Maniak ocenia #120: "Buffy the Vampire Slayer: Season 10" #2

MA­NIAK WE WSTĘPIE


Po­cząt­ki by­wa­ją trud­ne, ale dla tak uta­len­to­wa­ne­go du­etu jak Chris­tos Gage i Re­be­kah Isaacs nie ma wy­zwań, z któ­ry­mi by so­bie nie po­ra­dził. Pierw­szy nu­mer ko­mik­so­we­go dzie­sią­te­go se­zo­nu „Bu­ffy: The Vam­pire Sla­yer” wy­szedł pierw­szo­rzęd­nie (o mo­ich wra­że­niach prze­czy­ta­cie tu­taj) i da­ło się w nim praw­dzi­wie po­czuć kli­mat naj­lep­szych te­le­wi­zyj­nych od­cin­ków se­ria­lu. Na dal­szy ciąg cze­ka­łem więc bar­dzo nie­cier­pli­wie, pe­łen na­dziei na wspa­nia­łą przy­go­dę w jed­nym z mo­ich ulu­bio­nych fik­cyj­nych świa­tów.
Kon­ty­nu­acja na­de­szła i zro­bi­ła na mnie tak samo do­bre wra­że­nie, jak po­przed­ni nu­mer, utwier­dza­jąc mnie w prze­ko­na­niu, że zmia­na ze­spo­łu, pra­cu­ją­ce­go przy ty­tu­le, by­ła jak naj­bar­dziej do­brą de­cy­zją. A dla­cze­go? Cóż, tego do­wie­cie się, czy­ta­jąc da­lej.

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Ca­łość Chris­tos Gage za­czy­na od bez­po­śred­niej kon­ty­nu­acji po­przed­nie­go nu­me­ru. Wciąż to­czy się wal­ka z no­wy­mi wam­pi­ra­mi. Do Bu­ffy i jej Scoo­by Gan­gu do­łą­cza­ją Faith, Giles oraz po­grom­czy­nie z fir­my Ke­nne­dy. Jed­nak to nie bi­twa gra tu głów­ne skrzyp­ce — praw­dzi­wym maj­stersz­ty­kiem są na­stę­pu­ją­ce pod­czas niej i chwi­lę póź­niej roz­mo­wy kil­ku bo­ha­te­rów. Cie­ka­wy mo­ment do­sta­ją Ke­nne­dy i Wi­llow, bar­dzo wzru­sza­ją­ce jest zaś roz­sta­nie Gile­sa i Faith.
Po wal­ce sce­na­rzy­sta daje na chwi­lę od­po­cząć czy­tel­ni­ko­wi, a na­stęp­nie usta­la grunt pod dal­szą część se­zo­nu, od­kry­wa­jąc przy tym kil­ka na­praw­dę cie­ka­wych kart. Wy­glą­da na to że nowy typ wam­pi­rów nie bę­dzie głów­nym zmar­twie­niem po­grom­czy­ni i jej przy­ja­ciół — szy­ku­je się na­praw­dę po­tęż­ny Wiel­ki Zły. Ta­kie­go ko­goś bra­ko­wa­ło mi w dzie­wią­tym se­zo­nie i mam na­dzie­ję, że Gage ro­ze­gra ten wą­tek w mia­rę in­try­gu­ją­co.
Pod­su­wa­jąc bo­ha­te­rom, a co za tym idzie tak­że czy­tel­ni­kom, ko­lej­ne tro­py, au­tor ani razu nie od­po­czy­wa i oprócz po­su­wa­nia wąt­ku do przo­du, pra­cu­je nad po­sta­cia­mi. Zde­cy­do­wa­nie świet­nie pi­sze uwię­zio­ne­go w cie­le mło­de­go chłop­ca Gile­sa. Wszech­wie­dzą­cy, nie­co dys­tyn­go­wa­ny Ob­ser­wa­tor nę­ka­ny przez hor­mo­ny wy­pa­da prze­za­baw­nie. Gage zna­ko­mi­cie zgłę­bia tak­że re­la­cję mię­dzy Bu­ffy, Dow­lin­giem a Spi­kiem oraz Xan­de­rem, Anyą a Dawn. Skom­pli­ko­wa­ne mi­ło­sne po­wią­za­nia nie nu­dzą i nie ra­żą sztam­pą, a ra­czej spo­ro wno­szą w bo­ga­ty świat „Bu­ffy”. Zwłasz­cza, że ilu­stru­ją­ce je dia­lo­gi są na­praw­dę ge­nial­ne.

MA­NIAK O RY­SUN­KACH


Re­be­kah Isaacs znów to robi — two­rzy prze­wspa­nia­łą opra­wę gra­ficz­ną ko­mik­su. Lep­szej ry­sow­nicz­ki (tu­dzież ry­sow­ni­ka) „Buf­fy” nie da­ło się zna­leźć. Jej lek­ki, kre­sków­ko­wy styl do­sko­na­le współ­gra ze sce­na­riu­szem Gage’a i praw­dzi­wie go oży­wia. Głów­ną za­le­tą są bar­dzo sta­ran­nie przy­go­to­wa­ne po­sta­ci (k­tó­re jak ży­we przy­po­mi­na­ją ak­to­rów nie­gdyś je od­gry­wa­ją­cych, co bę­dę po­wta­rzać chy­ba za­wsze, zwłasz­cza, że moc­no mnie pod tym wzglę­dem roz­cza­ro­wał Geor­ges Jean­ty) i per­fek­cyj­nie do­pra­co­wa­na eks­pre­sja. Szcze­gól­nie wi­dać to na przy­kła­dzie Gile­sa. Zna­ko­mi­te są rów­nież bar­dzo szcze­gó­ło­we i zróż­ni­co­wa­ne tła.
Nie za­wo­dzi Dan Jack­son, któ­ry na­no­si na pra­ce Isa­acs ko­lo­ry. Bar­wy są ży­we i do­brze do­bra­ne do po­szcze­gól­nych sy­tu­acji, zaś cie­nio­wa­nie ide­al­ne.

MA­NIAK OCE­NIA


Pod­czas lek­tu­ry znów po­czu­łem du­cha sta­rej, do­brej, te­le­wi­zyj­nej „Bu­ffy”. Gage świet­nie ro­zu­mie po­szcze­gól­ne po­sta­ci i do­sko­na­le uzu­peł­nia się z Isa­acs. W efek­cie po­wsta­je ko­miks za­baw­ny, trzy­ma­ją­cy w na­pię­ciu i do­star­cza­ją­cy mnó­stwa fraj­dy.

DO­BRY

Komentarze