MANIAK PISZE WSTĘP
W zeszły poniedziałek wyemitowano finał „Jak poznałem waszą matkę” (który ponoć mocno podzielił fanów, ale znając zbyt entuzjastycznie do wszystkiego nastawionego mnie, to pewnie mi się spodoba), a ja wciąż jestem na siódmym odcinku dziewiątego sezonu. Co oznacza, że mam do nadrobienia jeszcze siedemnaście odcinków (no brawo). Ale nic, trzymam się dzielnie, unikam spoilerów i powolutku, skrupulatnie oglądam.
Wśród
MANIAK O SCENARIUSZU
Tę odsłonę serialu zatytułowano „No Question Asked”, czyli „Żadnych pytań”. Stephen Lloyd („Brutalne przebudzenie”), scenarzysta, bawi się w niej motywem przysługi, którą należy wykonać, nie dopytując się o szczegóły.
W centrum odcinka znajduje się Marshall, który prosi swych przyjaciół, by usunęli z telefonu Lily feralnego smsa, mogącego sporo namieszać w ich relacjach. Mają to wykonać bezwzględnie, nie zadając żadnych pytań, tak jak kiedyś Marshall zrobił to dla nich. W tle przewija się zaś przezabawny wątek nawiedzonego pokoju.
Mamy tu głównie nieco moralistyczną opowieść o tym, że lepsza od rywalizacji jest współpraca i to nią można osiągnąć cel najszybciej. Podano ją jednak w tak zabawnym, komediowym sosie, że można taki nieco nachalny dydaktyzm twórcom wybaczyć. Wszystko dzięki naprawdę śmiesznym dialogom i świetnym żartom sytuacyjnym. Lloyd ponadto w przemyślany sposób sięga po retrospekcje i ilustruje obecne wydarzenia trafnymi paralelami z przeszłości.
Zadbano także o rozwój postaci. Wciąż widzimy jak dorastają Robin i Barney, coraz bardziej się do siebie tym samym zbliżając, ale tak naprawdę największy postęp robi Marshall, podejmując pod koniec bardzo odważny krok. Taka decyzja scenarzysty cieszy, bo daje punkt wyjścia do interesującego ciągu dalszego.
W centrum odcinka znajduje się Marshall, który prosi swych przyjaciół, by usunęli z telefonu Lily feralnego smsa, mogącego sporo namieszać w ich relacjach. Mają to wykonać bezwzględnie, nie zadając żadnych pytań, tak jak kiedyś Marshall zrobił to dla nich. W tle przewija się zaś przezabawny wątek nawiedzonego pokoju.
Mamy tu głównie nieco moralistyczną opowieść o tym, że lepsza od rywalizacji jest współpraca i to nią można osiągnąć cel najszybciej. Podano ją jednak w tak zabawnym, komediowym sosie, że można taki nieco nachalny dydaktyzm twórcom wybaczyć. Wszystko dzięki naprawdę śmiesznym dialogom i świetnym żartom sytuacyjnym. Lloyd ponadto w przemyślany sposób sięga po retrospekcje i ilustruje obecne wydarzenia trafnymi paralelami z przeszłości.
Zadbano także o rozwój postaci. Wciąż widzimy jak dorastają Robin i Barney, coraz bardziej się do siebie tym samym zbliżając, ale tak naprawdę największy postęp robi Marshall, podejmując pod koniec bardzo odważny krok. Taka decyzja scenarzysty cieszy, bo daje punkt wyjścia do interesującego ciągu dalszego.
MANIAK O REŻYSERII
Reżyseruje, jak wszystkie odcinki tego sezonu (i większość serialu), Pamela Fryman. Znów stosuje wszystkie sprawdzone sitcomowe zabiegi i pod względem realizatorskim tworzy udany odcinek. Szczególnie bawi parodią nieudolnie wyprodukowanych programów telewizyjnych, którą wykonuje z właściwą ironią i dystansem.
MANIAK O AKTORACH
Aktorsko „No Questions Asked” należy zdecydowanie do Jasona Segela, który wciela się w Marshalla. Aktor znakomicie pokazuje jego rozterki, dodając do nich obowiązkowy komediowy rys. Ciężko zrobić to tak, by się ze sobą nie gryzło, ale Segelowi zdecydowanie się udaje.
Joshowi Radnorowi odgrywającemu rolę Teda znów brakuje nico charyzmy, choć trzeba przyznać, że w swoich scenach wypada całkiem nieźle. Mimo, że jest to moim zdaniem najmniej ciekawa z postaci, to dzięki grze Radnora łatwo poczuć do niej sympatię.
Bardzo dobrze wyglądają na ekranie interakcje Neila Patricka Harrisa (Barney) oraz Cobie Smulders (Robin), którzy dają z siebie absolutnie wszystko i dzięki temu prawdziwie bawią.
Niezmiennie wyśmienita jest Alyson Hannigan jako Lily i choć nie pojawia się w szczególnie wielu scenach, to absolutnie kradnie wszystkie, w których ją widzimy. Zwłaszcza ostatnią.
MANIAK O TECHNIKALIACH
Odcinek nakręcono poprawnie, całkiem zgrabnie go również zmontowano. Nieliczne efekty specjalne, celowo „kiepskie”, potrafią rozbawić. Muzyka całkiem dobrze ilustruje to co dzieje się na ekranie.
Zostałeś nominowany (przez mnie :D) do Liebster blog awards :)
OdpowiedzUsuńhttp://raszka.blogspot.co.uk/2014/04/liebster-blog-awards.html
Dziękuję, to bardzo miłe ;) Postaram się odpowiedzieć jak najszybciej :)
OdpowiedzUsuń