Maniak ocenia# 26: "Sleepy Hollow" S01E02

MANIAK ROZPOCZYNA


Drugi odcinek "Sleepy
Hollow" daje radę
Po pierwszym odcinku "Sleepy Hollow" zbiera bardzo dobre recenzje. Produkcja o Sennej Kotlinie i bezgłowym jeźdźcu ma także dość przyzwoitą oglądalność (premierę obejrzało 10 milionów widzów, recenzowany dziś odcinek 8,5 miliona). Często jednak bywa tak, że pilot robi bardzo dobre wrażenie, a reszta serialu już tak dobra nie jest, co przekłada się na coraz mniejszą oglądalność i ostatecznie nie kończy się zbyt szczęśliwie, bo anulowaniem serii. Bardzo mocno trzymam kciuki, żeby nie stało się tak ze "Sleepy Hollow", ale póki co się na to nie zanosi. Drugi odcinek produkcji nadal trzyma wysoki poziom, a twórcy doskonale łączą w nim zalety tzw. jednoodcinkowców (z angielska: procedurali, ale nie lubię tego słowa) i seriali o ciągłej fabule.

MANIAK O SCENARIUSZU


Odkrywanie kolejnych tropów
wraz z Ichabodem to przyjemność
Fabuła odcinka, zatytułowanego "Blood Moon" ("Krwawy Księżyc"), kręci się wokół tajemniczej kobiety, która służy tym samym siłom zła, co bezgłowy jeździec. To jednorazowa historia, ale jednocześnie podejmowany jest główny wątek oraz rozwijani są bohaterowie.
Z Abbie też.
Całość bardzo dobrze napisano. Fabuła intryguje, a odkrywanie kolejnych tropów wraz z Ichabodem i Abbie to prawdziwa przyjemność. Łatwo jednak, tworząc serial, w którym każdy odcinek opowiada zamkniętą historię, popaść w schematyczność. Twórcy unikają tego zabiegiem, o którym wspomniałem powyżej - na równi z pierwszoplanowymi wydarzeniami odcinka traktują wątek główny całego serialu, odsłaniając kolejne karty i rozwijając postaci.
Scenarzystom (tym razem do Orciego i Kurtzmana zamiast Iscove'a dołączył Mark Goffman, pracujący przy "Białych kołnierzykach") udaje się wpleść w fabułę dawkę dobrego humoru, który odpowiednio rozładowuje napięcie. Przede wszystkim znów sporo kulturowych zderzeń. Przybyły z przeszłości Ichabod, dzięki porozklejanym karteczkom z instrukcjami, uczy się (z różnym skutkiem) używać współczesnych sprzętów, a w rozmowie z Abbie dziwi się wysokim podatkom i planuje protest przeciw władzom. Mam też wrażenie, że znacznie lepiej poradzono sobie językowo, bo o wiele wyraźniej słychać było różnicę między angielskim Crane'a i Mills.

MANIAK O REŻYSERII


Ken Olin, który wyreżyserował sporo odcinków "Agentki o stu twarzach", a więc jest w stanie poprowadzić serial, w którym dużą rolę gra tajemnica i napięcie, radzi sobie bardzo dobrze. Przede wszystkim niezwykle umiejętne gra na emocjach widza i buduje znakomity klimat. O ile w "Pilocie" ciężko było się czegokolwiek przestraszyć, tak w "Blood Moon" chwila nieuwagi i można podskoczyć na krześle. Znakomicie wychodzi mu także wymieszanie tych straszniejszych momentów z komediowymi. Nic nie sprawia tu wrażenia wymuszonego czy niedopracowanego, a tak się często zdarza przy mieszaniu konwencji. Mam nadzieję, że Olin częściej zagości na stołku reżysera "Sleepy Hollow".

MANIAK O AKTORACH


Mison gra całym sobą
Tom Mison zdecydowanie jest najmocniejszym ogniwem całej produkcji. Aktor jest w roli naprawdę świetny - wciela się w nią całkowicie, nie wytyczając sobie sztucznych granic. Crane w jego wykonaniu przyciąga do siebie uwagę, bawi i zjednuje sobie widza bez reszty.
Niezła jest też Nicole Beharie. Buduje złożoną postać Abbie Mills bardzo starannie i wraz z Misonem tworzy zgrany duet.
Powraca John Cho, jednak znów ginie w tle i nie pokazuje nic nadzwyczajnego. Szkoda, bo to bardzo dobry aktor.
Wcielająca się w Katrinę Katia Winters podobnie jak poprzednio gra kiepsko, ale na szczęście nie ma jej na ekranie zbyt dużo.
Monique Ganderton jako czarny charakter odcinka gra dość standardowo krzywiąc się, krzycząc i prezentując groźne miny. Niestety to za mało, by zapaść w pamięć widza.

MANIAK O TECHNIKALIACH


Wygląda na to,
że jeszcze robią takie czołówki
Zdjęcia w "Blood Moon" są znacznie lepsze niż w "Pilocie". Przede wszystkim zrezygnowano z irytującego zamazywania ekranu i zastosowano je tylko w scenach retrospekcji. Praca kamery jest bardzo dobra i pozwala bez problemu orientować się w akcji. Pomaga w tym także niczego sobie montaż.
Po raz pierwszy pokazano czołówkę serialu. Wbrew panującej ostatnio modzie nie ograniczono tylko do slajdu z tytułem produkcji, a przygotowano pełnowartościową sekwencję otwierającą serial, w tle której gra bardzo przyjemna, klimatyczna muzyka. Bardzo się cieszę, że ktoś jeszcze takie czołówki robi.
Efekty specjalne wypadają podobnie jak poprzednio - są w porządku, choć w przygotowanie wygenerowanych na komputerze postaci, można było włożyć więcej pracy lub zastosować efekty praktyczne.
Pochwały należą się charakteryzatorom. Szczególnie imponująco wygląda Monique Ganderton, przy której na pewno dość długo pracowano. Było warto, bo efekt robi wrażenie.

MANIAK OCENIA


Poziom "Sleepy Hollow" nie tylko nie spada, ale wręcz rośnie. "Blood Moon" to zdecydowanie odcinek lepszy od poprzedniego i mam nadzieję, że taka tendencja się utrzyma. Stawiam:
DOBRY

Komentarze