Maniak ocenia #200: "Once Upon a Time" S04E05

MA­NIAK ZA­CZY­NA


„The Appren­tice”, czy­li czwar­ty od­ci­nek czwar­te­go se­zo­nu „Once Upon a Time” po­sta­wił po­przecz­kę bar­dzo wy­so­ko. W zna­ko­mi­ty spo­sób roz­bu­do­wa­no w nim świat oraz mi­to­lo­gię se­ria­lu, do­da­jąc do nich nie­zmier­nie cie­ka­we, nowe ele­men­ty, za po­mo­cą któ­rych uka­za­no wie­le rze­czy z zu­peł­nie no­wej per­spek­ty­wy. Ca­łość oglą­da­ło się nie­zwy­kle przy­jem­nie i z du­żą eks­cy­ta­cją. Nic więc dziw­ne­go, że co do ko­lej­nej od­sło­ny mia­łem spo­re ocze­ki­wa­nia.
W pią­tym od­cin­ku twór­cy po­wra­ca­ją do wąt­ków po­wią­za­nych z „Kra­iną lodu” oraz ba­da­ją re­la­cje mię­dzy bo­ha­te­ra­mi. Do­wia­du­je­my się więc tro­chę wię­cej na te­mat Elsy oraz Kró­lo­wej Śnie­gu, a tak­że śle­dzi­my wpływ prze­szłych wy­da­rzeń na róż­ne po­sta­ci. Czy więc do­sta­je­my od­ci­nek sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cy?

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Au­to­ra­mi sce­na­riu­sza są: once’owa we­te­ran­ka Ka­lin­da Vas­quez oraz nowy w eki­pie se­ria­lu Scott Ni­mer­fo („Ha­nni­bal”). Ty­tuł brzmi: „Brea­king Glass”, czy­li „Tłu­kąc szkło” lub „Ła­miąc Gla­ssa”, co do­sko­na­le łą­czy się z fa­bu­łą.
Jak zwy­kle nar­ra­cja po­dzie­lo­na jest na kil­ka, prze­pla­ta­ją­cych się hi­sto­rii. Kró­lo­wa Śnie­gu wciąż knu­je, Emma zmu­szo­na jest pro­sić o po­moc Re­gi­nę, na­to­miast Śnież­ka i Ksią­żę pró­bu­ją ode­rwać się od sza­rej co­dzien­no­ści. Ob­ser­wu­je­my też sce­ny re­tro­spek­cji Emmy, w któ­rych bo­ha­ter­ka po­zna­je dziew­czy­nę o imie­niu Lily.
Naj­cie­kaw­szy wą­tek to ten, w któ­rym twór­cy zgłę­bia­ją re­la­cje Emmy i Re­gi­ny. Mi­ło zo­ba­czyć ich wza­jem­ne sto­sun­ki ewo­lu­owa­ły i jaki przy­bra­ły kształt po in­cy­den­cie z Ma­rian. Twór­cy bio­rą wszyst­kie wi­szą­ce w po­wie­trzu emo­cje i sta­ra­ją się je upo­rząd­ko­wać. Na­pi­sa­ne jest to na­praw­dę zna­ko­mi­cie. Dia­lo­gów słu­cha się z wiel­ką przy­jem­no­ścią, a mo­ment roz­wią­za­nia pro­ble­mów sa­tys­fak­cjo­nu­je i sta­no­wi do­sko­na­łą pod­bu­do­wę dla sce­na­rzy­stów przy­szłych od­cin­ków.
Cie­ka­wie skon­fron­to­wa­no z tym wąt­kiem sce­ny re­tro­spek­cji. Stu­dium nie­zwy­kłej przy­jaź­ni dwóch na­sto­let­nich dziew­czyn, któ­ra zo­sta­je wy­sta­wio­na na cięż­ką pró­bę, rzu­ca nowe świa­tło na po­stać Emmy, a po­nad­to do­da­je in­te­re­su­ją­ce tło do jej re­la­cji z Re­gi­ną. Przy oka­zji ofe­ru­je też chwi­lo­wy od­po­czy­nek od wi­zyt w Za­cza­ro­wa­nym Le­sie oraz Aren­delle.
Za­do­wa­la tak­że po­pro­wa­dze­nie hi­sto­rii Kró­lo­wej Śnie­gu. Po­zna­je­my na jej te­mat co­raz wię­cej in­for­ma­cji. Jed­ne za­ska­ku­ją, inne w bar­dzo in­te­li­gent­ny spo­sób na­wią­zu­ją do ba­śni Han­sa Chri­stia­na An­der­se­na, jesz­cze inne łą­czą się z „Kra­iną lodu”. Taka mie­szan­ka spraw­dza się fan­ta­stycz­nie.
Spo­ro emo­cji roz­ła­do­wu­ją tro­chę sce­ny Śnież­ki i Księ­cia. Za­pew­nia­ją po­trzeb­ny hu­mor, a przy oka­zji twór­cy po­dej­mu­ją w nich te­mat po­now­ne­go ma­cie­rzyń­stwa Śnież­ki oraz lę­ków z nim zwią­za­nych. Do tego w ca­łą hi­sto­rię ge­nial­nie wpla­ta­ją Willa Scar­le­ta.

