Maniak ocenia #2: "Człowiek ze stali"

MANIAK O SUPERMANIE

Superman! Jakiż on silny!
To ptak... To samolot... To Superman!
Superman to pierwszy i zarazem najbardziej rozpoznawalny superbohater na całym świecie. Jego przygody powstają nieprzerwanie od 1937 roku. Jest bohaterem nie tylko kart komiku, ale także filmów, seriali telewizyjnych, słuchowisk radiowych, animacji, gier czy wreszcie książek. Emblemat na jego piersi zna niemal każdy - ponoć jest to drugi najpopularniejszy symbol po chrześcijańskim krzyżu.
Siłą rzeczy jest to również postać niezwykle kontrowersyjna. Jedni uważają ją za nudnego, niezniszczalnego faceta, który nosi gacie na spodniach (choć w ostatnich komiksach to nieprawda) i zawsze ostatecznie wygrywa (jakby superbohaterowie zawsze przegrywali...). Mają po części rację - Superman jest postacią bardzo trudną do napisania i niewielu scenarzystom w pełni udaje się przedstawić ciekawą i oryginalną historię z jej udziałem. Co nie znaczy, że nie zdarza się to w ogóle.
Drudzy są Supermanem zafascynowani. To bardzo interesująca postać, a najciekawsza wydaje się jego prawdziwa tożsamość. Pierdołowaty dziennikarz Clark Kent czy może przybysz z kosmosu Kal-El - który to jego przebranie, a który stanowi prawdziwe oblicze? Jak bohater obdarzony nadludzkimi mocami odnajduje się w społeczeństwie? Jaki stosunek do niego mają inni? To tylko przykłady intrygujących pytań, wokół których zbudowano kilka bardzo dobrych historii o Supermanie, z "Superman: Earth One" Straczyńskiego na czele.

MANIAK O SUPERMANIE NA EKRANIE


Potrafisz odczytać moje myśli?
Superman gości na ekranach, zarówno kinowych jak i telewizyjnych, już od dłuższego czasu. Najbardziej znanym filmem z jego udziałem jest "Superman" w reżyserii Richarda Donnera. Choć nie jest to pierwsze zetknięcie bohatera z kinem (wcześniej pokazywany był m.in. w serialach wyświetlanych w kinach czy, w stanowiącym niejako podłoże do dalszego serialu telewizyjnego z Georgem Reevesem, filmie "Superman and the Mole Men"), jest to z całą pewnością najbardziej znana produkcja z udziałem człowieka ze stali. Jej siłą na pewno była obsada (m.in. Christopher Reeve, Margot Kidder, Gene Hackman, Marlon Brando), znakomity scenariusz autorstwa m.in. Mario Puzo (tak, tego Puzo, autora m.in. "Ojca chrzestnego") oraz wyśmienita muzyka Johna Williamsa, autora najbardziej rozpoznawalnych filmowych tematów muzycznych (tu na uwagę zasługują m.in. "Superman March" oraz "Can You Read My Mind?").
Szybko powstała kontynuacja (z którą było dużo problemów i reżyserię przejął podczas produkcji Richard Lester, który sporo scen nakręcił od nowa; w 2006 roku wydano wersję filmu bliższą wizji Donnera, tzw. "Donner Cut"), która również odniosła sukces (i w której Terrence Stamp genialnie wykreował złoczyńcę, Generała Zoda) oraz dwie kolejne, mniej udane. Do tematu powrócono jeszcze w 2006 roku w filmie "Superman: Powrót" w reżyseria Briana Singera (autora filmowych "X-Menów"). Obraz stanowił jednak bardziej hołd filmom Donnera, stąd niekoniecznie spodobał się fan(atyk)om komiksu, choć zebrał niezłe opinie w prasie.
Superman, rzecz jasna, pojawiał się także w telewizji. Było kilka produkcji animowanych oraz aktorskich, w tym m.in. "Adventures of Superman", "Lois & Clark" oraz niedawny "Smallville". Te również cieszyły się popularnością, choć jeśli chodzi o poziom, to były dość nierówne.

