Maniak ocenia #145: "Person of Interest" S03E07

MA­NIAK WE WSTĘPIE


Po dłu­giej prze­rwie wra­cam do ulu­bio­nych se­ria­li, ma­jąc na­dzie­ję, że uda mi się w koń­cu obej­rzeć wszyst­ko, co po­cho­dzi z po­przed­nie­go roku i se­ria­lo­wo wejść ład­nie w 2014. Zo­ba­czy­my jak to wyj­dzie, ale chyba je­stem na do­brej dro­dze.
Dziś na pierw­szy ogień idzie „Per­son of In­te­rest” — nie­mal już za­po­mnia­łem, jak do­bry jest to se­rial. I nie cho­dzi tyl­ko o fakt, że twór­cy w za­dzi­wia­ją­co traf­ny spo­sób pod­su­mo­wu­ją w nim dzi­siej­szą skom­pu­te­ry­zo­wa­ną erę, w któ­rej przed ni­kim nic się nie ukry­je, ale też o to, jak świet­nie roz­pi­su­ją po­sta­ci i jak cie­ka­wie roz­pra­wia­ją się z in­ny­mi ce­cha­mi współ­cze­snej rze­czy­wi­sto­ści. No i też o to, jak do­brze łą­czą w se­ria­lu ce­chy jed­no­od­cin­kow­ców z pro­duk­cja­mi więk­szy­mi, opo­wia­da­ją­cy­mi jed­ną hi­sto­rię na prze­strze­ni wie­lu od­cin­ków. I w trze­cim se­zo­nie jest nie ina­czej.


MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Sce­na­riusz do od­cin­ka na­pi­sał Sean He­nnen, któ­ry przy se­ria­lu pra­cu­je nie­mal od sa­me­go po­cząt­ku. Bar­dzo cie­ka­wie tę od­sło­nę za­ty­tu­ło­wa­no, a mia­no­wi­cie „The Per­fect Mark”. „Mark” to slan­go­wy ter­min, okre­śla­ją­cy ofia­rę szwin­dlu, oszu­stwa finan­so­we­go, w związ­ku z czym ca­łość moż­na prze­tłu­ma­czyć, jako „I­de­al­na ofia­ra”.
Tym ra­zem hi­sto­ria sku­pia się na nie­ja­kim Hay­de­nie Pri­sie — te­ra­peu­cie hip­no­ty­ze­rze, któ­rzy oka­zu­je się też wpraw­nym oszu­stem finan­so­wym. To jego nu­mer wska­zu­je ma­szy­na, więc do ak­cji wkra­cza­ją Reese, Finch i Shaw. Rów­no­le­gle do tego wąt­ku roz­gry­wa się hi­sto­ria Car­ter, któ­ra wciąż sie­dzi na ogo­nie HR. Wkrót­ce obie spra­wy się za­zę­bia­ją i łą­czą w jesz­cze bar­dziej skom­pli­ko­wa­ną in­try­gę.
Od­ci­nek po­pro­wa­dzo­ny jest spraw­nie i nie­ustan­nie trzy­ma w na­pię­ciu. Mnó­stwo tu nie­spo­dzie­wa­nych zwro­tów ak­cji, a spi­sek, wo­kół ja­kie­go ca­łość się krę­ci, jest zło­żo­ny i prze­ko­nu­ją­co u­ka­za­ny. W tle prze­wi­ja­ją się dość mrocz­ne mo­ty­wy zwią­za­ne z brud­ny­mi in­te­re­sa­mi oraz pra­niem pie­nię­dzy, któ­re He­nnen ka­pi­tal­nie ko­men­tu­je. Strza­łem w dzie­siąt­kę oka­za­ło się też skon­cen­tro­wa­nie ak­cji na pew­nym Mac­Gu­ffinie — dobrze upłyn­nia to prze­bieg fa­bu­ły.
Oczy­wi­ście, nie jest stu­pro­cen­to­wo po­waż­nie, a at­mos­fe­rę roz­ła­do­wu­ją peł­ne iro­nii, uszczy­pli­we dia­lo­gi. Zresz­tą roz­mo­wy mie­dzy po­szcze­gól­nym bo­ha­te­ra­mi są, jak zwy­kle, na­pi­sa­ne pierw­szo­rzęd­nie i na­wet, gdy ocie­ra­ją się o tzw. pa­tos (u­lu­bio­ne sło­wo wie­lu kry­ty­ków — ja go nie cier­pię), to i tak brzmią dość na­tu­ral­nie i płyn­nie.
Do­sko­na­le wy­wa­żo­ne jest za­koń­cze­nie od­cin­ka. Na po­czą­tek do­sta­je­my osta­tecz­ny zwrot ak­cji w ba­da­nej przez Reese’a i eki­pę spra­wy, po­tem wpro­wa­dzo­ne zo­sta­je tro­chę nie­po­ko­ju, by wresz­cie sce­na­rzy­sta przy­pu­ścił atak i za­wie­sił ak­cję w nie­spo­dzie­wa­nym mo­men­cie. Tak to się robi.

