Maniak inaczej #18: Na drodze do porozumienia, czyli "Once Upon a Time" S04E05

MA­NIAK TY­TU­ŁEM WSTĘPU


Uwa­­ga! We wpi­­sie zna­j­du­­ją się: szcze­­gó­­ło­­wy opis i ana­­li­­za ka­ż­dej sce­­ny od­ci­n­ka. Je­­śli oma­­wia­­na od­sło­­na „Once Upon a Time” je­sz­cze za Wami, to le­­piej kli­k­ni­j­cie tu­­taj, by po­­znać mo­­ją opi­­nię bez ry­­zy­­ka po­­p­su­­cia so­­bie za­­ba­­wy.
Po bom­bo­wej prze­jażdż­ce i ca­łym mnó­stwie na­wią­zań do fil­mów Di­sneya w czwar­tym od­cin­ku tego se­zo­nu „Once Upon a Time” przy­cho­dzi czas na po­wrót do głów­nych wąt­ków i roz­wój bo­ha­te­rów. I choć za­ba­wy w za­uwa­ża­nie cie­ka­wo­stek jest mo­że nie­co mniej, to twór­cy i tak do­star­cza­ją spo­ro fraj­dy i po­zwa­la­ją fa­nom snuć mnó­stwo spe­ku­la­cji.

MA­NIAK ANA­LI­ZU­JE


Ty­tuł od­cin­ka brzmi: „Brea­king Glass” i da się go od­czy­tać na kil­ka spo­so­bów. Mo­że on sta­no­wić na­wią­za­nie do iden­tycz­nie za­ty­tu­ło­wa­ne­go fil­mu w re­ży­se­rii Bria­na Gib­so­na (choć w war­stwie fa­bu­lar­nej wi­docz­ne jest je­dy­nie de­li­kat­ne, dość na­cią­ga­ne od­wo­ła­nie do pro­ble­mu przy­jaź­ni). Mo­że też od­no­sić się do pio­sen­ki Da­vi­da Bo­wie’ego, z któ­rej za­po­ży­czo­no mo­tyw urzę­do­wa­nia w cu­dzym domu. Po­nad­to, je­śli tłu­ma­czyć ty­tuł do­słow­nie, jako „Tłu­kąc szkło”, to bę­dzie on sta­no­wił ilu­stra­cję wąt­ku Kró­lo­wej Śnie­gu, w któ­rym klu­czo­wą ro­lę gra odła­mek szkła. I wresz­cie, „Glass” moż­na po­trak­to­wać mniej do­słow­nie, jako na­zwi­sko Syd­neya. Otrzy­ma­my w ten spo­sób „Ła­miąc Glas­sa”, co z ko­lei na­wią­zu­je do wąt­ku tego bo­ha­te­ra.

Na „dzień do­bry” ko­lej­ne na­wią­za­nie do „Kra­iny lodu”.

Od­ci­nek za­czy­na się dość nie­ty­po­wo, bo od kar­ty ty­tu­ło­wej (a ta za­zwy­czaj po­ja­wia się po kil­ku pierw­szych, peł­nych na­pię­cia scen). Tym ra­zem sym­bol w jej tle to scho­dy, któ­re jak ży­wo przy­po­mi­na­ją te stwo­rzo­ne przez El­sę w „Kra­inie lodu”, pod­czas pio­sen­ki „Mam tę moc”. Nie sta­no­wią one jed­nak du­żej wska­zów­ki fa­bu­lar­nej, a je­dy­nie od­no­szą się do pew­ne­go mo­men­tu w od­cin­ku.

Kró­lo­wa Śnie­gu wy­ży­wa się ar­ty­stycz­nie.

Po tym nie­ty­po­wym otwar­ciu do­sta­je­my sce­nę z praw­dzi­we­go zda­rze­nia. Sce­nę, któ­ra  ma klu­czo­we zna­cze­nie dla dal­sze­go roz­wo­ju od­cin­ka.
Znaj­du­je­my się w zbu­do­wa­nym z lodu pa­ła­cu (sce­no­gra­fia jest fan­ta­stycz­na — wi­dać, że wło­żo­no w nią spo­ro pra­cy) i wi­dzi­my Kró­lo­wą Śnie­gu, któ­ra pra­cu­je nad czymś w ro­dza­ju lo­do­wej rzeź­by. Przy­glą­da­my się cu­dow­ne­mu spek­ta­klo­wi po­rząd­nie przy­go­to­wa­nych efek­tów spe­cjal­nych, a po­tem spo­glą­da­my na efekt pra­cy Kró­lo­wej. Rzeź­ba wy­glą­da, jak­by miała za­raz ożyć. Pa­trzy­my więc w roz­bły­sku­ją­ce na­gle oczy, je­ste­śmy na chwi­lę tym bły­skiem ośle­pie­ni i za po­mo­cą ma­gii mon­ta­żu prze­no­si­my się do in­ne­go miej­sca w Sto­ry­brooke.

Emma z El­są przy kar­to­nach.

