MANIAK ZACZYNA
„The Apprentice”, czyli czwarty odcinek czwartego sezonu „Once Upon a Time” postawił poprzeczkę bardzo wysoko. W znakomity sposób rozbudowano w nim świat oraz mitologię serialu, dodając do nich niezmiernie ciekawe, nowe elementy, za pomocą których ukazano wiele rzeczy z zupełnie nowej perspektywy. Całość oglądało się niezwykle przyjemnie i z dużą ekscytacją. Nic więc dziwnego, że co do kolejnej odsłony miałem spore oczekiwania.
W piątym odcinku twórcy powracają do wątków powiązanych z „Krainą lodu” oraz badają relacje między bohaterami. Dowiadujemy się więc trochę więcej na temat Elsy oraz Królowej Śniegu, a także śledzimy wpływ przeszłych wydarzeń na różne postaci. Czy więc dostajemy odcinek satysfakcjonujący?
W piątym odcinku twórcy powracają do wątków powiązanych z „Krainą lodu” oraz badają relacje między bohaterami. Dowiadujemy się więc trochę więcej na temat Elsy oraz Królowej Śniegu, a także śledzimy wpływ przeszłych wydarzeń na różne postaci. Czy więc dostajemy odcinek satysfakcjonujący?
MANIAK O SCENARIUSZU
Autorami scenariusza są: once’owa weteranka Kalinda Vasquez oraz nowy w ekipie serialu Scott Nimerfo („Hannibal”). Tytuł brzmi: „Breaking Glass”, czyli „Tłukąc szkło” lub „Łamiąc Glassa”, co doskonale łączy się z fabułą.
Jak zwykle narracja podzielona jest na kilka, przeplatających się historii. Królowa Śniegu wciąż knuje, Emma zmuszona jest prosić o pomoc Reginę, natomiast Śnieżka i Książę próbują oderwać się od szarej codzienności. Obserwujemy też sceny retrospekcji Emmy, w których bohaterka poznaje dziewczynę o imieniu Lily.
Najciekawszy wątek to ten, w którym twórcy zgłębiają relacje Emmy i Reginy. Miło zobaczyć ich wzajemne stosunki ewoluowały i jaki przybrały kształt po incydencie z Marian. Twórcy biorą wszystkie wiszące w powietrzu emocje i starają się je uporządkować. Napisane jest to naprawdę znakomicie. Dialogów słucha się z wielką przyjemnością, a moment rozwiązania problemów satysfakcjonuje i stanowi doskonałą podbudowę dla scenarzystów przyszłych odcinków.
Ciekawie skonfrontowano z tym wątkiem sceny retrospekcji. Studium niezwykłej przyjaźni dwóch nastoletnich dziewczyn, która zostaje wystawiona na ciężką próbę, rzuca nowe światło na postać Emmy, a ponadto dodaje interesujące tło do jej relacji z Reginą. Przy okazji oferuje też chwilowy odpoczynek od wizyt w Zaczarowanym Lesie oraz Arendelle.
Zadowala także poprowadzenie historii Królowej Śniegu. Poznajemy na jej temat coraz więcej informacji. Jedne zaskakują, inne w bardzo inteligentny sposób nawiązują do baśni Hansa Christiana Andersena, jeszcze inne łączą się z „Krainą lodu”. Taka mieszanka sprawdza się fantastycznie.Jak zwykle narracja podzielona jest na kilka, przeplatających się historii. Królowa Śniegu wciąż knuje, Emma zmuszona jest prosić o pomoc Reginę, natomiast Śnieżka i Książę próbują oderwać się od szarej codzienności. Obserwujemy też sceny retrospekcji Emmy, w których bohaterka poznaje dziewczynę o imieniu Lily.
