Maniak inaczej #50: Spełnienie marzeń pisarza-amatora, czyli "Once Upon a Time" S04E21-22

MANIAK NA POCZĄTEK


Nareszcie. Udało mi się napisać recap finałowego odcinka czwartego sezonu „Once Upon a Time”. Nie będę Wam mówić, jakie przeboje miałem z tym tekstem, bo i nie chcę się tłumaczyć — najważniejsze, że w końcu jest, a i kolejne z serii są w drodze (następny na blogu już jutro, bo przecież sezon piąty trwa i trzeba nadgonić).
Jeśli jesteście fanami serialu to wątpię, żebyście mieli jeszcze ten odcinek przed sobą, ale być może są wśród Was osoby, które musiały odłożyć seans. Dlatego jak zwykle ostrzegam, że tutaj opisuję dokładnie każdą scenę, szukam różnych nawiązań, snuję teorie, zachwycam się i rzucam kilkoma nieśmiesznymi żartami. Więc jeśli nie chcecie poznać szczegółów fabuły, to zawsze możecie zajrzeć do bezspoilerowej recenzji, na którą traficie, klikając tutaj.
To jak, gotowi?

MANIAK ANALIZUJE


Jak zwykle zaczynam od tytułu, a ten brzmiał w przypadku dwugodzinnego finału czwartego sezonu: „Operation Mongoose”, czyli „Operacja Mangusta”. Taką nazwą ochrzczono działania Henry’ego, Reginy i Emmy, które miały na celu zapewnienie Reginie szczęśliwego zakończenia. To, jak wiemy, bohaterka właściwie już odnalazła, jednak w obliczu nowego zagrożenia, będzie musiała postarać się zdobyć je jeszcze raz. A nie będzie to łatwe.
Zaintrygowani? Przejdźmy do pierwszej sceny odcinka.

Isaac i jego srogi szef.

Rycerz w lśniącej zbroi przemierza leśną drogę na swoim wierzchowcu. W tle rozbrzmiewa podniosła muzyka. Kamera powoli się oddala i wszystko okazuje się być tylko programem telewizyjnym o nazwie „Knight of Valor” („Waleczny rycerz”).
Mamy grudzień 1966 roku (to ważna data i jeszcze do niej wrócę). Znajdujemy się w sklepie z telewizorami. Stereotypowe amerykańskie małżeństwo zastanawia się nad kupnem modelu z kolorowym wyświetlaczem. Do akcji wkracza oczywiście sprzedawca. Co ciekawe, okazuje się nim Isaac!
Mężczyzna w dość specyficzny sposób zachwala zalety telewizora, mówiąc o tym, jak to prawdziwy świat jest miejscem niezwykle złożonym i skomplikowanym, które pełne jest równie skomplikowanych jednostek. Wnętrza tychże jednostek namalowane są wieloma barwami o różnych odcieniach, a telewizor Zenith Marseille (ludzie od scenografii się nie popisali, bo prawdziwy Zenith wyglądał inaczej) potrafi wszystko to uchwycić. I to w domowym zaciszu!
Gdyby jakiś sprzedawca mi tak zaczął poetycko opisywać telewizor… raczej nie zachęcił by mnie do kupna. Tym bardziej nie zachęca męskiej połówki małżeństwa, zainteresowanej tylko tym, czy do modelu dołączany jest pilot. Isaac, skonfundowany pytaniem, nie potrafi na nie odpowiedzieć.
Pałeczkę natychmiast przejmuje szef Isaaca, który zapewnia o tym, że pilot dołączany jest gratis; a zauważywszy wojskowy tatuaż na ramieniu klienta podejmuje temat i łechce ego mężczyzny komplementami. Proponuje tez wypróbować pilot i telewizor, a tymczasem zabiera swojego pracownika na stronę.
Szefowi oczywiście nie podoba się, że Isaac swoją gadką raczej klientów zniechęca. Zatrudnił mężczyznę, bo ten chciał być pisarzem. Isaac szybko wtrąca, że tym pisarzem jest, ale szef natychmiast zbywa tę uwagę, mówiąc, że odrzucone przez wydawnictwa rękopisy się nie liczą. Dodaje, że w sprzedawaniu chodzi o opowiadanie historii, więc miał naprawdę spore oczekiwania wobec Isaaca. Najwyraźniej jednak Isaac wcale nie opowiada tego, co klienci chcą usłyszeć.
Maluje się tu bardzo ciekawy obraz naszego Autora, jako kogoś, kto jest nierozumiany i niedoceniany. Przy okazji twórcy delikatnie wtrącają między wiersze problem tego, czy pisać pod publiczność, czy też pozostać wiernym sobie.
Szef odchodzi do klientów, tymczasem zdenerwowany Isaac przegląda korespondencję. Nagle zauważa list od wydawnictwa Star Publishing (datowany na 15 grudnia). Natychmiast rozrywa kopertę i czyta treść:
Szanowny Panie Isaacu Hellerze,

Chcemy się z panem natychmiast spotkać.

Star Publishing
Tym samym poznajemy pełne nazwisko Autora — brzmi ono Isaac Heller. Co ciekawe, nie jest to byle jakie nazwisko, bo należało także do żyjącego naprawdę twórcy zabawek, założyciela firmy Remco. Ale to pewnie przypadkowa zbieżność.

Próba Isaaca i próba Johna Locke’a.
Subtelne nawiązania do „Zagubionych” zawsze w cenie.

Isaac wchodzi do siedziby Star Publishing. Za drzwiami znajduje się wielka, niemal pusta sala, w której rogu stoi biurko. Nikogo nie widać, w związku z czym Isaac głośno oznajmia swoją obecność. Odpowiada mu pewien znajomo brzmiący, starszy mężczyzna, który szybko okazuje się… Uczniem Czarnoksiężnika!
Uczeń zaprasza Isaaca do biurka i rozkłada przed nim kilka piór. Niczego nieświadomy Heller pyta jak wygląda cały proces wydawniczy. Uczeń uśmiecha się i mówi, że całkowicie się różni od tych z innych wydawnictw. Następnie każe wybrać mężczyźnie jedno z piór. Isaac z początku zabiera się do tego niechętnie, ale w końcu wstaje i zdradza ciekawą rzecz: ostatni raz dostał pióro na swoją bar micwa. To by oznaczało, że jest wyznawcą judaizmu. A przy okazji, o ile pamięć mnie nie myli, pierwszą postacią z „Once Upon a Time”, która zdradza swoją religijną przynależność.
Uczeń cierpliwie wyjaśnia Isaacowi, że wybór pióra to test, który ma zdradzić, jakim naprawdę jest on pisarzem. Ma wybrać to pióro, które najbardziej do niego przemawia. Całość przywodzi nieco scenę z „Zagubionych”, w której Richard Alpert odwiedza młodego Johna Locke’a i każe mu podjąć podobny wybór. To oczywiście świadome nawiązanie scenarzystów.
Isaac chwilę waha się przed wyborem, ale ostatecznie sięga po właściwe pióro — to magiczne. Kiedy je podnosi, przedmiot natychmiast otacza niebieskawa poświata, więc szybko je odkłada. Uczeń jest jednak zadowolony. Isaac pomyślnie przeszedł próbę, a to oznacza, że będzie kolejnym Autorem. Ostatni zmarł całkiem niedawno (połączmy fakty: wg Augusta jeden z wcześniejszych Autorów miał na imię Walt, a list do Isaaca pochodzi z 15 grudnia 1966 r., czyli dnia śmierci Disneya; hmmm…).
Uczeń proponuje wybrać się w podróż. Oddaje Autorowi pióro, wyczarowuje drzwi i mówi, że nadszedł wreszcie czas, by skończyć ze sprzedażą telewizorów. Isaac jest oczywiście bardzo zdumiony — do tego stopnia, że przyznaje, iż nie może uwierzyć w to co widzi. Uczeń zapewnia jednak, że skoro widzi, to na pewno wierzy. W magię. Każe podążyć za sobą. Obiecuje także odpowiedzi.
Bardzo mi się ten proces rekrutacji podoba. Zastanawia mnie tylko, co poszło nie tak, skoro później pan Heller wymknął się spod kontroli. Czyżby metoda jego wyboru była metodą zawodną?

Wieża niczym Roszpunki.

Czas na kartę tytułową — jedną z dwóch, jako że to podwójny odcinek. Widzimy na niej wysoką wieżę, kojarzącą się oczywiście z dwoma baśniami: „Roszpunką” oraz „Śpiącą Królewną”. Co ciekawe, nie ma ona z żadną nic wspólnego, ale za to łączy się z ważnym elementem dalszej części fabuły.

August przynosi list gończy.