MA­NIAK O RE­ŻY­SE­RII


„The Per­fect Mark” zo­stał wy­re­ży­se­ro­wa­ny przez Ste­phe­na Sur­ji­ka („Toż­sa­mość szpie­ga”). Sur­jik po­zo­sta­je wier­ny sty­li­sty­ce po­przed­nich od­cin­ków oraz ogól­nej opra­wie, ale też sto­su­je kil­ka swo­ich roz­wią­zań. Dość czę­sto otwie­ra sce­ny uję­cia­mi z gó­ry, a nie­po­kój sta­ra się pod­kre­ślić nie­co mrocz­niej­szą, na tle po­zo­sta­łych mo­men­tów, sty­li­sty­ką. A poza tym to stan­dar­do­wo: cza­sem po­oglą­da­my so­bie ak­cję przez wi­zjer apa­ra­tu fo­to­gra­ficz­ne­go, cza­sem twór­ca uży­je krót­kiej stop-klat­ki, że­by za­su­ge­ro­wać mo­ment pstryk­nię­cia fo­to­gra­fii itd. — nic szcze­gól­nie no­wa­tor­skie­go, ani też nic, co oglą­da się źle. Ogó­łem mó­wiąc — jest do­brze, a se­ans jest bar­dzo przy­jem­ny.

MA­NIAK O AK­TO­RACH


Ak­to­rzy jak zwy­kle spi­su­ją się do­brze. Ze sta­łej ob­sa­dy znów prym wio­dą: pe­łen luzu Jim Ca­vie­zel jako Reese, nie­co bar­dziej spię­ty na po­trze­by roli Mi­cha­el Emer­son jako Finch oraz nie­uży­wa­ja­ca ha­mul­ców Sa­rah Sha­hi w roli Shaw. Na mo­ment po­ja­wia się też Amy Ac­ker i za­chwy­ca ma­lut­ki­mi ma­nie­ry­za­mi, ja­kie wy­pra­co­wa­ła dla Root, swo­jej po­sta­ci. No i nie moż­na za­po­mnieć o Ta­ra­ji P. Hen­son, któ­ra bra­wu­ro­wo wcie­la się w Car­ter i do­sko­na­le gra emo­cja­mi oraz o Ke­vi­nie Chap­ma­nie, któ­ry tym ra­zem jako Fu­sco bywa au­ten­tycz­nie groź­ny.
Z ob­sa­dy po­wra­ca­ją­cej du­żo do­bre­go moż­na na pew­no po­wie­dzieć o Ro­ber­cie Joh­nie Bur­ke’u w roli de­mo­nicz­ne­go Si­mmon­sa — za każ­dym ra­zem, gdy po­ja­wia się na ekra­nie, bu­dzi praw­dzi­wy nie­po­kój. Pierw­szo­rzęd­nie gra też En­ri­co Co­lan­to­ni jako sie­dzą­cy za krat­ka­mi, za­dzi­wia­ją­co chęt­ny do współ­pra­cy Elias. Za­wo­dzi na­to­miast Brian Wi­les jako La­skey, któ­ry nie za­wsze wy­pa­da prze­ko­nu­ją­co.
Do­brze spraw­dza­ją się ak­to­rzy go­ścin­ni. Aaron Sta­ton („Mad Men”) świet­nie pa­su­je do roli oszu­sta Hay­de­na Pri­ce’a, na­to­miast zna­na z „The Fo­llo­wing” Je­nni­fer Fe­rrin two­rzy po­rząd­ną kre­ację jego dziew­czy­ny, Na­ta­lie.

MA­NIAK O TECH­NI­KA­LIACH


Zdję­cia po­pro­wa­dzo­ne są płyn­nie i na­krę­co­ne są w ide­al­nej sty­li­sty­ce. Za­chwy­ca mon­taż, bar­dzo spraw­ny i skru­pu­lat­nie przy­go­to­wa­ny, zwłasz­cza w sce­nach ak­cji. Za­rzu­tów nie moż­na mieć do sce­no­gra­fów i cha­rak­te­ry­za­to­rów, któ­rzy ze swo­je­go za­da­nia wy­wią­zu­ją się po­praw­nie. Świet­ny jest dźwięk, zwłasz­cza pod wzglę­dem jego mon­ta­żu. Mu­zy­ka jak zwy­kle ide­al­nie pod­kre­śla na­pię­cie, pły­ną­ce z po­szcze­gól­nych scen.

MA­NIAK OCE­NIA


Siód­my od­ci­nek trze­cie­go se­zo­nu „Per­son of In­te­rest” to so­lid­na roz­ryw­ka, a twór­cy i ak­to­rzy do­star­cza­ją spo­rej daw­ki emo­cji. Oby tak da­lej.

DO­BRY

Komentarze