Maniak inaczej #17: Uczeń Czarnoksiężnika, czyli "Once Upon a Time" S04E04

MA­NIAK TY­TU­ŁEM WSTĘPU

Uwa­­ga! We wpi­­sie zna­j­du­­ją się: szcze­­gó­­ło­­wy opis i ana­­li­­za ka­ż­dej sce­­ny od­ci­n­ka. Je­­śli oma­­wia­­na od­sło­­na „Once Upon a Time” je­sz­cze za Wami, to le­­piej kli­k­ni­j­cie tu­­taj, by po­­znać mo­­ją opi­­nię bez ry­­zy­­ka po­­p­su­­cia so­­bie za­­ba­­wy.
Czwar­ty od­ci­nek czwar­te­go se­zo­nu „On­ce Upon a Time” ob­fi­to­wał nie tyl­ko w od­po­wie­dzi na wie­le py­tań (oraz ko­lej­ne ta­jem­ni­ce), ale tak­że w mnó­stwo od­wo­łań do fil­mów ani­mo­wa­nych Di­sneya — przede wszyst­kim do seg­men­tu „U­czeń czar­no­księż­ni­ka” w „Fan­ta­zji”. Pod­czas se­an­su uśmiech po­ja­wiał mi się na twa­rzy co chwi­lę i już tłu­ma­czę, dla­cze­go.

MA­NIAK ANA­LI­ZU­JE


Ty­tuł od­cin­ka, „The App­ren­tice” („Uczeń”) już od sa­me­go po­cząt­ku su­ge­ru­je po­wią­za­nia z „Ucz­niem czar­no­księż­ni­ka”, a przez to zda­je się wska­zy­wać na dal­szy roz­wój wąt­ku ta­jem­ni­czej tia­ry, któ­rą zna­lazł Ti­te­li­tu­ry. Rze­czy­wi­ście, to na tym sku­pia się głów­nie ta od­sło­na se­ria­lu.

Pierw­sze na­wią­za­nie do Dis­neya już na sam po­czą­tek.

Na sa­mym po­cząt­ku prze­no­si­my się w za­mierz­chłą prze­szłość do Za­cza­ro­wa­ne­go Lasu. Znaj­du­je­my się w pod­ziem­nym po­miesz­cze­niu, w któ­rym wi­dzi­my star­sze­go, bro­da­te­go męż­czy­znę (w tej roli bar­dzo do­bry Ti­mo­thy We­bber), ubra­ne­go w czer­wo­ne sza­ty i trzy­ma­ją­ce­go w rę­ku mio­tłę. Pierw­sza myśl, jaka prze­szła mi przez gło­wę — oto Yen Sid, czar­no­księż­nik z „Fan­ta­zji”. W koń­cu po­miesz­cze­nie się zga­dza, bro­da się zga­dza…
Chwi­lę póź­niej ga­sną świe­ce, a męż­czy­zna wy­czu­wa nie­bez­pie­czeń­stwo. Nad­cho­dzi za­kap­tu­rzo­ny Mrocz­ny, któ­ry od razu rzu­ca w stro­nę star­ca sło­wa: „Nie je­steś czar­no­księż­ni­kiem”. Oka­zu­je się bo­wiem, że męż­czy­zna jest jego… Uczniem! Oczy­wi­ście ma to sens — czer­wo­ne sza­ty (Yen Sid no­sił nie­bie­skie), mio­tła w rę­ku… Że też da­łem się na tę chwi­lę na­brać!
Na­stę­pu­je krót­ka wal­ka, z któ­rej zwy­cię­sko wy­cho­dzi Mrocz­ny. Na­tych­miast pod­cho­dzi do znaj­du­ją­ce­go się na środ­ku po­miesz­cze­nia po­de­stu, na któ­rym stoi zna­jo­ma już z pre­mie­ry se­zo­nu skrzyn­ka, skry­wa­ją­ca tia­rę czar­no­księż­ni­ka. Uczeń prze­strze­ga, że je­śli Mrocz­ny ją otwo­rzy, uwol­ni coś strasz­li­we­go. Ten zdej­mu­je kap­tur i wresz­cie się ujaw­nia — oka­zu­je się, że to Zoso, a więc po­przed­nik Ti­tu­itu­re­go (do roli po­wra­ca ge­nial­ny Brad Dou­rif). Kpiąc z Ucznia sta­ra się otwo­rzyć skrzyn­kę, ale oka­zu­je się, że czar­no­księż­nik za­bez­pie­czył się po­dwój­nie — oprócz Ucznia, jego tia­ry bro­ni tak­że za­klę­cie, zgod­nie z któ­rym nikt, kto zo­stał po­chło­nię­ty przez mrok w swym ser­cu, nie bę­dzie w sta­nie zdo­być tia­ry. Zoso na­tych­miast się wy­co­fu­je.
Z tego krót­kie­go frag­men­tu do­wia­du­je­my się jed­ne­go, bar­dzo waż­ne­go fak­tu — na tia­rę czar­no­księż­ni­ka po­lo­wa­ło wie­lu Mrocz­nych, w związ­ku z czym na pew­no jest to przed­miot, któ­ry mo­że za­pew­nić im du­żą wła­dzę. Ja­ką — to oka­zu­je się tro­chę póź­niej.
Na ko­niec sce­ny Uczeń mó­wi jesz­cze sam do sie­bie, że ża­den Mrocz­ny ni­gdy nie po­sią­dzie za­war­to­ści skrzyn­ki, a po­tem prze­no­si­my się we współ­cze­sność, do Sto­ry­brooke.

Ti­te­li­tu­ry ma to, cze­go chciał.

Sce­na­rzy­ści dość iro­nicz­nie ze­sta­wia­ją sło­wa Ucznia czar­no­księż­ni­ka z rze­czy­wi­sto­ścią — w koń­cu, jak wie­my z pre­mie­ry czwar­te­go se­zo­nu, za­war­tość skrzyn­ki do­sta­ła się w rę­ce Mrocz­ne­go. Pa­trzy­my więc, jak Ti­te­li­tu­ry po raz ko­lej­ny ją otwie­ra i na­pa­wa się wi­do­kiem tia­ry. No i po­dzi­wia­my grę Ro­ber­ta Car­lyle’a, któ­ry sa­mą mi­mi­ką jest w sta­nie nadać sce­nie od­po­wied­niej at­mos­fe­ry.