Przenosimy się do rezydencji Czarnoksiężnika. Regina, Robin, Emma, Hak, Księcia i Henry przeszukują tajną biblioteczkę, ale nie natrafiają na żaden trop. To co napisał Autor, nie pojawia się w żadnej z pustych książek. Robin stara się uspokoić rozwścieczoną Reginę, która słusznie zauważa, że Gold jest nieobliczalny i może sprawić, iż następnego dnia kobieta obudzi się i zacznie kumkać jak żaba. Hak rzuca na to, że przynajmniej Regina się obudzi. Biedny pirat — tak bardzo nienawidzony przez „krokodyla”.
Grupę bierze w karby Książę, który zarządza koniec spekulacji i mówi, że należy szukać w innym miejscu. Nagle w biblioteczce pojawia się August, po którego wcześniej zadzwoniła Emma. Mężczyzna przekazuje pozostałym wiadomość, że wie o kimś, kto może pomóc w sprawie: Uczniu Czarnoksiężnika. Spotkał go kiedy mieszkał w Phuket w Tajlandii (ależ sobie nasz Pinokio podróżował) i to właśnie Uczeń poradził dowiedzieć się więcej o Księdze Baśni (Uczeń staje się coraz bardziej frapującą postacią — ciekawe jak często bywa w naszym świecie). August nie widział starca w Storybrooke, ale pokazuje grupie kartkę z jego portretem. Oczywiście Hak natychmiast rozpoznaje w Uczniu mężczyznę, którego wraz Goldem uwięził w tiarze i dzieli się informacją z pozostałymi. No, nareszcie uwolnią biednego Ucznia — myślałem, że zupełnie o nim zapomną.

Uczeń uwolniony.

Szybko przechodzimy do klasztoru wróżek. Grupa, wraz z nieodżałowaną Matką Przełożoną/Błękitną Wróżką zebrała się nad szkatułką z tiarą. Haka dręczą wyrzuty sumienia, ale Emma wiernie przy nim trwa i dodaje mu otuchy.
Okazuje się, że wróżki mogą wydostać Ucznia z tiary i nie potrzeba do tego sztyletu Titeliturego — wystarczy coś, co należało niegdyś do Ucznia. Hak natychmiast podaje wróżce miotłę (co stanowi kolejne piękne i symboliczne odwołanie do disneyowskiej „Fantazji”). Wróżka zaczyna czarować. Efekty specjalne wparwadzie nie powalają, ale Uczeń w końcu zostaje uwolniony, a to liczy się najbardziej.
Jako doświadczony i mądry starzec Uczeń oczywiście wie, co się wydarzyło i od razu postanawia przejść do rzeczy — wszak nie ma czasu do stracenia. Nagle zauważa Haka i na moment przystaje skonsternowany (ach te traumy), ale szybko ignoruje niepożądanego gościa i mówi, że trzeba wszystko naprawić. Ponownie uwiężą Autora w księdze i będą mieli nadzieję, że tym razem nikt go nie uwolni. Potrzebna do tego będzie oczywiście kartka z ilustracją drzwi, która aktualnie znajduje się w mieszkaniu Księciów. Emma szybko każe rodzicom i Hakowi pilnować Henry’ego — Gold także mógł przecież zadecydować o tym, by zdobyć kartkę — jeśli jest na tyle cwany. A czas ucieka.

Isaac pracuje.
Niezły jest, skoro napisał książkę na stojąco.

Sklep Golda. Isaac wciąż pracuje nad swoim wiekopomnym dziełem, ale zapewnia Golda, że już niedługo skończy. Gold pyta, dlaczego Autor jest taki pomocny — ma przecież pióro, a więc mógłby mieć wszystko i Gold do niczego mu niepotrzebny. Isaac odpiera, że są bardzo podobni do siebie: obaj przez lata bezskutecznie walczyli o swoje szczęście. Isaac doskonale zdaje sobie sprawę jakie to uczucie i dlatego nastał według niego czas, by obrócić wszystko do góry nogami i sprawić, by to czarne charaktery dostały szczęśliwe zakończenia. Jakiż on empatyczny…
Titelitury pyta, jakie Isaac wymarzył sobie szczęśliwe zakończenie: zamek, skarb, władzę…? Isaac uśmiecha się i odpowiada, że żadna z tych rzeczy nie jest dla niego — nie chce się nabawić czerwonki i martwić się przewidywaną długością życia sięgającą czterdziestu lat. Marzy mu się zupełnie co innego: obsługa hotelowa i ciepła woda. Chce, by jego zakończenie miało miejsce w świecie bez magii, skąd pochodzi.
Gold dość szybko męczy się rozmową, a i chore serce daje o sobie znać. Każe więc pisać Autorowi dalej. Ten pyta, jak ma podejść do sprawy Baelfire’a. Magia nie może wprawdzie przywrócić zmarłych do życia (pamiętamy z „Once Upon a Time in Wonderland” trzy prawa magii), a piórem można zmienić tylko tę przeszłość, którą samemu się stworzyło. Isaac pisze jednak dla Titeliturego zupełnie nową historię i mógłby na przykład sprawić, by Mroczny zapomniał o synu. Na to jednak Gold się nie zgadza. Chce pamiętać o Baelu, choć przyznaje, że można by jego wspomnienia delikatnie podrasować. Pragnie bowiem żyć w świecie, w którym był dobrym ojcem; w świecie, w którym może żyć ze stratą i w którym Bael do samego końca postrzega go jako bohatera.
Isaac mówi, że jak najbardziej może to uczynić. A gdy sprawa jest już załatwiona, czas na zakończenie książki (swoją drogą — ale on szybko pisze!).

Drużyna 1 rusza do ataku.

Czas na szybki montaż. Emma, Regina i Uczeń idą ulicą w stronę sklepu Golda.

Drużyna 2 rusza na poszukiwania.

Księcia, Hak i Henry docierają do mieszkania po kartkę. Hak znajduje Ksiegę Baśni…

Drużyna 1 coraz bliżej celu.

…a tymczasem Emma, Regina i Uczeń są coraz bliżej celu.

Ale drużyna Z(łych) jest szybsza.

Niestety — jest już za późno. Autor pisze: „koniec” i stawia ostatnią kropkę, a następnie złowieszczo się uśmiecha (bez złowieszczego uśmiechu żadna nikczemność nie jest tak usankcjonowana). Nagle zaczyna błyskać…

Henry został na lodzie. Ale z kluczykiem.

Ujęcie na otwartą dłoń nieprzytomnego Henry’ego, w której znajduje się kluczyk. Kluczyk, otwierający drzwi na ilustracji — te, za którymi przez lata uwięziony był Autor.
Chłopak odzyskuje przytomność i podnosi się z ziemi. Szybko zbiega ze swojego pokoju na dół, wołając po drodze dziadków i Haka. W mieszkaniu jest jednak zupełnie pusto. Chłopiec zauważa tylko na ziemi Księgę Baśni. Zaczyna coś podejrzewać, ale najpierw postanawia się upewnić.

Rose McIver w „iZombie”, to dobra i taka Dzwoneczek.

Szybko wychodzi na dwór i przemierzając główną ulicę miasteczka, co chwilę nawołuje: a to mamę (a raczej mamy), a to dziadków. Scena jednak nie byłaby tak dobra, gdyby nie mały ukłon w stronę Disneya — wiatraczek ogrodowy w kształcie Dzwoneczka.

Uwielbiam takie ujęcia!

W końcu Henry zagląda przez okno do sklepu Golda, a następnie wchodzi do środka. Dostajemy przepiękne ujęcie z zaciętą płytą gramofonową na pierwszym planie (<3) i patrzymy jak ta płyta powoli się obraca, póki chłopak nie wyłącza urządzenia. Oczywiście chwilę później ostatecznie domyśla się, że plany Autora i Golda musiały się powieść, a jako postać niebaśniowa, sam pozostał w świecie bez magii. I teraz wszystko zostało w jego rękach…

No to jazda.

Dostajemy bardzo szybkie ujęcie na pędzący samochód. Kierowcą jest… Henry. Widać lekcje z Księciem (oglądaliśmy je w siedemnastym odcinku trzeciego sezonu serialu) na coś się przydały.

Isaac napisał książkę na stojąco,
postawił kropkę i bęc — staje się autorem bestsellera.