Miej­scem tym, jest po­ste­ru­nek sze­ry­fa, w któ­rym spo­ty­ka­my Emmę i El­sę. Dziew­czy­ny prze­glą­da­ją akta, by do­wie­dzieć się cze­goś wię­cej o Sa­rze Fi­sher alias Kró­lo­wej Śnie­gu. Elsa jest na­sta­wio­na do ta­kie­go grze­ba­nia w ak­tach dość scep­tycz­nie i wo­la­ła­by bez­po­śred­nią kon­fron­ta­cję (bo ostat­nio tak do­brze po­szło…). Emma pod­cho­dzi jed­nak do spra­wy ra­cjo­nal­nie. Wie, że naj­pierw mu­szą zdo­być wię­cej in­for­ma­cji na te­mat ko­bie­ty. Mar­twi ją tak­że fakt, że żad­na z nich nic nie pa­mię­ta — dla­cze­go Kró­lo­wa Śnie­gu mia­ła­by za­brać ich wspo­mnie­nia? No i jak to zro­bi­ła? Czy rze­czy­wi­ście ze wszyst­kim mia­ły coś wspól­ne­go tro­lle, jak mó­wi­ła dwa od­cin­ki wcze­śniej?
Po­ga­węd­kę prze­ry­wa Hak, któ­ry przy­no­si ko­lej­ne pu­dło z do­ku­men­ta­mi. Z celi w głę­bi od­zy­wa się też Will, do­ma­ga­ją­cy się je­dze­nia (do­sta­je nad­je­dzo­ną Pop-Tart — bar­dzo pysz­ny przy­smak) oraz uwol­nie­nia (bez­sku­tecz­nie, choć mi­nę­ły już 24 go­dzi­ny od jego osa­dze­nia w aresz­cie).
Hak, wy­ko­naw­szy swo­je za­da­nie przy­tasz­cze­nia akt, ru­sza da­lej, spę­dzić tro­chę cza­su z Hen­rym. Bu­dzi to iro­nicz­ną re­ak­cję Wi­lla, ale wy­star­czy jed­no groź­ne spoj­rze­nie pi­ra­ta, by za­milkł. Sce­na­rzy­ści nie za­po­mi­na­ją więc o po­przed­nim od­cin­ku i o re­la­cji, jaka na­wią­za­ła się w nim mię­dzy tymi bo­ha­te­ra­mi. Za­sta­na­wiam się, czy Will w koń­cu pu­ści far­bę i czy w ten spo­sób Emma po­zna ta­jem­ni­cę Haka…
Tym­cza­sem Elsa znaj­du­je w kar­to­nie od Haka sta­re zdję­cia Emmy, zro­bio­ne przez Syd­neya Glas­sa na zle­ce­nie Re­gi­ny. Emma za­czy­na je prze­glą­dać i wspo­mi­nać swo­je spo­tka­nie z Hen­rym, kie­dy na­gle za­uwa­ża fo­to­gra­fię, na któ­rej roz­ma­wia z Sa­rą Fi­sher. Zu­peł­nie jed­nak tego fak­tu nie pa­mię­ta, w związ­ku z czym po­sta­na­wia zwró­cić się do zle­ce­nio­daw­cy zdjęć.
Wie­my już, że Kró­lo­wa Śnie­gu nie przy­by­ła do na­sze­go świa­ta przez klą­twę. Tym bar­dziej cie­ka­we wy­da­je się to zdję­cie, któ­re ozna­cza­ło­by, że mimo to do­tar­ła do Sto­ry­brooke i przy­bra­ła toż­sa­mość wła­ści­ciel­ki lo­dziar­ni przed po­ja­wie­niem się Emmy w mia­stecz­ku. W ja­kim celu? I co ją łą­czy z bohaterką?

Syd­ney naj­wy­raź­niej w hu­mo­rze.

Na­tych­miast prze­no­si­my się do kryp­ty Re­gi­ny, któ­ra wciąż bez­sku­tecz­nie sta­ra się zna­leźć le­kar­stwo dla Ma­rian. W de­spe­ra­cji zwra­ca się do swo­je­go Zwier­cia­dła i roz­ka­zu­je mu od­na­leźć Kró­lo­wą Śnie­gu — może uda się ją zmu­sić do od­czy­nie­nia kląt­wy? Syd­ney, choć od­no­si się do swej pani z wy­raź­ną do­zą sar­ka­zmu, zga­dza się speł­nić jej żą­da­nia.
War­to zwró­cić w tej sce­nie uwa­gę nie tyl­ko na de­spe­ra­cję Re­gi­ny, któ­ra jest w sta­nie zro­bić wszyst­ko, byle tyl­ko oca­lić żo­nę swo­je­go uko­cha­ne­go, ale tak­że na Syd­neya, któ­ry wy­da­je się być co­raz bar­dziej zmę­czo­ny ro­lą po­py­cha­dła…

Ksią­żę prze­ko­nu­je Śnież­kę, że bę­dzie w po­rząd­ku.

Miesz­ka­nie dsy­funk­cyj­nej ro­dzin­ki. Śnież­ka i Ksią­żę pro­szą Bel­lę, by za­opie­ko­wa­ła się ma­łym Nea­lem, pod­czas gdy sami uda­ją się na wie­czor­ny spa­cer — wi­dać Mary Mar­ga­ret choć tro­chę po­słu­cha­ła rady Ar­chie’ego Hoope­ra, któ­rej udzie­lił jej w trze­cim od­cin­ku tego se­zo­nu. Tro­chę, bo na­dal ma pew­ne wąt­pli­wo­ści. Ale od cze­go ma się ra­cjo­nal­ne­go mę­ża, któ­ry po­tra­fi uspo­ko­ić i prze­mó­wić do roz­sąd­ku?

Dziew­czy­ny w Gar­bu­sie.

Elsa i Emma przy­jeż­dża­ją do kryp­ty Re­gi­ny. Emma jest peł­na wąt­pli­wo­ści — pa­mię­ta jesz­cze pierw­sze dni w Sto­ry­brooke i ów­cze­sne sto­sun­ki ze Złą Kró­lo­wą. Choć przez chwi­lę mo­gło­by się wy­da­wać, że ich re­la­cje od tego cza­su się na­pra­wi­ły, to te­raz, przez wy­bry­ki pod­czas po­dró­ży w cza­sie, znów nie jest mię­dzy bo­ha­ter­ka­mi naj­le­piej.
Elsa po­sta­na­wia zo­stać w sa­mo­cho­dzie, że­by Emma i Re­gi­na za­ła­twi­ły swo­je spra­wy na osob­no­ści. Pod­cho­dzi do spra­wy opty­mi­stycz­nie i jest pew­na, że wszyst­ko się ja­koś uło­ży. Ta­ką po­sta­wę sce­na­rzy­ści bar­dzo zgrab­nie kon­fron­tu­ją z na­sta­wie­niem Emmy, któ­ra uwa­ża, że jak już się ko­goś zra­ni­ło, to nie da ię póź­niej tego na­pra­wić. Czyn­ny opty­mizm i bier­ny pe­sy­mizm — już wie­cie, jaki bę­dzie mo­rał od­cin­ka?

Mło­da Emma ćwi­czy zło­dziej­ską pro­fe­sję.
Albo po pro­stu ma ocho­tę na Pop-Tarts.

1998 rok, Hop­kins w sta­nie Mi­nne­so­ta, su­per­mar­ket. Mło­da Emma za­kra­da się do re­ga­łu z Pop-Tarts (lo­ko­wa­nie pro­duk­tu przy­bie­ra na sile — to już dru­gi raz, gdy przy­smak się po­ja­wia). Za­nim weź­mie pu­deł­ko za pa­zu­chę, ro­zej­rzy się jesz­cze ostroż­nie i zo­ba­czy ta­jem­ni­czą dziew­czy­nę, któ­ra uśmiech­nie się i znik­nie za skle­po­wy­mi pół­ka­mi. Bo­ha­ter­ka, pew­na, że nikt jej nie ob­ser­wu­je, bie­rze opa­ko­wa­nie, cho­wa pod kurt­ką i spo­koj­nie od­cho­dzi do wyj­ścia. Nie­ste­ty na­mie­rza ją ochro­na. Z ta­ra­pa­tów ra­tu­je ją jed­nak wspo­mnia­na ta­jem­ni­cza dziew­czy­na, któ­ra pro­po­nu­je po­tem wspól­ne za­ku­py. Emma przy­sta­je na ta­ką pro­po­zy­cję z chę­cią i uśmie­chem (któ­ry jest nie­mal taki sam, jak uśmiech Je­nni­fer Mo­rri­son — uwiel­biam lu­dzi od kom­ple­to­wa­nia ob­sa­dy tego se­ria­lu!).

