Maniak ocenia #93: "Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D." S01E05

MA­NIAK NA PO­CZĄTEK


Już o tym przy ja­kiejś oka­zji wspo­mi­na­łem, więc wy­bacz­cie mi mo­no­te­ma­tycz­ność, ale mu­szę po­two­rzyć, że se­ria­le sy­gno­wa­ne na­zwi­skiem Jos­sa Whe­do­na, sto­ją przede wszyst­kim po­sta­cia­mi. Tak by­ło w przy­pad­ku „Bu­ffy”, „An­ge­la” czy „Fi­re­fly” i tak też jest z „Ma­rve­l’s Agents of S.H.I­.E­.L.D.”. Wszy­scy głów­ni bo­ha­te­ro­wie in­try­gu­ją (przy­najm­niej mnie) oso­bo­wo­ścia­mi czy mo­ty­wa­mi swo­ich dzia­łań.
Szcze­gól­nie in­te­re­su­ją­ca wy­da­je się pod tym wzglę­dem ha­ker­ka Skye, a to z ra­cji nie­jed­no­znacz­nych za­mia­rów. Twór­cy daw­ku­ją in­for­ma­cję o tej po­sta­ci, trzy­ma­jąc wi­dzów w nie­pew­no­ści co do tego, po któ­rej stro­nie bo­ha­ter­ka rze­czy­wi­ście stoi. W pią­tym od­cin­ku se­ria­lu wresz­cie po­sta­no­wio­no od­kryć kil­ka kart a pro­pos tego, kim tak na­praw­dę jest.

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Od­ci­nek zo­stał za­ty­tu­ło­wa­ny „Girl in the Flo­wer Dress” („Dziew­czy­na w su­kien­ce w kwia­ty­”). Sce­na­riusz na­pi­sał Brent Flet­cher („Za­gu­bie­ni”, „An­ge­l”). Ak­cja roz­po­czy­na się w Hong­kon­gu. Ob­ser­wu­je­my Cha­na Yo Hina — ulicz­ne­go ilu­zjo­ni­stę, któ­ry skry­wa pe­wien se­kret. Wzbu­dza to za­in­te­re­so­wa­nie nie­ja­kiej Ra­iny, ty­tu­ło­wej dziew­czy­ny w su­kien­ce w kwia­ty, któ­ra ma wo­bec Hina pew­ne za­mia­ry.
Se­kwen­cja po­cząt­ko­wa po­pro­wa­dzo­na jest dość prze­wi­dy­wal­nie, ale też sa­tys­fak­cjo­nu­ją­co i daje punkt wyj­ścia do ko­lej­nej mi­sji agen­tów. Du­żą ro­lę gra­ją tu: The Ri­sing Tide, czy­li or­ga­ni­za­cja ha­ker­ska, do któ­rej na­le­ży Skye oraz Pro­jekt Cen­ti­pe­de — ta­jem­ni­cze sto­wa­rzy­sze­nie, eks­pe­ry­men­tu­ją­ce z su­per­mo­ca­mi. Po­wo­li na­kre­śla­ny jest wiec głów­ny wą­tek, dla któ­re­go zna­la­zło się tu spo­ro miej­sca. Do­wia­du­je­my się nie­co wię­cej o obu or­ga­ni­za­cjach, le­piej po­zna­jąc mo­ty­wy nim kie­ru­ją­ce. Są to od­po­wie­dzi sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce, da­ją­ce na­dzie­ję na dość in­try­gu­ją­cy ciąg dal­szy.
Flet­cher roz­wi­ja tak­że wspo­mnia­ny już wą­tek Skye. Wresz­cie do­wia­du­je­my się, dla­cze­go tak na­praw­dę po­sta­no­wi­ła do­łą­czyć do or­ga­ni­za­cji S.H.I­.E­.L.D. I choć osta­tecz­nie po­słu­żo­no się kil­ko­ma sztam­po­wy­mi roz­wią­za­nia­mi, to wą­tek ten za­po­wia­da się nie­zwy­kle emo­cjo­nu­ją­co i mo­że jesz­cze spo­ro na­mie­szać w se­ria­lu.
Bar­dzo in­te­re­su­ją­co wy­pa­da tak­że hi­sto­ria Cha­na Yo Hina — nie­zwy­kle barw­nie przed­sta­wio­no ją od stro­ny psy­cho­lo­gicz­nej oraz zgrab­nie na­wią­za­no do ko­mik­sów i fil­mo­we­go uni­wer­sum.
Na­dal świet­ne są dia­lo­gi. Spo­ro w nich ty­po­we­go whe­do­no­we­go hu­mo­ru, któ­ry ni­gdy nie prze­sta­nie mnie ba­wić. Jest luź­no, za­baw­nie i bar­dzo roz­ryw­ko­wo.

