Maniak inaczej #109: 2020: Popkulturowy pamiętnik. Część 11: Listopad

2020: Popkulturowy pamiętnik. Część 11: Listopad

Po troszkę dłuższej przerwie (musiałem troszkę podładować baterie), powracam z przedostatnią częścią mojego popkulturowego pamiętniczka. Miłej lektury!

Listopad to kolejny toruński festiwal filmowy — Camerimage. W jego ramach udało mi się obejrzeć siedem świetnych filmów i cztery piloty seriali. Tak się złożyło, że o żadnym nie miałam jeszcze okazji napisać, więc tym razem — inaczej niż w przypadku Tofifestu — każdemu poświęcę mały akapit.

Wendy (2020)

Zacząłem od reinterpretacji opowieści o Piotrusiu Panie zatytułowanej Wendy. Jej reżyserem jest autor Bestii z południowych krain, Benh Zeitlin, i bardzo widać w filmie jego wyjątkową wrażliwość artystyczną. Ta niesamowita pod względem wizualnym opowieść mocno wpisuje się nurt magicznego realizmu i fantastycznie opowiada o tym, jak ważne jest, by nigdy nie tracić nadziei i młodzieńczego hartu ducha, przestrzegając jednocześnie przed zwodniczym chodzeniem na skróty. Znajdzie się w niej też miejsce na szersze, proekologiczne (natura jest zresztą dla fabuły kluczowa) czy nawet feministyczne rozważania. Całość naznaczona jest wyjątkową, niemalże pozbawioną efektów komputerowych estetyką, w której nie sposób się nie zakochać. Piękny film.

Bankier (2020)

Bankier George’a Nolfiego to fascynujące spojrzenie na zapomnianą dziś postać Bernarda Garetta. Ten czarny przedsiębiorca wraz ze wspólnikiem Joem Morrisem nabył w latach 50. i 60. ok. 117 nieruchomości i kilka banków. Uczynił to za pośrednictwem Matta Steinera — białego mężczyzny, którego zatrudnił, by w ten sposób przeciwstawić się ekonomicznemu wykluczeniu wymierzonemu w czarną społeczność. Adaptując historię Garetta, Nolfi wykorzystuje dość pospolity schemat filmów biograficznych, ale robi to z gracją i potrafi zafascynować widza. W głównych rolach zobaczyć można Anthony’ego Mackiego, Samuela L. Jacksona i Nicholasa Houlta, a więc o aktorstwie nie można powiedzieć złego słowa. Oby powstawało coraz więcej filmów o takich przemilczanych, ale niezwykle ważnych postaciach historycznych.

Eastern (2020)

Eastern, czyli pełnometrażowy debiut Piotra Adamskiego, to przerażająca wizja dystopicznej Polski, w której każdy obywatel ma dostęp do broni palnej, a wartością nadrzędną jest honor. Za zbrukanie dobrego imienia płaci się tu krwią własnego rodu. Adamski przenosi widza w taki niekończący się, wymagający zapłaty krwi konflikt między rodzinami Kowalskich i Nowaków. W jego centrum znajduje się dziewczyna, która chce się z tego konfliktu wydostać. Film stanowi ostrą krytykę „tradycji”, których powrotu pragną środowiska konserwatywne, a Adamski brutalnie rozprawia się w nim z toksyczną męskością, jednocześnie przestrzegając, że jeśli zbyt mocno skręcimy w prawo, powrotu może już nie być. Mocny, dający do myślenia film.

Pinokio (2020)

Pinokio autorstwa Matteo Garrone to chyba jak dotąd jedna z najwierniejszych i najbardziej ambitnych adaptacji filmowych dzieła Carlo Colodiego. Naznaczona wyjątkowym stylem wizualnym, który łączy realizm z groteską, pięknie podkreśla ważne w powieści motywy. No i stanowi odkupienie dla Roberto Benigniego, który po swojej niezbyt udanej adaptacji Pinokia tym razem wciela się w Gepetta i z niezwykłą wrażliwością oddaje prostoduszność tego poczciwego stolarza. Piękna, bardzo autorska i wzruszająca produkcja.