Mio­tła mia­ła do przej­ścia da­le­ką dro­gę
— od pra­cow­ni czar­no­księż­ni­ka, aż do Sto­ry­brooke.

I od razu do­sta­je­my kar­tę ty­tu­ło­wą, na któ­rej po­ja­wia się na­stęp­ne od­wo­ła­nie do „Ucz­nia czar­no­księż­ni­ka” oraz ko­lej­na po ty­tu­le za­po­wiedź roz­wo­ju wąt­ku tia­ry — cha­rak­te­ry­stycz­na, oży­wio­na mio­tła. I nie jest to ostat­ni raz, gdy ją wi­dzi­my, choć na ra­zie na once’owe od­two­rze­nie słyn­ne­go seg­men­tu z „Fan­ta­zji” ra­czej nie ma co li­czyć.

Jak do baru, to Gar­bu­sem.

Na chwi­lę twór­cy od­wra­ca­ją na­szą uwa­gę od tia­ry i Ti­te­li­tu­re­go. Żół­ty Gar­bus przy­jeż­dża pod bar „U Bab­ci”. Z sa­mo­cho­du wy­sia­da­ją Emma i Hen­ry. Bo­ha­ter­ka pyta syna, czy na pew­no nie ma nic prze­ciw­ko. Chło­piec od­po­wia­da, że ma, ale jed­no­cze­śnie chce, by Emma by­ła szczę­śli­wa, po czym po­py­cha ją w stro­nę drzwi wej­ścio­wych do baru. Bar­dzo kró­ciut­ka sce­na, ale dość do­brze twór­cy po­ka­zu­ją w niej spe­cycz­ną więź, jaka przez trzy se­zo­ny wy­two­rzy­ła się mię­dzy Hen­rym a Emmą.

Hak wy­raź­nie zdzi­wio­ny obec­no­ścią swo­jej uko­cha­nej.

Prze­no­si­my się do środ­ka, gdzie wi­dzi­my Haka, gra­ją­ce­go w rzut­ki (i cał­kiem nie­źle mu idzie). Na­tych­miast za­uwa­ża Em­mę i od razu pyta, czy wszyst­ko w po­rząd­ku. Bo­ha­ter­ka mó­wi, że ab­so­lut­nie tak i że nie przy­cho­dzi po po­moc, a w zu­peł­nie in­nym celu — pra­gnie za­pro­sić pi­ra­ta na rand­kę. Hak z wra­że­nia nie trafia do tar­czy i słusz­nie za­uwa­ża, że to ra­czej on po­wi­nien przyjść z ta­ką pro­po­zy­cją. Na wspól­ny wie­czór we dwo­je jed­nak się zga­dza, pod wa­run­kiem, że to on wszyst­ko za­pla­nu­je.
Sce­na trosz­kę spo­wal­nia ak­cję od­cin­ka i nie na­le­ży do naj­lep­szych (choć ra­tu­ją ją do­bre dia­lo­gi), ale wbrew po­zo­rom jest nie­zbęd­na, by po­su­nąć ak­cję do przo­du.

Woda pod sa­mo­cho­dem?

Emma wy­cho­dzi za­do­wo­lo­na z baru i wra­ca do sa­mo­cho­du, pod któ­rym za­uwa­ża ogrom­ną ka­łu­żę wody (ca­łe szczę­ście, że nie ben­zy­ny). Za­nie­po­ko­jo­na roz­glą­da się wo­kół, ale nie do­strze­ga nic po­dej­rza­ne­go i po­sta­na­wia wsiąść do auta. Czyż­by to spraw­ka Kró­lo­wej Śnie­gu?

Nie­ocze­ki­wa­ny gość u Gol­da.

Gold wcho­dzi do swo­je­go skle­pu, w któ­rym cze­ka na nie­go Hak z pro­po­zy­cją no­we­go in­te­re­su. Mrocz­ny nie jest za­in­te­re­so­wa­ny, ale pi­rat, jak pa­mię­ta­my z po­przed­nie­go od­cin­ka, ma asa w rę­ka­wie i znów po­su­wa się do brzyd­kie­go szan­ta­żu. Wszyst­ko, by od­zy­skać dłoń. Na­wia­sem mó­wiąc, bar­dzo to nie­roz­waż­ne ze stro­ny Haka, by tak igrać z Mrocz­nym — prze­cież Ti­te­li­tu­ry nie jest taki głu­pi (w­ręcz prze­ciw­nie — to ma­ni­pu­lant pierw­sza kla­sa), a jego cier­pli­wość mo­że się skoń­czyć.
Gold przy­no­si z za­ple­cza wiel­ki słój, w któ­rym znaj­du­je się dłoń Haka. Ten pyta, czy ist­nie­je moż­li­wość jej po­now­ne­go przy­mo­co­wa­nia. Gold od­po­wia­da, że ow­szem, ale nie wi­dzi po­wo­du, dla któ­re­go miał­by to zro­bić. Hak mó­wi, że pra­gnie móc ob­jąć Emmę obie­ma rę­ka­mi — taki z nie­go ro­man­tyk. Choć tak już zu­peł­nie po­waż­nie — bar­dzo ład­ny gest, na­wet je­śli zu­peł­nie nie­prze­my­śla­ny. No, ale mi­łość ośle­pia.
Gold ostrze­ga pi­ra­ta przed tym, że dłoń w sło­iku na­le­ża­ła do męż­czy­zny o zu­peł­nie in­nym cha­rak­te­rze i że jej przy­wró­ce­nie mo­że po­skut­ko­wać po­wró­ce­niem daw­nych na­wy­ków. Hak ob­ra­ca to jed­nak w żart (nie­mą­drze!) i da­lej brnie w szan­taż (jesz­cze bar­dziej nie­mą­drze). Dłoń zo­sta­je mu osta­tecz­nie przy­wró­co­na (do tego dość spryt­nie omi­nię­to tu uży­cie efek­tów kom­pu­te­ro­wych i po­słu­żo­no się po pro­stu zwy­czaj­ny­mi sztucz­ka­mi mon­ta­żo­wy­mi). Na ko­niec sce­ny jesz­cze raz spo­glą­da­my na Gol­da, po któ­rym zde­cy­do­wa­nie wi­dać, że ma coś w za­na­drzu (zw­róć­cie uwa­gę na jego mi­nę i prze­ni­kli­we spoj­rze­nie).

