Maniak ocenia #107: "Jack Strong"

MA­NIAK WE WSTĘPIE


Współ­cze­sne kino pol­skie z re­gu­ły nie jest naj­wyż­szych lo­tów — to zda­nie, z któ­rym więk­szość chy­ba się zgo­dzi. Są jed­nak tacy pol­scy twór­cy, któ­rym z ca­łą pew­no­ścią moż­na za­ufać, a efek­ty ich pra­cy na pew­no nie za­wio­dą. Jed­nym z ta­kich twór­ców jest Wła­dy­sław Pa­si­kow­ski.
Au­tor kul­to­wych już „P­sów”, po świet­nym, ale bar­dzo kon­tro­wer­syj­nym ze wzglę­du na te­ma­ty­kę „Po­kło­siu”, znów bie­rze się za te­mat, któ­ry bu­dzi spo­ro emo­cji i two­rzy film „Jack Strong”, po­świę­co­ny Ry­szar­do­wi Ku­kliń­skie­mu, taj­ne­mu współ­pra­cow­ni­ko­wi CIA w la­tach 1972–1981. I choć swą jed­no­znacz­ną oce­ną dzia­łań Ku­kliń­skie­go Pa­si­kow­ski znów pew­nie po­dzie­li wi­dzów, to czy uda­je mu się na­krę­cić po pro­stu do­bry film?

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Pa­si­kow­ski nie tyl­ko re­ży­se­ru­je, ale jest też au­to­rem sce­na­riu­sza. Kon­stru­uje go w bar­dzo kla­sycz­ny spo­sób, naj­pierw umie­jęt­nie kre­śląc tło, po­tem stop­nio­wo roz­wi­ja­jąc ak­cję, by wresz­cie do­trzeć do dra­ma­tycz­ne­go punk­tu kul­mi­na­cyj­ne­go, za­sko­czyć wi­dza i roz­wią­zać wszyst­kie wąt­ki.
Film roz­po­czy­na się od ma­ją­cej miej­sce w 1962 roku sce­ny eg­ze­ku­cji Ole­ga Pień­kow­ske­go, szpie­ga pra­cu­ją­ce­go dla CIA oraz MI6. Już tu­taj, po­ka­zu­jąc jak wie­le moż­na stra­cić, je­śli zde­cy­du­je się na ra­dy­kal­ny krok taj­nej współ­pra­cy i szpie­go­stwa, Pa­si­kow­ski daje pierw­sze sy­gna­ły co do tego, jak po­strze­ga dzia­ła­nia Ku­kliń­skie­go od stro­ny mo­ral­nej. Da­lej tyl­ko roz­wi­ja tę myśl, bar­dzo skru­pu­lat­nie przed­sta­wia­jąc oko­licz­no­ści, w ja­kich bo­ha­ter po­dej­mu­je de­spe­rac­kie dzia­ła­nia i nie po­zo­sta­wia­jąc żad­nych złu­dzeń, że kie­ro­wał się on do­brem oj­czy­zny.
Przez ca­ły film po­zo­sta­je­my bar­dzo bli­sko Ku­kliń­skie­go. „Jack Strong” w więk­szej mie­rze opo­wia­da bo­wiem o czło­wie­ku i tym, jak de­cy­zja, któ­rą pod­jął w imię wyż­szych ce­lów, wpły­wa na jego ży­cie oso­bi­ste. Taka kon­wen­cja, po­dyk­to­wa­na pew­nie w ja­kiś spo­sób tak­że bu­dże­tem (choć i tak, jak na pol­ską pro­duk­cję, du­żym) spraw­dza się bar­dzo do­brze. Dzię­ki temu, że film ma wy­miar bar­dziej oso­bi­sty, ła­twiej zżyć się z bo­ha­te­rem, ła­twiej go zro­zu­mieć i wresz­cie — ła­twiej prze­jąć się jego lo­sem. Przed­sta­wio­ne w ob­ra­zie pe­ry­pe­tie Ku­kliń­skie­go nie po­zo­sta­wia­ją wi­dza obo­jęt­nym i ka­żą się tro­chę nad pew­ny­mi spra­wa­mi po­za­sta­na­wiać.
Oczy­wi­ście nie jest tak, że Pa­si­kow­ski zu­peł­nie odzie­ra „Jac­ka Stron­ga” z po­li­tycz­nych in­tryg oraz emo­cjo­nu­ją­cych scen sen­sa­cyj­nych. Wręcz prze­ciw­nie. Chęt­nie po­ka­zu­je, co dzie­je się po obu stro­nach zim­no­wo­jen­ne­go kon­flik­tu, a to po­zwa­la mu na bar­dzo umie­jęt­ne za­ry­so­wa­nie tła sy­tu­acji oraz po­py­cha­nie fa­bu­ły do przo­du. A im da­lej w las, tym at­mos­fe­ra sta­je się co­raz gęst­sza, by nie­mal­że wy­buch­nąć w emo­cjo­nu­ją­cym trze­cim ak­cie. Ten roz­pi­sa­ny jest zna­ko­mi­cie i do ostat­nich chwil do­sko­na­le trzy­ma w na­pię­ciu, któ­re nie ula­tu­je jesz­cze przez ja­kiś czas po opusz­cze­niu sali ki­no­wej. Du­ża w tym za­słu­ga bar­dzo umie­jęt­ne­go wy­ko­rzy­sta­nia tech­ni­ki zmy­la­nia fa­bu­lar­nych tro­pów.
Pa­si­kow­ski, choć sta­ra się po­zo­sta­wać bar­dzo bli­sko po­sta­ci Ku­kliń­skie­go, nie za­po­mi­na tak­że o po­sta­ciach po­bocz­nych i kre­śli je tak, by każ­da wnio­sła coś cie­ka­we­go do fa­bu­ły. Tra­fia w sed­no w szcze­gól­no­ści wte­dy, kie­dy po­ka­zu­je róż­ne po­sta­wy, ja­kie przyj­mo­wa­no wo­bec ów­cze­snej sy­tu­acji w kra­ju. Zna­ko­mi­cie roz­pi­su­je tak­że czar­ne cha­rak­te­ry — bez­kom­pro­mi­so­wych Ro­sjan czy po­dejrz­li­wych ko­le­gów Ku­kliń­skie­go. To wszyst­ko skła­da się na po­ry­wa­ją­cy świat przed­sta­wio­ny.