Henry podjeżdża do baru, który znajduje się gdzieś hen daleko poza miasteczkiem (ależ miał szczęście, że go gliniarze nie schwytali bez prawa jazdy). Wchodzi do środka i podchodzi do kelnerki. Ta jest bardzo podejrzliwa, ale chłopiec zbywa jej dociekliwe pytania (typu: „Możesz już jeździć samochodem?”) i zadaje swoje. Rozkłada na ladzie zdjęcia bliskich i pyta, czy kobieta gdzieś ich widziała. Ta odpowiada negatywnie i mówiąc że popyta innych, odchodzi na tyły baru. Oczywiście dzwoni od razu na policję, ale Henry szybko się tego domyśla, zabiera zdjęcia i już zbiera się do wyjścia, kiedy zauważa stojak z książkami, a na nim pozycję napisaną przez niejakiego Isaaca Hellera: „Bohaterowie i złoczyńcy”.
Na okładce książki widnieje wiadomość, że znajduje się ona na liście bestsellerów oraz że jest to pierwsze wydanie w miękkiej oprawie. Jest też wzmianka o nagrodzie literackiej. Po drugiej stronie, znajduje się zaś zdjęcie autora (z tym draniowatym uśmieszkiem, a jakże) oraz fragmenty recenzji. Co ciekawe, ich autorzy: Neil Westlake, Cheryl Marion i Keith Lau dostali nazwiska po osobach pracujących przy serialu. A co mówią fragmenty?
Neil Westlake: „Warto było czekać. Heller prowadzi fabułę pierwszorzędnie i znakomicie utrzymuje tempo opowieści. Styl ma wyrazisty, a jego postaci niemal ożywają na kolejnych stronach. To wyrafinowana i ważna książka.”
Cheryl Marion: „Wspaniała lektura… Jest tu wszystko: od rycerzy pokonujących smoki po walkę zwykłych ludzi przeciw uciskowi i złu. Naprawdę genialna rzecz.”
Keith Lau: „Heller bierze ideologię «Atakuj albo daj się pobić» i wynosi ją w swym uderzającym debiutanckim dziele na zupełnie nowy poziom. Mam wrażenie, że nauczyłem się czegoś nowego o walce ze złem”.
No, no, ależ pochlebne teksty. Czyli wychodzi na to że pióro dało Isaacowi możliwość przemodelowania także rzeczywistości świata bez magii. W ten sposób został poczytnym pisarzem. To zresztą bardzo ciekawy motyw — Isaac nie jest z tych czarnych charakterów, którym zależy na władzy nad światem i innych takich. On jest po prostu samolubny. I chce osiągnąć sukces. Zapomina przy tym, że tak naprawdę ten sukces już raz osiągnął — tylko nie umiał go rozpoznać.

Isaac przemawia.

Przenosimy się do Nowego Jorku, na spotkanie autorskie z Isaakiem, który wygłasza przed klaszczącym tłumem fanów przemówienie:
Ktoś powiedział mi kiedyś, że nie opowiadam takich historii, jakich inni chcą usłyszeć. Ja jednak mówię: pisz o tym, co wywołuje w tobie silne uczucia. Właśnie to liczy się najbardziej. „Bohaterowie i złoczyńcy” to książka bardzo bliska memu sercu. To projekt wymarzony od bardzo dawna — nie uwierzylibyście jak dawna. Napisałem go, bo uważam, że ludzie mają dość. Dość bohaterów, którzy w klasycznych baśniach dostają wszystko. I stąd zupełnie inne zakończenia dla Śnieżki, Księcia i całej reszty… Coś innego dla współczesnego czytelnika. Co się stanie, jeśli to ci źli wygrają?
No, talent do przemów nasz Autor ma — to mu trzeba przyznać.

Fani w przebraniach!

Czas na dyżur autografowy. Na początek jednak rzut okiem na fanów (wśród których można wyłowić cosplayerów Urszuli i Jacka Sparrowa, a dodatkowo jest też ktoś, kto wygląda niemal jak Regina), a dopiero potem na podpisującego książki Isaaca. Twórcy oczywiście dają fanom prztyczka w nos i rozpisują sytuację, w której wielbicielka Reginy podchodzi do Autora i opowiada o swojej wielkiej miłości do bohaterki. Dzieli się też ręcznie zrobionymi przypinkami z napisem „Niech żyje Regina”. No i wreszcie: pyta, czy Regina dostanie szczęśliwe zakończenie. Autor początkowo udaje, że jej powie, ale potem oświadcza, że nic nie zdradzi. Bo przecież spoilery są złe. W każdym razie, jeśli twórcy widzą fanów jako tak pozytywnie zakręconych ludzi, to jestem na tak!
Wracając do przebiegu akcji: nagle na stoliku przed Autorem zamiast książki pojawia się… kartka z ilustracją drzwi! To oczywiście Henry (nie, no teraz aż do Nowego Jorku przyjechał i też go nikt nie schwytał?). Isaac próbuje zbyć chłopca, ale Henry pokazuje mu kluczyk i grozi, że jeśli Autor mu nie pomoże, to znów trafi do swojego więzienia. Brawo, Henry!

„Burzysz? To zaraz dostaniesz z kluczyka!”

Chłopaki przenoszą się na zaplecze, gdzie kontynuują rozmowę. Oczywiście nad Isaakiem wciąż wisi groźba w postaci kluczyka i ilustracji. Mając ją na względzie, mężczyzna wyjaśnia, że mieszkańcy Storybrooke znaleźli się wewnątrz manuskryptu i żyją tam w pewnego rodzaju alternatywnej rzeczywistości. Poza Emmą, ponieważ dla Wybawicielki nie było w tym świecie miejsca (ale zniknęła z Storybrooke, więc jednak gdzieś ją tam Autor-kłamczueszek wpisał). Niestety Isaac nie jest w stanie odwrócić tego, co zrobił, ponieważ złamał najważniejszą zasadę — napisał swoje własne szczęśliwe zakończenie, przez co pióro stało się bezużyteczne. W ten sposób Autor został zwykłym pisarzem — choć, trzeba przyznać, nieźle ustawionym. Swoją drogą to trochę smutne, że Autor nie może napisać swojego szczęśliwego zakończenia. Staje się takim wyrobnikiem Czarnoksiężnika i jego Ucznia, który — poza możliwością zobaczenia i opisania pięknych rzeczy — skazany jest na wieczną pracę. Trochę więc Isaaca rozumiem. Ale to i tak fajna praca!
Co robi Henry? Oczywiście próbuje wyrwać Autorowi książkę z manuskryptem i sam postanawia uwolnić bliskich. Isaac jednak go wyśmiewa, odwraca się plecami i kieruje do wyjścia z zaplecza. Chłopak nie daje za wygraną. Zbiera w sobie ostatnie pokłady złości i siły, a potem popycha Autora tak, że ten się przewraca. Teraz Henry ma chwilę czasu, by otworzyć książkę, znaleźć odpowiednią ilustrację i za pomocą kluczyka wejść do środka. I w ten sposób znajduje się w świecie opisanym przez Autora. A przy okazji pokazuje, że już nie jest tym samym małym chłopcem, ale całkiem rozgarniętym młodzieńcem.

Miecz zawsze spoko.

Henry trafia do małej leśnej osady. Szybko rozgląda się po okolicy i znajduje na ziemi miecz. Zaciekawiony znaleziskiem nie zauważa, że wkrótce do świata w książce trafia też Autor. Isaac nie ma chwili do stracenia i natychmiast ogłusza Henry’ego. Oj, niedobrze.

Dzielny Pogromca Ogrów na ratunek.

Henry został spętany i przywiązany do przewróconego wozu. Autor wyjaśnia, że teraz obaj są uwięzieni w książce, a to nie napawa go zbytnim zadowoleniem (jest zimno, nie ma bieżącej wody i wszędzie czyha śmierć). Henry chce się wydostać, jednak Isaac mówi, że nie ma takiej możliwości. Dobrze mu z tym, co napisał i nie ma ochoty, by Henry biegał i niweczył jego plany, zmieniając tok historii (to dość mocna sugestia a propos przyszłej roli Henry’ego, która zostaje ujawniona pod koniec odcinka). Nikt dobry nie dostanie szczęśliwego zakończenia.
Henry dość szybko pojmuje znaczenie słów Isaaca i wyciąga wniosek, że w takim razie szczęśliwe zakończenie dla któregokolwiek z bohaterów pozytywnych zniszczyłoby książkę. Autor niezbyt się jednak przejmuje smykałką chłopca do szybkiego łączenia faktów. Znajdują się teraz w ostatnim rozdziale książki (Henry, nie mogłeś tym kluczykiem pokręcić na jakiejś wcześniejszej stronie?), a ten dobiegnie końca, gdy o zmierzchu wybrzmią dzwony. Wtedy już nie będzie możliwości żadnej zmiany.
Nagle z oddali widać zbliżającego się ogra (trzeba przyznać, że to całkiem niezły model komputerowy). Isaac szybko więc oddala się i zostawia Henry’ego na pastwę losu. Sytuacja chłopca wydaje się beznadziejna, ale wtem pojawia się rycerz (w lśniącej zbroi, a jakże!) i pokonuje potwora za pomocą magii. Nagle osada robi się pełna ludzi (rozumiem, że chowali się przed ogrem w swoich domach, ale to bardzo głupi pomysł — Isaac coś kiepsko to napisał), którzy są oczywiście bardzo wdzięczni ich wybawicielowi. A któż skrywa się w zbroi? Titelitury! Ale to znakomity pomysł — tchórz, który uciekł z wojny ogrów teraz jest pogromcą potworów. Nie pragnie oczywiście żadnego zadośćuczynienia, gdyż dobre uczynki są nagrodą samą w sobie (kolejna zabawa postacią — dawny Titelitury nic nie robił za darmo). W mig uwalnia Henry’ego i każe mu pędzić do rodziny. Sam ma bowiem kolejną wioskę do uratowania. Henry wyciąga zaś zza pazuchy „Bohaterów i złoczyńców” w miękkiej okładce i rozpoczyna poszukiwanie znajomych.