Emma wy­szy­ko­wa­na na wie­czór.

Prze­no­si­my się do miesz­ka­nia dys­funk­cyj­nej ro­dzin­ki. Śnież­ka przy­no­si El­sie księ­gi ze spi­sem lud­no­ści Sto­ry­brooke, by zna­leźć w nich ja­kieś śla­dy Anny. Na­gle zja­wia się Emma, ubra­na w wie­czo­ro­wą su­kien­kę (bar­dzo ład­ny pro­jekt). Ro­dzi­ce są za­chwy­ce­ni (Śnież­ka cyk­nie na­wet zdję­cie po­la­ro­idem), Elsa zaś tro­chę za­kło­po­ta­na (pyta, czy Emma ma na so­bie tyl­ko gor­set i gdzie jest resz­ta — do­kład­nie ta­kiej re­ak­cji się po niej spo­dzie­wa­łem; te współczesne kroje…)
Do drzwi wresz­cie puka Hak, któ­ry też się prze­brał (we współ­cze­śniej­sze i jak mnie­mam, znacz­nie lżej­sze ubra­nia). Wrę­cza uko­cha­nej ró­że, a ta za­uwa­ża przy­wró­co­ną dłoń do­pie­ro wte­dy, gdy zwra­ca na to uwa­gę Śnież­ka — od cze­go są mamy. Emma jest wy­raź­nie za­kło­po­ta­na i pyta, jak to moż­li­we. Hak od­po­wia­da, że Mrocz­ny przy­wró­cił ją w swo­jej uprzej­mo­ści (do­bre so­bie). Jest jesz­cze miej­sce na żar­cik („To co, te­raz mam ci mó­wić &laquoKa­pi­tan Dłoń»?”) i kil­ka słów na­do­pie­kuń­cze­go Księ­cia a po­tem para opusz­cza miesz­ka­nie, a do­mow­ni­cy za­sia­da­ją wraz z El­są do ksiąg.
Sce­na mo­że nie jest zbyt emo­cjo­nu­ją­ca, ale za to po­rząd­nie na­pi­sa­na oraz cie­ka­wa pod wzglę­dem re­la­cji mię­dzy po­sta­cia­mi. I bywa za­baw­nie.

Ti­te­li­tu­ry już cze­ka na go­ścia.

Za­cza­ro­wa­ny Las. Anna do­cie­ra wresz­cie do zam­ku Ti­te­li­tu­re­go, któ­re­mu prze­sta­wia się jako Joan i ata­ku­je od pro­gu py­ta­niem o skó­rę (ach ta Anna, prze­cież to tyl­ko sztucz­ka cha­rak­te­ry­za­to­rów). Ti­te­li­tu­ry igno­ru­je za­czep­kę i od razu prze­cho­dzi do rze­czy. Oczy­wi­ście zna praw­dzi­wą toż­sa­mość Anny i wie, po co się u nie­go zja­wi­ła. Oka­zu­je się, że Ad­gar i Idun, ro­dzi­ce Anny i Elsy, zdą­ży­li od­wie­dzić Mrocz­ne­go (a więc ich śmierć na­stą­pi­ła pod­czas dro­gi po­wrot­nej do Aren­delle — czyż­by by­ła skut­kiem nie­speł­nie­nia umo­wy?). Ti­te­li­tu­ry nie chce jed­nak zdra­dzić do­kład­ne­go celu ich wi­zy­ty — naj­pierw Anna musi za­wrzeć z nim umo­wę i wy­świad­czyć pew­ną przy­słu­gę. Dziew­czy­na jest w sta­nie zro­bić co­kol­wiek dla swej sio­stry (oj, Anna, Anna…), dla­te­go zga­dza się w ciem­no.
Mrocz­ny opo­wia­da o ży­ją­cym u stóp gór star­cu (o­kre­śla go jako złe­go czło­wie­ka, któ­ry zja­da dzie­ci). Chce, by Anna uda­ła się do jego chat­ki i wla­ła pew­ną mik­stu­rę do her­ba­ty. Anna pyta, ja­kie jest dzia­ła­nie sub­stan­cji, ale Ti­te­li­tu­ry od­ma­wia wy­ja­śnień i przy­go­to­wu­je kon­trakt (jak zwy­kle lu­dzie od re­kwi­zy­tów sta­ją na wy­so­ko­ści za­da­nia), któ­ry dziew­czy­na, chcąc nie chcąc, musi pod­pi­sać.
Oczy­wi­ście Mrocz­ny nie był­by so­bą, gdy­by cze­goś na boku nie knuł. Od sa­me­go po­cząt­ku moż­na się do­my­ślić, że ta­jem­ni­czym star­cem, o któ­rym mó­wi, jest, zna­ny już z po­cząt­ku od­cin­ka, Uczeń czar­no­księż­ni­ka. Cho­dzi więc o zy­ska­nie tia­ry. Py­ta­nie tyl­ko, cze­go tak na­praw­dę chce od Anny, sko­ro tak do­brze ją zna…

Anna nie wie, jak się za­cho­wać.

