MANIAK SŁOWEM WSTĘPU
„Arkham” — słowo, na dźwięk którego serca fanów komiksów o Batmanie zaczynają bić szybciej. I trudno się dziwić — to w końcu wyraz, który kojarzy się przede wszystkim ze słynnym szpitalem psychiatrycznym, w którym zamknięci są dość specyficzni pacjenci. Tak zwany Arkham Asylum to miejsce, w którym przy odrobinie (nie)szczęścia znajdziemy Jokera, Two-Face’a, Poison Ivy, Zsasza i innych, niebezpiecznych przeciwników człowieka-nietoperza. „Arkham” wiele też powie fanom gier komputerowych — szpital grał wszak bardzo ważną rolę w kilku produkcjach studia Rocksteady z Batmanem w roli głównej. Teraz swoje trzy grosze do historii tego miejsca dorzucają twórcy „Gotham”.
Czwarta odsłona pierwszego sezonu serialu została zatytułowana właśnie „Arkham”. Tutaj jednak nazwa ta nie odnosi się tylko i wyłącznie do samego szpitala, ale także do całej dzielnicy, nazwanej „Arkham City” (co stanowi całkiem zgrabne nawiązanie do gry od Rocksteady). Dzielnica ta zaś, ma dla odcinka kluczowe znaczenie.
MANIAK O SCENARIUSZU
Scenariusz napisał Ken Woodruff, który wielokrotnie współpracował z twórcą „Gotham”, Bruno Hellerem, nad jego drugim dzieckiem, czyli „Mentalistą”.
Odcinek zaczyna się dokładnie w tym samym miejscu, w którym zakończył się poprzedni. Jima Gordona odwiedza Oswald Cobblepot, który przychodzi ostrzec go o nadchodzącej wojnie gangów. W tym samym czasie, na drugim końcu Gotham, ginie z rąk mordercy członek rady miasta. Sprawa wkrótce trafia na policję (czy takie zabójstwo nie kwalifikuje się już jako sprawa dla FBI?), a do jej zbadania zostają oddelegowani Gordon i Bullock. Równolegle śledzimy intrygi Cobblepota, a także zaglądamy na chwilę do rezydencji Wayne’ów.
Scenariusz nie jest pozbawiony wad. Wraz z czwartym śledztwem Gordona i Bullocka powoli jasny staje się schemat, zgodnie z którym budowane są cotygodniowe sprawy. Najpierw jest obowiązkowy świadek, który zastraszony przez Bullocka w końcu naprowadza bohaterów na odpowiedni trop. Potem udaje się niemal skonfrontować ze złoczyńcą, jednak ten w ostatniej chwili ucieka. Gordon znajduje jednak poszlakę i kilka scen główkowania później wpada na genialny pomysł jej wykorzystania. Ostatecznie namierza złoczyńcę i wraz z pomocą Bullocka, udaje mu się delikwenta schwytać.
Tam, gdzie jednak zawodzi konstrukcja śledztwa, na horyzoncie pojawia się wszystko wokół. Walka gangów o polityczne wpływy, przekupstwo, kompromisy oraz niewyjaśnione tajemnice nie tylko uatrakcyjniają historię, ale też pogłębiają obraz miasta.
Całkiem sprawnie poprowadzono wątek prywatnego życia Gordona. Jego relacja z Barbarą zaczyna iść w niezwykle ciekawym kierunku. Kilka rzeczy wychodzi na jaw, trochę się komplikuje, a bohaterowie zostają pod koniec pozostawieni w dość ciekawym położeniu.
Najlepiej wypada jednak historia Cobblepota. Postać Pingwina jest rozpisana najmądrzej w całym serialu. Dwulicowy oportunista, intrygant, zdecydowany, by osiągnąć swój cel i wspiąć się na szczyt — Oswald Cobblepot nie zawaha się przed niczym. To, co wyprawia w „Arkham” przechodzi wszelkie oczekiwania.
Nadal nie wiem, co sądzić o wątku młodego Bruce’a Wayne’a. Z jednej strony dostarcza mi on sporo frajdy, z drugiej zaś, kiedy się głębiej nad nim zastanowię, to jednak pewne cechy charakteru młodego dziedzica fortuny Wayne’ów są uwidaczniane przez twórców serialu nieco za szybko.