Podobieństwo niemal uderzające.

Henry uważnie czyta książkę Isaaca i w ten sposób omija różnorakie przeszkody i pułapki wiodące do leśnej kryjówki pewnej postaci. Fragment książki, który słyszymy brzmi:
Leśną kryjówkę chroniło wiele śmiertelnych pułapek: przykryty liśćmi głęboki dół pod cedrem, wielka opadająca kłoda, która wisiała nieopodal… Wreszcie, na środku wierzbowego lasu, znaleźć można było sielski… dom.
Chłopiec bez problemu odnajduje to o czym mowa w książce — wejście do wydrążonego pnia drzewa, który prowadzi do małej jaskini. Podchodzi bliżej i pyta, czy jest ktoś w środku. Mieszkanka zachodzi go tymczasem od tyłu i każe mu się natychmiast odwrócić. Kim jest kobieta? To Regina, w dodatku celująca w Henry’ego z łuku. Co ciekawe, bohaterka ubrana jest w strój podobny do tego, który nosiła Śnieżka, gdy ukrywała się przed swą macochą w lesie. To znów dość sympatyczne odwrócenie ról.
Henry natychmiast przedstawia się Reginie i mówi, że jest jej synem, tak jak kiedyś powiedział to Emmie.

Nie wygląda ten ogr tragicznie.

Tymczasem Autor powraca do wioski i pod nosem powtarza jak mantrę: „No dalej, Henry, bądź martwy, proszę”. No żeby młodemu chłopakowi tak życzyć śmierci? Bardzo nieładnie.
Autor zauważa powalonego ogra i przecięte węzy. Od razu przypomina mu się o Pogromcy Ogrów (a przecież sam dał Titelituremu taką rolę). Zastanawia się chwilę, po czym wpada na jakiś pomysł i zaczyna biec.

„Co ty pleciesz, dzieciaku?”

Henry stara się wyjaśnić Reginie całą sytuację, ale ta nie chce wierzyć, że żyje teraz w książce, a kiedyś go adoptowała i mieszkała w miejscu zwanym Maine. W końcu się niecierpliwi i, grożąc kieszonkowym nożem, pyta chłopca, kto go przysłał i czy pracuje dla królowej. Henry wyjaśnia, że próbuje pomóc odnaleźć Reginie szczęśliwe zakończenie i że w jego świecie nazwali to Operacją Mangusta. Regina cofa nóż i wyśmiewa chłopca, dodając, że to bardzo głupia nazwa (to śmieszne, bo sama ją wymyśliła).
Henry, jak to Henry — oczywiście nie daje za wygraną i sięga po ostateczny argument — pokazuje książkę. Regina bierze ją do rąk i zaczyna czytać. Jest bardzo zdziwiona, kiedy okazuje się, że w środku opisany jest jej planowany napad na powóz z podatkami. Kobieta nie chce jednak, by jakaś książka mówiła o jej przyszłości (serio? ja bym chciał) i wrzuca ją do ognia. Niestety Henry nie daje rady jej odratować (parzy).

„No przestań już mi opowiadać!”

Chwilę później bohaterowie znajdują się już na zewnątrz. Henry, niezrażony, gna za Reginą, która nie jest z tego powodu zbyt zadowolona. Chłopiec obiecuje jej, że nie spocznie, póki nie odnajdzie dla niej prawdziwej miłości. Wyjaśnia, że kobieta musi odszukać Robina Hooda i go pocałować — wszak pocałunek prawdziwej miłości złamie każdą klątwę. Regina nie jest jednak zachwycona pomysłem. Robin to jej największy konkurent i najchętniej złamałaby mu nos. Dodaje, że jeśli Henry czytał książkę, to wie, że Regina musi teraz odejść. Królowa chce jej śmierci, bo uważa, że kobieta zniszczyła jej życie. Jeśli więc chłopiec chce szczęśliwego zakończenia, to musi szukać gdzie indziej.
Ponownie widać, że twórcy bawią się tutaj swoim światem i swobodnie odwracają pewne motywy. Regina praktycznie zamieniła się miejscami ze Śnieżką i to naprawdę działa!

Mroczne krasnoludki, brrrr.

Isaac krąży po lesie i nawołuje Henry’ego. Wkrótce wpada jednak w pułapkę i w mig pojawiają się przy nim krasnoludki. Krasnoludki ubrane na czarno i złe do szpiku kości. Tak złe, że Autor jest przerażony i błaga o litość. Krasnoludki postanawiają go przeszukać i znajdują przypinkę z napisem „Niech żyje Regina”, wręczoną wcześniej przez fankę. Budzi to w nich wściekłość i na okrzyk Gburka „Hej ho, do pracy by się szło!” ogłuszają Isaaca.

Zła Śnieżka wie, czyją garderobą się inspirować.

Przenosimy się do zamku, na którym panuje Śnieżka. Ubrana, rzecz jasna, w piękną, wymyślną suknię — jakby zabraną z garderoby Złej Królowej.
Gburek przyprowadza przed oblicze Śnieżki Isaaca i pokazuje znalezioną przy nim przypinkę. Śnieżka czyta jej treść, a potem od niechcenia rzuca przypinkę na ziemię. Isaac stara się jakoś ratować i zapewnia, że stoi po stronie Śnieżki. Wspomina też o Henrym, rysując chłopca jako tego, który chce odebrać Śnieżce wszystko, co ma.
Królowa wyciąga noszone przy sobie serce i woła jego właściciela. Okazuje się nim Książę, który jest tu widocznie kimś takim, jak dla Reginy był Myśliwy. Książę rzuca na przywitanie: „Nie trzeba krzyczeć, zawsze cię odnajdę”, co jest wspaniałym nawiązaniem do słynnej kwestii Księcia z premiery pierwszego sezonu. Śnieżka, po wymuszeniu grzecznościowej formy "Wasza wysokość" wydaje Księciu rozkaz: każe ściąć Isaacowi głowę. Isaac ma jednak tę przewagę, że jest Autorem książki i doskonale zna jej bohaterów. Krzyczy więc, że wie, kogo Śnieżka naprawdę kochała — był to brat Księcia, James (a to ci psikus!). Te słowa w zupełności wystarczają, by zaciekawić Śnieżkę. Isaac ciągnie więc dalej i opowiada, że dzięki magicznej księdze wie wszystko o tej krainie. A żeby to udowodnić, mówi o Jamesie coś więcej: jak to świetnie się ze Śnieżką rozumiał i jak to zginął przez Reginę (cały czas piszczę z powodu tak udanego poodwracania ról); jak to Śnieżka zabrała serce jego bratu i zmusiła go do trwania u jej boku. To smutna historia, ale Isaac obiecuje, że może się szczęśliwie zakończyć. Wie, gdzie jest Regina i Śnieżka będzie mogła się wreszcie zemścić, ale w zamian za informacje żąda śmierci Henry’ego. Śnieżka oświadcza, że zabije go z wielką chęcią.
Nawiasem mówiąc: Ginnifer Goodwin pokazuje tu swój prawdziwy aktorski kunszt. Z taką lekkością przeszła od delikatnej, pełnej optymizmu królewny, do bezwzględnej królowej!

„Daj no mi policzki. Puci, puci.”

Regina napada na powóz z podatkami, ale w środku czeka na nią niemiła niespodzianka — Śnieżka. Królowa natychmiast obezwładnia Reginę i przez chwilę sobie wspólnie gawędzą, żeby pokazać widzom, jak to sprytnie twórcy zabawili się własnym materiałem. Okazuje się więc, że Regina jako dziecko zdradziła Śnieżkę i nie dotrzymała obietnicy, w wyniku czego James zginął — tak jak się to stało z Danielem z winy Śnieżki w prawdziwej rzeczywistości.
Śnieżka chce wyciągnąć serce z piersi Reginy i je zgnieść, ale Książę przypomina o chłopcu. Śnieżka przyznaje mu rację, wycofuje się i pyta, gdzie chłopiec. Regina odpowiada pytaniem i zastanawia się, kiedy żądza krwi Śnieżki się zakończy. Królowa owszem, utraciła szczęśliwe zakończenie, ale zabijanie nie da jej tego szczęścia na nowo. Takie słowa tylko wprawiają Śnieżkę w gniew i już przygotowuje kulę ognia, kiedy… Bam! Wystrzelona z oddali strzała trafia w drzwi powozu, które z kolei uderzają Śnieżkę i powalają ją na ziemię. Regina ma czas na ucieczkę. Wskakuje na konia swojego wybawiciela (okazuje się nim Robin Hood) i odjeżdża.