Najciekawszy wątek to ten, w którym twórcy zgłębiają relacje Emmy i Reginy. Miło zobaczyć ich wzajemne stosunki ewoluowały i jaki przybrały kształt po incydencie z Marian. Twórcy biorą wszystkie wiszące w powietrzu emocje i starają się je uporządkować. Napisane jest to naprawdę znakomicie. Dialogów słucha się z wielką przyjemnością, a moment rozwiązania problemów satysfakcjonuje i stanowi doskonałą podbudowę dla scenarzystów przyszłych odcinków.
Ciekawie skonfrontowano z tym wątkiem sceny retrospekcji. Studium niezwykłej przyjaźni dwóch nastoletnich dziewczyn, która zostaje wystawiona na ciężką próbę, rzuca nowe światło na postać Emmy, a ponadto dodaje interesujące tło do jej relacji z Reginą. Przy okazji oferuje też chwilowy odpoczynek od wizyt w Zaczarowanym Lesie oraz Arendelle.
Sporo emocji rozładowują trochę sceny Śnieżki i Księcia. Zapewniają potrzebny humor, a przy okazji twórcy podejmują w nich temat ponownego macierzyństwa Śnieżki oraz lęków z nim związanych. Do tego w całą historię genialnie wplatają Willa Scarleta.
MANIAK O REŻYSERII
Reżyseruje Alrick Riley („Hustle”), dla którego to pierwsza wyprawa do Storybrooke. Od razu naznacza ją swoimi rozwiązaniami. Jest bardziej tradycyjny niż Hemecker i mniej bawi się montażem, czy pewnymi symbolami. Nie stara się też o płynniejsze połączenie poszczególnych scen. Zamiast tego stawia na jak najlepsze podkreślenie emocji bohaterów. Sporo korzysta w tym celu ze zbliżeń i wiele wymaga od aktorów (co odbija się na ich grze). Buduje niesamowitą atmosferę i udaje mu się naprawdę wzruszyć.
MANIAK O AKTORACH
Jennifer Morrison spisuje się w „Breaking Glass” całkiem nieźle. Jej występ jest dostatecznie zbalansowany — nie przesadza z pokazywaniem stanu ducha Emmy, ale też nie daje z siebie za mało.
Cudowna jest Lana Parilla. Złośliwa, ironiczna, kąśliwa, ale też niezwykle wrażliwa Regina jest w jej ujęciu magnetyzująca. Aktorka niezwykle naturalnie łączy te cechy.
Georgina Haig z reguły dostaje sceny, w których jest nieco naiwna i trochę przesadnie optymistyczna, ale ma szansę pokazać też oblicze przerażonej, bezradnej Elsy. Choć uważni dostrzegą w sposobie jej gry pewną manierę, to jednak miło się ogląda ją na ekranie.
Dobrze wybrano aktorki, które udzielają się w retrospekcjach. Abby Ross jako młoda Emma fantastycznie radzi sobie zwłaszcza w ostatnich scenach, w których mierzy się z wieloma trudnymi emocjami. Towarzysząca jej Nicole Munoz jako Lily jest zaś niezwykle intrygująca i mocno przyciąga uwagę.
Cudowna jest Lana Parilla. Złośliwa, ironiczna, kąśliwa, ale też niezwykle wrażliwa Regina jest w jej ujęciu magnetyzująca. Aktorka niezwykle naturalnie łączy te cechy.
Georgina Haig z reguły dostaje sceny, w których jest nieco naiwna i trochę przesadnie optymistyczna, ale ma szansę pokazać też oblicze przerażonej, bezradnej Elsy. Choć uważni dostrzegą w sposobie jej gry pewną manierę, to jednak miło się ogląda ją na ekranie.
Dobrze wybrano aktorki, które udzielają się w retrospekcjach. Abby Ross jako młoda Emma fantastycznie radzi sobie zwłaszcza w ostatnich scenach, w których mierzy się z wieloma trudnymi emocjami. Towarzysząca jej Nicole Munoz jako Lily jest zaś niezwykle intrygująca i mocno przyciąga uwagę.