Magnezja (2020)

Western osadzony na pograniczu polsko-sowieckim w okresie dwudziestolecia międzywojennego? Na taki pomysł mógł pewnie wpaść tylko autor Disco Polo, Maciej Bochniak. I wpadł, realizując Magnezję. Co z tego wynikło? W większości film wspaniale realizujący westernowe założenia gatunkowe i łączący je z zabawną komedią pomyłek. Nie obyło się jednak bez kilku problematycznych decyzji (m.in. rozpisanie głównych bohaterów, pomysł na rolę Borysa Szyca i reżyserskie prowadzenie Małgorzaty Gorol, której naturalna charyzma gdzieś zupełnie w tym filmie ulatuje). Nie jest to zatem film idealny, ale mimo wszystko wciąż udany i zdecydowanie naznaczony wyjątkową autorską wizją. Mam nadzieję, że trafi wkrótce do szerszej dystrybucji, bo zdaje się, że Camerimage to dotąd jedyny festiwal, na którym film był udostępniony online.

Supernova (2019)

O Supernovie Bartka Kruhlika słyszałem wiele dobrego, ale jakoś zupełnie nie udawało mi się na ten film trafić. Aż do tegorocznego Camerimage. I muszę powiedzieć, że nie spodziewałem się aż tak naturalistycznego obrazu. Kruhlik nakręcił film bezpardonowy, ostro krytykujący społeczne mechanizmy, a jednocześnie zastanawiający się nad siłą międzyludzkich powiązań i splotów okoliczności. To obraz trudny, ale jednocześnie bardzo potrzebny i ważny.

Śniegu już nigdy nie będzie (2020)

Nie udało mi się zarezerwować seansu najnowszego filmu Agnieszki Holland, Szarlatan, ale za to bez problemu obejrzałem polskiego kandydata do Oscara, Śniegu już nigdy nie będzie Małgorzaty Szumowskiej. Muszę powiedzieć, że wbrew powszechnej opinii, bardzo lubię jej Twarz — być może gdzieś tam uproszczoną, jeśli czytać ją jako szeroką krytykę prowincji, ale trafną, jeśli spojrzeć na nią w skali mikro. Najnowszy film Szumowskiej to też po części krytyka społeczna, ale tym razem wymierzona w pochłoniętą przez kapitalizm nowobogacką klasę średnią. Reżyserka łączy ją z elementami komediowymi i dramatycznymi, ocierając się miejscami o realizm magiczny. A wisienką na torcie jest tu ekologiczne przesłanie. Te na pozór nieprzystające do siebie składniki zostają połączone z prawdziwą gracją i wirtuozerskim talentem. Historia tajemniczego uzdrowiciela Żeni (w tej roli znany ze Stranger Things Alec Utgoff) ujmuje emocjonalnie, skłania do interesujących refleksji na temat natury oraz cywilizacji, a przede wszystkim stanowi ciekawy krok w karierze Szumowskiej, który reżyserka zdaje się stawiać śmielej niż dotychczasowe.

Atlantic Crossing (2020)

Z zaciekawieniem obejrzałem Atlantic Crossing — serial historyczny osadzony w latach 40-tych. Jego główną bohaterką jest norweska księżna koronna, Märtha, która po wejściu wojsk niemieckich do Norwegii zmuszona jest uciekać z dziećmi z kraju. Pilot serialu pokazuje okoliczności jej ucieczki, a dodatkowo zakreśla kontekst znajomości Märthy z Franklinem Rooseveltem. Jej relacja z amerykańskim prezydentem — u którego w końcu znajduje schronienie — była kluczowa dla losów II wojny światowej i decyzji Roosevelta, by się w nią zaangażować. Pilot to fascynujący wgląd w mało znaną historię, w centrum której stała zapomniana dziś kobieta. Choć, jak wynika z opisu serialu, ma on się skupiać na działalności politycznej Märthy, pierwszy odcinek mówi raczej o jej człowieczeństwie. Twórcy nie szczędzą, rzecz jasna, ważnych kontekstów hsitorycznych, ale przede wszystkim chcą pokazać norweską księżną jako kobietę z krwi i kości, która zmuszona jest podjąć dramatyczne decyzje. Równolegle rozwijają zaś wątek osób zgromadzonych wokół niej, którzy muszą wybierać między własnym dobrem a dobrem tych, którym służą. To ciekawa, trzymająca w napięciu historia, udramatyzowana przez autorów tak, by atrakcyjnie się ją śledziło. I choć miejscami pojawiają się w pilocie ograne do bólu scenariuszowe rozwiązania, to całość jest solidna i wzbudza zaciekawienie, także dzięki całkiem niezłej (choć nieidealnej — scnografia miejscami pozostawia troche do życzenia) realizacji.