Ależ ten Robin troskliwy.

Regina i Robin wchodzą do tawerny w mieście. Regina poznaje tożsamość towarzysza (Robin żartuje nawet, że nie jest braciszkiem Tuckiem), a ten ją opatruje. Następnie wznoszą toast za nowo narodzoną przyjaźń i Robin składa pewną propozycję. Okazuje się, że chce zrezygnować ze swojego fachu i pragnie, by ktoś zajął jego miejsce na pozycji przywódcy Wesołej Kompanii. Regina jednak odmawia, ponieważ pragnie wydostać się z lasu, ale pyta o powody rezygnacji Robina. Ten odpowiada, że spotkał kogoś, dla kogo chce zmienić całe życie; kogoś, w kogo oczy pragnie się przez cały czas wpatrywać. I w momencie, gdy wypowiada te słowa, Regina zaczyna coś do Robina odczuwać. Nie ma jednak tak łatwo, bo Robin szybko uświadamia jej, że będzie miał żonę. I ta przyszła żona doskonale wyczuwa chwilę, bow tym samym momencie wchodzi do tawerny. A któż nią jest? Oczywiście Zelena.

Zelena taka ładna. I taka miła. Za miła.

Zelena wydaje się bardzo miła (aż się przypomina Charlotte z „Zagubionych”), ale Regina jest speszona i zbiera się do wyjścia. Widząc to, Zelena postanawia zaprosić ją na zaślubiny, a Robin jej w tym wtóruje. Regina odpowiada jednak, że powinna uciekać przed Śnieżką, która z pewnością wysłała za nią Czarną Straż. Dziękuje Robinowi za uratowanie życia i gratuluje młodej parze, choć w oczach bohaterki widać cień zawodu i smutku.

Pewne pomysły Isaaca to nawet dla Henry’ego za wiele.

Regina wychodzi z tawerny, gdzie znajduje ją Henry, wciąż starający się pomóc jej ze szczęśliwym zakończeniem. Regina pokazuje mu, że Robin Hood znalazł już prawdziwą miłość i wkrótce się żeni. Chłopiec zagląda przez okno do tawerny i zauważa Zelenę. Natychmiast próbuje powiedzieć Reginie, że kobieta wewnątrz to jej przyrodnia siostra. Regina jednak zupełnie go lekceważy i idzie w głąb miasta.

Tło za piękne nie jest, ale postaci już owszem.

Chłopiec dogania Reginę, która mówi, że wcale nie ma siostry, a jej matka porzuciła ją za młodu. Henry znów stara się uzmysłowić, że wszystko jest w tym świecie na opak i nie tak, jak powinno być w rzeczywistości. Regina nie chce go jednak słuchać i radzi uciekać. Chłopiec odznacza się niesamowitą wytrwałością i mimo wszystko wciąż nie daje za wygraną. Pyta, czy Regina poczuła coś przy Robinie. Kobieta odpowiada, że w tawernie wyszło na jaw, iż szczęśliwe zakończenia nie są dla niej przeznaczone, a Henry wyrządził jej ogromną krzywdę, dając fałszywą nadzieję. Teraz chce tylko odejść na tyle daleko, by nie słyszeć dzwonów ślubnych. Dzwonów ślubnych?
Henry natychmiast kojarzy fakty — to o tych dzwonach mówił Isaac. Muszą więc powstrzymać ślub Robina i Zeleny. Regina uśmiecha się i docenia gest chłopca, ale radzi mu odnaleźć drugą matkę, Emmę. Henry wyjaśnia, że próbował, ale nie ma jej w książce. W przeciwnym wypadku wszyscy by o niej wiedzieli, bo to najpotężniejsza czarodziejka (serio, taka potężna?), władająca specjalnym rodzajem magii i zwana Wybawicielką. Na dźwięk tego ostatniego słowa mina Reginie rzednie, ale kobieta udaje, że nigdy o żadnej Wybawicielce nie słyszała. Henry zauważa jednak jej wyraz twarzy i dopytuje o szczegóły. Okazuje się, że Isaac kłamał i nie był w stanie wymazać Emmy z nowej rzeczywistości. W jego dziele Wybawicielka została przed laty uwięziona przez Śnieżkę w takim miejscu, do którego nikt nie jest w stanie się dostać.

Emma uwięziona. I wygląda na szaloną. Brrr…

I w tym samym czasie twórcy pokazują nam wieżę, którą widzieliśmy wcześniej na karcie tytułowej. W środku rzeczywiście znajduje się Emma — skuta łańcuchami i próbująca się wydostać. I tu kończy się pierwsza część finału.

Łabędź! Swan!

Czas na drugą kartę tytułową. Tym razem pojawia się na niej łabędź — czyli nawiązanie do Emmy Swan oraz sugestia, że od teraz to ona odegra kluczową rolę w dalszej fabule. Ale Henry na szczęście nie pójdzie w odstawkę.

Rycerz! Lubię rycerzy!

Znów zaczyna się od pędzącego przez las rycerza (z obowiązkowym slow-motion), ale tym razem to nie żaden program telewizyjny. Na koniu jedzie Titelitury, który wyrósł na tak wielkiego bohatera, że nawet grupka bawiących się dzieci przerywa swoje zajęcie i zadowolona biegnie do wioski, by go zobaczyć.

Isaac przekabaca.

Titelitury wchodzi do swojej chatki (ciekawe, że taki bohater nie mieszka w pałacu), a tam czeka na niego wierna żona, Bella, ubrana w piękną żółtą suknię (a jakże). Jest też niemowlę (czyli mały Neal jest w tej rzeczywistości synem Belli i Titeliturego — jeśli weźmie się pod uwagę fakt, jak często Bella przychodziła się nim zajmować, to nie powinno to wcale dziwić; a poza tym imię dziecka przecież pokrywa się z imieniem, jakie Baelfire przyjął w świecie bez magii). Jest jednak także ktoś trzeci — Autor. Podobno Bella zaprosiła go do środka, by mógł ugasić pragnienie — choć woda, którą dostał, wydaje mu się nieco mętna. Bella łapie sugestię i idzie do studni zaczerpnąć nową, a tymczasem Isaac bierze Titeliturego na stronę.
Isaac opowiada, że szczęściu Titeliturego zagraża chłopiec, który pragnie pomóc bandytce Reginie odnaleźć prawdziwą miłość i jeśli mu się powiedzie, to Titelitury wszystko straci. Jego szczęście jest czymś nieprawdziwym; czymś, co zaprojektował sam Isaac. Jeśli chce je zatrzymać, to nie powinien dopuścić do przerwania zaślubin Robina i Zeleny; powinien zabić Reginę.
Titelitury wyciąga miecz i oskarża Isaaca o próbę przeciągnięcia na ciemną stronę. Autor odpowiada jednak, że Titelitury już dawno po ciemnej stronie był — możliwe, że był nawet najgorszym czarnym charakterem w historii. Użył Isaaca, by napisać swą historię od nowa. Ale Isaac wie o jego tajemnicy — Baelfirze. W tym świecie chłopiec zginął mimo starań Titeliturego i jego odwagi, ale w tym prawdziwym jego śmierć to wynik tchórzostwa Titeliturego.
Pogromcę Ogrów ogarnia coraz większa złość i wypędza Autora z domu. Isaac nie protestuje, ale jest przekonany, iż gdzieś w głębi serca Titelitury wie, że wszystko, co usłyszał, to prawda. I na twarzy bohatera rzeczywiście można zauważyć pewne wahanie.

Majtek Hak i zniecierpliwiony — wkrótce kapitan — Henry.

Tymczasem Henry dociera do portu. Wchodzi na pokład Wesołego Rogera, gdzie spotyka Haka. Pirat natychmiast każe chłopcu wyjść, ale Henry nie daje się łatwo spławić i wręcza Hakowi mapę, wyjaśniając, że chce odnaleźć Emmę. Hak twierdzi, że nie może pomóc, co trochę Henry’ego dziwi. No bo jak to: kapitan statku i nie pomoże? Ale okazuje się, że Hak wcale nie jest kapitanem Wesołego Rogera. Jest nim Czarnobrody, który akurat pojawia się na pokładzie. To na razie pierwsza postać, której nie ściągnięto ze Storybrooke, a ze świata baśni — ciekawe, jak Autor tego dokonał…
Czarnobrody stawia ciekawą propozycję — jeśli Hak pokona go w walce, przestanie być majtkiem i zyska statek. Hak natychmiast się wycofuje i wraca do majtkowych obowiązków. Uwagi Henry’ego nie pomagają naprowadzić mężczyzny na właściwe tory, więc chłopiec bierze sprawy w swoje ręce, i sprytem powala Czarnobrodego na ziemię (wystarczyło przeciąć jedną linę).
Hak jest zdziwiony, ale Henry nie daje mu czasu do namysłu i zarządza wypłynięcie na morze. A ponieważ samotna żegluga nie byłaby łatwa, oferuje pomoc — wszak sam Hak kiedyś nauczył go pływać statkiem (było to zarówno w trzecim jak i czwartym sezonie).

