Maniak ocenia #112: "Person of Interest" S03E06

MA­NIAK SŁO­WEM WSTĘPU


Co by by­ło, gdy­by wziąć dwie, naj­bar­dziej wy­ra­zi­ste i ory­gi­nal­ne ko­bie­ce po­sta­ci „Per­son of In­te­rest”, czy­li Root i Shaw (wy­bacz­cie, Car­ter i Zoe) i ka­zać im współ­pra­co­wać? Zde­rzyć dwie, bar­dzo sil­ne oso­bo­wo­ści i ob­ser­wo­wać, jak się wza­jem­nie do­peł­nia­ją? Na­pi­sać im nie­ba­nal­ne wspól­ne sce­ny, pod­czas któ­rych naj­pierw prze­ści­ga­ją w zło­śli­wo­ściach, by w koń­cu po­łą­czyć si­ły i przy­naj­mniej po­czuć wo­bec sie­bie sza­cu­nek? Dać wresz­cie moż­li­wość ko­la­bo­ra­cji dwóm, nie­zwy­kle uta­len­to­wa­nym i pra­co­wi­tym ak­tor­kom — Amy Ac­ker oraz Sa­rze Sha­hi? Twór­cy „Per­son of In­te­rest” od­po­wia­da­ją na to py­ta­nie w szó­stym od­cin­ku trze­cie­go se­zo­nu se­ria­lu. I mo­gę już te­raz po­wie­dzieć, że ich od­po­wiedź brzmi: „Oj by­ło­by, by­ło!”

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Au­to­rem sce­na­riu­sza do od­cin­ka, za­ty­tu­ło­wa­ne­go „Mors Pra­ema­tu­ra” (z ła­ci­ny: „Prze­dw­cze­sna śmierć” — nie „Mors przed ma­tu­rą” jak mo­gło­by się nie­któ­rym wy­da­wać) jest Dan Dietz („My Ame­ri­ca­”). Ak­cja roz­po­czy­na się tuż po koń­ców­ce po­przed­niej od­sło­ny. Root ata­ku­je Shaw i wcią­ga ją w swo­ją spra­wę. Tym­cza­sem Re­ese i Finch do­sta­ją od Ma­szy­ny ko­lej­ny nu­mer. Finch po­sta­na­wia się nim za­jąć, na­to­miast Re­ese sta­ra się na­mie­rzyć wspól­nicz­kę.
Oba te wąt­ki rów­nie in­try­gu­ją, a Dietz bar­dzo spraw­nie je prze­pla­ta i ze so­bą po­wią­zu­je. Szcze­gól­nie za­chwy­ca jed­nak spo­sób, w jaki przed­sta­wia wspól­ne re­la­cje Root oraz Shaw oraz stop­nio­wo bu­do­wa­ne po­ro­zu­mie­nie po­mię­dzy tymi dwie­ma. Po­sta­ci te roz­pi­sa­ne są na­praw­dę do­brze, a spra­wa, ja­ką roz­wią­zu­ją, moc­no trzy­ma w na­pię­ciu aż do sa­me­go koń­ca.
Po­dob­nie eks­cy­tu­ją­ce są dzia­ła­nia Re­ese­’a i Fin­cha, pro­wa­dzą­ce do nie­zwy­kle cie­ka­wej kon­fron­ta­cji pod ko­niec od­cin­ka. Na ho­ry­zon­cie po­ja­wia się zna­jo­my czar­ny cha­rak­ter, a w tle znów po­ru­sza­ny jest mo­tyw lu­dzi, sprze­ci­wia­ją­cych się ma­szy­nie — je­den z mo­ich ulu­bio­nych, a to dla­te­go, że świet­nie wpi­su­je się w obec­ne na­stro­je spo­łecz­ne.
Nie za­po­mnia­no oczy­wi­ście o Car­ter i wąt­ku HR, choć po­świę­co­no im zde­cy­do­wa­nie mniej miej­sca. Za­pew­nio­no jed­nak dość fra­pu­ją­cą hi­sto­rię La­skeya, któ­ra po­ma­ga nie­co le­piej zro­zu­mieć tę po­stać.
Wszyst­ko to skła­da się na bar­dzo in­te­re­su­ją­cą, in­te­li­gent­nie po­łą­czo­ną ca­łość, z ge­nial­ny­mi i bły­sko­tli­wy­mi dia­lo­ga­mi.

