Maniak ocenia #174: "Once Upon a Time" S03E13

MA­NIAK WE WSTĘPIE


Po in­try­gu­ją­cym wstę­pie w dwu­na­stym od­cin­ku trze­cie­go se­zo­nu „Once Upon a Time”, czas na kon­ty­nu­ację wy­da­rzeń. Hi­sto­ria moc­no ru­sza te­raz do przo­du i spo­ro w niej do­brze po­my­śla­nych zwro­tów ak­cji oraz bar­dzo in­te­re­su­ją­cych no­wych wąt­ków, wśród któ­rych nie­zwy­kle in­try­gu­ją­ca ta­jem­ni­ca, kry­ją­ca się za Ze­le­ną, czy­li Złą Cza­row­ni­cą z Za­cho­du, oraz no­wa klą­twa, rzu­co­na na miesz­kań­ców Za­cza­ro­wa­ne­go Lasu. Wszyst­ko to w do­brze zna­nym for­ma­cie, w któ­rym hi­sto­ria dzie­ją­ca się współ­cze­śnie w Sto­ry­bro­oke prze­pla­ta­na jest re­tro­spek­cja­mi z ba­śnio­wej kra­iny. Jak się to spraw­dza w trzy­na­stym od­cin­ku trze­cie­go se­zo­nu?

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Au­tor­ką sce­na­riu­sza tej od­sło­ny se­ria­lu jest Jane Espen­son (jed­na z mo­ich ulu­bio­nych sce­na­rzy­stek, pra­cu­ją­ca m.in. przy „Bu­ffy: Po­grom­czy­ni wam­pi­rów”). Ty­tuł brzmi „Witch Hunt”, czy­li „Po­lo­wa­nie na cza­row­ni­ce”, co ide­al­nie wią­że się z głów­nym mo­ty­wem od­cin­ka, w któ­rym Emma i spół­ka szu­ka­ją oso­by win­nej rzu­ce­nia klą­twy. Ale po ko­lei.
W od­cin­ku znów śle­dzi­my re­tro­spek­cje, w któ­rych bez­po­śred­nia kon­ty­nu­acja tego, co wi­dzie­li­śmy po­przed­nio. Po­nad­to ob­ser­wu­je­my wy­da­rze­nia w Sto­ry­brooke i wraz z bo­ha­te­ra­mi pró­bu­je­my roz­wi­kłać za­gad­kę, kry­ją­cą się za po­wro­tem mia­stecz­ka.
Re­tro­spek­cje da­ją przede wszyst­kim moż­li­wość bliż­sze­go przyj­rze­nia się Re­gi­nie, któ­rą Espen­sen pro­wa­dzi nie­zmier­nie cie­ka­wie. To jed­na z tych po­sta­ci, któ­re roz­wi­nę­ły się w se­ria­lu naj­bar­dziej i to bar­dzo wi­dać. Kró­lo­wa na­dal cier­pi po utra­cie Hen­ry’ego i jest go­to­wa na dra­stycz­ny krok, by uśmie­rzyć swój ból.
Mamy też oka­zję spoj­rzeć na Ro­bi­na Ho­oda. To w uję­ciu sce­na­rzyst­ki bar­dzo in­te­re­su­ją­ca po­stać, któ­ra wie­le w swym ży­ciu prze­szła. Wraz z Re­gi­ną szyb­ko bu­du­je in­try­gu­ją­cą re­la­cję - zresz­tą jej pierw­sze za­po­wie­dzi wi­dzie­li­śmy już w trze­cim od­cin­ku tego se­zo­nu. Wy­pa­da to na­praw­dę do­brze, a dzię­ki wpraw­ne­mu pió­ru Espen­son bywa tak­że lek­ko i za­baw­nie.
Punk­tem kul­mi­na­cyj­nym re­tro­spek­cji jest kon­fron­ta­cja Re­gi­ny ze Złą Cza­row­ni­cą z Za­cho­du, Ze­le­ną. Na­pi­sa­na jest wy­śmie­ni­cie, a in­for­ma­cje, któ­rych się pod­czas niej do­wia­du­je­my, praw­dzi­wie za­ska­ku­ją. Kar­ty od­kry­wa­ne są jed­nak stop­nio­wo — wie­my, ja­kie po­bud­ki kie­ru­ją no­wym czar­nym cha­rak­te­rem (choć zde­cy­do­wa­nie nie moż­na jej stu­pro­cen­to­wo wie­rzyć), ale na­dal nie wie­my, ja­kie tak na­praw­dę ma za­mia­ry. To do­brze, bo lu­bię być tro­chę trzy­ma­ny w nie­pew­no­ści.
W te­raź­niej­szo­ści ak­cja rów­nież trzy­ma tem­po. Nikt w Sto­ry­brooke nie pa­mię­ta, co wy­da­rzy­ło się rok wcze­śniej, a w do­dat­ku za­czy­na­ją zni­kać lu­dzie. Spra­wę po­sta­na­wia roz­wi­kłać Emma. Ten wą­tek po­pro­wa­dzo­ny jest jak kla­sycz­ny kry­mi­nał, w któ­rym bo­ha­te­ro­wie, od­naj­du­ją ko­lej­ne po­szla­ki i w koń­cu skła­da­ją je w ca­łość. Nie ma tu­taj zbyt­nie­go opóź­nia­nia tego, co nie­unik­nio­ne i bo­ha­te­ro­wie szyb­ko do­my­śla­ją się, kto mo­że stać za ca­łą in­try­gą. To do­brze, zwłasz­cza, że widz tak­że już wie.
Praw­dzi­wą fraj­dę wy­no­si się w te­raź­niej­szej hi­sto­rii ze zna­ko­mi­cie na­pi­sa­nych, czę­sto au­to­iro­nicz­nych dia­lo­gów. No i są gdzie­nie­gdzie po­za­sie­wa­ne ziar­na tego, co do­pie­ro na­dej­dzie, tak by moż­na by­ło snuć do­my­sły. A po­zwa­la na to zwłasz­cza zna­ko­mi­ta i za­ska­ku­ją­ca koń­ców­ka.