Anna uda­je się do chat­ki star­ca, któ­rym rze­czy­wi­ście oka­zu­je się Uczeń czar­no­księż­ni­ka. Męż­czy­zna od razu za­pra­sza ją do środ­ka na her­ba­tę i ciast­ka. Dziew­czy­na jest tro­chę zdzi­wio­na tymi ciast­ka­mi, bo prze­cież sta­rzec miał zja­dać dzie­ci (jak­by jed­no wy­klu­cza­ło dru­gie). Pro­si Ucznia o to, by udzie­lił jej na ja­kiś czas schro­nie­nia, co ten czy­ni bar­dzo chęt­nie. Na­stęp­nie Anna sia­da przy ko­min­ku, wy­cią­ga fiol­kę z sub­stan­cją od Ti­te­li­tu­re­go i po chwi­li wa­ha­nia po­sta­na­wia nie wle­wać jej do czaj­ni­ka. Za­miast tego po­zby­wa się za­war­to­ści, wle­wa­jąc ją do ognia (bar­dzo nie­roz­trop­ne — sub­stan­cji nie­wia­do­me­go po­cho­dze­nia nie po­win­no się wy­sta­wiać na dzia­ła­nie cie­pła). Osta­tecz­nie więc uzna­je, że nie mo­że po­móc sio­strze, przy­spa­rza­jąc ko­muś cier­pie­nie. Ale prze­cież Ti­te­li­tu­ry do­sko­na­le wie­dział, że tak bę­dzie, więc mu­siał mieć we wszyst­kim ja­kiś ukry­ty plan.

Wy­strój re­stau­ra­cji
moc­no in­spi­ro­wa­ny „Za­ko­cha­nym Kun­dlem”.

Po­wrót do Sto­ry­brooke. Hak przy­pro­wa­dza Em­mę do ele­ganc­kiej re­stau­ra­cji (do­brze, że nie do baru „U bab­ci”, jak słusz­nie za­uwa­ża bo­ha­ter­ka). Na sam po­czą­tek twór­cy ser­wu­ją kil­ka od­wo­łań do „Za­ko­cha­ne­go Kun­dla”: para zja­da­ją­ca wspól­nie spa­ghet­ti, wy­strój re­stau­ra­cji (bra­wa dla sce­no­gra­fów), stro­je kel­ne­rów (bra­wa dla ko­stiu­mo­lo­ga). Cu­dow­ne!
Bo­ha­te­ro­wie sia­da­ją do sto­li­ka. Hak pro­po­nu­je coś moc­niej­sze­go, ale Emma na­dal mar­twi się Kró­lo­wą Śnie­gu i woli być go­to­wa na każ­dą ewen­tu­al­ność. Pi­rat za­pew­nia, że wszyst­ko bę­dzie w po­rząd­ku i kiwa na kel­ne­ra.
W tym sa­mym cza­sie oka­zu­je się, że na dru­gim koń­cu re­stau­ra­cji prze­sia­du­je Will Scar­let (Mi­chael So­cha ab­so­lut­nie krad­nie tę sce­nę). Za­uwa­żyw­szy Em­mę, do­pi­ja whi­sky (wie chło­pak, co do­bre) i po­sta­na­wia się na­tych­miast zmyć. Pro­blem w tym, że po kil­ku głęb­szych nie jest w sta­nie utrzy­mać rów­no­wa­gi i wpa­da na kel­ne­ra tuż przy sto­li­ku na­szej pary. A to pech!
Naj­cie­kaw­sza jest jed­nak re­ak­cja sa­me­go Haka. Bo­ha­ter na­tych­miast chwy­ta Scar­le­ta za fra­ki i pra­wie obi­ja mu twarz! Na szczę­ście sło­wa Emmy są w sta­nie spra­wić, by się uspo­ko­ił. Czyż­by Ti­te­li­tu­ry miał ra­cję i od­zy­ska­na dłoń ja­koś wpły­wa na oso­bo­wość pi­ra­ta?
Tak czy siak Emma w koń­cu roz­po­zna­je Scar­le­ta i nie­mal rzu­ca się za nim w po­goń, ale osta­tecz­nie po­sta­na­wia od­pu­ścić i cie­szyć się wspól­nym wie­czo­rem z uko­cha­nym. Ten zaś uważ­nie przy­glą­da się swej dło­ni i pew­nie za­da­je so­bie do­kład­nie to py­ta­nie, któ­re po­sta­wi­łem aka­pit wy­żej. Coś w tym w koń­cu musi być, praw­da?

Lana Pa­ril­la w for­mie.

Tym­cza­sem w kryp­cie Re­gi­na i Hen­ry pró­bu­ją zna­leźć le­kar­stwo dla Ma­rian. Nie­ste­ty, wy­glą­da na to że nic nie da się zro­bić. I wte­dy Hen­ry po­sta­na­wia po­ru­szyć te­mat Ro­bi­na Ho­oda. Chło­piec wie, że jego po­ca­łu­nek nie za­dzia­łał na Ma­rian dla­te­go, że męż­czy­zna wciąż ko­cha Re­gi­nę. Pyta ją, czy nie po­win­na być z tego po­wo­du szczę­śli­wa. W od­po­wie­dzi sły­szy, że nie­ste­ty jest za mło­dy, by pew­ne rze­czy zro­zu­mieć.
Sce­na kom­plet­nie nic nie wno­si do od­cin­ka, ale ma dwie za­le­ty. Po pierw­sze — Lana Pa­ril­la, któ­ra gra fan­ta­stycz­nie, na­wet po­mi­mo tego, że to ma­lut­ka ról­ka. Po dru­gie — po raz ko­lej­ny do­sta­je­my do­wód na po­stęp po­sta­ci Re­gi­ny.

Obo­wiąz­ko­wa sce­na po­ca­łun­ku.

Hak od­pro­wa­dza Em­mę do domu. Za­nim się roz­sta­ną, pi­rat za­pro­si uko­cha­ną na ko­lej­ną rand­kę i na­stą­pi po­ca­łu­nek (cał­kiem nie­źle po­ka­za­ny i zna­ko­mi­cie zi­lu­stro­wa­ny mu­zy­ką Isha­ma). Na­resz­cie Hak ma oka­zję, by ob­jąć bo­ha­ter­kę obie­ma rę­ka­mi. Przez chwi­le jest więc ro­man­tycz­nie, ale nie za­brak­nie nie­po­ko­ju — coś z od­zy­ska­ną dło­nią jest nie tak i co­raz bar­dziej daje się to Ha­ko­wi we zna­ki. Poza nie­po­ko­jem jest też miej­sce na hu­mor — od razu po wej­ściu do miesz­ka­nia Emma jest ob­sy­pa­na py­ta­nia­mi o to jak by­ło. Ach, ci na­do­pie­kuń­czy ro­dzi­ce (Gi­nni­fer Good­win i Josh Dal­las są w tej sce­nie uro­czy).

