MANIAK KLECI WSTĘP
Łączenie w utworze kilku różnych stylów jest z całą pewnością zabiegiem interesującym, ale też ryzykownym. Ryzykownym, ponieważ można przesadzić i stworzyć w ten sposób dzieło niespójne, pomieszane, dezorientujące czytelnika. Jeśli jednak skorzysta się z takiego rozwiązania z odpowiednim wyczuciem, może wyjść coś bardzo dobrego.
Style miesza się w różnych celach. Czasem, żeby pokazać pewien kontrast; czasem, żeby swe dzieło urozmaicić; czasem, żeby (to zabrzmi paradoskalnie) za pomocą pewnych różnic, pokazać też leżące poziom wyżej podobieństwa. W przypadku „Angel & Faith” przede wszystkim taka zabawa konwencjami wiąże się z pierwszym, ze wspomnianych przeze mnie powodów.
MANIAK O SCENARIUSZU
Jak łatwo domyślić się z mojego krótkiego wstępu, w strukturze historii nic się nie zmieniło w stosunku do poprzednich numerów. Gischler nadal snuje więc dwie oddzielne opowieści, skupiając się w każdej z nich na innym tytułowym bohaterze (w końcu nie bez powodu jest ich dwóch) oraz starając się przy tym nadać każdej z tych części odmienny ton i odmienną atmosferę. Fa&ith kontynuuje zadanie powierzone jej przez Deepscan i Kennedy, Natomiast Angel nadal prowadzi śledztwo w sprawie chochlików.
Pierwsza z opowieści zawiera sporo elementów dobrej, inteligentnej akcji oraz odrobinę tragikomedii. Jest także bardzo emocjonalnie. Faith słyszy wiele niemiłych słów na swój temat, a obserwowanie jej reakcji to coś prawdziwie fascynującego. To postać, która od trzeciego sezonu „Buffy” przeszła ogromną przemianę, ale jednocześnie nie zatrzymała się w miejscu, co scenarzysta umiejętnie sugeruje. Faith wciąż jest bowiem kimś, kto czuje, że pozostaje w cieniu tej największej (Buffy), a otoczenie nie pozwala się jej takiego uczucia wyzbyć. Ciekawi mnie, jak wątek się rozwinie, ponieważ Gischler naprawdę dobrze czuje tę bohaterkę, i pisze ją bardzo prawdziwie.
Te fragmenty komiksu, które skupiają się na Angelu, znów mają klimat czarnych kryminałów. Scenarzysta wraz z bohaterem oprowadza czytelnika po mrocznych zakamarkach Magic Town w Londynie, czyli dzielnicy, w której w finale poprzedniego sezonu wybuchła magiczna bomba. Spotykamy coraz to nowsze, bardzo wymyślne i zręcznie wplecione w fabułę kreatury i poznajemy kolejne tajemnice. Nastrój budowany jest pierwszorzędnie i podbijany przez zaskakujące zwroty akcji oraz intrygujące pytania, które pojawiają się na każdym kroku. Szczególnie ciekawa wydaje się w tym wszystkim rola Nadiry, wyraźnie kontaktującej się z jakimiś nieznanymi mocami. Czyżby do świata Angela miały powrócić Powers That Be? Tego na razie nie wiadomo, ale mam taką nadzieję (i takie wrażenie).
Na koniec Gischler serwuje doskonałe zawieszenie akcji, które wprost wbija w fotel. Na tyle, że już nie mogę się doczekać czwartego numeru!
Pierwsza z opowieści zawiera sporo elementów dobrej, inteligentnej akcji oraz odrobinę tragikomedii. Jest także bardzo emocjonalnie. Faith słyszy wiele niemiłych słów na swój temat, a obserwowanie jej reakcji to coś prawdziwie fascynującego. To postać, która od trzeciego sezonu „Buffy” przeszła ogromną przemianę, ale jednocześnie nie zatrzymała się w miejscu, co scenarzysta umiejętnie sugeruje. Faith wciąż jest bowiem kimś, kto czuje, że pozostaje w cieniu tej największej (Buffy), a otoczenie nie pozwala się jej takiego uczucia wyzbyć. Ciekawi mnie, jak wątek się rozwinie, ponieważ Gischler naprawdę dobrze czuje tę bohaterkę, i pisze ją bardzo prawdziwie.
Te fragmenty komiksu, które skupiają się na Angelu, znów mają klimat czarnych kryminałów. Scenarzysta wraz z bohaterem oprowadza czytelnika po mrocznych zakamarkach Magic Town w Londynie, czyli dzielnicy, w której w finale poprzedniego sezonu wybuchła magiczna bomba. Spotykamy coraz to nowsze, bardzo wymyślne i zręcznie wplecione w fabułę kreatury i poznajemy kolejne tajemnice. Nastrój budowany jest pierwszorzędnie i podbijany przez zaskakujące zwroty akcji oraz intrygujące pytania, które pojawiają się na każdym kroku. Szczególnie ciekawa wydaje się w tym wszystkim rola Nadiry, wyraźnie kontaktującej się z jakimiś nieznanymi mocami. Czyżby do świata Angela miały powrócić Powers That Be? Tego na razie nie wiadomo, ale mam taką nadzieję (i takie wrażenie).
Na koniec Gischler serwuje doskonałe zawieszenie akcji, które wprost wbija w fotel. Na tyle, że już nie mogę się doczekać czwartego numeru!
MANIAK O RYSUNKACH
Will Conrad tworzy w tym numerze oprawę przede wszystkim bardzo dynamiczną. Sporą ilość akcji podkreśla rysunkami, z których postaci wprost wyrywają się do ruchu. Taki efekt osiąga głównie dzięki pokazywaniu akcji pod bardzo wymyślnymi kątami.
Kolejną rzeczą, która rzuca się w oczy jest doskonałe przełożenie na język ilustracji komiksowych faktury wielu materiałów. Doskonale ogląda się pomarszczony płaszcz, bujne brody czy włosy, które Conrad przygotowuje z dużą pieczołowitością — a jest tak dzięki szczegółowemu cieniowaniu tuszem.
Dużo lepiej niż w poprzednich numerach wychodzi anatomia postaci, choć czasami zdarza się, że złapią dziwne pozy (ale głównie służy to podkreśleniu dynamizmu — coś za coś). Co się zaś tyczy ekspresji — ta jest idealna. Spojrzenia, mimika itd. idealnie oddają to co bohaterowie w danym momencie czują.
Kolorystka, Michelle Madsen, tak jak poprzednio, nanosi barwy mroczne, ciemnawe. Używa sporo odcieni szarości (wszelkie skojarzenia z pewnym harlekińcem są błędne i sobie wypraszam) pomysłowo wypełniając przestrzeń, jaką pozostawił dla niej Conrad, tworząc razem z nim oprawę ciekawą i jednolitą.
MANIAK OCENIA
Póki co pomysł Gischlera na „Angel and Faith” sprawdza się znakomicie. Autor doskonale pokazuje różnice dzielące Angela i Faith, a przy tym czuć, że wkrótce te dwa wątki się zazębią. Ciekaw jestem jak z takiej sytuacji Gischler wybrnie, ale jestem bardzo dobrej myśli.
DOBRY |
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.