Przy­ja­ciół­ki bły­ska­wicz­ne.

Dziew­czy­ny wy­cho­dzą ze skle­pu z tor­ba­mi za­ku­pów. Emma jest za­chwy­co­na, ale jej nowa ko­le­żan­ka wy­glą­da na dość za­nie­po­ko­jo­ną i za­cho­wu­je się bar­dzo ostroż­nie. Wkrót­ce wy­ja­śnia się dla­cze­go — nad­jeż­dża pe­wien męż­czy­zna, któ­ry naj­wy­raź­niej chce zro­bić dziew­czy­nie krzyw­dę. Roz­po­czy­na się dy­na­micz­na, na­krę­co­na zgod­nie z pra­wi­dła­mi ga­tun­ku sce­na po­ści­gu (jest obo­wiąz­ko­wa blo­ka­da dro­gi oraz za­ułek, w któ­rym ni­ko­go nie wi­dać). Kie­dy dziew­czy­ny są już bez­piecz­ne, wresz­cie się so­bie przed­sta­wia­ją — spo­tka­na przez Em­mę, ta­jem­ni­cza na­sto­lat­ka ma na imię Lily.
Bar­dzo cie­szę się, że dane nam jest zaj­rzeć w prze­szłość Emmy i od­po­cząć tro­chę od wy­cie­czek do Aren­delle i Za­cza­ro­wa­ne­go Lasu. Dzię­ki temu mo­że­my za­po­znać się z wy­da­rze­nia­mi, któ­re ukształ­to­wa­ły bo­ha­ter­kę, a po­nad­to spoj­rzeć na jej re­la­cje z in­ny­mi w no­wym kon­tek­ście.

Re­gi­na i jej mina pt. „Co ty nie po­wiesz?”.

Po­wrót do te­raź­niej­szo­ści. Emma wcho­dzi do kryp­ty Re­gi­ny i pro­si o po­moc, co spo­ty­ka się z bar­dzo gorz­ką, iro­nicz­ną re­ak­cją. Bo­ha­ter­ka po­cząt­ko­wo igno­ru­je ko­men­ta­rze Złej Kró­lo­wej i od razu prze­cho­dzi do rze­czy: po­ka­zu­je zdję­cie z Sa­rą Fi­sher. Re­gi­na jed­nak nic na ten te­mat nie wie. Emma sta­ra się jesz­cze do­py­tać o Syd­neya, ale Zła Kró­lo­wa nie przy­zna­je się do tego, że po­now­nie uwię­zi­ła go w lu­strze i od­po­wia­da, że by­ła za­ję­ta ob­my­śla­niem ra­tun­ku dla Ma­rian — pro­ble­mem, któ­ry nie za­ist­niał­by, gdy­by nie Emma. Nie­przy­jem­nie…
Emma pró­bu­je jesz­cze ja­koś na­wią­zać nić po­ro­zu­mie­nia i ofe­ru­je swo­ją po­moc w od­cza­ro­wa­niu żo­ny Ro­bi­na Hoo­da. Pa­nna Swan mó­wi, że Re­gi­na za­wsze mo­że na niej po­le­gać. Ta re­agu­je bar­dzo ostro i wy­rzu­ca bo­ha­ter­ce, że to nie­praw­da i ni­gdy nie mo­gła i nie bę­dzie mog­ła na niej po­le­gać
Do tej pory Zła Kró­lo­wa ra­dzi­ła so­bie zna­ko­mi­cie z kon­tro­lo­wa­niem uczuć. Wi­dok oso­by, któ­ra od­po­wie­dzial­na jest za spro­wa­dze­nie do Sto­ry­bro­oke Ma­rian, a tym sa­mym znisz­cze­nie szczę­ścia Re­gi­ny u boku Ro­bi­na Hoo­da, spra­wia, że bo­ha­ter­ka w koń­cu wy­bu­cha. Co cie­ka­we, re­agu­je tyl­ko na po­zio­mie emo­cjo­nal­nym — nie wy­rzą­dza Emmie żad­nej fizycz­nej krzyw­dy (jak pew­nie zro­bi­ła­by kie­dyś), a je­dy­nie sta­ra się zra­nić jej uczu­cia.

Elsa cze­ka grzecz­nie w au­cie. Do cza­su.

Tym­cza­sem na ze­wnątrz zdą­ży­ło zro­bić się już ciem­no (a prze­cież gdy Emma wy­sia­da­ła z auta, wca­le jesz­cze nie zmierz­cha­ło). Elsa cze­ka w sa­mo­cho­dzie na pan­nę Swan. Na­gle sły­szy w od­da­li głos Anny. Zry­wa się z miej­sca i do­strze­ga we mgle syl­wet­kę swo­jej sio­stry, któ­ra pro­si o po­moc (choć wca­le na po­trze­bu­ją­cą nie wy­glą­da). Elsa, nie zwa­ża­jąc na nic i nie wę­sząc pu­łap­ki (naj­wy­raź­niej emo­cje wzię­ły gó­rę i przy­ćmi­ły umie­jęt­ność oce­ny sy­tu­acji), na­tych­miast ru­sza za An­ną.

Emma za­uwa­ża brak Elsy.

Kil­ka chwil póź­niej Emma wy­cho­dzi z kryp­ty Re­gi­ny i na­tych­miast za­uwa­ża, że sa­mo­chód, w któ­rym wcze­śniej sie­dzia­ła Elsa, jest te­raz pu­sty. Od ra­zu ru­sza na po­szu­ki­wa­nia.

Syd­ney skła­da pro­po­zy­cję.

Wra­ca­my do wnę­trza kryp­ty. Na po­czą­tek spo­glą­da­my na Re­gi­nę, któ­ra trzy­ma­jąc w dło­niach zdję­cie z Ro­bi­nem Hoo­dem, ci­chut­ko szlo­cha. Wi­zy­ta Emmy wy­wo­ła­ła u bo­ha­ter­ki spo­ro uczuć, któ­re od­gry­wa­ją­ca ją Lana Pa­ri­lla jak zwy­kle świet­nie po­ka­zu­je.
Wtem po­wra­ca Syd­ney, któ­ry oświad­cza, że od­na­lazł Kró­lo­wą Śnie­gu. Za­nim jed­nak zdra­dzi jej lo­ka­li­za­cję, pra­gnie cze­goś w za­mian — wol­no­ści. Re­gi­na jed­nak nie daje so­bie w ka­szę dmu­chać i oka­zu­je swo­ją wyż­szość, osta­tecz­nie ga­sząc Syd­neya. Jest jed­nak coś w oczach bo­ha­te­ra (Gian­car­lo Espo­si­to po­now­nie sta­je na wy­so­ko­ści za­da­nia), co ka­że spoj­rzeć na nie­go po­dejrz­li­wie — Syd­ney ma ja­kie­goś asa w rę­ka­wie.