Strażnik. JEDEN! A więzienie ponoć nie do zdobycia.

Mija trochę czasu i chłopaki niemal docierają na miejsce. Z daleka zauważają strzegącego więzienie rycerza, ale Henry szybko wymyśla podstęp.

Numer z więźniem wookiem zawsze działa.

Hak prowadzi Henry’ego jako więźnia i melduje rycerzowi, że przychodzi na polecenie królowej z niebezpiecznym więźniem z królestwa Kashyyyk (Kashyyyk, to planeta, którą w „Gwiezdnych Wojnach” zamieszkują wookie). Strażnik przygląda się Henry’emu i chłopiec korzysta wtedy z okazji, by go ogłuszyć. Numer z wookiem zawsze działa! Hak nie za bardzo co prawda rozumie to nawiązanie (wystarczy, że widzowie rozumieją), ale to nie jest w tej chwili ważne. Henry każe zamknąć strażnika w celi, a sam pędzi po mamę.

Wreszcie ktoś pamięta!

Henry wchodzi do celi Emmy, próbuje się przedstawić, ale Emma go rozpoznaje — jakby w przeciwieństwie do innych nie utraciła prawdziwych wspomnień. Oczywiście bohaterka natychmiast przytula syna.

Przystępujemy do zdjęcia łańcuchów.

Henry oswabadza Emmę za łańcuchów i pyta, jak to możliwe, że wszystko pamięta. Emma odpowiada, że jej karą w tej nowej rzeczywistości była właśnie wiedza o tym, co zaszło i brak mocy, by cokolwiek z tym zrobić (co przypomina karę dla Szalonego Kapelusznika w Storybrooke). Nie ma teraz żadnej magii, ale na szczęście Henry wie, co robić.

Moment niezręczności.

Henry schodzi wraz z Emmą na dół, gdzie bohaterka wpada na Haka. Przez chwilę robi się niezręcznie (Emma patrzy na ukochanego dość wymownie, Hak zaś jest bardzo onieśmielony, ale i zauroczony), a potem wszyscy pędzą do statku.

Lily atakuje.

Na pokładzie statku Emma dziękuję Hakowi za pomoc i ostrzega, że muszą odpłynąć jak najdalej, zanim ocknie się strażnik. Nie jest to bowiem zwykły rycerz, ale… Lily! I w tym samym momencie Lily odzyskuje przytomność, zmienia w smoka i zaczyna lecieć w stronę statku. Emma każe natychmiast schować się Henry’emu (bezpieczeństwo dziecka najważniejsze), a Hakowi załadować armatę i wyczekiwać znaku do strzału. Oczywiście wszystko się powodzi i bohaterom udaje się zażegnać zagrożenie. Hak wznosi nawet toast swoją piersiówką. Tyle że w środku zamiast rumu znajduje się kozie mleko. Bo na rum majtek Hak miał alergię (mówiłem już, że uwielbiam takie smaczki?). Emma na koniec proponuje poćwiczyć walkę, a potem czym prędzej powstrzymać zaślubiny Robina i Zeleny.

Czy źli czy dobrzy,
czy w Camelot czy w Śnieżko-Księciogrodzie — okrągły stół musi być.

Przenosimy się do zamku Śnieżki i okrągłego stołu, przy którym urzędują krasnoludki i babcia. Śnieżka jest wściekła, ponieważ krasnoludki nie zdołały schwytać Reginy ani chłopca (ponoć przeszkodziły w tym wróżki). By bardziej zmotywować swoją mroczną gwardię zabija Mędrka i ostrzega, że jeśli nie spełnią jej rozkazu i znów zawiodą, pojawią się kolejne ofiary. Niefajnie. Ale z drugiej strony — okrutna Śnieżka jest cudowna. Ginnifer Goodwin (tutaj to raczej Badwin) naprawdę daje radę.

Hak powoli wraca do „hakowania”. Ale bynajmniej nie komputerów.

Emma pokazuje Hakowi kilka sztuczek z mieczem i opowiada, że w prawdziwej rzeczywistości pirat był jak prawdziwy Jack Sparrow (to dość zabawne, bo niektóre elementy historii Haka mają nieco wspólnego z historią Sparrowa — choćby jego przywiązanie do statku). Hak pyta też, czy byli wcześniej ze sobą blisko, na co Emma z uśmiechem odpowiada, że owszem i to bardzo.
Miłą pogawędkę przerywa pojawienie się Lily, Śnieżki, Księcia i krasnoludków. Gburek natychmiast rzuca się do ataku, ale Emma go odpycha i radzi się cofnąć, bo w przeciwnym wypadku zmieni mu imię na Wdeptek (cięte riposty zawsze mile widziane). Śnieżka rozpoznaje pannę Swan (jako tę, którą kiedyś uwięziła w wieży) choć mówi, że przyszło jej to z trudem. Emma to samo może powiedzieć o niej. Wraz z Księciem nauczyli ją być bohaterką i wierzyć w nadzieję. Ona w tę nadzieję wierzy i pragnie, by rodzice także uwierzyli.
Przez chwilę wydaje się, że słowa Emmy jakoś działają na Śnieżkę, a ta sobie wszystko przypomina, jednak szybko okazuje się to tylko gra bohaterki. Śnieżka przyznaje, że nadzieja to coś silnego i dlatego chce ją odebrać Emmie oraz jej synowi. Rozkazuje zabić Emmę, ale zanim jej rycerze przystępują do ataku, Książę dostrzega w oddali Henry’ego (chłopiec poszedł po coś do jedzenia). Taka chwilowa dezorientacja wystarcza, by Hak podjął heroiczną decyzję — każe Emmie uciekać, a sam podejmuje walkę. I choć Emma nie jest zbyt chętna, to ostatecznie przyjmuje do wiadomosci, że po tym, jak odwróci czar, wszystko wróci do normy. Wycofuje się więc do syna i patrzy z oddali na wyczyny Haka.
Pirat najpierw demoluje otoczenie (no dobra, trochę koloryzuję) i obezwładnia większą część rycerzy, a potem pojedynkuje się z Księciem. Całkiem nieźle korzysta z wcześniejszych porad Emmy i powala przeciwnika. Natychmiast zbliża się do niego Śnieżka, którą Hak trzyma na dystans mieczem. Jest tym jednak tak zajęty, że nieopatrznie się obraca tyłem do powalonego Księcia, który wstaje i zadaje śmiertelny cios od tyłu. Hak umiera, a Emmie i Henry’emu pozostaje ucieczka.

Filiżaneczka się wyszczerbiła.

Przenosimy się do chatki Titeliturego. Bella wygodnie zasiadła w fotelu i popija herbatkę z filiżanki. Do pokoju wchodzi Titelitury, który oświadcza, że dowiedział się o ogromnym zagrożeniu dla królestwa, które może zniszczyć wszystko, co razem z Bellą zbudował; całe ich szczęście. Belli wcale to nie jednak nie martwi — wszak Titelitury to Jasny (a więc odwrócili tę postać i w takim sensie — teraz nie jest zespolony z mrokiem, ale z jasnością), który pokona każde niebezpieczeństwo. Titelitury wyjaśnia, że sprawa jest skomplikowana, ponieważ będzie musiał dokonać wyboru i nie jest pewien, czy dokona właściwego. Bella stara się przekonać, że Titelitury zawsze podejmuje właściwe decyzje i jest bohaterem, a kiedy ten wyraźnie pokazuje wątpliwości, proponuje mu się napić herbaty. Wszak herbata zawsze pomaga w kryzysowej sytuacji (i do tego jest pyszniejsza niż kawa — ale to już dodatek ode mnie). Titelitury bierze filiżankę, ale przez przypadek ją upuszcza. Co prawda ta się nie tłucze, ale powstaje małe wyszczerbienie — czyli raz, że nawiązanie do tej wyszczerbionej filiżanki symbolizującej miłość Titeliturego i Belli, a dwa, że odwołanie do postaci Bryczka w „Pięknej i Bestii”. Widok takiej filiżanki coś w Titeliturym zdaje się wywołać — niekoniecznie jest to nawrót wspomnień, ale raczej pewna iskra determinacji. No, to Regina ma przerąbane…

Emma, nie płacz, wszystko będzie dobrze!

