, ale i de­li­kat­ne­go hu­mo­ru.
Nie na­le­ży też za­po­mi­nać o wąt­kach po­bocz­nych. Na tym tle naj­bar­dziej wy­bi­ja się spra­wa Nic­ka i to co dzie­je  się nie tyl­ko z jego cia­łem (a są to rze­czy na­praw­dę nie­po­ko­ją­ce i nie mo­gę się do­cze­kać, aż do­wiem się, o co tak na­praw­dę cho­dzi), ale i z umy­słem. Wy­da­rze­nia pod­czas pre­mie­ry se­zo­nu od­ci­snę­ły spo­re pięt­no na jego psy­chi­ce i Grimm musi się zma­gać z po­czu­ciem winy, co sce­na­rzy­sta uj­mu­je zna­ko­mi­cie.
Nie­mniej cie­ka­we są pe­ry­pe­tie ka­pi­ta­na Re­nar­da i Ada­lind, choć  te są przez Wrigh­ta do­zo­wa­ne ostroż­nie i w ma­łych ka­wał­kach, tak aby tro­chę wi­dza po­draż­nić i nie po­dać od razu wszyst­kie­go na tacy. I do­brze.

MA­NIAK O RE­ŻY­SE­RII


„A Dish Best Served Cold” re­ży­se­ru­je Ka­ren Ga­vio­la („Za­gu­bie­ni”). Nie two­rzy mo­że od­cin­ka wy­bit­ne­go, ale dość do­brze do­bie­ra środ­ki do ko­lej­nych scen. Wie, jak pod­kre­ślić dy­na­mizm ak­cji, ale po­tra­fi tak­że spu­ścić z tonu i ład­nie zbu­do­wać sce­nę kil­ko­ma dłuż­szy­mi uję­cia­mi. Eki­pą kie­ru­je dość do­brze, a w efek­cie po­wsta­je od­sło­na „Grimm”, któ­rą oglą­da się z za­par­tym tchem.

MA­NIAK O AK­TO­RACH


Ak­tor­sko w „Grimm” nie­wie­le się zmie­nia. Da­vid Giun­to­li w roli Nic­ka jak zwy­kle po­zba­wio­ny jest cha­ry­zmy i ma ma­ło cie­ka­wą mi­mi­kę, ale nad­ra­bia to in­to­na­cją i w grun­cie rze­czy two­rzy ro­lę nie­złą. Od­wrot­nie ma Bit­sie Tu­lloch jako Ju­lliette, któ­ra gło­sem gra kiep­sko, wkła­da­jąc przede wszyst­kim zbyt wie­le prze­sa­dy w swe kwe­stie, ale za to ra­dzi so­bie z mi­mi­ką.
Wy­śmie­ni­tą kre­ację two­rzy naj­moc­niej­sze ak­tor­skie ogni­wo „Grimm”, czy­li Si­las Weir Mi­tchell, wcie­la­ją­cy się w po­stać Mon­roe. Do­sko­na­le po­ka­zu­je emo­cje, a we wspól­nych, ckli­wych sce­nach z Bree Tur­ner w roli Ro­sa­lee (na­wia­sem mó­wiąc, na­praw­dę wspa­nia­łą) wy­pa­da bar­dzo wia­ry­god­nie.
Z po­zo­sta­ły­mi nie ma pro­ble­mu. Ru­ssel Horns­by jako Hank stan­dar­do­wo gra bar­dzo po­rząd­nie i czuć, że do­sko­na­le ro­zu­mie swo­ją po­stać. Sa­sha Roiz w roli Re­nar­da znów ota­cza się de­li­kat­ną au­rą ta­jem­ni­czo­ści, a do­dat­ko­wo zna­ko­mi­cie ra­dzi so­bie z ję­zy­ka­mi ob­cy­mi. I wresz­cie go­ścin­nie wy­stę­pu­ją­cy Dan Ba­kke­dahl („Fi­gu­rant­ka”) po­ka­zu­je jako szef kuch­ni Gray­don Ostler cał­kiem in­te­re­su­ją­ce ob­li­cze i gra bar­dzo prze­ko­nu­ją­co.

MA­NIAK O TECH­NI­KA­LIACH


Ka­me­ra pro­wa­dzo­na jest płyn­nie, lo­gicz­nie i kon­se­kwent­nie, a lo­gicz­ny i kon­sek­wen­tny mon­taż przy­go­to­wa­no nad­zwy­czaj porządnie. Bar­dzo do­brze wy­pa­da­ją na­wet szyb­kie, rwa­ne uję­cia, któ­re pod­kre­śla­ją dy­na­mizm ak­cji.
Do­sko­na­le spi­su­ją się cha­ra­ka­te­ry­za­to­rzy, szcze­gól­nie przy Da­vi­dzie Giun­to­lim (je­go tru­pio­bla­da twarz w kil­ku sce­nach wy­glą­da do­sko­na­le), świet­na jest też sce­no­gra­fia, a zwłasz­cza wy­ko­rzy­sta­nie ple­ne­rów. Efek­ty spe­cjal­ne by­wa­ją nie­rów­ne, ale jak na se­rial i tak pre­zen­tu­ją dość wy­so­ki po­ziom.
Mu­zy­ka wzma­ga at­mos­fe­rę, po­tra­fi za­nie­po­ko­ić i sku­tecz­nie po­móc w bu­do­wa­niu na­pię­cia.

MA­NIAK OCE­NIA


Trze­ci od­ci­nek trze­cie­go se­zo­nu „Grimm” to przy­jem­na, świet­nie na­pi­sa­na i przy­zwo­icie za­gra­na rzecz. Do­sta­je oczy­wi­ście:

DO­BRY

Komentarze