MA­NIAK O RE­ŻY­SE­RII


Po­mi­mo kon­wen­cji, ja­ką przy­jął Pa­si­kow­ski, uda­je się stwo­rzyć na ekra­nie nie­sa­mo­wi­ty na­strój i przed­sta­wić wszyst­kie wy­da­rze­nia tak, by nie nu­dzi­ły, a cie­ka­wi­ły. I choć wi­do­wi­sko­wo robi się do­pie­ro pod ko­niec, to na­pię­cie ro­śnie od sa­me­go po­cząt­ku, a re­ży­ser do­sko­na­le je bu­du­je, po mi­strzow­sku ba­wiąc się z wi­dzem i sto­su­jąc licz­ne sztucz­ki, su­ge­stie i mo­ty­wy. Dzię­ki temu, widz jest nie­pew­ny co do lo­sów bo­ha­te­rów aż do sa­me­go koń­ca, mimo że teo­re­tycz­nie zna je jesz­cze przed wej­ściem do sali ki­no­wej (no, chy­ba, że za­snął na lek­cji hi­sto­rii).
Oczy­wi­ście Pa­si­kow­ski ge­nial­nie spraw­dza się w sce­nach ak­cji. Po­ry­wa­ją­ca jest choć­by se­kwen­cja po­ści­gu, ma­ją­ca miej­sce w trze­cim ak­cie fil­mu. Re­ży­ser re­ali­zu­je ją z wła­ści­wym dla sie­bie roz­ma­chem, przez co po­tra­fi wbić w fo­tel. I na dłu­gi czas się w tym fo­te­lu po­zo­sta­je.
Bar­dzo sta­ran­nie Pa­si­kow­ski od­wzo­ro­wu­je tak­że ów­cze­sne re­alia, dba­jąc o ta­kie szcze­gó­ły, jak choć­by dłu­gie ko­lej­ki do skle­pów gdzieś w tle ak­cji. To do­brze, po­nie­waż do­da­je to wia­ry­god­no­ści przed­sta­wio­ne­mu w fil­mie świa­tu.