Henry przyprowadza Emmę do kryjówki Reginy, po czym zostawia bohaterki same, by ze sobą porozmawiały. Emma przekonuje Reginę, że wszystko co powiedział Henry, jest prawdą, a ona może jej pomóc. Oczywiście sam Robin Hood nie będzie stanowił szczęścia Reginy, ale będzie jego częścią i na to Regina powinna się otworzyć (bardzo podoba mi się, że twórcy zajmują w tej kwestii takie feministyczne stanowisko). Musi posłuchać głosu swego serca; iść do Robina i wyznać mu, co do niego czuje. A co jeśli serce Robina mówi co innego? Emma jest pewna, że warto podjąć ryzyko. Jeszcze chwilę temu patrzyła na śmierć ukochanego, któremu nigdy nie powiedziała „kocham cię” — za bardzo bała się, że jeśli wymówi te słowa, to coś to w ich relacji zmieni. Teraz Emma nie będzie miała możliwości powiedzieć tego Hakowi — chyba, że Regina nie powtórzy jej błędu.
Łał — niby taka oczywista rzecz, ale scenarzyści bardzo ładnie ujmują różnego rodzaju lęki Emmy i skutki poddania się im. Przydała się ta cała historia z alternatywną rzeczywistością — mogli poruszyć motywy, których normalnie nie poruszają.

Wchodzi panna młoda.

Zaglądamy do małej leśnej kapliczki, w której zaraz odbędzie się ślub. Są już wszyscy goście (a wśród nich Isaac — ciekawe, czy dostał zaproszenie), przy ołtarzu czeka pan młody, a u jego boku widać także Willa Scarleta (tak na króciutkie ujęcie — zawsze coś). Do kapliczki wchodzi rozpromieniona panna młoda.

Bohaterowie na miejscu.

W tym samym czasie Regina, Emma i Henry dobiegają w okolice kapliczki. Dzwony jeszcze nie dzwonią, więc jest jeszcze czas, by wszystko odkręcić.

Zelena taka ładna.

Ale nie ma go za dużo. Zelena już zbliża się do ołtarza, a i Isaac zaczyna nabierać coraz większej pewności zwycięstwa.

Ostatnia mowa motywacyjna.


Znajdzie się jednak jeszcze chwila na małą pogawędkę. Regina pyta więc Emmy, co powinna powiedzieć, gdy już wejdzie do kapliczki. Panna Swan odpowiada, że czyny powiedzą więcej niż słowa, a Henry przekonuje, że pocałunek prawdziwej miłości sprawi, iż wszystko wróci do normy. Emma, szczęśliwa, że może teraz być świadkiem, jak Regina zdobywa szczęśliwe zakończenie (w czym przecież bohaterka obiecała pomóc) życzy jej powodzenia. I już wszystko ma zagrać, kiedy… Pojawia się Titelitury. I nie zanosi się na to że pozwoli przerwać ślub. Dał się jednak Isaacowi przekabacić, co tylko udowadnia, że jego pióro nie jest jednak tak silne i nie dało rady całkowicie zmienić Mrocznego w kogoś o dobrym sercu.

Oj, nadeszły kłopoty.

Titelitury dobywa miecza. To samo czyni Emma, która każe Reginie biec do kapliczki. Rozpoczyna się walka.

Regina przełyka ślinę i wchodzi.

Regina otwiera drzwi kapliczki i zagląda do środka.

Dalej Emma, dasz radę!

Tymczasem Emma walczy i nawet zadaje Titelituremu niezły cios. Kobiety górą!

Ślub Zeleny i Robina to nie pierwszy w Disneyu, który trzeba powsrtzymać.

Regina stoi w drzwiach i zastanawia się nad życiem, bo hej — o to w tym wszystkim chodziło, prawda? Pomijając ten fakt — cała scena kojarzy się trochę z tą z „Małej syrenki”, w której Arielka musiała przerwać ślub Eryka i Vanessy. Nawet kapłan jest dość podobnie ubrany.

Obowiązkowe ujęcie z góry.

Na dosłownie sekundkę zerkamy na walkę Emmy i Titeliturego. Póki co panna Swan sobie radzi.

Wspominałem już, jaka Zelena jest ładna?

Tylko, że ślub już za chwilę stanie się faktem. Zelena już wypowiada sakramentalne „tak”.

Szala zwycięstwa przechyla się na korzyść Titeliturego.

Emma wciąż walczy, ale Titelitury zyskuję przewagę, i powala ją magią. Co teraz, co teraz? Za miecz chwyta… Henry! Dzielny chłopak!

Ten tęskny wzrok <3

W kapliczce kapłan zadaje Robinowi to ważne pytanie (”Czy ty Robinie, bierzesz sobie, bla, bla”). Zanim jednak mężczyzna odpowie, obejrzy się za siebie i dostrzeże stojącą za drzwiami Reginę. W tle rusza oczywiście rozbrajający motyw muzyczny (ta cudowna wariacja motywu Złej Królowej), co powoduje, że oczy zaczynają mi się robić mokre. No co?

Chwila nieuwagi i po mieczu.

Ale nie czas na wzruszenie, bo przecież stawka jest wielka. Na zewnątrz Henry krzyczy do Reginy, żeby tak nie stała, tylko ruszyła do akcji. Titelitury korzysta z chwili nieuwagi chłopca i wytrąca mu miecz.

Ładna Zelena zaczyna się niepokoić.

Regina i Robina wciąż na siebie patrzą, a Zelena jest lekko zdezorientowana. No, Regina, do dzieła.

O pióro świeci. Czyżby Henry…?

Straciwszy broń, Henry sięga po to, z czym zawsze sobie dobrze radził — mowę motywacyjną. Stara się więc przekonać Titeliturego, że ten go nie zrani, bo jest w tym świecie kimś dobrym. Ale Titelitury ma inne, dość pokrętne zdanie na ten temat — właśnie dlatego, by pozostać dobrym, musi wyrządzić chłopcu krzywdę. Zamachuje się więc mieczem i zadaje ostateczny cios, który jednak przyjmuje na siebie… Regina! Bohaterka dobiega w ostatniej chwili i broni syna własnym ciałem. Zadowolony Titelitury znika. W tej samej chwili Emma odzyskuje przytomność i szybko podbiega do Henry’ego i konającej Reginy.
Wtem rozbrzmiewają dzwony weselne — książka dobiega końca. Młoda para wraz z gośćmi wychodzi z kapliczki. Robin zauważa jednak leżącą na ziemi Reginę i podchodzi do niej. Zelena oczywiście biegnie za nim, ciekawa, co takiego się stało, a potem robi wściekła, bo ubrudziła sobie sukienkę krwią. Robin srogo ją karci (Regina tu umiera, a jej zależy tylko na sukience), czym tylko wzmaga jej złość — to przecież miał być jej dzień, a przez jakąś wyjętą spod prawa dziewoję wszystko szlag trafił. I dzieje się coś autentycznie cudownego — zaczyna z zazdrości zielenieć. Czyli jedna rzecz wraca do normy tak czy siak — ciekawe, czy twórcy chcą w ten sposób powiedzieć, że co jak co, ale Zelena nigdy się nie zmieni?
Robin zapewnia Reginę, że wszystko będzie w porządku, a gdy bohaterka odpowiada, że to nieprawda, mężczyzna obiecuje jej, że przynajmniej nie umrze sama (ten to umie pocieszyć). Wszystkiemu przygląda się szydzący Isaac, który rzuca złośliwy komentarz, ale Emma szybko sprowadza go do parteru ładnym ciosem z pięści (tak trzymać, Emma). Autor przewraca się i upuszcza swoją torbę, z której wylatuje pióro i notatnik. Emma każe wszystko przywrócić Isaacowi do porządku, ale Isaac nie może tego zrobić, bo już nie jest Autorem. Nasuwa się oczywiście pytanie: kto nim teraz jest? Odpowiedź poznajemy natychmiast.
Henry nagle czuje zew pióra, do którego podchodzi i podnosi z ziemi. Pióro zaczyna mienić się niebieskim światłem. To oczywiście oznacza, że Henry został nowym Autorem. Pozostaje jednak problem — nie ma atramentu. Emma postanawia temu zaradzić, próbując naciąć sobie dłoń, ale Henry przypomina, że jej krew miała zadziałać tylko zmieszana z mrokiem. W tym świecie to nie Emma jest Wybawicielką (o co zadbał Isaac), ale znaleźli inną. Co więcej, tutaj nie potrzeba wcale mroku. O kim mowa? Oczywiście o Reginie. Henry macza więc pióro w jej krwi i pisze w notatniku: „Dzięki poświęceniu bohaterki Reginy, nikczemne dzieło Isaaca zostało zniweczone.”
Ale mi się ten pomysł podoba. Henry to jest idealna postać na nowego Autora, zwłaszcza jako ten „najprawdziwiej wierzący”. Bardzo zasłużył na taki awans, a ten odcinek pokazał, że świetnie sobie radzi jako ktoś, kto ma popychać fabułę do przodu. Więcej Henry’ego? Jestem na tak!

