Maniak ocenia #61: "Once Upon a Time in Wonderland" S01E01

MANIAK SŁOWEM WSTĘPU


"Once Upon a Time
in Wonderland"
- ciekawa reinterpretacja
powieści Carolla
"Alicja w Krainie Czarów" była w dzieciństwie jedną z moich ulubionych opowieści. Niezwykle oryginalny, pociągający i dziwaczny świat Krainy Czarów niesamowicie działał na moją wyobraźnię, a kolejne przygody ciekawskiej dziewczynki, goniącej Białego Królika, niezmiernie mnie fascynowały. Nie tylko czytałem książkę Carolla (mam w domu stare wydanie z nieco niepokojącymi i surrealistycznymi ilustracjami Dušana Kállaya), ale też oglądałem film Disneya, musical Harry'ego Harrisa z Natalie Gregory w roli tytułowej oraz przeróżne animacje, a także słuchałem słuchowiska na magnetofonie.
Kiedy usłyszałem, że twórcy "Once Upon a Time" przedstawią swoją wersję historii o Alicji, od razu wiedziałem, że będzie to coś wyjątkowego. Udowodnili nie raz, że mają bardzo ciekawe i oryginalne pomysły na wiele książkowych oraz baśniowych postaci i na to samo liczyłem w "Once Upon a Time in Wonderland". Rzeczywiście - ich interpretacja powieści Carolla jest bardzo wymyślna.

MANIAK O SCENARIUSZU


W pierwszej części odcinka
śledzimy retrospekcje
włożone w ramy rozmowy
z psychiatrami
Pilotowy odcinek, zatytułowany "Down the Rabbit Hole" ("W głąb króliczej nory" - oczywiste odwołanie do tytułu pierwszego rozdziału "Alicji w Krainie Czarów") napisała czwórka twórców serialu: Adam Horowitz i Edward Kitsis (także twórcy "Once Upon a Time"), Jane Espenson ("Buffy: Pogromczyni wampirów", "Angel", "Firefly") oraz Zack Estrin ("Skazany na śmierć", "Czarodziejki"). Wydawać mogłoby się, że praca w tak dużej grupie może zaowocować tylko i wyłącznie czymś chaotycznym, mało spójnym i nieciekawym. Na szczęście tak nie jest.
Odcinek opowiada o dziejach Alicji już po pierwszych przygodach w Krainie Czarów. Spotykamy ją w niezbyt ciekawym miejscu - szpitalu psychiatrycznym. Uznana za niepoczytalną, została osadzona w placówce przez ojca. Wkrótce odwiedzi ją niespodziewany gość.
Główny wątek zbudowany jest
wokół historii miłosnej
Całą historię skonstruowano w bardzo ciekawy sposób. Najpierw mamy możliwość zaznajomienia się z tym, co wydarzyło się, zanim Alicja trafiła do szpitala. Retrospekcje włożone są w ramy rozmowy, jaką przeprowadzają z nią lekarze. Następnie śledzimy już przeżycia bohaterów w czasie rzeczywistym.
Główny wątek zbudowany jest wokół historii miłosnej. Nie jest jednak ona nużąca i niegodna uwagi, ponieważ rozpisano ją z dużym wyczuciem i taktem. Bohaterom nie da się nie kibicować, a takie napisanie historii miłosnej to nie lada sztuka.
Czarne charaktery rozpisano
bardzo umiejętnie
Być może "Once Upon a Time in Wonderland" nie byłoby takie strawne, gdyby nie umiejętnie napisane czarne charaktery: Czerwona Królowa oraz Dżafar (znany fanom Disneya jako główny antagonista z "Aladyna"). To postaci frapujące i niejednoznaczne, a ich intencje są owiane nutką tajemnicy, co sprawia, że wzbudzają spore zainteresowanie. Na tym polu wybija się zwłaszcza złowieszczy Dżafar.
Główni bohaterowie oczywiście nie odstają i również przedstawiono ich bardzo atrakcyjnie. Alicja jest tu zdecydowaną, zaradną i inteligentną dziewczyną, która potrafi wybrnąć z nie lada tarapatów. To jedna z tych postaci kobiecych, których nie da się nie lubić. Partnerujący jej Walet Kier, jest zaś przeuroczy, a wypowiadane przez niego cięte jednolinijkowce i nadużywany przerywnik "Bloody hell!" bawią bez reszty.

