Maniak ocenia #242: "Once Upon a Time" S04E12

MANIAK ZACZYNA


Po dwuipółmiesięcznej przerwie „Once Upon a Time” wreszcie wróciło na ekrany. Twórcy pozostawili nas w grudniu z wieloma pytaniami, a podłoże, jakie przygotowali pod dalszą część sezonu było naprawdę solidne. Są jasno zdefiniowane cele głównych bohaterów, jest intrygujący wątek przewodni i wreszcie: są przecudowne czarne charaktery w postaci Cruelli, Diaboliny i Urszuli.
„Taka historia sama się kontynuuje” — można by rzecz. Rzeczywiście, ciężko byłoby popsuć tak zarysowane wątki. Jak zatem wygląda premiera drugiej połowy czwartego sezonu „Once Upon a Time”? Czy twórcy wykorzystali potencjał opowiadanej przez siebie historii i czy udało się im jeszcze czymś dodatkowo zaskoczyć?

MANIAK O SCENARIUSZU


Bella i Hak szukają zaklęcia, które pomogłoby uwolnić wróżki z tiary Czarnoksiężnika. Tymczasem Titelitury wraz z Urszulą i Cruellą próbuje znaleźć sposób dostania się do Storybrooke, a w retrospekcjach śledzimy pierwsze spotkanie Królowych Ciemności.
Scenariusz napisali oczywiście twórcy serialu, Adam Horowitz i Edward Kitsis. Zatytułowali go „Darknes at the Edge of Town” („Ciemność na krańcu miasta”), trochę odwołując się do piosenki Bruce’a Springsteena i jej tekstu, a trochę sugerując główne wątki.
Spośród wszystkich poruszanych w odcinku historii najbardziej udaje się ta, poświęcona Titelituremu i jego dążeniom do powrotu do Storybrooke. Piętrowa intryga, jaką bohater szykuje jest prawdziwie fascynująca, a kolejne zwroty akcji naprawdę zaskakują. Do tego dochodzą znakomicie napisane interakcje z Urszulą i Cruellą. Tę drugą już uwielbiam za cięte jednolinijkowce!
Bardzo interesująco próby dostania się do miasteczka wypadają w świetle retrospekcji, w których Królowe Ciemności spotykają się po raz pierwszy. Okoliczności tego spotkania są naprawdę dobrze pomyślane i znakomicie wpływają na późniejsze relacje różnych bohaterów. Do tego są kolejne już nawiązania do „Fantazji” (ale do innego segmentu niż „Uczeń czarnoksiężnika) oraz pierwsze w serialu odwołania do mitologii słowiańskiej.
Nie można oczywiście zapomnieć o wątku wróżek. Ten dość szybko zmienia kierunek, a bohaterowie zmuszeni są stawić czoło nowemu zagrożeniu. Zagrożenie owo pozwala spojrzeć na niektórych z nich z zupełnie innej perspektywy i odkryć nieznane do tej pory cechy, które mogą mieć duży wpływ na dalszą fabułę.
Do tego wszystkiego wspomniana zostaje ogromna tajemnica, która ponoć może zupełnie zmienić oblicze serialu. i trzeba przyznać, że taka zapowiedź się udaje.

MANIAK O REŻYSERII


Reżyserię odcinka powierzono Jonowi Amielowi, brytyjskiemu reżyserowi filmowemu („Osaczeni”) i serialowemu („The Singing Detective”). To jego drugi raz z „Once Upon a Time”.
Trzeba przyznać, że spore doświadczenie Amiela pozwala mu stworzyć naprawdę dobry odcinek. Czuć w nim pewną filmowość, m.in. dzięki dość sprawnemu tempu, jakiego Brytyjczyk mu nadaje. Do tego są efektowne ozdobniki (zwłaszcza jeśli chodzi o przejścia montażowe) oraz trafny dobór środków do odpowiednich scen. Efekt jest oczywiście jeden: duża ekscytacja, towarzysząca niemal przez cały seans.

