Maniak ocenia #144: "Buffy Season 10: Angel & Faith" #4

MA­NIAK ZA­CZY­NA


Trosz­kę na­ro­bi­ło mi się w świe­cie ko­mik­so­wej „Bu­ffy” za­le­gło­ści, ale szyb­ko sta­ram się je nad­ro­bić i oczy­wi­ście na­pi­sać, co o ko­lej­nych po­zy­cjach my­ślę. Dziś na ta­pe­cie „An­gel & Faith”, nu­mer czwar­ty.
Po­przed­nio w se­rii „An­gel & Faith” spo­ro się dzia­ło, dla­te­go do czwar­te­go nu­me­ru obec­ne­go se­zo­nu usia­dłem z du­ży­mi ocze­ki­wa­nia­mi, sku­szo­ny nie­złą koń­ców­ką trój­ki. Nic, co do­bre, nie trwa jed­nak wiecz­nie i ze­szyt, któ­ry prze­czy­ta­łem, nie­ste­ty nie speł­nił wszyst­kich mo­ich ocze­ki­wań. Na­dal jest to lek­tu­ra dość so­lid­na, ale od­na­leźć moż­na w ko­mik­sie spo­ro man­ka­men­tów, któ­re tro­chę jed­nak jego od­biór za­kłó­ca­ją — czy to w war­stwie fa­bu­lar­nej czy ry­sun­ko­wej. Au­to­rzy udo­wod­ni­li już, że stać ich na wię­cej, więc mam na­dzie­ję, że to tyl­ko chwi­lo­wy za­nik for­my. A co do­kład­nie nie przy­pa­dło mi do gu­stu?

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Vic­tor Gisch­ler kon­ty­nu­uje hi­sto­rię z po­przed­nie­go nu­me­ru, tym ra­zem sku­pia­jąc się nie­mal cał­ko­wi­cie na An­ge­lu i po­świę­ca­jąc Faith zde­cy­do­wa­nie mniej miej­sca. Na sa­mym po­cząt­ku rzu­ce­ni je­ste­śmy w wir emo­cjo­nu­ją­cej wal­ki wam­pi­ra z roz­wście­czo­ną po śmier­ci Na­sha w ze­szłym se­zo­nie Pe­arl. Dzie­je się w tej wal­ce spo­ro i szyb­ko. Po­wie­dzieć trze­ba, że wręcz za szyb­ko, w związ­ku z czym moż­na od­czuć tro­chę za­wo­du. Zwłasz­cza, że po wal­ce wszyst­ko idzie gład­ko i jak po ma­śle. Tro­chę szko­da noi­ro­wej otocz­ki z po­przed­nich nu­me­rów, któ­ra ustą­pi­ła miej­sca więk­szej ilo­ści ak­cji.
Na plus wy­pa­da jed­nak kla­ru­ją­ca się po­wo­li więk­sza in­try­ga i choć au­tor się­ga w nu­me­rze po chwyt pt. „na koń­cu po­ja­wi się ktoś z se­ria­lu, o kim daw­no nie by­ło nic sły­chać”, to mimo wszyst­ko ten chwyt mnie bie­rze. No, przy­naj­mniej tro­szecz­kę.
Po­zy­tyw­nie wy­pa­da­ją też stro­ny, któ­re sce­na­rzy­sta prze­zna­cza na krót­ki wy­stęp Faith. Bar­dzo do­brze ro­zu­mie on bo­ha­ter­kę i kre­śli cie­ka­wy jej por­tret, sta­wia­jąc na jej dro­dze ko­lej­ne wy­zwa­nia. No i w in­try­gu­ją­cym mo­men­cie ten wą­tek za­wie­sza, choć znów po­słu­gu­je się ogra­nym chwy­tem (tak, po­dob­nym do tego po­wy­żej — ma tu­pet, co?).
Ko­niec koń­ców sce­na­riusz jest miej­sca­mi so­lid­ny, miej­sca­mi słab­szy i za­koń­cze­nie pierw­szej, czte­ro­od­cin­ko­wej hi­sto­rii na ła­mach ko­lej­ne­go se­zo­nu „An­gel & Faith” wy­pa­da w grun­cie rze­czy dość prze­cięt­nie.

MA­NIAK O RY­SUN­KACH


Will Con­rad przy­go­to­wu­ję opra­wę gra­ficz­ną, któ­ra jest bar­dzo nie­rów­na. Z jed­nej stro­ny po­sta­ci wy­glą­da­ją na­praw­dę do­brze i le­piej niż po­przed­nio jest z ich ana­to­mią oraz po­za­mi. Spraw­dza­ją się też nie­ty­po­we ką­ty, pod któ­ry­mi oglą­da­my ak­cję. Jest rów­nież dy­na­micz­nie i na­praw­dę świet­nie pod wzglę­dem eks­pre­sji. Z dru­giej jed­nak stro­ny, au­tor nie za­wsze przy­kła­da się do teł i sto­su­je kil­ka uprosz­czeń. No i nie za­wsze do­brze wy­cho­dzi mu na­kła­da­nie tu­szu.
Ład­nie wy­glą­da­ją na­to­miast ko­lo­ry Mi­chelle Mad­sen. Cie­ka­we tek­stu­ry na sta­rych bu­dyn­kach, mrok spo­wi­ja­ją­cy za­uł­ki Lon­dy­nu, skru­pu­lat­ne cie­nio­wa­nie czy wresz­cie efek­ty świetl­ne — to wszyst­ko przy­go­to­wa­no po­rząd­nie i nie moż­na mieć wo­bec tych ele­men­tów żad­nych za­rzu­tów.

MA­NIAK OCE­NIA


Tak więc wi­dzi­cie — czwar­ty nu­mer „An­gel & Faith” ma spo­ro za­let, ale nie­ste­ty nie unik­nię­to przy tym wad. Za­bie­ram się jed­nak za ko­lej­ne rze­czy ze świa­ta „Bu­ffy”, a kie­dy doj­dę już do pią­te­go nu­me­ru „An­gel & Faith”, mam na­dzie­ję, że bę­dzie lep­szy.

ŚRED­NI

Komentarze