MA­NIAK O RE­ŻY­SE­RII


Od­ci­nek re­ży­se­ru­je Guy Fer­land („Ho­me­land”, „Ele­men­ta­ry”). Do­sko­na­le uda­je mu się utrzy­mać kli­mat ta­jem­ni­czo­ści. Świet­nie ope­ru­je na­pię­ciem i po­my­sło­wo pod­cho­dzi do róż­no­ra­kich fa­bu­lar­nych za­ga­dek. Ak­cję pro­wa­dzi bar­dzo do­brze, zna­ko­mi­cie po­ka­zu­je tak­że emo­cje bo­ha­te­rów. Wkła­da w od­ci­nek spo­ro pra­cy.

MA­NIAK O AK­TO­RACH


„Witch Hunt” jest bar­dzo do­brze za­gra­ny. Wcie­la­ją­ca się w Re­gi­nę Lana Pa­ri­lla za­chwy­ca swo­ją wszech­stron­no­ścią i z po­wo­dze­niem po­ka­zu­je róż­ne emo­cje Złej Kró­lo­wej — od smut­ku, przez de­spe­ra­cję, aż po wście­kłość i żą­dzę wal­ki.
Bar­dzo po­zy­tyw­ne wra­że­nie robi Re­be­cca Ma­der jako Ze­le­na. W sce­nach ze Sto­ry­brooke dwu­li­co­wa i prze­sad­nie mi­ła, na­to­miast w sce­nach z Za­cza­ro­wa­ne­go Lasu groź­na i nie­co sza­lo­na. Ta­kie­go czar­ne­go cha­rak­te­ru by­ło w „Once Upon a Time” trze­ba — Ma­der spraw­dza się bo­wiem w swej roli zna­ko­mi­cie.
Nie­źle ra­dzi so­bie od­gry­wa­ją­ca głów­ną bo­ha­ter­kę, Emmę, Je­nni­fer Mo­rri­son. Dość prze­ko­nu­ją­co uka­zu­je jej roz­ter­ki i wcho­dzi w cie­ka­we in­te­rak­cje z in­ny­mi człon­ka­mi ob­sa­dy.
Wy­śmie­ni­ty jest Sean Ma­guire w roli Ro­bi­na Hoo­da. Bar­dzo do­brze uda­je mu się uka­zać wie­lo­wy­mia­ro­wość tej po­sta­ci, świet­ny jest tak­że we wspól­nych sce­nach z Pa­ri­llą.
Stan­dar­do­wo w po­rząd­ku, choć nie szcze­gól­nie wy­bit­nie, wy­pa­da­ją Gi­nni­fer Good­win i Josh Da­llas jako Śnież­ka i jej ksią­żę.
Bar­dzo do­bry jest za to Lee Aren­berg jako Gbu­rek, któ­ry do­sko­na­le ba­lan­su­je na gra­ni­cy hu­mo­ru i po­wa­gi.
Na mo­ment po­ka­zu­je się tak­że Ro­bert Car­lyle i jest jak za­wsze ge­nial­ny — zwłasz­cza, że sce­na­rzy­ści prze­wi­dzie­li dla nie­go bar­dzo cie­ka­wie na­pi­sa­ną sce­nę, z cze­go ak­tor oczy­wi­ście ko­rzy­sta.

MA­NIAK O TECH­NI­KA­LIACH


„Witch Hunt” na­krę­co­no cał­kiem nie­źle, dba­jąc o to, by wy­glą­dał ład­nie. Nie ustrze­żo­no się kil­ku mon­ta­żo­wych błę­dów i za szyb­kich przejść od uję­cia do uję­cia, ale ogól­nie rzecz bio­rąc, mon­taż nie jest zły. Bar­dzo do­brze wy­glą­da, jak na te­le­wi­zyj­ne stan­dar­dy, więk­szość efek­tów spe­cjal­nych. Jak zwy­kle zna­ko­mi­te są ko­stiu­my i cha­rak­te­ry­za­cja — to w „Once Upon a Time” stan­dard. Prze­pięk­na jest ba­śnio­wa opra­wa mu­zycz­na Mar­ka Isha­ma.

MA­NIAK OCE­NIA


Twór­cy se­ria­lu ser­wu­ją ko­lej­ny, bar­dzo do­bry od­ci­nek, w któ­rym za­czy­na­ją po­wo­li od­kry­wać pierw­sze ta­jem­ni­ce. Wy­cho­dzi to wszyst­ko na­praw­dę zna­ko­mi­cie.

DO­BRY

Komentarze