Normalni ludzie (2020)

Zupełnie odwrotne wrażenie zrobił na mnie pilot Normalnych ludzi. O książce, na podstawie której powstał serial, słyszałem wiele dobrego, więc z tym większą chęcią zabrałem się za oglądanie. Niestety — otwarcie tej historii skutecznie zniechęciło mnie do sięgnięcia po resztę. Być może na moją opinię rzutuje ogólne zmęczenie heteronormatywnymi romansami, ale odnoszę wrażenie, że z pilota wieje nudą i sztampą. Jest tu, co prawda, miejsce na ciekawe klasowe rozważania, aktorzy świetnie ze sobą współgrają, ale jednocześnie brakuje tego czegoś, co sprawiłoby, że Normalni ludzie wybiliby się na tle tych wszystkich historii o odkrywaniu wzajemnej miłości i ukrywaniu jej przed światem. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że później ta fabuła skręca w inne rejony, ale mimo wszystko pilot nie zachęcił mnie do jej dalszego odkrywania.

Hunters (2020)

Zachęcili mnie za to Hunters i jeśli kiedyś miałabym się złamać i rzucić grosza Bezosowi, to chyba po to, żeby obejrzeć kolejne odcinki tego serialu. Nic nie dostarcza bowiem tak wspaniałej rozrywki, jak patrzenie na to, jak obrywają naziści. Trwający półtorej godziny pilot serialu wprowadza w świat Nowego Jorku schyłku lat 70. i przedstawia grupę łowców nazistów tropiących niemieckich zbrodniarzy w USA. Historię śledzimy głównie z perspektywy Jonah Heidelbauma, który postanawia odkryć tajemnicę stojącą za śmiercią jego babci. Znajdzie się też jednak miejsce na kilka innych wątków, które doskonale uzupełniają świat przedstawiony. Realizacyjnie to absolutna perełka ze znakomitymi zdjęciami (cudowne, miejscami bardzo pomysłowe ujęcia), wspaniała od strony inscenizacji scen akcji. No że też tak znakomity serial musiał trafić pod strzechę wyzyskiwaczy z Amazona!

Wychowane przez wilki (2020)

Podobną perełką realizacyjną okazały się Wychowane przez wilki — ostatnia rzecz, którą obejrzałam w ramach Camerimage. Pilot tego serialu fantastyczno-naukowego to wizualny majstersztyk (za reżyserię odpowiada Ridley Scott, więc trudno się dziwić), który dodatkowo oczarowuje wyjątkową atmosferą i przemyślaną fabułą poruszającą temat konfliktu religijnego fanatyzmu z nauką. Sterylne plenery, niepokojące aktorstwo i przepiękne, kinowe wręcz zdjęcia łączą się w coś niesamowicie intrygującego. Nie bez znaczenia jest tu też synkretyzm gatunkowy, bo oprócz science-fiction widoczne są w pilocie Wychowanych przez wilki elementy horroru i egzystencjalnego dramatu. Bardzo ambitna opowieść, do której na pewno w najbliższym czasie wrócę. 

Uciszyć zło (2018)

Po festiwalowych doznaniach sięgnąłem po netfliksowy horror z 2018 roku Uciszyć zło. Przyciągnięty ciekawą obsadą (Florence Pugh, James Cosmo) i nawet nieźle brzmiącym zarysem fabularnym (grupa fałszywych łowców duchów trafia na prawdziwe duchy)… oczywiście dałem się nabrać. Uciszyć zło jest bowiem raczej mało oryginalnym straszydłem z niemądrymi bohaterami i asolutnie niezrozumiałym czarnym charakterem. Nie wspominając o przezroczystej reżyserii i nieudanym straszeniu: ani atmosferą, ani wyskakującymi zza węgła strachami. Aż szkoda talentu Florence Pugh.