MA­NIAK O RE­ŻY­SE­RII


Re­ży­se­ru­je Al­rick Ri­ley („Hustle”), dla któ­re­go to pierw­sza wy­pra­wa do Sto­ry­brooke. Od razu na­zna­cza ją swo­imi roz­wią­za­nia­mi. Jest bar­dziej tra­dy­cyj­ny niż He­mec­ker i mniej bawi się mon­ta­żem, czy pew­ny­mi sym­bo­la­mi. Nie sta­ra się też o płyn­niej­sze po­łą­cze­nie po­szcze­gól­nych scen. Za­miast tego sta­wia na jak naj­lep­sze pod­kre­śle­nie emo­cji bo­ha­te­rów. Spo­ro ko­rzy­sta w tym celu ze zbli­żeń i wie­le wy­ma­ga od ak­to­rów (co od­bi­ja się na ich grze). Bu­du­je nie­sa­mo­wi­tą at­mos­fe­rę i uda­je mu się na­praw­dę wzru­szyć.

MA­NIAK O AK­TO­RACH


Jen­ni­fer Mor­ri­son spi­su­je się w „Brea­king Glass” cał­kiem nie­źle. Jej wy­stęp jest do­sta­tecz­nie zba­lan­so­wa­ny — nie prze­sa­dza z po­ka­zy­wa­niem sta­nu du­cha Emmy, ale też nie daje z sie­bie za ma­ło.
Cu­dow­na jest Lana Pa­ril­la. Zło­śli­wa, iro­nicz­na, ką­śli­wa, ale też nie­zwy­kle wraż­li­wa Re­gi­na jest w jej uję­ciu ma­gne­ty­zu­ją­ca. Ak­tor­ka nie­zwy­kle na­tu­ral­nie łą­czy te ce­chy.
Geor­gi­na Haig z re­gu­ły do­sta­je sce­ny, w któ­rych jest nie­co na­iw­na i tro­chę prze­sad­nie opty­mi­stycz­na, ale ma szan­sę po­ka­zać też ob­li­cze prze­ra­żo­nej, bez­rad­nej Elsy. Choć uważ­ni do­strze­gą w spo­so­bie jej gry pew­ną ma­nie­rę, to jed­nak mi­ło się oglą­da ją na ekra­nie.
Do­brze wy­bra­no ak­tor­ki, któ­re udzie­la­ją się w re­tro­spek­cjach. Abby Ross jako mło­da Emma fan­ta­stycz­nie ra­dzi so­bie zwłasz­cza w ostat­nich sce­nach, w któ­rych mie­rzy się z wie­lo­ma trud­ny­mi emo­cja­mi. To­wa­rzy­szą­ca jej Ni­co­le Mu­noz jako Lily jest zaś nie­zwy­kle in­try­gu­ją­ca i moc­no przy­cią­ga uwa­gę.
Wiel­ką kla­sę po­ka­zu­je Eli­za­beth Mit­chell w roli Kró­lo­wej Śnie­gu. Bije od niej nie­zwy­kle na­tu­ral­ny chłód — jest od­po­wied­nio zdy­stan­so­wa­na i dys­tyn­go­wa­na. Ak­tor­ce do­sta­je się zu­peł­nie inna rola niż zwy­kle i chy­ba jest jed­ną z jej naj­lep­szych.
Do­sko­na­ły jest tak­że Gian­car­lo Espo­si­to, któ­ry ro­lę Syd­neya przy­pra­wia od­po­wied­nią daw­kę sar­ka­zmu i dwu­li­co­wo­ści. Pierw­szo­rzęd­nie gra też spoj­rze­niem.
Gi­nni­fer Good­win i Josh Da­llas tak­że da­ją w od­cin­ku ra­dę. We wspól­nych sce­nach wy­pa­da­ją prze­sym­pa­tycz­nie. Go­odwin jako Śnież­ka łą­czy w roli tro­chę cie­pła oraz mat­czy­ne­go pa­ni­ko­wa­nia, na­to­miast Da­llas jako Ksią­żę to osto­ja spo­ko­ju.
Nie moż­na oczy­wi­ście za­po­mnieć o Wi­llu Scar­le­cie, od­gry­wa­nym przez Mi­chae­la So­chę. Ten, jak zwy­kle, cza­ru­je nie­dba­łym bry­tyj­skim ak­cen­tem i du­żą, ekra­no­wą cha­ry­zmą.