MA­NIAK O AK­TO­RACH


Ak­tor­sko jest bar­dzo do­brze, ale to nic dziw­ne­go, bo Pa­si­kow­ski kom­ple­tu­je zna­ko­mi­tą ob­sa­dę.
Od­gry­wa­ją­cy głów­ną ro­lę Mar­cin Do­ro­ciń­ski („Re­wer­s”) two­rzy re­we­la­cyj­ną, prze­ko­nu­ją­cą kre­ację. Ła­two wczuć się dzię­ki nie­mu w sy­tu­ację Ku­kliń­skie­go (jak­kol­wiek dla nas dziś abs­trak­cyj­ną) i za­an­ga­żo­wać się w film emo­cjo­nal­nie. Do­ro­ciń­ski zna­ko­mi­cie po­ka­zu­je dra­mat bo­ha­te­ra i jego oso­bi­ste roz­ter­ki.
Świet­na jest Maja Osta­szew­ska („Ka­ty­ń”) w roli żo­ny Ku­kliń­skie­go, Han­ny. Przede wszyst­kim, wspa­nia­le ra­dzi so­bie z po­ka­za­niem ca­łe­go spek­trum emo­cji, ja­kie tar­ga­ją jej bo­ha­ter­ką. Szcze­gól­ne wra­że­nie robi, pod­czas sce­ny kłót­ni mał­żeń­skiej, w któ­rej jest nie­zwy­kle au­ten­tycz­na.
Spraw­dza­ją się Jó­zef Paw­łow­ski i Piotr Ner­lew­ski jako sy­no­wie głów­ne­go bo­ha­te­ra. To ak­to­rzy, któ­rzy do tej pory wy­stę­po­wa­li głów­nie w se­ria­lach (przy czym Paw­łow­ski mo­że po­chwa­lić się zde­cy­do­wa­nie dłuż­szym sta­żem), ale ma­ją wy­star­cza­ją­ce umie­jęt­no­ści, by po­ka­zać na ekra­nie to co za­pla­no­wał dla nich w sce­na­riu­szu Pa­si­kow­ski.
Bar­dzo cie­szy udział w fil­mie ak­to­rów ame­ry­kań­skich: Pa­tric­ka Wil­so­na („Watch­men: Straż­ni­cy­”) oraz po­cho­dzą­cej z Pol­ski, Dag­ma­ry Do­miń­czyk (a pry­wat­nie żo­ny tego pierw­sze­go). Wil­son wcie­la się w Da­nie­la For­de­na, ofi­ce­ra pro­wa­dzą­ce­go puł­kow­ni­ka Ry­szar­da Ku­kliń­skie­go. Na po­trze­by roli spo­tkał się z pier­wo­wzo­rem swej po­sta­ci, a tak­że na­uczył pod­staw pol­skie­go. Efekt jest fan­ta­stycz­ny, bo Wil­so­no­wi uda­je się wspa­nia­le po­ka­zać isto­tę re­la­cji, łą­czą­cej jego po­stać z głów­nym bo­ha­te­rem, któ­ra prze­ra­dza się ze sto­sun­ków czy­sto za­wo­do­wych w praw­dzi­wą przy­jaźń.
Tro­chę mniej­szą ro­lę ma tu wspo­mnia­na Do­miń­czyk i cięż­ko po­wie­dzieć o niej wię­cej, niż to że po pro­stu po­praw­nie wy­ko­na­ła swo­je za­da­nie.
Re­we­la­cyj­nie gra Oleg Ma­slen­ni­kow („A­kwa­riu­m”) wcie­la­ją­cy się w ro­syj­skie­go mar­szał­ka, Wik­to­ra Ku­li­ko­wa — po­stać bar­dzo skom­pli­ko­wa­ną i czę­sto wpa­da­ją­cą w fu­rię. Ma­slen­ni­kow wczu­wa się w ro­lę pierw­szo­rzęd­nie.
Nie­źle wy­pa­da Di­mi­tri Bi­lov („Die Vier­te Mach­t”), któ­ry jako Sa­sza Iwa­now jest nie­zwy­kle enig­ma­tycz­ny, ta­jem­ni­czy i de­mo­nicz­ny, dzię­ki cze­mu wzbu­dza w wi­dzu po­czu­cie nie­po­ko­ju.
Bar­dzo do­bre wra­że­nie spra­wia Ire­ne­usz Czop („Po­kło­sie­”). I­de­al­nie po­ka­zu­je dra­mat swe­go bo­ha­te­ra, Ma­ria­na Ra­ko­wiec­kie­go, któ­ry nie po­tra­fi się po­go­dzić z sy­tu­acją, w ja­kiej się zna­lazł, a jed­no­cze­śnie nie jest w sta­nie pod­jąć żad­nych dzia­łań. To jed­nost­ka, któ­ra prze­gra­ła z sys­te­mem i jest wo­bec nie­go bez­sil­na. Ta­kie uczu­cie bez­rad­no­ści, Czop uka­zu­je bar­dzo prze­ko­nu­ją­co.
Nad wy­raz do­pra­co­wa­ną kre­ację two­rzy Mi­ro­sław Baka („De­ka­log 5”, „De­mo­ny woj­ny wg Go­i”), wcie­la­ją­cy się w po­dejrz­li­we­go ma­jo­ra Put­ka. To po­stać, któ­rą Pa­si­kow­ski na­pi­sał tak, by nie da­ło się czuć do niej żad­nej sym­pa­tii, a Baka bez­kon­ku­ren­cyj­nie oży­wia ją na ekra­nie.
Tro­chę bled­nie przy nim Zbi­gniew Za­ma­chow­ski („Cześć, Te­re­ska”, „Po­kło­sie­”) jako puł­kow­nik Gen­de­ra, któ­ry za­do­wa­la, ale nie za­pa­da w pa­mięć. Po­dob­nie jest z Paw­łem Ma­ła­szyń­skim („Skrzyd­la­te świ­nie”) w roli ma­jo­ra Osta­szew­skie­go.

