Maniak ocenia #127: "Once Upon a Time" S03E06

MA­NIAK ZA­CZY­NA


„Ma­ła Sy­ren­ka” Han­sa Chris­tia­na An­der­se­na to bar­dzo pięk­na, a jed­no­cze­śnie dość smut­na baśń o po­szu­ki­wa­niu mi­ło­ści, cie­ka­wo­ści świa­ta, cier­pie­niu i po­świę­ce­niu, a tak­że o wie­lu po­zio­mach sa­mo­re­ali­za­cji. Duń­ski pi­sarz po­ka­zu­je w nim nie­speł­nio­ne uczu­cie oraz wiel­ki ból i choć ca­łość koń­czy nie­co bar­dziej opty­mi­stycz­ną nu­tą, to nie sta­wia w ba­śni na zwy­cię­stwo mi­ło­ści, ale sta­ra się ra­czej po­ka­zać, że nic nie jest osta­tecz­ne. Naj­słyn­niej­sza, di­sney­ow­ska ad­ap­ta­cja ba­śni ma jed­nak zu­peł­nie in­ną wy­mo­wę — twór­cy zmie­nia­ją w niej za­koń­cze­nie, po­zwa­la­jąc sy­ren­ce po­ślu­bić swo­je­go uko­cha­ne­go księ­cia.
Bar­dzo za­sta­na­wia­ło mnie, jak sce­na­rzy­ści „Once Upon a Time” zin­ter­pre­tu­ją tę hi­sto­rię. Zda­wa­łem so­bie spra­wę, że od­nio­są się w ja­kiś spo­sób do wer­sji wy­twór­ni Dis­neya, ale mia­łem też na­dzie­ję na kil­ka na­wią­zań do ory­gi­nal­nej baś­ni. Mu­szę po­wie­dzieć, że wca­le się nie za­wio­dłem.

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Za sce­na­riusz do tej od­sło­ny se­ria­lu od­po­wia­da­ją jego twór­cy — Edward Kit­sis i Adam Ho­ro­witz. Od­ci­nek za­ty­tu­ło­wa­no „A­riel”, co oczy­wi­ście sta­no­wi na­wią­za­nie do imie­nia głów­nej bo­ha­ter­ki dis­ne­yow­skiej ad­ap­ta­cji ba­śni „Ma­ła Sy­ren­ka”.
Fa­bu­ła znów po­dzie­lo­na jest na kil­ka wąt­ków. W re­tro­spek­cjach śle­dzi­my hi­sto­rię Arielki, w któ­rą sce­na­rzy­ści wpla­ta­ją tak­że po­sta­ci Kró­lew­ny Śnież­ki oraz Złej Kró­lo­wej. W Ni­by­lan­dii ob­ser­wu­je­my zma­ga­nia głów­nych bo­ha­te­rów, któ­rzy otrzy­mu­ją szan­sę ura­to­wa­nia Neala, a tak­że na­dal przy­glą­da­my się Ti­te­li­tu­re­mu i jego sa­mot­nej mi­sji. Wszyst­ko zaś do­pra­wio­ne nie­cny­mi kno­wa­nia­mi Pio­tru­sia Pana.
Same re­tro­spek­cje nie wno­szą mo­że zbyt wie­le do głów­nej hi­sto­rii, ale za to roz­wi­ja­ją mi­to­lo­gię se­ria­lu, a w szcze­gól­no­ści tę, do­ty­czą­cą sy­ren. Twór­cy czer­pią z wie­lu po­dań i le­gend, do­da­jąc do nich wła­sne po­my­sły. To, co osta­tecz­nie z tego wy­cho­dzi, jest cał­kiem in­te­re­su­ją­ce.
Po­dob­ne po­dej­ście Kit­sis i Ho­ro­witz sto­su­ją do sa­mej hi­sto­rii Ariel­ki. Tak, jak się tego spo­dzie­wa­łem, od­wo­łu­ją się za­rów­no do pier­wot­nej wer­sji ba­śni, jak i do jej naj­słyn­niej­szej ani­mo­wa­nej ad­ap­ta­cji, ale osta­tecz­nie in­ter­pre­tu­ją ca­łość po swo­je­mu. Zo­sta­wia­ją naj­waż­niej­sze mo­ty­wy ory­gi­na­łu i osnu­wa­ją wo­kół nich cał­kiem nie­złą hi­sto­rię z kil­ko­ma in­try­gu­ją­cy­mi zwro­ta­mi ak­cji — zwłasz­cza je­śli cho­dzi o mor­ską wiedź­mę Ur­szu­lę. Zgrab­nie na­wią­zu­ją też w dia­lo­gach do fil­mu Dis­neya.
Re­tro­spek­cje są jed­nak za­le­d­wie mi­łym do­dat­kiem, bo naj­cie­ka­wiej dzie­je się w Ni­by­lan­dii. Sce­na­rzy­ści ide­al­nie wy­wa­ża­ją tu wart­ką ak­cję z roz­wo­jem po­sta­ci. Naj­bar­dziej w pa­mięć za­pa­da sce­na w ja­ski­ni, dzię­ki któ­rej spo­ro do­wia­du­je­my się o po­szcze­gól­nych bo­ha­te­rach i ich mo­ty­wa­cjach. Kit­sis i Ho­ro­witz po­ka­zu­ją, jak wy­da­rze­nia z po­przed­nich se­zo­nów ukształ­to­wa­ły dane po­sta­ci i trze­ba przy­znać, że ro­bią to w bar­dzo sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cy spo­sób.
Za­do­wa­la rów­nież wą­tek Ti­te­li­tu­re­go, któ­ry wresz­cie łą­czy si­ły z Re­gi­ną i po­sta­na­wia wziąć spra­wy w swo­je rę­ce. Spo­ro tym ele­men­tem fa­bu­ły twór­cy obie­cu­ją, ale przed wszyst­kim do­star­cza­ją zna­ko­mi­te, uszczy­pli­we dia­lo­gi, przy któ­rych nie spo­sób się nie uśmiech­nąć.
Du­żym opty­mi­zmem na­pa­wa koń­ców­ka, któ­ra za­po­wia­da po­ten­cjal­ne przy­szłe wąt­ki.

