Witajcie w kolejnej części mojego popkulturowego pamiętniczka z 2020 roku. W tej części dwa filmy kinowe, dwa filmy netfliksowe i trzy całkiem udane seriale. Miłej lektury!
Obejrzałem Dolinę Bogów, o której pisałem przy okazji recenzji z Tofifestu. To nie jest film dla każdego, ale sam bardzo lubię takie wieloznaczne, przepełnione bogatą symboliką kino, dlatego wyszedłem z seansu zachwycony. Obraz jednocześnie skupia się na wewnętrznym bólu protagonisty i szeroko odwołuje się do problematyki socjopolitycznej. Wszystko zaś Lech Majewski zespolił niesamowitymi pomysłami audiowizualnymi. Fantastycznie się Dolinę Bogów ogląda, a potem długo rozmyśla nad jej znaczeniowymi warstwami.
Zapoznawszy się z grami z serii Ni no kuni, obejrzeliśmy z my beloved spouse film do nich nawiązujący. Cóż, jest to zdecydowanie najgorsza opowieść osadzona w tym świecie, ale na tyle przyjemna, by dało się ją oglądać bez zgrzytania zębami. Nie stoi wprawdzie na poziomie animacji od Studia Ghibli, które chce udawać, ale sprawdza się jako jednorazowy umilacz wieczoru.
Byłem bardzo ciekawy Mulan, czyli kolejnego remake’u animacji Disneya. Nie miał być on — wzorem Króla lwa czy Aladyna — wierną adaptacją animowanego pierwowzoru, ale raczej luźną wariacją na jego temat, która nawiązywałaby mocniej do legendy. Stąd fabularne zmiany związane choćby z podmianą głównych przeciwników z Hunów na Żoużan. Całość zaś podlano stylistyką kina wuxia. Co poszło nie tak? Przefiltrowanie tej historii przez wyraźnie białe, amerykańskie wyobrażenie o Chinach: począwszy od szczegółów fabularnych (przedziwna interpretacja qi), przez detale scenograficzne i muzyczne (ścieżka dźwiękowa brzmi, jakby kompozytor dostał chińską orkiestrę i kazał jej grać w zachodnim stylu), po bardzo zachodnie kody kulturowe. Do tego to wszystko jest dość… przezroczyste realizacyjnie — podobny problem miał zresztą disneyowski Aladyn. Wielka szkoda.
Jako wielki fan talentu Auli’i Cravalho nie mogłem pominąć seansu filmu Prawie jak gwiazda rocka. To już kolejny netfliksowy młodzieżowy dramat, który niesłychanie mnie ujął. Opowiada historię Amber — pracowitej, młodej dziewczyny, która skrywa jednak pewną tajemnicę. Obraz podnosi na duchu, jest cieplutki i porusza ciekawy problem. Nie udaje się wprawdzie uciec twórcom od kilku fabularnych uproszczeń, ale to nie szkodzi, bo mają serce po właściwej stronie. No i Auli’i Cravalho (do której dołącza jej koleżanka z planu Podnieś głos, Taylor Richardson — wyobraźcie sobie moją radość!) jest aktorsko przewspaniała — jak ta dziewczyna świetnie pokazuje emocje, a do tego jak mnóstwo budzi sympatii! Obowiązkowa pozycja na poprawę humoru.
Sięgnąłem po polską produkcję Netfliksa opartą na powieści Harlana Cobena, W głębi lasu. Muszę przyznać, że choć dialogi w tym serialu były bardzo nierówne, pewne wątki krzyczały wręcz od szkodliwych stereotypów, a twarz Grzegorza Damięckiego zdążyła mi się już opatrzeć (jakkolwiek to utalentowany aktor), to ten kryminał dostarczył mi sporo rozrywki. Intryga jest dość interesująca, jej rozwiązanie nie aż tak sztampowe, a społeczne podwątki fantastycznie ubarwiają świat przedstawiony. To solidna produkcja, i to znacznie lepsza niż nieszczęsne 1983.
Nie omieszkałem też nie sprawdzić Ratched. Teoretycznie to prequel Lotu nad kukułczym gniazdem, ale tak właściwie ma z książką i filmem pod tym tytułem tylko wspólną bohaterkę. Z nazwiska. Jeśli jednak przymknąć oko na to, że Ryan Murphy tak niecnie żeruje na kultowym dziele popkultury, okaże się, że to całkiem sprawnie zrealizowana, cudownie przestylizowana produkcja. Groteskowy thriller ze świetnymi rolami Sarah Paulson, Cynthii Nixon, Judy Davis i Sharon Stone (i trochę gorszymi, bo nadmiernie przerysowanymi w wykonaniu Sophie Okonedo i Finna Wittrocka) ogląda się z zaciekawieniem i na dobre wsiąka się w jego świat. Wystarczy tylko mieć na uwadze, że Mildred Ratched z serialu i Mildred Ratched z książki/filmu to dwie różne postaci.
Bardzo podobał mi się nawiązujący do książki Sześć dni kondora i jej filmowej adaptacji Trzy dni kondora serial. Drugi sezon miał trochę pod górkę, bo po jego wyprodukowaniu zlikwidowano stację, która miała go nadawać w USA. Na szczęście trafił do Polski dzięki HBO. I jest to wciąż bardzo udany szpiegowski thriller. Tym razem twórcy napisali stuprocentowo autorski scenariusz, w którym na pierwszy plan wysuwają się wątki rosyjskie. Nie zabrakło jednak kontynuacji historii z pierwszego sezonu. Ostatecznie wyszła bardzo absorbująca opowieść pełna zwrotów akcji i intryg. Do tego udało się w satysfakcjonujący sposób domknąć wszystkie wątki, więc choć produkcja trzeciego sezonu raczej nie jest prawdopodobna, to wcale nie będę płakać.
Na dziś to tyle. Do zobaczenia jutro!
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.