MANIAK O HISTORII "CZŁOWIEKA ZE STALI"


Drużyna marzeń w całej okazałości
Zanim zdecydowano się nakręcić najnowszy film o Supermanie czyli "Człowieka ze stali", przeszedł on trochę perypetii.
Zaczęło się od 2008 roku. Wytwórnia Warner Bros zdecydowała się nie kontynuować historii przedstawionej w "Superman: Powrót", a postarać się przedstawić Supermana godnego współczesnych czasów. Pomysły przyjmowała od scenarzystów komiksowych. Wśród osób, które takie zgłosiły byli m.in. Grant Morrison, Mark Millar, Geoff Johns czy Mark Waid. Wytwórnia jednak nie zdecydowała się na żadną z wizji.
Tymczasem czas naglił, bowiem decyzją sądu studio musiało rozpocząć produkcję nowego filmu z udziałem Supermana do 2011 roku. W przeciwnym wypadku spadkobiercy twórców postaci (tj. Jerry'ego Siegela i Joe Shustera) mogliby pozwać studio z tytułu straconych dochodów za niewyprodukowany film (ach to skomplikowane prawo...).
Przełom przyszedł w 2010 roku, kiedy David Solomon Goyer (to teraz wiecie, co oznacza towarzyszące jego nazwisku "S") pracował wraz z Christopherem Nolanem na fabułą filmu "Mroczny Rycerz Powstaje" (swoją drogą, czy "Mroczny Rycerz Tryumfuje" nie byłby lepszym tłumaczeniem tytułu?). Goyer przedstawił wtedy Nolanowi pomysł na uwspółcześnienie Supermana. Chrisowi tak się ten pomysł spodobał, że przedstawił go władzom wytwórni Warner Bros. W efekcie Goyer został zatrudniony na stanowisku scenarzysty, a Nolan producenta. Pozostała jednak kwestia reżyserii.
Kandydatów było wielu. Przez media przewijały się takie nazwiska jak: Robert Zemeckis, Guillermo del Toro, Darren Aronofsky, Ben Affleck, czy Tony Scott. Angaż dostał ostatecznie doskonale czujący się w komiksowych klimatach Zack Snyder, autor m.in. "300" i "Watchmen. Strażnicy". Dalej było już z górki (chyba nie muszę opowiadać jak wygląda produkcja filmów?).

MANIAK O FABULE FILMU


Żegnaj mój synu...
Przydługi wstęp za nami. Czas na część właściwą recenzji. Subiektywnej recenzji (bo recenzja jest subiektywna z samej definicji - coś takiego jak obiektywna recenzja nie istnieje). Zacznijmy od rzeczy podstawowej - jaką historię opowiedziano w "Człowieku ze stali"?
Film otwiera przepiękna scena porodu, rozgrywająca się na Kryptonie, rodzinnej planecie tytułowego bohatera. Przedstawione zostają okoliczności, w jakich Superman trafia na ziemię. Następnie historia przeskakuje lata naprzód i spotykamy dorosłego już Clarka Kenta. Od czasu do czasu, podobnie jak w "Batman: Początek", historia przeplatana jest retrospekcjami (i niekumaci zarzucają mu zbytnie pogmatwanie... taa, jasne, niech obejrzą coś od Davida Lyncha). Wkrótce Clark poznaje swoje przeznaczenie.
Fabuła jest przemyślana i całkiem spójna (choć zawsze znajdą się osoby, które przespały połowę filmu, a później doszukują się nielogiczności w scenariuszu). To film przede wszystkim o dojrzewaniu i próbie odnalezienia się w świecie. To także opowieść pierwszego kontaktu, która odpowiada na pytanie: "Co by było gdyby przylecieli do nas kosmici?". To wreszcie film o społeczeństwie - nie takim jakie chcielibyśmy by było, ale takim jakie jest naprawdę: społeczeństwie nieufnym, nietolerancyjnym i odrzucającym każdego, kto się wyróżnia.
To, co najbardziej się Goyerowi udało w scenariuszu, to pokazanie drogi, jaką przebył Clark Kent od przerażonego swoimi umiejętnościami dziecka do superbohatera jakiego wszyscy znamy. Poruszające są retrospekcje, w których Clark uczy się opanować moc, a rodzice, w trosce o jego dobro, pilnują by się nie ujawniał. Kontrowersyjnie napisany jest Jonathan Kent - w poprzednich wcieleniach (filmowych i komiksowych) ostoja moralności, tutaj postać, która radzi Clarkowi wycofanie i czekanie na odpowiedni moment. To niewątpliwie ciekawe spojrzenie na postać (i oczywiście niewielu fanatykom się spodoba).
Doskonałe jest również zakończenie - Superman wreszcie pokazany jest jako ktoś, kto nie boi się podejmować ciężkich decyzji i nie jest wyidealizowanym "harcerzykiem" (co oczywiście znów wzbudza kontrowersje).