MA­NIAK O RE­ŻY­SE­RII


Z re­ży­se­rię od­cin­ka od­po­wia­da He­len Sha­ver („Re­vo­lu­tion”, „E­le­men­ta­ry­”). Ma kil­ka na­praw­dę do­brych po­my­słów. Przede wszyst­kim bar­dzo do­brze re­ali­zu­je sce­ny ak­cji, dba­jąc o ich wi­do­wi­sko­wość oraz o to by widz się pod­czas nich nie po­gu­bił. Do­sko­na­le wy­czu­wa tem­po hi­sto­rii i cał­kiem nie­źle prze­ku­wa na ekran struk­tu­rę sce­na­riu­sza. Po­zo­sta­je oczy­wi­ście wier­na do­tych­cza­so­wej sty­li­sty­ce i wspa­nia­le łą­czy uję­cia z ka­mer ulicz­nych, z tymi tra­dy­cyj­ny­mi.

MA­NIAK O AK­TO­RACH


Duet ak­tor­ski Amy Ac­ke­r-Sa­rah Sha­hi nie mógł się nie udać. I rze­czy­wi­ście — pa­nie, od­gry­wa­ją­ce role, ko­lej­no, role Root i Shaw, świet­nie się ze so­bą do­ga­du­ją i two­rzą zgra­ny ze­spół. Obie gra­ją po­sta­ci bar­dzo spe­cy­ficz­ne, a ich kre­acje są sta­ran­nie do­pra­co­wa­ne, dzię­ki cze­mu błysz­czą w każ­dej sce­nie i sta­no­wią praw­dzi­wą si­łę od­cin­ka.
Stan­dar­do­wo do­bry wy­stęp za­li­cza­ją Jim Ca­vie­zel (Re­ese) i Mi­cha­el Emer­son (Finch). Ak­to­rzy jak zwy­kle trak­tu­ją swe ro­lę z ma­łym przy­mru­że­niem oka (tam, gdzie tego po­trze­ba i jest to sto­sow­ne) gra­jąc z nie­zwy­kłą lek­ko­ścią i fine­zją, co czy­ni ich bar­dzo prze­ko­nu­ją­cy­mi.
Le­slie Odom Jr. nie do koń­ca spraw­dził się w jed­nym z po­przed­nich od­cin­ków tego se­zo­nu, ale w „Mors Pra­ema­tu­ra” jest już znacz­nie le­piej. Jego Pe­ter Col­lier jest enig­ma­tycz­ny, a po­nad­to po­tra­fi sku­tecz­nie wzbu­dzić w wi­dzu uczu­cie za­nie­po­ko­je­nia.
W mia­rę w po­rząd­ku wy­pa­da­ją Ta­ra­ji Hen­son w roli Car­ter i Brian Wi­les jako La­skey. Przy­zwo­ity jest rów­nież go­ścin­ny wy­stęp Kir­ka Ace­ve­do („Oz”), któ­ry cał­kiem nie­źle po­ka­zu­je emo­cje swej po­sta­ci, Ti­mo­thy­’e­go Slo­ana.

MA­NIAK O TECH­NI­KA­LIACH


Tech­nicz­nie „Per­son of In­te­rest” ni­gdy nie za­wiódł i tak też jest tym ra­zem. Bar­dzo do­bre zdję­cia uzu­peł­nia­ją: sta­ran­ny mon­taż i in­te­re­su­ją­ca opra­wa. Efek­ty spe­cjal­ne wy­glą­da­ją so­lid­nie, do­bre są też stro­je i cha­rak­te­ry­za­cja. Mu­zy­ka stwa­rza zaś nie­sa­mo­wi­ty na­strój, dzię­ki któ­re­mu ła­two wczuć się w wy­da­rze­nia, po­ka­zy­wa­ne na ekra­nie.

MA­NIAK OCE­NIA


Tym­cza­so­wy so­jusz Root i Shaw oglą­da­ło mi się zde­cy­do­wa­nie przy­jem­nie, dla­te­go od­ci­nek dos­ta­je:

DO­BRY

Komentarze