MA­NIAK O RE­ŻY­SE­RII


Za re­ży­se­rię od­cin­ka od­po­wia­da Jes­se Boch­co („Ska­za­ny na śmier­ć”). Bar­dzo dba o to by wi­zu­al­nie by­ło na naj­wyż­szym po­zio­mie. Za­pew­nia do­brze przy­go­to­wa­ne, dy­na­micz­ne sce­ny ak­cji, któ­re do­star­cza­ją spo­ro roz­ryw­ki. Eki­pę i ak­to­rów pro­wa­dzi umie­jęt­nie, do­star­cza­jąc emo­cjo­nu­ją­cą i cie­ka­wą od­sło­nę se­ria­lu.

MA­NIAK O AK­TO­RACH


Bar­dzo du­żą ro­lę w „The Girl in the Flo­wer Dress” ma Chloe Ben­net, któ­ra od­gry­wa ro­lę Skye. Ak­tor­ka ma szan­sę po­ka­zać roz­ter­ki swo­jej po­sta­ci i w mia­rę jej się to uda­je. Nie po­zby­wa się, co praw­da, kil­ku iry­tu­ją­cych ma­nie­ry­zmów, ale i tak ra­dzi so­bie nie­źle.
Zna­ko­mi­ty jest Clark Gregg jako agent Co­ul­son. Ide­al­nie czu­je się za­rów­no w sce­nach ak­cji, pla­no­wa­nia mi­sji i po­waż­nych roz­mów z człon­ka­mi ze­spo­łu.
Nie za­wo­dzą oczy­wi­ście Eli­za­beth Hen­strid­ge oraz Iain De Ca­este­cker w ro­lach Fit­za i Sim­mons. Duet ku­jo­nów jak zwy­kle do­star­cza spo­ro hu­mo­ru i za­ba­wy, a przy oka­zji jest na­praw­dę uro­czy.
Przy­zwo­ity jest Brett Dal­ton, któ­re­go agent Ward po­wo­li prze­sta­je być drew­nia­nym sztyw­nia­kiem i za­czy­na sta­wać się „ja­kiś”. To do­brze, bo tego trze­ba tej po­sta­ci.
Le­piej niż w po­przed­nim od­cin­ku wy­pa­da Min­g-Na Wen. Mi­mi­ka agent­ki May wresz­cie nie ogra­ni­cza się tyl­ko do jed­nej miny, a i kwe­stie, któ­re wy­po­wia­da, nie brzmią jak re­cy­ta­cja pa­te­tycz­nych wier­szy­ków.
Go­ścin­nie wy­stę­pu­ją­cy Lo­uis Oza­wa Chang­chien („Pre­da­tor­s”), wcie­la­ją­cy się w Cha­na Yo Hina, ra­dzi so­bie z ro­lą po­praw­nie. Dość wia­ry­god­nie uda­je mu się przed­sta­wić wszyst­ko, przez co bo­ha­ter prze­cho­dzi, co osta­tecz­nie owo­cu­je bar­dzo in­try­gu­ją­cą kre­acją.
Do­brze wy­pa­da w roli ty­tu­ło­wej dziew­czy­ny w su­kien­ce w kwia­ty Ruth Neg­ga („Wy­klę­ci­”), Ma w so­bie do­zę ta­jem­ni­czo­ści, któ­ra po­ma­ga jej zbu­do­wać nie­jed­no­znacz­ną i fa­scy­nu­ją­cą po­stać.
Wra­że­nie robi rów­nież Shan­non Lu­cio („Ży­cie na fali”, „Ska­za­ny na śmier­ć”). Jako dr Deb­bie jest groź­na i de­mo­nicz­na.

MA­NIAK O TECH­NI­KA­LIACH


„The Girl in the Flo­wer Dress” na­krę­co­na jest do­brze. Od­po­wied­nio do­bra­no ko­lo­ry­sty­kę zdjęć, za­dba­no o ich ostrość i płyn­ność. Nic nie moż­na za­rzu­cić mon­ta­żo­wi — jest wy­ko­na­ny po­praw­nie. Za­trosz­czo­no się tak­że o sta­ran­ne przy­go­to­wa­nie sce­no­gra­fii. Wra­że­nie ro­bią efek­ty spe­cjal­ne, któ­re jak na te­le­wi­zję, wy­glą­da­ją na­praw­dę świet­nie. Zna­ko­mi­ta jest ścież­ka dźwię­ko­wa.

MA­NIAK OCE­NIA


Po­do­ba mi się kie­ru­nek, w któ­rym idą „Ma­rve­l’s Agents of S.H.I­.E­.L.D.” i pią­ty od­ci­nek na pew­no za­li­czam do uda­nych.

DO­BRY

Komentarze