Maniak ocenia #273: "Penny Dreadful" S02E05

MANIAK NA WSTĘPIE


Po pełnej niespodzianek ostatniej sekwencji czwartego odcinka drugiego sezonu „Penny Dreadful” bohaterowie wreszcie uświadamiają sobie jak potężne jest zagrożenie ze strony czarownic. Postanawiają się więc zabezpieczyć. Problem jednak w tym, że czasem wróg znajduje się znacznie bliżej, niż mogłoby się wydawać...
Piąty odcinek drugiego sezonu serialu, „Above the Vaulted Sky” („Pod sklepieniem niebieskim”), to pod wieloma względami odcinek przełomowy — w końcu to już półmetek historii. Logan więc dość jasno daje do zrozumienia, w jakim kierunku chce podążyć i jakie ma zamiary, co do kolejnych wątków; sugeruje dość burzliwy dalszy ciąg i coraz mocniej zaognia konflikty. A jak to się ogląda?


MANIAK O SCENARIUSZU


Wychodzimy od decyzji o umocnieniu rezydencji sir Maloclma — decyzji zdecydowanie słusznej po tym, co wydarzyło się poprzednio. To bardzo dobry punkt wyjścia do kolejnych scen, a sekwencja genialnie podkreśla obawy każdego z bohaterów — bardziej (jak w przypadku Vanessy) lub mniej dosłownie (jak choćby w przypadku Ferdinanda Lyle'a).
Niezwykle ważną rolę w dalszej historii odgrywa trójkąt Frankenstein-Caliban-Lily. To tutaj najwięcej zaczyna wychodzić na jaw, a bohaterowie wreszcie podejmują znamienne decyzje. Logan rozpisuje wiele znakomitych scen: od konfliktu stwórcy i stworzenia, przez konfrontację Calibana i Lily, aż po finałową scenę odcinka — niemą, a jednak tak wiele mówiącą o tym, co zaczyna się między różnymi bohaterami tworzyć.
Niezmiennie fascynuje wątek Vanessy. Bohaterka przeżywa całą gamę emocji (niepokój, próby odnalezienia spokoju — pierwsza podczas spotkania z Frankensteinem i jego kuzynką, a drugi raz podczas pomocy potrzebującym — i wreszcie akceptacja). Jest też ponowne spotkanie z Calibanem, które uświadamia pewne podobieństwa między nim a panną Ives, a dodatkowo jest okraszone piękną poezją Johna Clare'a (po którym, notabene, Caliban przyjął swój drugi przydomek).
Kolorów nabiera też śledztwo w sprawie Ethana Chandlera. Policja i detektywi depczą wilkołakowi po piętach, co oczywiście generuje sporo napięcia i emocji. Te potęguje fakt, że na horyzoncie pojawiają się też dawni wrogowie przystojnego Amerykanina. Chandler znajduje się więc trochę między Scyllą a Charybdą (bo przecież na oku mają go też nocne przybyszki) i Logan może to dobrze wykorzystać.
Wreszcie: napędu nabiera wątek Doriana i Angelique. W piątym odcinku zostaje poprowadzony wprost znakomicie. Logan świetnie rozumie osoby transpłciowe i daje temu wyraz, kreśląc postać Angelique: jej problemy, rozterki czy wreszcie trudności z odnalezieniem się w społeczeństwie. Nie sposób też nie nabrać sympatii wobec Doriana, który zdaje się być niezwykle wyrozumiały i akceptuje Angelique taką, jaka jest. Szkoda tylko, że Dorian nie był do tej pory zbyt stały w uczuciach i pewnie to uczucie wobec Angelique też jakoś gdzieś tam uleci.
No i jest wreszcie najbardziej niepokojący wątek, który poświęcony jest Malcolmowi i Evelyn. Robi się niebezpiecznie, bo mają się coraz bliżej ku sobie (a raczej Malcolm ma się coraz bliżej ku Evelyn), a ich relacja zaczyna się przeistaczać w chorą fascynację. Evelyn oczywiście wykorzystuje uczucia mężczyzny, by dotrzeć do Vanessy, a przy okazji ostrzy sobie ząbki na wszelkie przeszkody na jej drodze.