Wsta­wio­ny Will wła­mu­je się do bi­blio­te­ki.

Pi­ja­ny Will Scar­let, trzy­ma­ją­cy w rę­ku bu­tel­kę zna­ne­go fa­nom „Za­gu­bio­nych” Mac­Cu­tcheo­na, pró­bu­je wła­mać się do bi­blio­te­ki Sto­ry­brooke. W po­bli­żu na­gle po­ja­wia się Hak, któ­ry po­sta­na­wia go od­wieść od tego po­my­słu. Wy­wią­zu­je się ostra bój­ka, ale tuż przed osta­tecz­nym cio­sem pi­rat się opa­mię­tu­je. Rzu­ca w stro­nę Wi­lla groź­bę („Szep­niesz ko­muś słów­ko, to po to­bie!”), od­cho­dzi w kąt i zda­je so­bie spra­wę, że Ti­te­li­tu­ry miał ra­cję — z dło­nią jest coś nie tak. Spo­glą­da­my więc jesz­cze ka­tem oka na szyld skle­pu pana Gol­da i…

Anna zda­je ra­port.

…prze­no­si­my się w prze­szłość, do zam­ku Mrocz­ne­go. Ti­te­li­tu­ry pyta An­nę, czy wy­wią­za­ła się ze swo­jej czę­ści umo­wy. Dziew­czy­na od­po­wia­da twier­dzą­co (a to kłam­czu­cha!), na co Ti­te­li­tu­ry mó­wi, że dzię­ki temu sta­rzec prze­ży­je. Oka­zu­je się, że w fiolce znaj­do­wa­ło się an­ti­do­tum na tru­ci­znę, któ­rą Uczeń czar­no­księż­ni­ka wy­pił dzień wcze­śniej. Prze­ra­żo­na Anna w koń­cu przy­zna­je się, że nie wla­ła sub­stan­cji do her­ba­ty i oczy­wi­ście za­mie­rza jak naj­szyb­ciej ru­szyć na po­moc. Na to jed­nak jest już za póź­no, bo oto w szkla­nej kuli Ti­te­li­tu­re­go wi­dzi­my, jak Uczeń za­mie­nia się w mysz. Jest to oczy­wi­ście ko­lej­ne od­wo­ła­nie do seg­men­tu „Fan­ta­zji”, w któ­rym ro­lę Ucznia gra­ła Mysz­ka Miki. Ge­nial­nie!
Naj­waż­niej­szy w ca­łej tej sce­nie jest jed­nak spo­sób, w jaki twór­cy po­ka­zu­ją Ti­te­li­tu­re­go i jego ła­twość ma­ni­pu­lo­wa­nia in­ny­mi. To, jak pod­szedł An­nę, by­ło uję­te do­sko­na­le.

Ti­te­li­tu­ry do­brze wie, jak osią­gnąć swój cel.

Anna na­tych­miast bie­gnie do domu star­ca, jed­nak Ti­te­li­tu­ry, któ­ry sztu­kę te­le­por­ta­cji ma wszak opa­no­wa­ną bez­błęd­nie, już na nią tam cze­ka. Dziew­czy­na jest sta­now­cza i żą­da od­mie­nie­nia star­ca. Mrocz­ny ma jed­nak inne pla­ny. Oka­zu­je się, że to on zmie­nił star­ca w mysz, a ca­ła za­ba­wa z fiol­ką, by­ła je­dy­nie chy­trym pod­stę­pem, by zła­mać za­klę­cie czar­no­księż­ni­ka i zy­skać za­war­tość skrzyn­ki. Ti­te­li­tu­re­mu był po­trzeb­ny ktoś, kto zmie­rzył się z mro­kiem w ser­cu i wy­szedł z tej pró­by zwy­cię­sko. Anna jest jed­nak pew­na, że wca­le nie drze­mie w jej ser­cu mrok i na­wet przez myśl jej nie prze­szło, by wlać za­war­tość fiolki do her­ba­ty (co jest wy­raź­nym kłam­stwem, bo prze­cież wi­dać by­ło, że się wa­ha­ła). Nie tę­dy jed­nak dro­ga, by prze­chy­trzyć Ti­te­li­tu­re­go, któ­ry do­brze wie, jak dzia­łać, by osią­gnąć swój cel. Po­sił­ku­jąc się umo­wą, zgod­nie z któ­rą Anna po nie do­trzy­ma­niu swo­ich zo­bo­wią­zań mia­ła­by zo­stać na za­wsze za­mknię­ta w wie­ży, Mrocz­ny po­sta­na­wia spro­wo­ko­wać dziew­czy­nę tak, by wy­mu­sić okre­ślo­ną re­ak­cję. Plan się po­wo­dzi — po gorz­kich sło­wach Anna w koń­cu chwy­ta za miecz i jest go­to­wa prze­szyć nim swe­go, bądź co bądź, opraw­cę. Osta­tecz­nie jed­nak od­kła­da broń, kuca i pła­cze. I o to do­kład­nie cho­dzi­ło. Ti­te­li­tu­ry za­bie­ra jej łzę (łzę oso­by, któ­ra zmie­rzy­ła się z we­wnętrz­nym mro­kiem i zwy­cię­ży­ła) na szty­let i od­tąd mo­że zła­mać za­klę­cie czar­no­księż­ni­ka. Świet­nie ro­ze­gra­ne od stro­ny psy­cho­lo­gicz­nej!
Za­nim Mrocz­ny zy­ska to, cze­go chciał, usły­szy jesz­cze od Anny, że jest po­two­rem, któ­ry za­mie­nia naj­pięk­niej­szą rzecz na świe­cie, mi­łość, w broń. Ten zaś od­pie­ra, że mi­łość za­wsze by­ła bro­nią, tyl­ko nie­wie­lu umie nią wła­dać. Bar­dzo cie­ka­wy mo­tyw i star­cie dwóch zu­peł­nie róż­nych świa­to­po­glą­do­wych oso­bo­wo­ści. Za ta­kie chwi­le lu­bię „Once’a”.