Nie oddychaj (2016)

O wiele bardziej udany okazał się Nie oddychaj, który w końcu nadrobiłem. Choć film w wielu miejscach powiela slasherowe sztampy, a powiedzieć o głównych bohaterach, że są antypatyczni to jak nie powiedzieć niczego, solidna reżyseria i wyśmienity pomysł na czarny charakter całkowicie rekompensują te małe wady. Nie oddychaj trzyma w napięciu, zachwyca aktorstwem Stephena Langa i oczarowuje wspaniale poprowadzonymi długimi ujęciami. Nie jest to oczywiście arcydzieło, ale w ramach gatunku mocno daje radę.

Zagubieni (2004-2010)

Wspominałem w jednym z poprzednich pamiętniczków, że zrobiłem sobie mały rewatch Zagubionych. W listopadzie miałem go wreszcie za sobą — wraz ze wszystkimi dodatkami na płytach. Muszę przede wszystkim powiedzieć, że ten serial wyśmienicie się zestarzał. Do dziś pozostaje pod względem narracji przełomowy, a miejscami nawet niedościgniony; zachwyca rozwojem bohaterów i różnorodną obsadą, a zagadki Wyspy wciąż potrafią zafascynować. Wspaniale było wrócić do moich ulubionych postaci, przeżywać z nimi wszystkie przygody na nowo i nie raz (a nawet nie dwa) wzruszyć się do łez („Not Penny’s Boat”, pamiętamy 😭). Na pewno będę wracać do Zagubionych jeszcze wielokrotnie, ale na razie dam blu-rayom odpocząć i ponadrabiam serialowe zaległości.

Obcy: Izolacja (2014)

Zagrałem w końcu w Obcego: Izolację i… dobre to. Gra świetnie buduje atmosferę zaszczucia i zagrożenia i całkiem nieźle odtwarza klimat znany z pierwszego filmu z serii. Miejscami historia wprawdzie zaczyna troszeczkę się zapętlać, a twórcy powtarzają wcześniejsze pomysły (tyle że np. zwiększają ich intensywność), ale gra się w to nadal całkiem dobrze. Poza etapami, w których przeciwnikiem zamiast pana obcego stają się androidy. Takim to tylko te cybertroniczne łby porozwalać. Mam też zastrzeżenia do konstrukcji bohaterów, którzy w większości są niestety przezroczyści, przez co mało obchodził mnie ich los. Ale poza tym — miodzio i pragnę kontynuacji, któej pewnie się nie doczekam. Ale hej, na pewno zrobią kiedyś remaster 😂

Blair Witch (2019)

No dobra, o ile Obcy: Izolacja to horror pomyślany świetnie, o tyle Blair Witch to jakieś nieporozumienie. Ja wiem, że P.T. był genialnym pomysłem rozgrywkowym i wiele twórców stara się powielić pomysły z tamtego dema nigdy nie powstałego Silent Hills (fuck you, Konami), ale no… ile można? Twórcy Blair Witch starają się na początku jakoś urozmaicić tę rozgrywkę prostymi zagadkami i całkiem fajnie pomyślaną interakcją z psem, ale w końcowym akcie można dość boleśnie odczuć, jak bardzo zachłysnęli się dziełem Kojimy — do tego stopnia, że w końcu staje się to nużące. W połączeniu z niezbyt odkrywczą fabułą (choć miejscami wciągającą — to przyznam) gra raczej nie oferuje nic specjalnego. Szkoda.

Event Leviathan (2019)

Skończyłem ostatni numer miniserii Event Leviathan. Całość zapowiadano jako szokującą szpiegowską opowieść, ale no… nie wyszło. To przegadany (typowy Bendis) i rozczarowujący komiks, który właściwie niczego nowego nie wnosi, bezsensownie wodzi czytelnika za nos i opiera się na zwrocie akcji, który co najwyżej irytuje. I w dodatku narysowane jest to zaledwie poprawnie.

I to tyle na dziś. Kolejna — ostatnia już — część pamiętniczka w środę, bo na jutro niestety nie dam rady jej przygotować. Do zobaczenia!

Komentarze