MANIAK O REŻYSERII


Pilota "Once Upon a Time in Wonderland" wyreżyserował Ralph Hemecker ("Witchblade", "Once Upon a Time"). To bardzo utalentowany reżyser telewizyjny i jego zatrudnienie przy pilocie to dobry, rozsądny wybór. Hemecker doskonale realizuje scenariusz "Down the Rabbit Hole" i bardzo umiejętnie prowadzi akcję. Każda scena wygląda na dokładnie przemyślaną i zrealizowaną w najlepszy możliwy sposób, dzięki czemu oglądanie odcinka to prawdziwa przyjemność.

MANIAK O AKTORACH


Sophie Lowe radzi sobie
w głównej roli znakomicie
"Once Upon a Time in Wonderland" to serial bardzo dobrze obsadzony.
Sophie Lowe ("The Slap") w roli Alicji jest znakomita. Gra postać, której trudno nie polubić i z którą łatwo się utożsamić. Lowe pokazuje bardzo przyzwoite umiejętności aktorskie i udowadnia, że producenci serialu podjęli odpowiednią decyzję, by obsadzić ją w głównej roli.
Największe wrażenie robi jednak Micheal Socha ("Being Human"), wcielający się w Waleta Kier. To bohater zagrany absolutnie genialnie. Socha ma na niego konkretny pomysł, który znakomicie się sprawdza, dzięki czemu aktorowi udaje się ukraść każdą scenę, w której występuje. Do tego mówi angielskim z bardzo specyficznym, miłym dla ucha akcentem.
Socha robi największe
wrażenie
Równie dobry jest John Lithgow ("Dexter"), udzielający głosu Białemu Królikowi. Słucha się go naprawdę przyjemnie, zwłaszcza, że barwa głosu idealnie pasuje do postaci.
Wybór Keitha Davida ("Księżniczka i żaba", "Atlas Chmur") do roli kota z Cheshire także okazał się strzałem w dziesiątkę. Aktor potrafi naprawdę przestraszyć widza i dostarczyć niezapomnianych emocji.
Andrews to znakomity Dżafar
Naveen Andrews ("Zagubieni") jako Dżafar to kolejny czarny charakter, którego mogę dodać do grona moich ulubionych. Jest jednocześnie dystyngowany i przerażający, i stanowi bardzo ciekawy dodatek do obsady.
Nieco rozczarowuje Emma Rigby ("Życie w Hollyoaks") w roli Czerwonej Królowej. W większości scen brak jej charyzmy, przez co jej oddziaływanie na widza nie jest zbyt silne. Szkoda, biorąc pod uwagę możliwości, jakie dał jej scenariusz.
Wrażenia nie robi też Peter Gadiot ("Fresh Meat"), którego Cyrus jest bardzo nijaki i mało porywający.
Wybór Jonny'ego Coyne'a do roli demonicznego psychiatry Lydgate'a wydaje się być nieco zbyt oczywisty, ale aktor dobrze się w niej sprawdza.

MANIAK O TECHNIKALIACH


Staranność, z jaką przygotowano
Białego Królika, zachwyca
Największą obawę, miałem o efekty specjalne. Produkcje telewizyjne nie dysponują tak dużym budżetem jak wielkie, hollywoodzkie filmy, więc poleganie na komputerowo wygenerowanych tłach jest bardzo ryzykowne. I rzeczywiście, Kraina Czarów nie powala i wygląda nieco kiczowato, ale z drugiej strony, w tym tkwi jej urok i wyjątkowość. Specyficzny wygląd świata podkreśla ponadto jego odrealnienie.
Bardzo dopracowano za to stworzone na komputerach postaci. Zachwyca zwłaszcza staranność, z jaką przygotowano Białego Królika, ale i Kot z Cheshire, nieco inspirowany burtonowkim, wygląda bardzo dobrze.
Zdjęciom i montażowi nie można nic zarzucić. Sceny łączą się ze sobą w sposób spójny i logiczny, a na ekranie zawsze widać to, co się na nim dzieje.
Całości dopełnia znakomita muzyka Marka Ishama, który nie próżnuje i nie przemyca do serialu tematów napisanych na potrzeby "Once Upon a Time", wymyślając zupełnie nowe kompozycje, utrzymane w znajomej, baśniowej stylistyce.

MANIAK OCENIA


Pilot "Once Upon a Time in Wonderland" to odcinek bardzo solidny: nieźle napisany, dobrze zagrany i ciekawie zrealizowany. Ocena może być tylko jedna:

DOBRY

Komentarze