Maniak ocenia #177: "Once Upon a Time in Wonderland" S01E12

MA­NIAK ZA­CZY­NA


„Once Upon a Time in Won­der­land” to zna­ko­mi­te uzu­peł­nie­nie świa­ta, zna­ne­go z „Once Upon a Time”. Emo­cjo­nu­ją­ca, peł­na zwro­tów ak­cji hi­sto­ria ma w so­bie wszyst­ko to, co ory­gi­nał — po­ry­wa­ją­cą ak­cję, nie­ba­nal­ne wąt­ki mi­ło­sne oraz mnó­stwo ma­gii i ba­śnio­wo­ści — dla każ­de­go coś mi­łe­go. To tak­że pro­duk­cja, w któ­rej wy­stę­pu­ją nie­zwy­kle uta­len­to­wa­ni ak­to­rzy, po­tra­fią­cy pierw­szo­rzęd­nie oży­wić świat Kra­iny Cza­rów.
Dwu­na­sty od­ci­nek „On­ce Upon a Time in Won­der­land” sta­no­wi za­ra­zem przed­ostat­nią od­sło­nę se­ria­lu. Jego sce­na­rzy­ści sta­nę­li więc przed nie lada za­da­niem — wszyst­kie do­tych­cza­so­we wąt­ki mu­sie­li sen­sow­nie po­skła­dać do kupy i przy­go­to­wać od­po­wied­nie pod­ło­że pod wiel­ki fi­nał. Na szczę­ście jest to pro­duk­cja tak do­sko­na­le prze­my­śla­na, że nie by­ło to za­da­nie nie­wy­ko­nal­ne. Jak więc wysz­ło?

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Od­ci­nek zo­stał za­ty­tu­ło­wa­ny „To Catch a Thief” („Zła­pać zło­dzie­ja”), co sta­no­wi na­wią­za­nie do po­wie­ści Da­vi­da Dodge’a pod ta­kim wła­śnie ty­tu­łem oraz opar­tym na niej fil­mie Al­fre­da Hitch­co­cka. Pew­ne ele­men­ty fa­bu­ły rów­nież z nich luź­no czer­pią. Au­to­ra­mi sce­na­riu­sza są Adam Nuss­dorf („Tron: Re­be­lia”) oraz Je­rome Schwartz („Ze­ro Ho­ur”).
W ob­li­czu wy­da­rzeń z ostat­nie­go od­cin­ka Dża­far skła­da Wi­llo­wi pro­po­zy­cję — ten po­mo­że od­zy­skać mu la­skę, któ­ra znaj­du­je się te­raz w po­sia­da­niu Cy­ru­sa i Ali­cji, a Ana­sta­się bę­dzie moż­na ura­to­wać. Will zga­dza się i pró­bu­je prze­ko­nać przy­ja­ciół, by mu po­mo­gli. Tym­cza­sem w re­tro­spek­cjach ob­ser­wu­je­my oko­licz­no­ści spo­tka­nia Ali­cji i Wa­le­ta Kier.
Seg­men­ty z prze­szło­ści wy­cho­dzą cał­kiem przy­jem­nie, a sce­na­rzy­stom uda­je się uło­żyć dość cie­ka­we pod­wa­li­ny pod przy­jaźń Wi­lla i Ali­cji. Jed­nak to w te­raź­niej­szo­ści dzie­je się naj­wię­cej. Ak­cja po­su­wa się do przo­du płyn­nie i w mia­rę szyb­ko, a po dro­dze cze­ka spo­ro nie­źle po­my­śla­nych zwro­tów ak­cji Trze­ba jed­nak przy­znać, że pa­rę niu­an­sów dość wy­god­nic­ko po­zo­sta­wio­no nie­wy­ja­śnio­nych, przez co zda­rza się kil­ka chwil „deus ex ma­chi­na”. Nie wpły­wa­ją one zna­czą­co na od­biór od­cin­ka, ale moż­na by­ło te kwe­stie roz­wią­zać nie­co ina­czej.
Bar­dzo do­brze jest na­to­miast z roz­wo­jem po­sta­ci. Przy­jaźń Ali­cji, Cy­ru­sa i Wi­lla zo­sta­je pod­da­na du­żej pró­bie, a dzię­ki temu bo­ha­te­ro­wie doj­rze­wa­ją i na nowo od­kry­wa­ją w so­bie pew­ne war­to­ści. W cie­ka­wą dro­gę zmie­rza po­stać Ża­bro­ła­ka, któ­ra po­ry­wa się na ko­lej­ne ma­ni­pu­la­cje. Nie­zwy­kle in­te­li­gent­nie roz­pi­sa­ny jest Dża­far — je­go każ­dy ruch jest do­głęb­nie prze­my­śla­ny i skal­ku­lo­wa­ny.
W dia­lo­gach nie za­bra­kło oczy­wi­ście odro­bi­ny hu­mo­ru, sku­tecz­nie uroz­ma­i­ca­ce­go prze­bieg fa­bu­ły. Praw­dzi­wie emo­cjo­nu­ją­ca jest koń­ców­ka, któ­ra za­po­wia­da moc­ny i spek­ta­ku­lar­ny fi­nał.