MA­NIAK O TECH­NI­KA­LIACH


Tech­nicz­nie film nie za­wo­dzi. Mag­da­le­na Gór­ka („Pa­ra­nor­mal Ac­ti­vi­ty 3”) two­rzy bar­dzo do­bre, szcze­gó­ło­we zdję­cia, a Ja­ro­sław Ka­miń­ski („Po­kło­sie­”) wzo­ro­wo je mon­tu­je, zwłasz­cza w dra­ma­tycz­niej­szych mo­men­tach. Ja­nusz Ka­le­ja („W ciem­no­ści­”) od­po­wia­da za nie­na­gan­ną cha­rak­te­ry­za­cję — jej efek­ty wi­dać nie tyl­ko, gdy po­ka­za­ny jest Ku­kliń­ski kil­ka­na­ście lat po głów­nych wy­da­rze­niach z głów­nej czę­ści fil­mu (Do­ro­ciń­ski nie do po­zna­nia), ale tak­że w in­nych sce­nach. Jo­an­na Ma­cha („Dro­gów­ka­”) świet­nie od­da­je spe­cy­fi­kę tam­tych cza­sów, z dba­ło­ścią o szcze­gó­ły przy­go­to­wu­jąc sce­no­gra­fię. Zna­ko­mi­te są ko­stiu­my Mał­go­rza­ty Braś­ki („Ślu­by pa­nień­skie”, „Po­kło­sie”). Po­praw­ny jest rów­nież dźwięk au­tor­stwa Jana Fre­dy („Po­kło­sie­”), Kac­pra Ha­bi­sia­ka i Mar­ci­na Ka­siń­skie­go („Sęp”). Na­strój wspa­nia­le bu­du­je mu­zy­ka skom­po­no­wa­na przez Jana Du­szyń­skie­go („Po­kło­sie­”).

MA­NIAK OCE­NIA


Pa­si­kow­ski nie za­wiódł, i do­dał do swo­je­go do­rob­ku ko­lej­ny, bar­dzo do­bry film, do któ­re­go na pew­no jesz­cze wró­cę. Po­le­cam!

DO­BRY

Komentarze

  1. Dorota Pietruszka5 maja 2014 20:30

    M.... to będę jedyną, co marudzi....
    Od początku film mnie porwał, a końcówka... rozczarowała. Cały film rosło napięcie i czekałam na akcję. Akcji... nie było. Pościg był po prostu słaby. Jak dla mnie, bo wszyscy się nim zachwycają. Ale ja po prostu potraktowałam go jako początek akcji i gdy się okazało, że to jedyna akcja, to opadłam xD
    A Maja Ostaszewska... owszem, kłóci się autentycznie. Odarta z bycia interesującą kobietą zagrała typową żonkę, która interesuje się typowo gosposiowymi rzeczami i nic ponadto. Nawet uczuciami swojego męża xD Cóż... dobrze zagrana głupia kura domowa. Szkoda....

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, ze to kwestia odpowiedniego podejścia do filmu. Jeśli spodziewałaś się filmu akcji a la "Bond", to jasne i zrozumiałe, że się zawiodłaś, bo to po prostu inna konwencja. Nie zgodzę się natomiast, że pościg był słaby - mnie wbił w fotel i przyspieszył bicie serca :)
    A propos Mai i jej postaci, to taka była specyfika takich czasów.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dbałość o szczegóły??? Tylko czemu w panoramie warszawy na pałacu kultury jest zegar milenijny

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.