Na­wet zde­ner­wo­wa­ny Hak nie sta­no­wi za­gro­że­nia dla Ti­te­li­tu­re­go.

Hak wdzie­ra się do auta Ti­te­li­tu­re­go i żą­da po­now­ne­go usu­nię­cia dło­ni. Gdy żą­da­nia nie skut­ku­ją, po­now­nie wy­cią­ga z rę­ka­wa prze­tar­te­go już asa i gro­zi, że wy­ja­wi Bel­li praw­dę o szty­le­cie. Na Ti­te­li­tu­rym nie robi to jed­nak żad­ne­go wra­że­nia — do­sko­na­le przy­go­to­wał się na wi­zy­tę Haka i pod­cho­dzi in­tru­za psy­cho­lo­gicz­nie. Kie­dy je­dy­ną opcją wy­da­je się umo­wa, pi­rat nie wy­trzy­mu­je i za­nu­rza w cie­le Mrocz­ne­go swój sta­ry hak (fan­ta­stycz­ny kon­trast z wcze­śniej­szą sce­ną). Chwi­lę póź­niej uspo­ka­ja się, a Ti­te­li­tu­ry (k­tó­re­go ha­czyk na­wet nie dra­snął), znów spraw­nie nim ma­ni­pu­lu­je. W koń­cu męż­czyź­ni za­wie­ra­ją umo­wę i uma­wia­ją się na rano w do­kach. No to się Hak wpa­ko­wał. Ale sko­ro był na tyle ma­ło in­te­li­gent­ny, żeby szan­ta­żo­wać Ti­te­li­tu­re­go, to ma za swo­je…

Kró­lo­wa Śnie­gu też się po­ja­wia.
Tak, że­by o niej nie za­po­mnieć.

Ra­nek na­stęp­ne­go dnia. Emma pę­dzi swo­im żół­tym gar­bu­sem i na­gle wpa­da w po­ślizg. Za­trzy­mu­je się na środ­ku dro­gi (sze­ryf, to mo­że) i za­uwa­ża, że część na­wierzch­ni jest za­mar­z­nię­ta. Do­strze­ga tak­że lo­do­wy ślad, za któ­rym po­sta­na­wia po­dą­żyć. Chwi­lę póź­niej do­ga­nia ni­ko­go in­ne­go, tyl­ko Kró­lo­wą Śnie­gu. Na­tych­miast wy­cią­ga broń (bo wie­cie — wła­da ma­gią, ale pi­sto­let za­wsze naj­lep­szy na cza­row­ni­ce) i w ten spo­sób… po­zwa­la Kró­lo­wej uciec. Po­bie­gnie jesz­cze ka­wa­łek za nią, ale wkrót­ce ślad się urwie. Nie ma co, Emma, bar­dzo je­steś by­stra…
Wtem, ku nie­za­do­wo­le­niu na­szej bo­ha­ter­ki, dzwo­ni te­le­fon (znam ten ból — lu­dzie też za­wsze do mnie dzwo­nią w naj­gor­szym moż­li­wym mo­men­cie). Bel­la (ub­ra­na w fan­ta­stycz­ną kre­ację) zna­la­zła w bi­blio­te­ce nie­przy­tom­ne­go Wi­lla Scar­le­ta, ści­ska­ją­ce­go pew­ną książ­kę. A sko­ro tak, to Emma jest nie­zbęd­na.

Hak od rana w do­kach.

Doki. Pięk­ne uję­cie śpią­ce­go na po­mo­ście Haka. Po chwi­li zja­wia się Gold i na­tych­miast za­bie­ra się do ro­bo­ty. Bie­rze w dłoń mio­tłę i rzu­ca na nią za­klę­cie, za­mie­nia­jąc w do­kład­nie ta­ką sa­mą, ja­ką zna­my z di­sne­yo­we­go „Ucz­nia czar­no­księż­ni­ka” w „Fan­ta­zji”. To już dru­gi wy­stęp pani mio­tły, li­cząc ten z kar­ty ty­tu­ło­wej. Jej za­da­niem nie jest jed­nak sprzą­ta­nie czy no­sze­nie wody, a do­pro­wa­dze­nie bo­ha­te­rów do pew­ne­go miej­sca.

Anna nie tra­ci de­ter­mi­na­cji.