Wielką klasę pokazuje Elizabeth Mitchell w roli Królowej Śniegu. Bije od niej niezwykle naturalny chłód — jest odpowiednio zdystansowana i dystyngowana. Aktorce dostaje się zupełnie inna rola niż zwykle i chyba jest jedną z jej najlepszych.
Doskonały jest także Giancarlo Esposito, który rolę Sydneya przyprawia odpowiednią dawkę sarkazmu i dwulicowości. Pierwszorzędnie gra też spojrzeniem.
Ginnifer Goodwin i Josh Dallas także dają w odcinku radę. We wspólnych scenach wypadają przesympatycznie. Goodwin jako Śnieżka łączy w roli trochę ciepła oraz matczynego panikowania, natomiast Dallas jako Książę to ostoja spokoju.
Nie można oczywiście zapomnieć o Willu Scarlecie, odgrywanym przez Michaela Sochę. Ten, jak zwykle, czaruje niedbałym brytyjskim akcentem i dużą, ekranową charyzmą.
Nie można oczywiście zapomnieć o Willu Scarlecie, odgrywanym przez Michaela Sochę. Ten, jak zwykle, czaruje niedbałym brytyjskim akcentem i dużą, ekranową charyzmą.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Zdjęcia wyglądają dość przyzwoicie. Bardzo ładne zrealizowano zbliżenia i odpowiednio wyważono ostrość. Kamera z reguły prowadzona jest powoli, nastrojowo i dość łagodnie. Montaż wypada jednak trochę gorzej niż zazwyczaj. O ile przejściom między ujęciami raczej nie można zbyt wiele zarzucić, to jednak łączenia scen mogłyby być nieco mniej surowawe.
Fantastycznie przygotowano większość efektów specjalnych. Wrażenie robi zwłaszcza sekwencja budowania przez Elsą schodów, którą prawie żywcem przeniesiono z „Krainy lodu”. Nieźle wyglądają także momenty czarowania. Jedynie wielki lodowy potwór pozostawia trochę do życzenia, ale można go ostatecznie wybaczyć.
Oko zachwyca także scenografia, charakteryzacja i kostiumy. Gęste lasy Storybrooke, pomysłowo zaprojektowana kryjówka Królowej Śniegu czy domki w Hopkins; genialne, baśniowe stroje; kapitalne fryzury — nic tylko podziwiać i się cieszyć.
Nie zapominajmy o muzyce, która w tym odcinku stanowi jednego z najważniejszych bohaterów. Mark Isham doskonale podkreśla swymi kompozycjami atmosferę i jest współodpowiedzialny za wywoływanie odpowiednich uczuć u widza.
Fantastycznie przygotowano większość efektów specjalnych. Wrażenie robi zwłaszcza sekwencja budowania przez Elsą schodów, którą prawie żywcem przeniesiono z „Krainy lodu”. Nieźle wyglądają także momenty czarowania. Jedynie wielki lodowy potwór pozostawia trochę do życzenia, ale można go ostatecznie wybaczyć.
Oko zachwyca także scenografia, charakteryzacja i kostiumy. Gęste lasy Storybrooke, pomysłowo zaprojektowana kryjówka Królowej Śniegu czy domki w Hopkins; genialne, baśniowe stroje; kapitalne fryzury — nic tylko podziwiać i się cieszyć.
Nie zapominajmy o muzyce, która w tym odcinku stanowi jednego z najważniejszych bohaterów. Mark Isham doskonale podkreśla swymi kompozycjami atmosferę i jest współodpowiedzialny za wywoływanie odpowiednich uczuć u widza.
MANIAK OCENIA
„Breaking Glass” to odcinek zupełnie inny, niż „The Apprentice”, ale równie dobry i zdecydowanie satysfakcjonujący przede wszystkim dzięki znakomitemu rozpisaniu kluczowych bohaterek.
PS. Jeśli seans macie już za sobą, zajrzyjcie też do mojej analizy!
DOBRY |
PS. Jeśli seans macie już za sobą, zajrzyjcie też do mojej analizy!
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.