MA­NIAK O TECH­NI­KA­LIACH


Zdję­cia wy­glą­da­ją dość przy­zwo­icie. Bar­dzo ład­ne zre­ali­zo­wa­no zbli­że­nia i od­po­wied­nio wy­wa­żo­no ostrość. Ka­me­ra z re­gu­ły pro­wa­dzo­na jest po­wo­li, na­stro­jo­wo i dość ła­god­nie. Mon­taż wy­pa­da jed­nak tro­chę go­rzej niż za­zwy­czaj. O ile przej­ściom mię­dzy uję­cia­mi ra­czej nie moż­na zbyt wie­le za­rzu­cić, to jed­nak łą­cze­nia scen mo­gły­by być nie­co mniej su­ro­wa­we.
Fan­ta­stycz­nie przy­go­to­wa­no więk­szość efek­tów spe­cjal­nych. Wra­że­nie robi zwłasz­cza se­kwen­cja bu­do­wa­nia przez El­są scho­dów, któ­rą pra­wie żyw­cem prze­nie­sio­no z „Kra­iny lodu”. Nie­źle wy­glą­da­ją tak­że mo­men­ty cza­ro­wa­nia. Je­dy­nie wiel­ki lo­do­wy po­twór po­zo­sta­wia tro­chę do ży­cze­nia, ale moż­na go osta­tecz­nie wy­ba­czyć.
Oko za­chwy­ca tak­że sce­no­gra­fia, cha­rak­te­ry­za­cja i ko­stiu­my. Gę­ste lasy Sto­ry­brooke, po­my­sło­wo za­pro­jek­to­wa­na kry­jów­ka Kró­lo­wej Śnie­gu czy dom­ki w Hop­kins; ge­nial­ne, ba­śnio­we stro­je; ka­pi­tal­ne fry­zu­ry — nic tyl­ko po­dzi­wiać i się cie­szyć.
Nie za­po­mi­naj­my o mu­zy­ce, któ­ra w tym od­cin­ku sta­no­wi jed­ne­go z naj­waż­niej­szych bo­ha­te­rów. Mark Isham do­sko­na­le pod­kre­śla swy­mi kom­po­zy­cja­mi at­mos­fe­rę i jest współ­od­po­wie­dzial­ny za wy­wo­ły­wa­nie od­po­wied­nich uczuć u wi­dza.

MA­NIAK OCE­NIA


„Brea­king Glass” to od­ci­nek zu­peł­nie inny, niż „The Appren­tice”, ale rów­nie do­bry i zde­cy­do­wa­nie sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cy przede wszyst­kim dzię­ki zna­ko­mi­te­mu roz­pi­sa­niu klu­czo­wych bo­ha­te­rek.

DO­BRY

PS. Jeś­li se­ans ma­cie już za so­bą, zaj­rzyj­cie też do mo­jej ana­li­zy!

Komentarze