I znów re­tro­spek­cje. Ti­te­li­tu­ry wy­cho­dzi z pod­zie­mi ze skrzyn­ką. Anna nie daje za wy­gra­ną i żą­da od­po­wie­dzi na swe py­ta­nia. Mrocz­ny zy­skał to, cze­go chciał, więc nie ma nic prze­ciw­ko. Mó­wi, że para kró­lew­ska z Aren­delle przy­by­ła do nie­go, by do­wie­dzieć się, jak o­zba­wić El­sę mocy. Wy­cho­dzi na to że, Ad­gar i Idun bali się dal­sze­go roz­wo­ju sy­tu­acji z cór­ką. My­ślę, że mia­ło to nie­ma­ły zwią­zek z do­świad­cze­nia­mi Idun z jej sio­strą, Kró­lo­wą Śnie­gu.
W każ­dym ra­zie Ti­te­li­tu­ry nie mógł po­móc swym go­ściom, ale te­raz, dzię­ki tia­rze, któ­rą zdo­był, był­by w sta­nie to zro­bić. Oka­zu­je się bo­wiem, że ma­gicz­ny ar­te­fakt, utka­ny ty­sią­ce lat temu przez czar­no­księż­ni­ka, zo­stał stwo­rzo­ny do tego, by kraść ma­gicz­ną moc. Je­śli Ti­te­li­tu­ry na­ła­du­je go cał­ko­wi­cie, sta­nie się nie­zwy­cię­żo­ny.
Anna jest scep­tycz­na — czy aby Mrocz­ny już te­raz nie jest nie­zwy­cię­żo­ny? Ti­te­li­tu­ry przy­zna­je, że są pew­ne ogra­ni­cze­nia. Dziew­czy­na jed­nak nie chce go słu­chać i sta­now­czo ka­że od­dać skrzyn­kę z tia­rą. Sta­rzec bro­nił jej wszak przez ca­łe ży­cie. Ti­te­li­tu­ry nie jest skłon­ny speł­nić proś­bę. W tym sa­mym mo­men­cie na jego dłoń ska­cze prze­isto­czo­ny w mysz Uczeń, w wy­ni­ku cze­go Mrocz­ny upusz­cza swój szty­let (czyż­by się opa­rzy­ł?). Szty­let na­tych­miast pod­no­si Anna i od razu prze­ko­nu­je się, że dzię­ki nie­mu ma wła­dzę nad Ti­te­li­tu­rym. I w tym mo­men­cie jed­no­znacz­nie zo­sta­ją roz­wia­ne wszel­kie wąt­pli­wo­ści, co do tia­ry — bo­ha­te­ro­wi cho­dzi o to by uwol­nić się spod wła­dzy szty­le­tu i jed­no­cze­śnie za­cho­wać swą moc. Nic więc dziw­ne­go, że współ­cze­śnie, w Sto­ry­brooke, tak bar­dzo ar­te­fakt go sku­sił. Ti­te­li­tu­ry jest od swo­jej mocy uza­leż­nio­ny i zro­bi wszyst­ko, byle tyl­ko jej nie stracić.
Anna roz­ka­zu­je Ti­te­li­tu­re­mu ode­sła­nie jej i skrzyn­ki do Aren­delle (sz­ko­da, że nie wspo­mi­na o szty­le­cie…), za­bra­nia mu kie­dy­kol­wiek skrzyw­dzić ją lub El­sę (a Kri­stoff? a Sven?) oraz ka­że od­mie­nić mysz z po­wro­tem w czło­wie­ka. Mrocz­ny, zmu­szo­ny słu­chać (tym­cza­so­wej) wła­ści­ciel­ki szty­le­tu, speł­nia jej proś­bę. Szty­let oczy­wi­ście od­zy­sku­je (bo Anna nie by­ła na tyle mą­dra, by uwzględ­nić go w swym ży­cze­niu), ale co mu po nim, sko­ro i tak od­zy­skać tia­rę bę­dzie te­raz bar­dzo trud­no?

Ti­te­li­tu­ry ma dla Ucznia nie­mi­łą nie­spo­dzian­kę…

Sto­ry­brooke. Mio­tła do­pro­wa­dza Haka i Gol­da do chat­ki Ucznia. Za­da­niem pi­ra­ta jest… przy­trzy­ma­nie star­ca tak, by się nie ru­szał. Nie ma co, na­praw­dę cięż­ko by­ło­by to Gol­do­wi zro­bić sa­me­mu.…
Mrocz­ny otwie­ra skrzyn­kę z tia­rą. Uczeń jest zdzi­wio­ny, że uda­ło mu się ją zdo­być, ale też pe­wien, że Ti­te­li­tu­ry i tak nie zy­ska od­po­wied­nio du­żo mocy, by osią­gnąć swój cel. Oj, jak bar­dzo się myli! Wia­do­mo prze­cież, że Gold ma swo­je spo­so­by. Że­by jed­nak usu­nąć prze­ciw­ni­ka z dro­gi raz na za­wsze, prze­wra­ca tia­rę, któ­ra wcią­ga Ucznia do środ­ka. Wy­glą­da na to, że kra­dzież ma­gicz­nej mocy wią­że się tak­że ze znik­nię­ciem tego, kto jest jej wła­ści­cie­lem, a więc tia­ra jest rze­czy­wi­ście bar­dzo nie­bez­piecz­nym ar­te­fak­tem! War­to też zwró­cić uwa­gę na ma­łą gwiazd­kę, któ­ra roz­bły­sku­je na tia­rze tuż po wchło­nię­ciu star­ca. Cie­ka­we, czy moż­na też wchło­nąć nie­ma­gicz­nych i czy przy­pad­kiem nie ma w środ­ku Anny (tia­ra by­ła w koń­cu ja­kiś czas w Aren­delle, a la­ska Bo Peep nie mo­gła po­ka­zać lo­ka­li­za­cji dziew­czy­ny).

Sven znów rzą­dzi.

I re­tro­spek­cje po raz ostat­ni. Tym ra­zem prze­no­si­my się do Aren­delle. Naj­pierw wi­dzi­my Sve­na, a po­tem za­po­mi­na­my o ca­łym świe­cie. No, mo­że nie do koń­ca, ale Sven po pro­stu tak krad­nie tę sce­nę, że nie chce się my­śleć o ni­czym in­nym. Naj­pierw hu­mo­ry i brak ape­ty­tu, po­tem en­tu­zjazm, a na ko­niec sar­ka­stycz­ny ko­men­tarz — kto­kol­wiek tre­so­wał tego re­ni­fe­ra, po­wi­nien do­stać me­dal.
No, ale nie za­po­mi­naj­my o sed­nie. Anna wra­ca do Aren­delle i na­tych­miast uda­je się do Kri­stof­fa, któ­re­mu opo­wia­da o tym, cze­go się do­wie­dzia­ła. Oczy­wi­ście, jak wie­my, nie są to mi­łe wia­do­mo­ści i dziew­czy­na zu­peł­nie nie wie, co po­wie­dzieć sio­strze. Sy­tu­acja jest rze­czy­wi­ście nie­zbyt cie­ka­wa…

Gold to szczwa­ny lis.