MANIAK O REŻYSERZE


Ten pan ma już 47 lat!
O reżyserii zawsze ciężko cokolwiek napisać. A to dlatego, że choć reżyserzy mają niewątpliwie wpływ na cały film - jego kształt, aktorów, rozwiązania zastosowane w opowiadaniu historii i jej prezentacji na ekranie - to ciężko o ich pracy przy filmie nie mówić w kontekście pracy pozostałych osób. Pozostaje mi więc póki co operować ogólnikami, a w kolejnych częściach recenzji (jeszcze tylko pięć) będę się jeszcze do tego, co Zack Snyder przy filmie zrobił, odwoływać. Teraz powiem jedynie, że zrobił kawał dobrej roboty - poprowadził całość konsekwentnie i widać, że miał na film konkretną wizję. Wizję, która porywa i zachwyca swoim rozmachem.

MANIAK O AKTORACH


Clark i Lois - chemia była
Aktorzy spisali się na medal. Henry Cavill to Superman idealny - aktor wczuł się w rolę doskonale i stworzył kreację na miarę Christophera Reeve'a (choć niewątpliwie inną). Oglądając go na ekranie, zupełnie zapomina się o aktorze, a widzi jedynie postać, którą odgrywa. To niewątpliwie bardzo duża zaleta, a przy okazji wreszcie szansa dla Cavilla na wybicie się w Hollywood.
Lois Lane w wykonaniu Amy Adams była równie dobra. To inteligentna, potrafiąca o siebie zadbać, a przy tym niezwykle wścibska i goniąca informację za wszelką cenę kobieta. Przy okazji nie jest sprowadzona do roli panienki w opałach i ma spory, czynny udział w końcowej walce. Adams nadaje postaci wiarygodności i tworzy Lois, która bardzo wyróżnia się na tle swych poprzedniczek, co nie było łatwym zadaniem.
Zod i Faora - istne wcielenia zła
Na ekranie błyszczeli złoczyńcy. Zod to ten typ łotra, który gdzieś tam głęboko ma swoją rację i można z nim sympatyzować, a Michael Shannon tę kreację uwiarygodnił. Jego Zod nie jest przerysowany jak ten Terrence'a Stampa - to raczej czło... Kryptończyk z krwi i kości, który kieruje się dobrem swojego ludu i to widać za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie.
Doskonała była również Antje Traue w roli Faory, partnerki Zoda. To postać niebezpieczna, szalona, a by dopiąć swego, nie zawaha się przed niczym. Scenariusz nie zapewnił aktorce wiele kwestii mówionych, ale to wszystko Traue nadrobiła gestami czy mimiką twarzy. Wystarczyło na nią spojrzeć i już widać było emanujące z niej zło. Była przy tym niezwykle seksowna, co w efekcie dawało idealną femme fatale.
Pochwała należy się także aktorom odgrywającym rodziców Supermana - zarówno tych biologicznych, z Kryptona jak i przybranych, ziemskich.
Kochający rodzice z Kryptona
Największą rolę spośród nich miał niewątpliwie Russel Crowe czyli filmowy Jor-El. Aktora, znanego choćby z "Gladiatora", przedstawiać nikomu chyba nie trzeba. W "Człowieku ze stali" zagrał znakomicie - sprawdził się zarówno w scenach akcji jak i w spokojniejszych rozmowach. Kradł każdą scenę, w której się pojawił - a było ich sporo. Zdecydowanie mniejsza rolę miała Ayelet Zurer jako Lara Lor-Van (czyli kryptońska matka Supermana). Mimo to, aktorka znana między innymi z "Aniołów i Demonów", również pokazała klasę, zwłaszcza w otwierającej film scenie porodu.
Równie kochający rodzice z Ziemi
Bardzo jasnym punktem filmu był Kevin Costner wcielający się w Jonathana Kenta. Aktor bardzo przekonująco oddał postać twardo stąpającego po ziemi farmera z Kansas, dla którego najbardziej liczy się dobro rodziny i syna. Na krok nie ustępowała mu Diane Lane (że też nikt nie zwraca uwagi na tę zbieżność nazwisk) - świetna zarówno jako kochająca i wrażliwa matka jak i silna, nie dająca sobą pomiatać kobieta.
Na koniec wspomnę o panu o nazwisku Laurence Fishburne (widzicie, jak zgrabnie ominąłem konieczność deklinacji), który wcielił się w redaktora naczelnego Daily Planet, Perry'ego White'a.
Perry White i jego karcące spojrzenie
Zaraz... Czarny aktor wcielił się w postać o nazwisku White? Owszem. Że jak to? Najpierw idźcie do Jacka Blacka i spytajcie, dlaczego jest biały.
White Fishburne'a jest zupełnie inny niż ten z komiksów. To postać mniej przerysowana i bardziej ludzka, a w filmie miała nawet chwilę, w której wykazała się bohaterstwem. Fishburne umiejętnie lawiruje pomiędzy srogim szefem gazety, a człowiekiem, dla którego bardzo liczy się dobro innych.
Oczywiście żadna z tych ról nie byłaby taka, gdyby nie praca Zacka Snydera, który umiejętnie aktorami pokierował. Strona aktorska filmu jest więc także po części jego zasługą.