Na­do­pie­kuń­czą Śnież­kę nie­trud­no uszczę­śli­wić.

Po­ste­ru­nek sze­ry­fa. Ksią­żę i Śnież­ka w dro­dze na wie­czor­ny spa­cer wpa­da­ją po krót­ko­fa­lów­kę, tak że­by moż­na by­ło w ra­zie cze­go szyb­ko i nie­za­wod­nie skon­tak­to­wać się ze spra­wu­ją­cą opie­kę nad ma­łym Nea­lem Bel­lą (ach, ta  na­do­pie­kuń­cza Śnież­ka). Ksią­żę żar­tu­je, że na­wet, je­śli wpad­ną przez por­tal do As­gar­du (ewi­dent­ne od­wo­ła­nie do „Tho­ra” — Josh Da­llas, któ­ry wcie­la się w Księ­cia, grał w koń­cu w pierw­szej czę­ści fil­mu), Bel­la bę­dzie mo­gła się z nimi po­łą­czyć (ale krót­ko­fa­lów­ki chy­ba nie ma­ją aż ta­kie­go za­się­gu?).
Na­gle Ksią­żę za­uwa­ża, że cela, w któ­rej sie­dział Will jest te­raz pu­sta — wię­zień naj­wy­raź­niej uciekł. Po­sta­na­wia wraz z Śnież­ką ru­szyć jego śla­dem i prze­żyć przy­go­dę, jak za sta­rych, do­brych cza­sów.

Chcąc nie chcąc, trze­ba się sprzy­mie­rzyć.

Tym­cza­sem Re­gi­na, wy­po­sa­żo­na w pod­ręcz­ne lu­ster­ko z Syd­ney­em w środ­ku, kie­ru­je się zgod­nie z je­go wska­zów­ka­mi w stro­nę Kró­lo­wej Śnie­gu (ha­lo, te­le­por­ta­cja?). Chwi­lę póź­niej wpa­da na nią Emma (to mu­sia­ła dziew­czy­na po­błą­dzić…) Bo­ha­ter­ki szyb­ko wy­mie­nia­ją się in­for­ma­cja­mi — pan­na Swan opo­wia­da o znik­nię­ciu Elsy; Re­gi­na zdra­dza, że pra­gnie zmu­sić Kró­lo­wą Śnie­gu do od­cza­ro­wa­nia Ma­rian. Emma pyta wte­dy, jak uda­ło się wpaść na trop Kró­lo­wej. W od­po­wie­dzi sły­szy tyl­ko, że są ta­kie za­klę­cia, o któ­rych się jej nie śni­ło — Re­gi­na jed­no­cze­śnie utrzy­mu­je w ta­jem­ni­cy po­now­ne uwię­zie­nie Syd­neya w lu­strze i ucie­ra Em­mie nosa. Tak czy siak, bo­ha­ter­ki w koń­cu się sprzy­mie­rza­ją — w koń­cu w ku­pie si­ła.

Emma i Lily ro­bią so­bie pik­nik.

Wra­ca­my do Hop­kins w 1998 roku. Po uda­nej uciecz­ce Emma i Lily urzą­dza­ją so­bie pik­nik nad brze­giem rze­ki. Emma otwie­ra się przed no­wą ko­le­żan­ką i opo­wia­da o prze­szło­ści w domu dziec­ka oraz po­wo­dach uciecz­ki (o­dwo­łu­je się do sce­ny z fina­łu trze­cie­go se­zo­nu se­ria­lu, w któ­rej zda­ła so­bie spra­wę, że jej szan­se na ad­op­cję są już, z po­wo­du wie­ku, prak­tycz­nie żad­ne). Lily zda­je się ją ro­zu­mieć, w związ­ku z czym Emma pyta, czy dziew­czy­na tak­że ucie­kła z domu dziec­ka i czy ści­ga­ją­cy ją męż­czy­zna pra­gnie po­now­nie ją tam osa­dzić. Lily spusz­cza na chwi­lę wzrok, po czym od­po­wia­da twier­dzą­co, ale wi­dać na pierw­szy rzut oka, że nie jest do koń­ca szcze­ra i skry­wa ja­kąś ta­jem­ni­cę. Naj­wy­raź­niej Emma jest zbyt za­afe­ro­wa­na, by jej su­per­moc wy­kry­wa­nia kłamstw zadziałała…
Dziew­czy­ny usta­la­ją dal­szy plan dzia­łań. Lily po­ka­zu­je bu­dyn­ki na dru­gim brze­gu rze­ki. W więk­szo­ści są to dom­ki let­ni­sko­we, a po­nie­waż obec­nie jest je­sień, nikt w nich nie miesz­ka. Lily pro­po­nu­je za­tem Em­mie wspól­ne za­trzy­ma­nie się w któ­rymś z ta­kich dom­ków, na co bo­ha­ter­ka od razu się zga­dza.

Ko­lej­ne wi­zu­al­ne od­wo­ła­nia do „Kra­iny lodu”.

I znów Sto­ry­brooke. Elsa bie­gnie za An­ną i wkrót­ce do­bie­ga do prze­pa­ści. Za­uwa­ża sio­strę na jej dru­gim krań­cu i bez chwi­li za­sta­no­wie­nia (w jaki spo­sób Anna się tam zna­la­zła?) bu­du­je lo­do­we scho­dy, że­by jak naj­szyb­ciej się do niej do­stać. Se­kwen­cja wy­glą­da jak nie­mal żyw­cem prze­nie­sio­na z „Kra­iny lodu”. Spo­sób wy­cza­ro­wa­nia scho­dów, ich kształt, to­wa­rzy­szą­ce temu ma­gicz­ne efek­ty — wszyst­ko przy­go­to­wa­no z du­żą dba­ło­ścią o szcze­gó­ły i tak, by nie kłu­ło w oczy.
Kie­dy już Elsa wdra­pie się po scho­dach i pra­wie do­trze do sio­stry, na­gle Anna znik­nie z pola wi­dze­nia, jak­by się po­śli­znę­ła i gdzieś spa­dła…

Ksią­żę i Śnież­ka wciąż na prze­chadz­ce.

