MANIAK ZACZYNA
Twórcy OUAT znajdą w każdej baśniowej postaci coś zaskakującego |
Właściwie wszyscy bohaterowie "Once Upon a Time" zasługują na dużą uwagę, ale w tym sezonie zdecydowanie na największą zapracował Piotruś Pan. Twórcy serialu, zgodnie z filozofią, że ktoś, kto nie chce dorosnąć, nie może być w głębi serca dobry, prezentują niepokojącą wersję młodego bohatera oraz postaci z nim związanych. W trzecim odcinku rzucają nowe światło na wróżkę Dzwoneczek.
MANIAK O SCENARIUSZU
Najciekawiej wypada wątek Neala |
Retrospekcje wprowadzają postać Dzwoneczka |
Intrygująco wypadają retrospekcje, w których wprowadzono zalążek wątku, mogącego mieć spory wpływ na późniejsze wydarzenia. Espenson w znakomity sposób rozgrywa burzliwą znajomość Dzwoneczka z Reginą i w wiarygodny sposób pokazuje tragizm tych postaci.
Najmniej ciekawe, wbrew temu, co mogłoby się wydawać, są wydarzenia w Nibylandii i dopiero pod koniec akcja rozwija się na tyle, by zaczęła interesować. Espenson nadrabia jednak całość dialogami, w których sporo drobnych uszczypliwości pomiędzy poszczególnymi postaciami. Ubarwiają one odcinek i wprowadzają trochę nienachalnego humoru.
MANIAK O REŻYSERII
Alex Zakrzewski ("Oz", "Dowody zbrodni") reżyseruje odcinek dość dobrze. Sprawnie i umiejętnie prowadzi akcję, a przy okazji wkłada w "Quite a Common Fairy" sporo emocji. Jedynie decyzja reżysera o zastosowaniu dużej liczby efektów specjalnych, która niestety nieco obniża wartość wizualną odcinka, wydaje się być dość nietrafiona. Patrząc jednak na całość, należy pracę Zakrzewskiego pochwalić.
MANIAK O AKTORACH
Parilla jak zawsze bezbłędna |
Lana Parilla (Regina) również gra bezbłędnie. Jest bardzo wszechstronna i potrafi pokazać swą postać od wielu stron. Szczególnie dobra jest w scenach retrospekcji, w których partneruje McIver.
Bardzo malutko jest tu Robera Carlyle'a (Titelitury), ale choć pojawia się tylko w kilku scenach, jak zwykle je kradnie.
Michael Raymond-James jako Neal pokazuje się od dobrej strony. Aktor gra bardzo przekonująco i choć nie tworzy kreacji na miarę Carlyle'a, to sprawdza się w roli dobrze.
McIver radzi sobie z rolą znakomicie |
Przyzwoicie gra Sean Maguire, wcielający się w Robina Hooda. To już drugi aktor, odgrywający w "OUAT" te rolę (Tom Ellis nie mógł powtórzyć występu z drugiego sezonu), na szczęście wcale nie rzuca się to mocno w oczy.
Jeniffer Morrison (Emma), Ginnifer Goodwin (Śnieżka) i Josh Dallas (Książę) grają na stałym, standardowym poziomie i są całkiem nieźli, choć odcinek nie opiera się na ich barkach. Podobnie zadowalający jest Colin O'Donoghue jako Hak.
Absolutnie znakomity jest za to Robbie Kay. Jego groźny Piotruś Pan potrafi niejeden raz prawdziwie przerazić.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Napisałem już, że reżyser podjął złą decyzję o zbyt dużej liczbie efektów specjalnych. I rzeczywiście, polega na nich dość często (zwłaszcza, na przygotowanych na komputerze tłach), a niestety nie są one pierwszej jakości. W wielu scenach można było z nich zrezygnować i szkoda, że nie postawiono wtedy na rzeczywistą scenografię. To jednak jedyny techniczny mankament "Quite a Common Fairy". Całość ratują bowiem bardzo dobre zdjęcia i niczego sobie montaż. Magii dodaje zaś przepiękna muzyka Marka Ishama, która na długo po seansie gra w głowie.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.