MANIAK O TECHNIKALIACH


Czas omówić sprawy techniczne: zdjęcia, scenografia, dźwięk czy efekty specjalne (tyle jeszcze do opisania, a mnie powoli kończą się przymiotniki...). Żeby nie było kolorowo, tutaj mam kilka zastrzeżeń. Ale po kolei.
To nie jest typowy film w stylistyce Snydera - nie uświadczy się tu teledyskowości czy nadużywania efektu zwalniania czasu. Film był kręcony z ręki, co z jednej strony nadało mu dużo wiarygodności, a z drugiej mogło trochę męczyć, jednak nie na tyle, by zniechęcić do oglądania. Istotne jest również to, że pomimo zastosowania tego rodzaju zdjęć, film nie wyglądał jak tani dokument. To na plus.
Nie mam też zastrzeżeń do montażu - ujęcia przechodziły w siebie płynnie i logicznie - pomimo, że na ekranie działo się dużo, nie było chaotycznie. Dźwiękowcy również wywiązali się ze swego zadania - zachwycały dźwięki na Kryptonie czy podczas walk, a te typowo ziemskie brzmiały dobrze i zawsze na miejscu.
Kryptoński krajobraz
zapiera dech w piersiach
Genialne były stroje - od zmodernizowanego kostiumu Supermana (już nie nosi gaci na wierzchu!), po ubrania Kryptończyków - projektanci wykazali się nie lada inwencją i umiejętnie połączyli znane i tradycyjne z nowatorskim i oryginalnym.
Scenografia również stała na wysokim poziomie. Widz raczony jest obco wyglądającymi krajobrazami Kryptona, miejską dżunglą Metropolis czy sielankowymi widokami Smallville. Wszystko dopięte na ostatni guzik.
No i w ten sposób dochodzimy do efektów specjalnych. Te były naprawdę genialne, ale miały jedną bolączkę. W pewnym momencie zaczęło ich być za dużo. Częstotliwość wybuchów w którejś chwili wzrosła tak bardzo, że czuć było przesyt. Można było wręcz odnieść wrażenie, że ma się do czynienia z bezmyślną i ciągłą "rozwałką" i choć jest to wrażenie mylne, to wielu widzów może mieć problem z jego zatarciem. Nie mniej jednak, jest to film o komiksowym superbohaterze, a w takich i efekty i "rozwałka" są potrzebne - ważne, by tego filmu nie zdominowały, a tak w przypadku "Człowieka ze stali" na szczęście nie jest. Przy okazji, nie warto wybierać się na seans 3D - konwersja jest dość kiepska.
Oczywiście znów należy wspomnieć, że w to wszystko swój wkład miał także Snyder, który umiejętnie pokierował odpowiednimi działami produkcji tak, by zrealizować swą wizję. Wizję o epickim (czy jestem pierwszą osobą od dawna, która używa tego słowa poprawnie?) rozmachu.