Tym­cza­sem Śnież­ka i Ksią­żę wciąż szu­ka­ją Wi­lla. Mi­nę­ło jed­nak już spo­ro cza­su i bo­ha­ter­ka chce wró­cić do syna. Ksią­żę uzna­je, że jego żo­na i tak zro­bi­ła już du­ży po­stęp, więc po­sta­na­wia pu­ścić ją do domu, a sam kon­ty­nu­uje po­szu­ki­wa­nia. Śnież­ka za­tem za­wra­ca i kie­ru­je się do miesz­ka­nia, kie­dy na­gle za­uwa­ża na pla­ży tuż obok… ko­pią­ce­go w pia­sku Wi­lla (K­sią­żę zy­sku­je tym sa­mym ty­tuł Śle­po­ty Roku). Z po­cząt­ku po­sta­na­wia to zi­gno­ro­wać, ale osta­tecz­nie duch wal­ki zwy­cię­ża.

Re­gi­na znów za­łą­cza tryb zło­śli­wo­ści.

Re­gi­na i Emma kon­ty­nu­ują po­dróż przez las, w stro­nę kry­jów­ki Kró­lo­wej Śnie­gu. Pan­na Swan sta­ra się do­wie­dzieć wię­cej na te­mat za­klę­cia, któ­re wska­za­ło Re­gi­nie dro­gę. Ta jed­nak na­dal usi­łu­je zbyć na­tręt­ną to­wa­rzysz­kę. I wte­dy Emma robi coś bar­dzo głu­pie­go — chwa­li Re­gi­nę za to, co robi dla Ma­rian. Bo­ha­ter­ka na­tych­miast wy­bu­cha — cał­ko­wi­cie wy­rzu­ca z sie­bie wszyst­kie ne­ga­tyw­ne emo­cje i oskar­ża Em­mę o zruj­no­wa­nie ży­cia. Wy­krzy­ku­je też, że nie po­zwo­li, by na Swan prze­sta­ła cią­żyć za to wina.
Fan­ta­stycz­na sce­na, ge­nial­nie za­gra­na przez La­nę Pa­ri­llę. I znów war­to za­uwa­żyć, że to wszyst­ko dzie­je się je­dy­nie w war­stwie emo­cjo­nal­nej i słow­nej — daw­na Zła Kró­lo­wa na pew­no po­su­nę­ła­by się dalej.

Za­cie­kła wal­ka na Play­Sta­tion.

Hop­kins, 1998. Lily i Emma wła­mu­ją się do dom­ku let­ni­sko­we­go, w któ­rym po­sta­no­wi­ły się na ja­kiś czas za­trzy­mać. Kie­dy się już roz­gosz­czą i sto­czą wal­kę w grze wy­ści­go­wej na Play­Sta­tion, Emma za­uwa­ży na nad­garst­ku Lily zna­mię w kształ­cie gwiaz­dy. Widz od razu do­sta­nie w ten spo­sób pod­po­wiedź, że nie jest to po­stać jed­no­ra­zo­wa i jesz­cze się w se­ria­lu po­ja­wi. Co mo­że ozna­czać jej zna­mię? Uda­ło mi się do­trzeć do in­for­ma­cji, że po­sia­da­cze ta­kie­go zna­ku mo­gą mieć dar prze­wi­dy­wa­nia. To by­ło­by bar­dzo cie­ka­we, ale w tym od­cin­ku na ra­zie o szcze­gó­łach wy­jąt­ko­wo­ści Lily jest dość ci­cho.
Sama dziew­czy­na po­rów­nu­je swo­je zna­mię do bli­zny Ha­rry’ego Po­tte­ra (co cie­ka­we, pierw­sza książ­ka z se­rii uka­za­ła się w USA w 1998 roku, więc bo­ha­ter­ka szyb­ko się z nią za­po­zna­ła). Emma od­po­wia­da na to, że głę­bo­ko wie­rzy, iż Lily jest wy­jąt­ko­wa, czym nie­zwy­kle uj­mu­ją no­wą przy­ja­ciół­kę. Lily chwy­ta w dłoń mar­ker i ry­su­je na nad­garst­ku Emmy ta­ką sa­mą gwiazd­kę, mó­wiąc, że te­raz obie są wy­jąt­ko­we. Bar­dzo mi­ły gest o du­żym, sym­bo­licz­nym zna­cze­niu.
Chwi­lę póź­niej Emma znaj­du­je ka­me­rę, któ­rą przez hwi­lę dziew­czy­ny na­gry­wa­ją swo­je wy­głu­py. Na sam ko­niec obie­cu­ją so­bie przy­jaźń — co­kol­wiek mia­ło­by się stać. Dość szyb­ko na­wią­zu­je się więc mię­dzy nimi spe­cy­ficz­na re­la­cja, któ­ra zo­sta­nie wkrót­ce wy­sta­wio­na na pró­bę.

Kró­lo­wa Śnie­gu ata­ku­je.

Sto­ry­brooke. Elsa wresz­cie od­naj­du­je Annę. Wszyst­ko oka­zu­je się jed­nak być pu­łap­ką, za­sta­wio­ną przez Kró­lo­wą Śnie­gu. Anna by­ła tyl­ko lo­do­wą ku­kłą (to ją Kró­lo­wa przy­go­to­wy­wa­ła na po­cząt­ku od­cin­ka), któ­ra mia­ła zwa­bić El­sę w okre­ślo­ne miej­sce. Kró­lo­wa na­tych­miast sku­wa sio­strze­ni­cę w łań­cu­chy i za­mie­nia z nią kil­ka słów. Mó­wi o stra­chu, któ­ry Elsa mia­ła kie­dyś szan­sę ujarz­mić, ale jej się nie uda­ło (a więc praw­do­po­dob­nie w Aren­delle Elsa osta­tecz­nie sprze­ci­wi­ła się w ja­kiś spo­sób Kró­lo­wej, co mo­gło po­skut­ko­wać jej uwię­zie­niem w urnie). Kró­lo­wa po­trze­bu­je, by Elsa nie wcho­dzi­ła jej w dro­gę, a za­pew­nić ma­ją to wła­śnie łań­cu­chy, któ­ry­mi ją sku­ła. Wraz z na­ra­sta­ją­cym stra­chem dziew­czy­ny (któ­ry Kró­lo­wa umie­jęt­nie kar­mi) sta­ją się one bo­wiem co­raz sil­niej­sze. Elsa za­py­ta jesz­cze, co pla­nu­je Kró­lo­wa. Ta na­wią­że do pio­sen­ki z „Kra­iny lodu” i od­po­wie, że ule­pi bał­wa­na. I choć ta­kie od­wo­ła­nie mo­że jest nie­co na­chal­ne, to jed­nak iro­nicz­ny spo­sób, w jaki je wy­ko­rzy­sta­no, cał­kiem przy­padł mi do gu­stu.

Will ewi­dent­nie nie mo­że cze­goś zna­leźć.