MA­NIAK O RE­ŻY­SE­RII


Re­ży­se­ru­je Cia­ran Don­ne­ly („Ca­me­lot”, „Dy­na­stia Tu­do­rów”). Świet­nie ra­dzi on so­bie ze sce­na­riu­szem, sku­pia­jąc się przede wszyst­kim na po­sta­ciach. Do­sko­na­le po­ka­zu­je ich głę­bię i do­star­cza od­po­wied­nie­go ła­dun­ku emo­cjo­nal­ne­go. W wie­lu mo­men­tach wi­zu­al­nie od­wo­łu­je się do fil­mów Dis­neya, co sta­no­wi bar­dzo mi­łą grat­kę dla fa­nów.

MA­NIAK O AK­TO­RACH


Ak­to­rzy nie za­wo­dzą. Jo­a­nna Gar­cia Swi­sher („Re­ba”, „We dwo­je raź­niej”) to dość in­try­gu­ją­ca Ariel­ka. Uda­je jej się po­łą­czyć pew­ną na­iw­ność bo­ha­ter­ki z jej cie­ka­wo­ścią po­zna­wa­nia świa­ta i czy­ni to cał­kiem prze­ko­nu­ją­co.
Nie mam więk­szych za­strze­żeń do Gila McKi­nneya ("Fri­day Night Lights”, „Nie z tego świa­ta”) w roli księ­cia Ery­ka. Nie jest to mo­że po­stać szcze­gól­nie wy­ra­zi­sta, ale za to dość po­rząd­nie za­gra­na.
Cu­dow­na jest Lana Pa­ri­lla jako Re­gi­na. Ak­tor­ka po­ka­zu­je kil­ka róż­nych twa­rzy i wi­dać, że do­sko­na­le bawi się ro­lą. Szcze­gól­ne wra­że­nie robi w sce­nach re­tro­spek­cji, w któ­rych w ge­nial­ny spo­sób na­wią­zu­je do „Ma­łej Sy­ren­ki” Di­sneya.
Je­nni­fer Mo­rri­son jako emo­cjo­nal­nie po­gu­bio­na Emma spraw­dza się dość do­brze, two­rząc wia­ry­god­ną kre­ację. Cie­szę się, że uda­je jej się sku­tecz­nie po­ka­zać doj­rze­wa­nie bo­ha­ter­ki.
Nie­mniej świet­ny jest Co­lin O’Do­no­ghue w roli Haka. Po­tra­fi być rów­nie do­bry w sce­nach mniej po­waż­nych oraz tych bar­dziej dra­ma­tycz­nych, w któ­rych jego bo­ha­ter sta­je przed du­żym dy­le­ma­tem.
Gi­nni­fer Good­win i Josh Da­llas po­zy­tyw­nie za­ska­ku­ją w ro­lach Śnież­ki i Księ­cia, bar­dzo umie­jęt­nie po­ka­zu­jąc re­la­cję tych oboj­ga. Good­win jest tak­że świet­na w sce­nach re­tro­spek­cji.
Ro­bert Car­lyle tra­ci tro­chę pa­zu­ra, ale za to po­zwa­la wi­dzo­wi zaj­rzeć w głąb po­sta­ci Ti­te­li­tu­re­go i czy­ni to z po­wo­dze­niem.

MA­NIAK O TECH­NI­KA­LIACH


Zdję­cia do od­cin­ka są zre­ali­zo­wa­ne bar­dzo po­rząd­nie. Ko­lej­ne uję­cia dość do­brze po­łą­czo­no za po­mo­cą mon­ta­żu, ustrze­ga­jąc się więk­szych błę­dów. Za­sto­so­wa­ne efek­ty spe­cjal­ne wy­glą­da­ją, jak na te­le­wi­zyj­ne stan­dar­dy, dość przy­zwo­icie, za­chwy­ca zaś do­sko­na­ła cha­rak­te­ry­za­cja. Nie mo­gą nie spodo­bać się ko­stiu­my, zwłasz­cza, że spo­ro w po­my­sło­wy spo­sób na­wią­zu­je do ani­ma­cji Dis­neya. Mu­zy­ka na­pi­sa­na przez Mar­ka Isha­ma jak zwy­kle jest prze­cu­dow­na.

MA­NIAK OCE­NIA


W szó­stym od­cin­ku trze­cie­go se­zo­nu „On­ce Upon a Time” twór­cy do­star­cza­ją dość uda­nej re­in­ter­pre­ta­cji ba­śni o ma­łej sy­ren­ce oraz kil­ka wspa­nia­łych mo­men­tów dla głów­nych bo­ha­te­rów. Mnie usa­tys­fak­cjo­no­wa­li.

Komentarze