MANIAK O REŻYSERII


Reżyserią ponownie para się Damon Thomas i znów podchodzi do tematu raczej klasycznie - choć wszelkie środki dobiera bardzo trafnie.
Na pewno warto zauważyć, że częściej niż poprzednio korzysta z montażu równoległego i wykorzystuje go w przeróżnych celach: raz w sekwencji spokojniejszej, w której dodatkowo podkreśla upływ czasu oraz zachodzących wraz z tym upływem zmian; drugi raz, by zaniepokoić i uświadomić widzowi pewne paralele pomiędzy różnymi elementami fabuły. Poza tym — choć przez większość odcinka jest zachowawczy — czasem odważy się poeksperymentować: czy to z dłuższym ujęciem, czy to nietypową perspektywą. Ma też ogromne wyczucie estetyczne i świetnie opowiada obrazem — wszystkie nieme sceny naprawdę do widza przemawiają.

MANIAK O AKTORACH


Nie ma recenzji „Penny Dreadful” w której nie chwalę aktorów, ale serio — nie da się inaczej. Jest więc Eva Green, która doskonale przeprowadza Vanessę przez przeróżne emocjonalne stadia. Znów miło widzieć ją nieco weselszą i pełniejszą nadziei obok tej zrezygnowanej i przerażonej.
Fantastycznie emocje pokazuje Rory Kinnear, wiodąc Calibana przez etapy wściekłości, niepewności i poczucia odrzucenia ku promykowi nadziei. Kinnear jest potworem Frankensteina idealnym i chyba jeszcze nikt nie zagrał go tak kompletnie. Ale też nikt nie miał scenariusza od Logana.
Harry Treadaway też wypada świetnie. Pojawia się ta jego złośliwa, egoistyczna natura, którą budzi trochę odrazę, ale też — z drugiej strony — współczucie. Zwłaszcza, że później staje się uroczo zakłopotany i zagubiony.
Dość dobrze radzi sobie także Billie Piper. Jej Lily ani na chwilę nie zatrzymuje się w rozwoju i choć wciąż szuka, to staje się mimo wszystko dojrzalsza, a przez to w wielu kwestiach bardziej stanowcza.
Josh Hartnett nie pokazuje wiele więcej niż to, co pokazywal do tej pory (choć sceną przesłuchania troszkę się tam ponad to wybija) i nadal kontynuuje po prostu przyzwoitą grę, której nic nie można zarzucić, ale w której nie ma też wiele wyjątkowych atutów. Podobnie jest z Reeve'em Carneyem, choć ten dostaje okazję, by troszkę zabłyszczeć, zwłaszcza bliżej końca odcinka i zdecydowanie z tej okazji korzysta.
Fantastyczna jest za to rola Jonny'ego Beauchampa. Chylę czoła przed tym, jak doskonale zrozumiał postać i jak przekonująco przedstawił na ekranie jej rozterki, pogubienie i walkę z otaczającą codziennością.
Klasę jak zwykle pokazuje Timothy Dalton. Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na jego mimikę — niby taki prosty środek, a Dalton potrafi go użyć w taki sposób, że od razu wiadomo o bohaterze więcej.
No i wreszcie Helen McCrory. Właściwie, to można jej występ skomentować jedną prostą onomatopeją: „brrrr...” I więcej nie trzeba.

MANIAK O TECHNIKALIACH


„Above the Vaulted Sky” zostało sfotografowane naprawdę ładnie. Kolejne kadry zachwycają kompozycją, głębią obrazu, a znakomicie zrealizowany montaż dodaje ujęciom płynności czy też — w odpowiednich momentach — skutecznie te ujęcia ze sobą zestawia, by wywołać u widza odpowiednią reakcję.
Bezbłędna jest także cała reszta. Wciąż zachwycają stroje i charakteryzacja (tutaj szczególnie warto zwrócić uwagę na Angelique); fantastycznie wyglądają wszelkie londyńskie zakątki oraz bardzo zróżnicowane wnętrza. Jak zwykle jest też kapitalnie zmiksowany i zmontowany dźwięk, a Abel Korzeniowski nie przestaje czynić muzycznych cudów.

MANIAK OCENIA


Piąty odcinek „Penny Dreadful” to kolejna kapitalna odsłona serialu. Ocena może być tylko jedna:

DOBRY

Komentarze