W in­nym za­kąt­ku mia­stecz­ka, tuż przy pla­ży Śnież­ka pod­cho­dzi do pró­bu­ją­ce­go coś od­na­leźć Willa. Oka­zu­je się, że bo­ha­ter szu­ka swo­je­go po­dróż­ne­go wor­ka. Pech chciał, że nie­opatrz­nie scho­wał w nim ma­pę, na któ­rej ozna­czył miej­sce jego ukry­cia. Bo­ha­te­ro­wie wy­mie­nia­ją kil­ka za­baw­nych zdań (sce­na­rzy­ści na­praw­dę spi­sa­li się na me­dal), aż w koń­cu Śnież­ka wy­cią­ga wnio­sek, że ca­ła sy­tu­acja z uciecz­ką Wi­lla to tak na­praw­dę ak­cja za­aran­żo­wa­na przez Księ­cia. Na­tych­miast ka­że się do tego zło­dzie­jasz­ko­wi przy­znać, na­po­my­ka­jąc przy tym, że jest bur­mi­strzem i mo­że go unie­win­nić. Will od razu na wszyst­ko przy­ta­ku­je, choć po wy­ra­zie jego twa­rzy wi­dać, że jest bar­dzo zdziwiony.

Emma i Re­gi­na przy scho­dach.

Re­gi­na i Emma do­cie­ra­ją do lo­do­wych scho­dów, któ­re wy­cza­ro­wa­ła Elsa. Zła Kró­lo­wa bez chwi­li na­my­słu na nie wcho­dzi, a pan­na Swan, chcąc nie chcąc, po­dą­ża za nią. Na­gle roz­pę­tu­je się za­wie­ru­cha, a to ozna­cza, że Kró­lo­wa Śnie­gu od­na­la­zła bo­ha­ter­ki. Re­gi­na do­my­śla się, że wszyst­ko jest spraw­ką Syd­neya, któ­ry mu­siał ją zdra­dzić, czym bu­dzi zdzi­wie­nie Emmy — ta wszak nic nie wie­dzia­ła o po­now­nym uwię­zie­niu Gla­ssa w lu­strze.

Jak coś ma się stać, to w nocy.

Ko­lej­ne sce­ny re­tro­spek­cji, noc. Emma bu­dzi się i za­uwa­ża, że po domu krę­ci się ja­kiś nie­zna­jo­my. Oka­zu­je się, że jest to męż­czy­zna, któ­ry go­nił Lily. Co cie­ka­we, męż­czy­zna zwra­ca się do niej per „Li­lith”. Li­lith jest zaś we­dług tra­dy­cji ży­dow­skiej upio­rzy­cą groź­ną dla ko­biet w cią­ży oraz nie­mow­ląt, cza­sem uwa­ża­ną tak­że za pierw­szą żo­nę Ada­ma. A więc do­sta­je­my ko­lej­ny znak, że coś jest z dziew­czy­ną na rze­czy.
Emma sta­ra się obro­nić przy­ja­ciół­kę i krzy­czy, że męż­czy­zna nie wcią­gnie ich zno­wu do sys­te­mu. Oka­zu­je się jed­nak, że Lily nie by­ła cał­ko­wi­cie szcze­ra z przy­ja­ciół­ką (co, jak już wspo­mnia­łem, wi­dać by­ło po ej spoj­rze­niu) — męż­czy­zna jest bo­wiem jej oj­cem. Emma czu­je się oszu­ka­na i jest zroz­pa­czo­na.

Syd­ney od­kry­wa kar­ty.

Po­wra­ca­my do Emmy i Re­gi­ny w te­raź­niej­szo­ści. Nie­bez­piecz­na sy­tu­acja to oczy­wi­ście ide­al­ny mo­ment, by tro­chę na sie­bie po­krzy­czeć. Pa­da­ją więc: oskar­że­nia ze stro­ny Emmy (co ład­nie łą­czy się z mo­ty­wem z re­tro­spek­cji) oraz pró­ba uspra­wie­dli­wie­nia od Re­gi­ny. Oli­wy do ognia do­le­wa wresz­cie Syd­ney, któ­ry rze­czy­wi­ście zdra­dził swo­ją pa­nią na rzecz Kró­lo­wej Śnie­gu. I trud­no mu się dzi­wić — je­śli z jed­nej stro­ny nie ma sza­cun­ku, z dru­giej w koń­cu też go za­brak­nie. Tym­cza­sem wiatr przy­bie­ra na sile i w koń­cu most za­czy­na się roz­pa­dać (efek­ty są tym ra­zem kiep­ska­we). Bo­ha­ter­kom na szczę­ście szyb­ko uda­je się prze­biec na dru­gą stro­nę.

Da­lej, Elsa, dasz ra­dę.

Szyb­kie spoj­rze­nie na El­sę, któ­ra pró­bu­je uwol­nić się z łań­cu­chów. Naj­pierw uży­wa si­ły, po­tem sta­ra się uspo­ko­ić i po­skro­mić swój strach. Dość szyb­ko się to uda­je i łań­cu­chy pusz­cza­ją. Bra­wo — zro­bi­ła wiel­ki po­stęp.

Z desz­czu pod ryn­nę.

I wra­ca­my do Emmy i Re­gi­ny, któ­re tra­fiły z desz­czu pro­sto pod przy­sło­wio­wą ryn­nę, bo oto ich oczom uka­zu­je się „bał­wan”, o któ­rym wspo­mnia­ła Kró­lo­wa Śnie­gu — wiel­ki lo­do­wy wi­king (dość cie­ka­we na­wią­za­nie do tra­dy­cji nor­dyc­kiej, do któ­rej prze­cież od­wo­łu­je się tak­że „Kra­ina lo­du”).

Emma jest zdru­zgo­ta­na.

Ostat­ni raz prze­no­si­my się do 1998 roku. Lily pró­bu­je od­zy­skać za­ufa­nie Emmy. Daje jej swój ad­res i mó­wi, że choć skła­ma­ła w kwe­stii domu dziec­ka, to ca­ła resz­ta by­ła praw­dą — nie­na­wi­dzi swej ro­dzi­ny i czu­je się nie­wi­docz­na. Gdy to nie skut­ku­je, wspo­mi­na jesz­cze, że nie miesz­ka z bio­lo­gicz­ny­mi ro­dzi­ca­mi i zo­sta­ła ad­op­to­wa­na — co nie wy­da­je się do koń­ca praw­dą i chy­ba Emma to wy­czu­wa. Lily po­wo­łu­je się jesz­cze na obiet­ni­cę, ale Emma od­wra­ca się i osten­ta­cyj­nie zma­zu­je na­ma­lo­wa­ną na nad­garst­ku gwiaz­dę. Sce­na zy­sku­je dzię­ki temu bar­dzo in­te­re­su­ją­cą wy­mo­wę, a jej fan­ta­stycz­na re­ali­za­cja (mą­dre ko­rzy­sta­nie ze zbli­żeń, de­li­kat­ne zwol­nio­ne tem­po, tro­chę za­ba­wy dźwię­kiem i ge­nial­na mu­zy­ka) moc­no od­dzia­łu­ją na emo­cje. No i wresz­cie wia­do­mo, skąd u Emmy filo­zo­fia: „Jak już się ko­goś zra­ni­ło, to nie da się póź­niej tego na­pra­wić.” Tak czy siak, czu­ję, że jesz­cze o Li­ly/Li­lith usły­szy­my.