MANIAK O REŻYSERII
Reżyseruje TJ Scott, który w serialach siedzi od dawna i na koncie ma m.in. odcinki „Xeny” czy „La Femme Nikita”.
Choć oczywiście Scott zachowuje ogólną stylistykę „Gotham” to jednak uważny widz zauważy jego specyficzną rękę. Akcja prowadzona jest przez reżysera nieco inaczej i lepiej niż w poprzednich odcinkach. Scottowi udaje się mocno trzymać w napięciu i w ten sposób choć trochę zatuszować słabsze elementy scenariusza. Realizuje naprawdę dobry odcinek i stara się kierować ekipą tak, by trochę zniwelować widoczną w szczególności w pierwszych dwóch odsłonach pewnego rodzaju karykaturalność — z różnym skutkiem, ale z reguły pozytywnym. I całe szczęście.
MANIAK O AKTORACH
Ben McKenzie jest w roli Gordona coraz lepszy. Łączy w swej kreacji bardzo ciekawą osobowość i charyzmę, dzięki czemu tworzy rolę ciekawą i przykuwającą uwagę. Do tego wszystkiego wydaje się być bardzo naturalny.
O partnerującym mu Donalowi Logue’owi, nie trzeba chyba dużo mówić. Aktor znów gra fantastycznie i udowadnia, że roli zmęczonego, zahartowanego Bullocka, nie można było obsadzić lepiej.
Gościnnie pojawia się Hakeem Kae-Kazim („24 godziny”), któremu przypadła zaszczytna rola złoczyńcy tygodnia. Nie jest to niestety występ wybitny — aktorowi niestety nie udaje się odpowiednio wyważyć swej roli, przez co miejscami wydaje się dość groteskowy i niezamierzenie zabawny. A chyba nie taki miał być efekt.
Trochę lepiej niż ostatnio spisuje się Cory Michael-Smith, który wciela się w Edwarda Nygmę. Nie jest tak bardzo irytujący jak poprzednio, choć nadal daleko mu do tego, by określić jego grę przymiotnikiem „przyzwoita”.
Bardzo nierówna jest Erin Richards. W jednej chwili wypada nieźle, w drugiej ginie w tle, a w jeszcze innnej prawdziwie irytuje. Szkoda, bo Barbara Kean, narzeczona Gordona, to interesująco rozpisana postać.
Fantastycznie znów gra Robin Lord Taylor. Pokazuje w „Arkham” kilka różnych twarzy i każda jest równie wiarygodna. No i do tego wszystkiego udaje mu się nie zahaczyć o karykaturę.
Tak jak ostatnio, pozytywnie zaskakuje David Zayas jako Sal Maroni. Dostojny, elegancki, ale też stanowczy i bezwględny — Zayas pokazuje te cechy charakteru fenomenalnie, spajając wszystko swoim specyficznym temperamentem.
Nie można narzekać na Jadę Pinkett Smith. Tym razem aktorka przede wszystkim skupia się na groźnej stronie swojej bohaterki i ukazuje to oblicze dość przekonująco.
David Mazouz jako młody Bruce Wayne spisuje się świetnie. Warto zwrócić uwagę na to, jak aktor gra spojrzeniem i mimiką twarzy. Kapitalnie przekazuje w ten sposób emocje.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Zdjęcia są w tym odcinku szczególnie dobre. Kamera poprowadzona jest z wyczuciem, bardzo płynnie, a kolejne sceny pokazane są pod ciekawymi kątami. Montaż jest zaś sprawny i w większości dość dynamiczny, a ponadto udaje się uniknąć chaotyczności (co zwłaszcza jest widoczne w jednej z końcowych scen walk — doskonale nakręconej i posklejanej).
Z innych rzeczy na pewno warto zwrócić uwagę na kapitalną scenografię, która nadaje przedstawionemu w serialu miastu wyjątkowego stylu oraz specyficznej atmosfery. Udają się także efekty specjalne.
Nieznacznie poprawia się na polu muzycznym. Tym razem ścieżka dźwiękowa nie jest tak nijaka i przezroczysta, a przez to zwraca się na nią trochę więcej uwagi. Oby tak dalej.
MANIAK OCENIA
„Gotham” nadal daleko do ideału, ale jednak jest coś w tym serialu, co trzyma przed ekranem i każe sięgnąć po kolejny odcinek. Tak było też w tej odsłonie.
DOBRY |
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.