MANIAK O AKTORACH


Aktorzy spisują się na medal. Robert Carlyle nie sprawia niespodzianki i raz jeszcze jest jako Titelitury genialny. To niesamowite, jak wszystkie małe manieryzmy z retrospekcji znikają w scenach z teraźniejszości, a jednocześnie kreacja nic nie traci na spójności. Carlyle ma niebywały talent.
Niebywały talent ma też Victoria Smurfit, która spośród pań grających Królowe Ciemności robi chyba największe wrażenie. Jej Cruella jest sarkastyczna, trochę wpatrzona w siebie, a przede wszystkim — naprawdę magnetyzująca.
Nie znaczy to, że Merrin Dungey czy Kristin Bauer van Straten, czyli serialowe Urszula i Diabolina, jakoś szczególnie Smurfit ustępują. Ta pierwsza bawi malkontecką postawą, druga zaś porywa swoim dystyngowaniem i elegancją.
Jennifer Morrison jak to Jennifer Morrison — nie jest jako Emma zła i ma nawet kilka bardzo dobrych scen i dobrze wypada na ekranie z innymi, nie ginąc w ich tle.
Świetnie gra Lana Parilla, odkrywając z widzami coraz to nowe cechy Reginy. Podziwiam tę aktorkę — gra naprawdę głęboko i czyni ze swoją postacią coś naprawdę cudownego. Do tego widać, że sprawia jej ta rola ogromną frajdę.
Świetny jest Colin O’Donoghue jak Hak. Aktor ma okazję zaprezentować całe spektrum emocji, co wychodzi znakomicie. Trudno się dziwić, skoro całość jest okraszona bijącym od Haka urokiem.
Pozytywne wrażenie robi Emilie de Ravin jako Bella. Bardzo się w tym odcinku otwiera, co wypada autentycznie i wiarygodnie — na tyle, że łatwo Belli współczuć.
Ginnifer Goodwin i Josh Dallas nie są na ekranie zbyt długo, a jeśli już się pojawiają, to inicjatywę przejmuje raczej ta pierwsza. Odznacza się nie tylko wspaniałym komediowym wyczuciem, ale przybiera też w jednej ze scen dość groźną maskę, co pierwszorzędnie jej wychodzi.

MANIAK O TECHNIKALIACH


Zdjęcia są jak zwykle znakomite. Praca kamery jest płynna i zróżnicowana. Obok ujęć dynamicznych, są też te spokojniejsze, bardziej statyczne, które montażysta świetnie łączy w jedną całość. Pracę tego ostatniego szczególnie należy docenić w sekwencji z początku odcinka, na której pokazane są codzienne czynności mieszkańców — prawdziwy majstersztyk.
Nie zawodzą oczywiście kostiumy i charakteryzacja. Te pierwsze są jak zwykle wymyślne, a Eduardo Castro nie tylko pełnymi garściami czerpie z filmów Disneya, ale też dodaje wiele własnych pomysłów, przez co stroje, jakie noszą bohaterowie są naprawdę wyjątkowe.
W scenografię włożono sporo pracy. Doskonale udekorowane mieszkanie Urszuli, wnętrze biblioteki czy też niezwykle zaaranżowane plenery — wszystkie są kapitalne. Trochę to wrażenie psują komputerowo generowane tła, ale cóż — przy budżecie telewizyjnym to i tak bardzo dużo. A skoro jesteśmy przy komputerach, to trzeba przyznać, ze pozostałe efekty, a zwłaszcza nowy potwór, są bardzo przyzwoite.
Muzyka oczywiście znów czaruje. Mark Isham komponuje bardzo dobre utwory, którymi wzmaga ekscytację, ale i niepokój. I w cudowny sposób przenosi do krainy baśni.

MANIAK OCENIA


Powrót „Once Upon a Time” uważam za jak najbardziej udany. Są zwroty akcji, są nowe tajemnice i jest Cruella. Więcej nie potrzebuję.

DOBRY

PS. Jeśli seans macie już za sobą, to zajrzyjcie też do mojej analizy !

Komentarze

  1. Ja w ogóle lubię, jak Śnieżka, nie rezygnując ze swojego słodkiego wyrazu twarzy, grozi komuś śmiercią ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ano, staje się wtedy ze słodkiej, słodko-krwiożerczą ;D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.