Ma­gią go!

I już na do­bre po­zo­sta­je­my w Sto­ry­brooke. Emma i Re­gi­na wal­czą z lo­do­wym wi­kin­giem. Naj­pierw za­gra­nie tak­tycz­ne — jed­na za­pę­dza po­two­ra w kozi róg, a dru­ga przy­pusz­cza atak. Taka stra­te­gia się jed­nak nie spraw­dza, więc bo­ha­ter­ki osta­tecz­nie łą­czą si­ły i w ten spo­sób nisz­czą po­two­ra. Twór­cy po­ka­zu­ją tym, że le­piej, by trzy­ma­ły się ra­zem i od­rzu­ci­ły na bok wszel­kie nie­sna­ski. Ła­two powiedzieć.
Tuż po tym, jak wi­king zo­sta­je po­ko­na­ny, na miej­scu zja­wia się Kró­lo­wa Śnie­gu, któ­ra… Za­bie­ra Re­gi­nie lu­ster­ko. Se­rio? Ca­ła ta heca o jed­no ma­łe lu­ster­ko? Nie mo­gła po pro­stu wejść do kryp­ty i go za­brać? Bo­ha­ter­ki oczy­wi­ście pró­bu­ją się prze­ciw­sta­wić (ta­kie cen­ne lu­ster­ko), ale Kró­lo­wa Śnie­gu jest przy­go­to­wa­na. Na­tych­miast prze­cho­dzi w tryb Dar­tha Va­de­ra i za­czy­na je du­sić. Na szczę­ście w po­rę zja­wia się Elsa, któ­rej na mo­ment uda­je się ogłu­szyć prze­ciw­nicz­kę. Ta jed­nak po chwi­li wsta­je, chwa­li sio­strze­ni­cę za prze­zwy­cię­że­nie stra­chu i zni­ka. A więc wy­cho­dzi na to że wszyst­ko by­ło czę­ścią jej mi­ster­ne­go pla­nu, któ­ry za­kła­dał, że Elsa w koń­cu po­ko­na swe ogra­ni­cze­nia. Kró­lo­wa Śnie­gu naj­wy­raź­niej chce, by jej sio­strze­ni­ca uży­wa­ła swej mocy w peł­ni świa­do­mie, py­ta­nie tyl­ko, dla­cze­go…
Po tym wszyst­kim czas oczy­wi­ście na roz­ra­chun­ki. Emma wy­rzu­ca Re­gi­nie, że nie po­wie­dzia­ła jej o Syd­neyu, a Re­gi­na sta­ra się ja­koś wy­bro­nić i te za­rzu­ty ode­przeć. Oczy­wi­ście w ty­po­wy dla sie­bie, ką­śli­wy spo­sób. Tak na­praw­dę jed­nak, pod war­stwą zło­śli­wo­ści kry­je się ko­bie­ta ro­ze­dr­ga­na emo­cjo­nal­nie, cier­pią­ca, któ­ra zwy­czaj­nie nie po­tra­fiła przy­znać się do chwi­li sła­bo­ści.
Skłó­co­ne bo­ha­ter­ki pró­bu­je ja­koś po­go­dzić Elsa, któ­ra ape­lu­je do ich roz­sąd­ku i po­wo­łu­je się na bez­pie­czeń­stwo Sto­ry­brooke. Re­gi­na jed­nak nie ma za­mia­ru iść Em­mie na rę­kę i na­tych­miast zni­ka.

Peł­na kla­sa.

Prze­no­si­my się do kry­jów­ki Kró­lo­wej Śnie­gu. Ko­bie­ta zwra­ca Syd­ney­owi wol­ność, ale nie pra­gnie ni­cze­go w za­mian. Cho­dzi­ło jej przede wszyst­kim o lu­stro. Lu­stra są bo­wiem dla niej nie­zwy­kle waż­ne — od­zwier­cie­dla­ją na­strój, pra­gnie­nia i esen­cję ich użyt­kow­ni­ków, są w sta­nie uchwy­cić odła­mek du­szy. Choć Kró­lo­wa ma w po­sia­da­niu set­ki zwier­cia­deł, to to w któ­rym uwię­zio­ny był Syd­ney, jest nie­zwy­kle waż­ne dla re­ali­za­cji jej pla­nów, po­nie­waż Re­gi­na prze­la­ła w nie spo­ro czar­nej ma­gii. Kró­lo­wa chce je w ja­kiś spo­sób wy­ko­rzy­stać, by osią­gnąć swój cel — zdo­być coś, co by­ło jej od­ma­wia­ne od wie­lu lat; coś, na co w swym mnie­ma­niu za­słu­gu­je.
Za­nim Syd­ney opu­ści kry­jów­kę, Kró­lo­wa ra­dzi mu się cie­pło ubrać, bo zro­bi się chłod­no (i choć kwe­stia brzmi na pa­pie­rze dość czer­stwo, to Eli­za­beth Mi­tchell wy­po­wia­da ją z ta­ką kla­są, że przy­sło­wio­wa mu­cha nie sia­da). Na­stęp­nie Kró­lo­wa tłu­cze lu­stro Re­gi­ny i wkła­da je­den z odłam­ków w swo­je wiel­kie, ma­gicz­ne zwier­cia­dło. Jest to bez wąt­pie­nia bez­po­śred­nie od­wo­ła­nie do ba­śni An­der­se­na o Kró­lo­wej Śnie­gu. Dia­beł wy­rzeź­bił w niej lu­stro, któ­re od­bi­ja­ło tyl­ko to, co złe i brzyd­kie; po­ka­zy­wa­ło je­dy­nie mrok ludz­kiej du­szy. Lu­stro to zo­sta­ło stłu­czo­ne, a jego odłam­ki po­wpa­da­ły lu­dziom do oczu i serc. My­ślę, że se­ria­lo­we zwier­cia­dło mo­że dzia­łać na po­dob­nej za­sa­dzie.
Pod ko­niec sce­ny Kró­lo­wa wresz­cie wy­ja­wia cze­go chce — ko­cha­ją­cej ro­dzi­ny. Po­twier­dza się więc nie­ja­ko fakt, że jej sto­sun­ki z sio­strą, wład­czy­nią Aren­delle, nie na­le­ża­ły do naj­lep­szych. Praw­do­po­dob­nie Idun nie po­tra­fiła za­ak­cep­to­wać ma­gicz­nych umie­jęt­no­ści Kró­lo­wej.
W oczy rzu­ca­ją się też pew­ne pa­ra­le­le z po­sta­cią Lily, któ­ra rów­nież nie mia­ła ko­cha­ją­cej ro­dzi­ny. Za­sta­na­wiam się, czy twór­cy za­mie­ści­li ta­kie ana­lo­gie tyl­ko dla uatrak­cyj­nie­nia hi­sto­rii, czy też chcą też za ich po­mo­cą coś jesz­cze prze­ka­zać. Mo­że Kró­lo­wa i Lily są ja­koś po­wią­za­ne? A mo­że Kró­lo­wa przy­bra­ła na ja­kiś czas po­stać Lily, by spró­bo­wać zbli­żyć się do Emmy?