MANIAK O MUZYCE


Hans "Kopiuj-Wklej" Zimmer
Za muzykę do filmu odpowiadał Hans Zimmer. Miał on nie lada zadanie - wszak motywy, które napisał John Williams mają dziś status klasyków i ciężko im dorównać.
Należy zauważyć, że Williams i Zimmer podchodzą do ścieżki dźwiękowej w nieco inny sposób. Ten pierwszy tworzy raczej wpadające w ucho tematy (któż dziś nie nuci motywu z "Gwiezdnych Wojen", "Indiany Jonesa" czy "Harry'ego Pottera?), drugi zaś komponuje muzykę, której głównym zadaniem jest zilustrowanie tego, co dzieje się na ekranie, niekoniecznie jednak działanie poza nim (choć od tej reguły są wyjątki). Dodatkową bolączką Zimmera jest to, że często się powtarza i poddaje swe stare pomysły recyklingowi. Jak było tym razem?
Co uważniejsi znajdą pewne podobieństwa do ścieżek z "Aniołów i Demonów" czy "Króla Lwa", ale ogólnie rzecz biorąc, niemiecki kompozytor stworzył jedną z oryginalniejszych ścieżek w swojej karierze. Ścieżek, które idealnie spełniają swoje zadanie: podczas filmu nie zakłócają jego odbioru, a po nim wciąż grają w głowie. Dobrze też słucha się tej muzyki z płyty, niezależnie od filmu. Duża w tym zasługa tego, że Zimmer zdecydował się trochę odejść od dotychczasowego stylu i napisał kilka wpadających w ucho tematów, jak ten słyszany już w jednym ze zwiastunów do filmu utworze: "What Are You Going to Do When You Are Not Saving the World?". Oczywiście nadal uświadczymy tu dużo perkusji i dudnienia, jak to Hans ma w zwyczaju, ale jest tego zdecydowanie mniej niż zazwyczaj.


Czy jest to ścieżka na miarę tej od Johna Williamsa? Jest to na pewno ścieżka inna. Nic nie ujmując utworowi "Superman March", trzeba przyznać, że jednak jest to relikt przeszłości i dziś brzmi nieco anachronicznie (zresztą, podobnie jest z filmami Donnera, również niczego im nie ujmując). Zimmer skomponował muzykę na miarę dzisiejszych czasów i dzisiejszego Supermana, która tak pasuje do "Człowieka ze Stali", jak muzyka Williamsa do "Supermana".

MANIAK O SMACZKACH


Nie byłbym oczywiście sobą, gdybym nie wspomniał o mrugnięciach okriem do widza, których w filmie jest mnóstwo. Są odwołania do uniwersum DC (głównie do Batmana, Lexa Luthora, ale też Boostera Golda czy Aquamana), komiksowych twórców czy poprzednich filmów Snydera jak "300".  Nie chcę tu psuć zabawy i mówić o tym wszystkim ze szczegółami - zachęcam do szukania takich smaczków samemu, bo to bardzo przyjemna rzecz.

MANIAK PODSUMOWUJE


Nadszedł wreszcie czas podsumowania. "Człowieka ze stali" uważam za film niezwykły. To obraz, w którym udaje się pokazać Supermana na miarę naszych czasów - bohatera, z którym, pomimo jego wyjątkowości, łatwo się utożsamić. Jasne, nie jest pozbawiony wad i momentami zdaje się przeładowany efektami specjalnymi, jednak to wszystko nie odbiera niesamowitej frajdy z oglądania filmu, który poza walorami rozrywkowymi ma także pewne walory refleksyjne.
W trzystopniowej skali: dobry, średni i słaby oceniam zatem na:

DOBRY

Komentarze

  1. Dobry tekst.
    Przy okazji - nie zastanawiałeś się nad zmianą tła? Ten pomarańcz mocno razi oczy. Pomyśl może nad jakimś komiksowym, bardziej stonowanym tłem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo za komentarz. Mnie tło się podoba, ale może rzeczywiście trzeba by było je zmienić lub nieco zmodyfikować, żeby nie raziło.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.