I na do­bre wra­ca­my do Sto­ry­brooke. Gold usu­wa dłoń Haka, jed­nak za­strze­ga, że na tym nie ko­niec ich umo­wy. Te­raz to on szan­ta­żu­je pi­ra­ta — jest bo­wiem w po­sia­da­niu na­gra­nia z chat­ki Ucznia, któ­re zmo­dy­ko­wał tak, by zos­ta­wić na nim tyl­ko Haka. Ten jest jed­nak pe­wien, że Emma wy­ba­czy­ła­by mu, gdy­by się do­wie­dzia­ła, ja­ki­mi kie­ro­wał się mo­ty­wa­mi. Gold jed­nak jest przy­go­to­wa­ny na ta­ką ewen­tu­al­ność i mó­wi, że dłoń wca­le nie by­ła prze­klę­ta. Od sa­me­go po­cząt­ku wszyst­ko by­ło wy­ra­no­wa­ną grą — grą, któ­rą Gold ro­ze­grał po mi­strzow­sku. Bra­wa dla twór­ców za ten wą­tek!
Hak pró­bu­je się jesz­cze ja­koś ra­to­wać groź­ba­mi, ale Gold do­sko­na­le wie, jak go zga­sić. Od te­raz Hak, któ­ry mógł po­zba­wić Mrocz­ne­go szczę­ścia u boku Bel­li, sta­nie się do koń­ca ży­cia nie­wol­ni­kiem swo­je­go ar­cyw­ro­ga. No, no — w ko­lej­nych od­cin­kach na pew­no zro­bi się go­rą­co.

Will nie jest zbyt za­do­wo­lo­ny.

Po­ste­ru­nek sze­ry­fa. Will zo­stał za­mknię­ty w aresz­cie i jest prze­słu­chi­wa­ny przez Em­mę. Bo­ha­ter­ka pyta przede wszyst­kim o książ­kę, z któ­rą go zna­le­zio­no. Jest to, jak nie­trud­no się do­my­ślić, je­śli śle­dzi­ło się „Once Upon a Time in Won­der­land”, „A­li­cja w Kra­inie Cza­rów”. Po­nad­to, w kie­sze­ni Wi­lla znaj­do­wa­ła się kart­ka z ilu­stra­cją Czer­wo­nej Kró­lo­wej, a więc jego uko­cha­nej. Za­sta­na­wia mnie, co ta­kie­go się sta­ło, że się roz­dzie­li­li. Na szyb­ko my­ślę, że mo­że mieć z tym coś wspól­ne­go Dia­bo­li­na, któ­rej kie­dyś Will za­szedł za skó­rę i któ­ra ma się po­ja­wić w dru­giej po­ło­wie czwar­te­go se­zo­nu, kie­dy też twór­cy obie­ca­li bar­dziej za­jąć się bo­ha­te­rem i opo­wie­dzieć jego hi­sto­rię.
Emma pyta także o pod­bi­te oko Wi­lla, ale kie­dy chło­pak za­uwa­ża Haka, na­tych­miast przy­po­mi­na so­bie o jego groź­bie i milk­nie. Emma zo­sta­wia zło­dzie­jasz­ka w celi i pod­cho­dzi do uko­cha­ne­go. Na­tych­miast za­uwa­ża po­now­ny brak dło­ni. Hak na­pręd­ce wy­ja­śnia, że ma­gia Mrocz­ne­go nie by­ła tym, na co li­czył. Taa…
Tym­cza­sem Ksią­żę znaj­du­je in­for­ma­cje o Kró­lo­wej Śnie­gu i na­tych­miast dzie­li się nimi z Emmą. Oka­zu­je się, że na­zwi­ska Sa­rah Fi­sher, któ­rym Kró­lo­wa po­słu­gu­je się w Sto­ry­brooke, nie ma w spi­sie lud­no­ści. A to ozna­cza, że Kró­lo­wa nie zna­la­zła się w na­szym świe­cie z po­wo­du klą­twy. Moż­na więc bez­piecz­nie za­ło­żyć, że zna­ła Emmę z cza­sów sprzed jej pod­ró­ży do Sto­ry­brooke. W ta­kim ra­zie po­zo­sta­je py­ta­nie, w jaki spo­sób opu­ści­ła świat ma­gicz­ny i dla­cze­go nie roz­sier­dzi­ła tym Ti­te­li­tu­re­go…

Hen­ry pro­po­nu­je po­moc.

Tym­cza­sem Re­gi­na na­dal nie po­czy­ni­ła po­stę­pu nad le­kar­stwem dla Ma­rian. Hen­ry po­sta­na­wia odło­żyć ten te­mat chwi­lo­wo na bok i przy­po­mi­na o ope­ra­cji „Man­gu­sta”. Chce do­wie­dzieć się wię­cej na te­mat Księ­gi od dziad­ka, czy­li Ti­te­li­tu­re­go (co za­baw­ne, na po­cząt­ku „dzia­dek” ko­ja­rzy się Re­gi­nie z Księ­ciem). Mrocz­ny, mimo że jest czar­nym cha­rak­te­rem, do­stał swo­je szczę­śli­we za­koń­cze­nie u boku Bel­li, a więc na pew­no wie, jak zmie­nić za­sa­dy na­rzu­co­ne przez ta­jem­ni­cze­go au­to­ra. Hen­ry chce po­ta­jem­nie wy­cią­gnąć te in­for­ma­cje.

Gold jest z po­cząt­ku scep­tycz­ny na po­mysł wnu­ka.

Chło­piec uda­je się do skle­pu Gol­da i pyta, czy mógł­by u nie­go tro­chę po­pra­co­wać. Mą­drze przy oka­zji gra na jego uczu­ciach, od­wo­łu­jąc się do Nea­la. Gold, na po­cząt­ku dość scep­tycz­ny, osta­tecz­nie na tę pro­po­zy­cję przys­ta­je, ale pod wa­run­kiem, że Hen­ry bę­dzie trzy­mał się z dala od za­ple­cza i nie bę­dzie do­ty­kał nic bez py­ta­nia. I w ten spo­sób chło­pak zo­sta­je przy­ję­ty na ucznia, a od­ci­nek koń­czy się w rytm in­spi­ro­wa­ne­go „Ucz­niem czar­no­księż­ni­ka” utwo­ru i za­mia­ta­niem pod­ło­gi.

MA­NIAK KO­ŃCZY


Koń­czę jak zwy­kle py­ta­niem — co Wy za­uwa­ży­li­ście? Ma­cie ja­kieś teo­rie a pro­pos róż­nych pod­ło­żo­nych przez twór­ców tro­pów? Śmia­ło daj­cie znać w ko­men­ta­rzach.

Komentarze