Czas na po­wrót.

Elsa wra­ca wraz z Emmą w stro­nę auta. Prze­pra­sza to­wa­rzysz­kę, że da­ła się na­brać na sztucz­ki Kró­lo­wej Śnie­gu. Pan­na Swan jest jed­nak wy­ro­zu­mia­ła i mó­wi, że na miej­scu Elsy zro­bi­ła­by to samo (czy­li da­ła się po­nieść emo­cjom).
Elsa zmie­nia te­mat i ra­dzi Emmie jesz­cze raz po­roz­ma­wiać z Re­gi­ną. Jej do­świad­cze­nia z An­ną na­uczy­ły ją, że nie na­le­ży da­wać za wy­gra­ną w przy­pad­ku lu­dzi, na któ­rych nam za­le­ży. No to mamy już mo­rał od­cin­ka, pora jesz­cze wcie­lić go w ży­cie.

„Zno­wu ona…”

Za ra­dą Elsy Emma pró­bu­je jesz­cze raz po­roz­ma­wiać z Re­gi­ną. Naj­pierw opo­wia­da o sy­tu­acji z Lily i o tym, jak póź­niej ża­ło­wa­ła swej de­cy­zji. Nie chce po­peł­nić po­dob­ne­go błę­du jesz­cze raz. Re­gi­na jest dla niej kimś waż­nym; kimś, kto jest w sta­nie ją zro­zu­mieć wte­dy, gdy nie mo­że tego zro­zu­mie­nia zna­leźć u bli­skich. Dzia­ła­nia Emmy nie mia­ły na celu zma­za­nia winy — chcia­ła po pro­stu przy­jaź­ni i bę­dzie na­dal pró­bo­wa­ła zna­leźć z Re­gi­ną wspól­ny ję­zyk, na­wet je­śli ta chce ją za­bić. Prze­mó­wie­nie pan­ny Swan naj­wy­raź­niej robi na Re­gi­nie wra­że­nie, bo osta­tecz­nie coś w niej pę­ka i sta­wia pierw­szy krok ku po­lep­sze­niu re­la­cji z Em­mą.
Wą­tek zo­stał świet­nie na­pi­sa­ny i do­sko­na­le skon­tra­sto­wa­ny z re­tro­spek­cja­mi Emmy. Re­la­cja bo­ha­te­rek roz­wi­ja się w bar­dzo in­try­gu­ją­cym kie­run­ku i mam na­dzie­ję, że w ko­lej­nych od­cin­kach twór­cy pod­chwy­cą tę hi­sto­rię.

„Śnież­ko, ko­cha­nie, ale o czym ty mó­wisz?”

Śnież­ka opo­wia­da Księ­ciu o od­na­le­zie­niu i unie­win­nie­niu Willa. Mó­wi Da­vi­do­wi, że przej­rza­ła jego plan, ale taka przy­go­da wy­szła jej na do­bre i po­zwo­li­ła na nowo się od­na­leźć. Oka­zu­je się jed­nak, że Will to by­stra be­stia i tak na­praw­dę Ksią­żę nie miał nic wspól­ne­go z jego uwol­nie­niem. Cały Scarlet!
Tak czy siak, hi­sto­ria koń­czy się dla każ­de­go do­brze, a wą­tek do­da­je do od­cin­ka tro­chę cie­pła i do­brze roz­wi­ja po­stać Śnież­ki.
Hak za­wsze tam, gdzie go po­trze­ba.

Hak od­wie­dza Em­mę na po­ste­run­ku sze­ry­fa. Dziew­czy­na nie ma naj­lep­sze­go na­stro­ju. Wraz z uko­cha­nym wspól­nie prze­glą­da kar­ton z przed­mio­ta­mi ze swe­go dzie­ciń­stwa. Hak wy­cią­ga pu­deł­ko, w któ­rym znaj­du­je m.in. sta­re oku­la­ry; pier­ścio­nek oraz zdję­cie z Ne­alem (pa­nie i pa­no­wie twór­cy, brzyd­ko wy­ci­ska­cie łzy). Emma znaj­du­je zaś ka­me­rę, któ­rą ba­wi­ła się z Lily. Po­sta­na­wia obej­rzeć to co na­gra­ła, by po­wspo­mi­nać sta­re cza­sy. Wkła­da ka­se­tę do od­twa­rza­cza, oglą­da daw­ne wy­głu­py, a na­stęp­nie włą­cza się dru­gi film, na któ­rym wi­dać Em­mę wraz z ja­kąś adop­cyj­ną ro­dzi­ną. Dziew­czy­na zu­peł­nie nie pa­mię­ta tego okre­su. Wtem na ekra­nie po­ka­zu­je się… Sa­rah Fi­sher! Oka­zu­je się, że Emma by­ła przez ja­kiś czas przy­gar­nię­ta przez Kró­lo­wą Śnie­gu! To zaś po­twier­dza fak­ty, któ­re zdą­ży­li­śmy wcze­śniej po­znać — Kró­lo­wa rze­czy­wi­ście zna Em­mę i nie przy­by­ła do na­sze­go świa­ta przez klą­twę. Wciąż po­zo­sta­ją jed­nak py­ta­nia: jak i w ja­kim celu przy­by­ła? Mu­szę przy­znać, że jest co­raz bar­dziej eks­cy­tu­ją­co.

MA­NIAK KO­ŃCZY


Spo­ro by­ło w tym od­cin­ku emo­cji i nie­spo­dzie­wa­nych zwro­tów ak­cji. Jak zwy­kle nie za­bra­kło na­wią­zań do Dis­neya oraz kla­sycz­nych ba­śni, w tym do „Kró­lo­wej Śnie­gu” An­der­se­na. Cze­kam na wię­cej do­bra i li­czę też na Wa­sze po­mys­ły.

Komentarze