MA­NIAK O RE­ŻY­SE­RII


Re­ży­ser, Bi­lly Gier­hart, two­rzy od­ci­nek prze­my­śla­ny. Ma bar­dzo ład­ny styl i kil­ka cie­ka­wych po­my­słów re­ali­za­tor­skich, co udo­wad­nia już zna­ko­mi­tą, pięk­ną se­kwen­cją po­cząt­ko­wą na dłu­gim uję­ciu. Świet­nie pro­wa­dzi ak­cję i zna­ko­mi­cie wy­wa­ża na­strój, trzy­ma­jąc w na­pię­ciu, wzru­sza­jąc i sku­tecz­nie za­ska­ku­jąc. Zda­rza­ją się też roz­wią­za­nia mniej tra­fio­ne i ta­nio wy­glą­da­ją­ce, zwłasz­cza pod ko­niec, ale to tyl­ko nie­licz­ne po­tknię­cia.

MA­NIAK O AK­TO­RACH


Mi­cha­el So­cha wy­bi­ja się w „To Catch a Thief” na pierw­szy plan. Jest zna­ko­mi­ty jako Wa­let Kier i uda­je mu się po­ka­zać bar­dzo wie­le od­cie­ni tej po­sta­ci, czym po raz ko­lej­ny udo­wad­nia swo­ją wiel­ką wszech­stron­ność.
Rów­nie do­bra jest So­phie Lowe w roli Ali­cji. Ta tak­że po­ka­zu­je kil­ka róż­nych ob­li­czy — po­tra­fi być roz­sąd­na i spo­koj­na, ale też prze­bie­gła i ką­śli­wa. W każ­dym z nich jest rów­nie wia­ry­god­na.
Od­gry­wa­ją­cy Cy­ru­sa Pe­ter Ga­diot zro­bił bar­dzo du­ży po­stęp i zy­skał na prze­bo­jo­wo­ści. Jego bo­ha­ter jest te­raz jed­ną z cie­ka­wiej za­gra­nych.
Na­veen An­drews to zaś wciąż ten sam, de­mo­nicz­ny, prze­ra­ża­ją­cy Dża­far, któ­ry za wszel­ką ce­nę dą­ży do swe­go celu. Ak­tor wcie­la się w tę pos­tać do­sko­na­le.
Peta Ser­ge­ant ma z ko­lei na Ża­bro­ła­ka bar­dzo do­bry po­mysł. Gra w spo­sób prze­my­śla­ny, ma świet­ną mi­mi­kę i po­tra­fi wzbu­dzić nie­po­kój.
Ab­so­lut­nie cu­dow­na jest Zu­lei­kha Ro­bin­son w roli Ama­ry. Ak­tor­ka sku­tecz­nie przy­cią­ga uwa­gę wi­dza i gra na­praw­dę pierw­szo­rzęd­nie.

MA­NIAK O TECH­NI­KA­LIACH


W każ­de uję­cie ope­ra­tor wło­żył spo­ro ser­ca, dzię­ki cze­mu zdję­cia wy­glą­da­ją prze­ślicz­nie. Du­że wra­że­nie robi zwłasz­cza nie­zwy­kle fi­ne­zyj­ny ruch ka­me­ry na sa­mym po­cząt­ku. Cał­kiem do­bry jest mon­taż, w więk­szo­ści od­po­wied­nio do­sto­so­wa­ny do tem­pa wy­da­rzeń na ekra­nie. Efek­ty spe­cjal­ne są bar­dzo nie­rów­ne. Dość przy­zwo­icie wy­pa­da­ją ge­ne­ro­wa­ne kom­pu­te­ro­wo tła (choć nie jest to ab­so­lut­ną re­gu­łą) czy ma­gicz­na mgieł­ka, na­to­miast nie­zbyt po­wa­la­ją np. przy­go­to­wa­ne przez gra­fi­ków wę­że. Stan­dar­do­wo za­chwy­ca­ją sta­ran­nie przy­go­to­wa­ne ko­stiu­my i cha­rak­te­ry­za­cja oraz do­sko­na­ła opra­wa mu­zycz­na.

MA­NIAK OCE­NIA


Twór­cy ide­al­nie wpro­wa­dza­ją w fi­nał, któ­ry na pew­no bę­dzie emo­cjo­nu­ją­cy. Tym­cza­sem dwu­na­sty od­ci­nek do­sta­je oczy­wi­ście:

DO­BRY

Komentarze