Powrót do Storybrooke.

Słowa napisane przez Henry’ego przywracają wszystko do normy i bohaterowie znów są w Storybrooke. Wszyscy się oczywiście do siebie tulą i świętują. Emma nagle przypomina sobie o Haku i biegnie do mieszkania Śnieżki i Księcia, gdzie spodziewa się wpaść na ukochanego.

Z piratem na szczęście w porządku.

Emma wpada do mieszkania i pyta rodziców, gdzie Hak. Książę pokazuje miejsce, w którym pirat znajdował się przed zadziałaniem klątwy, ale teraz go tam nie ma. Emma uświadamia sobie, że śmierć Haka musiała być permanentna i działania Henry’ego na nic się zdały. Ale to nieprawda.
Okazuje się, że Hak żyje, ma się dobrze i po prostu wszedł na samą górę zatroskany o Henry’ego (chciał go odszukać). Szczęśliwa Emma biegnie do niego i rzuca mu się na szyję. Hak uśmiecha się i przypomina, że już mówił, iż jest w stanie wszystko przetrwać. Emma stara się zaś naprawić to, co zrozumiała po ujrzeniu śmierci ukochanego. Ale gdy ma już powiedzieć te dwa, proste słowa, ostatecznie tchórzy i mówi coś innego. EMMA!

Oj, niedobrze z panem Goldem.

Tymczasem w sklepie Golda Isaac, w mig pojąwszy co się dzieje, chwyta szybko za leżące na ladzie kluczyki do auta i kieruje się do wyjścia. Konający Gold próbuje go zatrzymać, ale bezskutecznie — Isaac wychodzi, mijając w progu Bellę. Dziewczyna przyszła upewnić się, że Titelitury już nikogo nie zrani. Mężczyzna próbuje jej wyjaśnić, ale nie daje rady i pada na ziemię.

I wyszedł na tym wszystkim Isaac jak Zabłocki na mydle.

Isaac pędzi autem po storybroockich drogach, by jak najszybciej wymknąć się z miasteczka. Drogę zajeżdżają mu jednak Śnieżka i Książę w policyjnym wozie.
Książę natychmiast wyciąga Isaaca z samochodu i — zapewne w ramach rewizji osobistej — zagląda mu do torby. Isaac reaguje dość zabawnie, bo sam sięga do tej samej torby, wyciąga z niej gazetę i szuka swego dzieła na liście bestsellerów. Oczywiście go tam nie znajduje — cała stworzona przez niego rzeczywistość zniknęła.
Śnieżka pyta Isaaca, dlaczego ten chciał ich zranić i wmanewrował ich w skrzywdzenie dziecka Diaboliny. Isaac odpowiada, że tak naprawdę nie chodziło mu konkretnie o Śnieżkę i Księcia, ale tego, kogo reprezentują. Przypominają mu bowiem dawnego szefa, a właściwie całe życie złych szefów; ludzi, którzy uważają się za bohaterów i traktują ludzi pokroju Isaaca jak popychadło. Isaac chciał tylko, by nadeszła jego pora, by to on stał się bohaterem.
Śnieżka zauważa, że stało się zgoła inaczej — Isaac stał się czarnym charakterem. Uszczęśliwił siebie kosztem innych, a to ostatecznie sprawiło mu jeszcze większe nieszczęście. Śnieżka wie, jak to jest skazić serce mrokiem i nie jest to coś, co powinno się wielbić, ale raczej powinno się odczuwać współczucie. Mamy zatem iście baśniowy morał: nie próbuj uszczęśliwiać się kosztem innych. A dodatkowo: doceniaj fuchę, jaką daje ci Uczeń Czarnoksiężnika — to naprawdę niezła robota.

Uczeń przeprowadza z Henrym rozmowę.

Ratusz. Henry siedzi z piórem na dwoma Księgami: tą, w której zapisane są dzieje mieszkańców Zaczarowanego Lasu oraz tą, w której Isaac stworzył alternatywną rzeczywistość.
Do pomieszczenia wchodzi Uczeń Czarnoksiężnika (swoją drogą, ciekawe jaki jego spotkał los w „Bohaterach i złoczyńcach”), który zauważa, że moc pióra jest bardzo kusząca. Henry zastanawia się, czy mógłby użyć jej jeszcze raz, by wskrzesić ojca. Uczeń odpowiada jednak, że nawet Autor nie ma takiej mocy, by ożywić zmarłych. W przypadku Haka było to możliwe tylko dlatego, że jego śmierć nie wydarzyła się naprawdę, ale miała miejsce w książce Isaaca, której treść została wymazana (rzeczywiście, w środku księga jest pusta). Bael umarł w prawdziwym świecie i tego odwrócić się nie da. Miłość do bliskich lepiej wyrazić, opowiadając ich historie.
To co zostało zapisane w Księdze Baśni, nie może zostać wymazane, ponieważ w środku znajdują się nie zwykłe opowieści, lecz prawda. I Henry też powinien pisać prawdę, na co Uczeń ma nadzieję. Chłopiec robi jednak coś, co przechodzi oczekiwania starca: łamie pióro i mówi, że nikt nie powinien mieć tak wiele mocy. Uczeń uśmiecha się — tym razem znalazła się właściwa osoba. Też tak myślę.

Tak mi się skojarzyło.

Bella wciąż czuwa nad umierającym Titeliturym. Ostatni czerwony punkcik w jego sercu zaczyna znikać. Mężczyzna cieszy się jednak, że dane mu było ostatni raz zasmakować miłości Belli. Bella odpowiada, że kochała go już wcześniej i wszystko, co mieli w książce, mogli też mieć w prawdziwym świecie. A jednak Titelituremu to nie wystarczyło; nie był w stanie uwierzyć, że ktoś mógłby go pokochać. I choć Bella wiedziała na co się pisze i nie miała zamiaru się wycofać, to de facto Titelitury ją do tego zmusił. Teraz każe jej odejść, choćby z Willem. I wtedy Bella mówi coś absolutnie pięknego — nie kocha Willa i nie pozwoli Titelituremu odejść w samotności. Ten jednak ostrzega, że jeśli umrze, to pozostanie w nim tylko Mroczny, a to ogromne niebezpieczeństwo. I wtedy traci przytomność. Oj, niedobrze. Ale wracając do Belli — to naprawdę cudowne, jak ogromnie kocha swoją Bestię — mimo wszystkiego, co się wydarzyło.

Śnieżka ma taki ładny uśmiech!

Bar U babci. W tle słychać piosenkę „Shambala”, dość często słyszaną w „Zagubionych”. Jej tekst, mówiący o sytuacji w której wszyscy są dla siebie uprzejmi, żyją w szczęściu i dostatku oraz chętnie ze sobą współpracują, dość dobrze pasuje do sytuacji.
Henry z Reginą wesoło przeglądają Księgę baśni. Dosiada się do nich Robin, który postanawia troszkę popsuć nastroje (ale ładnie za to przeprasza, więc mu wybaczymy) i pyta, co stało się z Zeleną. Regina odpowiada, że jej siostra jest nadal w zamknięciu i wciąż pozostaje ciężarna. Zapewnia jednak, że sobie z tą sytuacją poradzą — ku uciesze Robina, który postanawia zabrać ukochaną na spacer w blasku księżyca.
W innym zakątku baru Książę przeprasza Haka za to że go zabił, choć przyznaje, że nie miał wtedy serca. Śnieżka żartobliwie zauważa, że w takim razie wina spada na nią, ale potem także przeprasza. Hak zapewnia, że przeprosiny są zbędne, choć dodaje, że będzie długo pamiętał wybryki pary. Najładniej mówi jednak Emma. Kiedy zobaczyła swych rodziców w roli czarnych charakterów, zaczęła żałować, że tak długo gniewała się za ich kłamstwo. Emma dojrzewa, a dojrzewanie bohaterów jest zawsze w cenie. Tak jak i rodzinny uścisk córki z rodzicami.
Wszystko z daleka obserwuje Lily. Emma w końcu do niej podchodzi i pyta, w czym może pomóc. Lily pokazuje swój naszyjnik w kształcie półksiężyca. To kawałek skorupki jaja, z którego się wykluła, ale też jedyna wskazówka co do tego, kto może być jej ojcem. Ponoć sama Diabolina nie zna tożsamości mężczyzny, bo do ich igraszek doszło w smoczej formie (ach te smoki — nawet się nie zapoznają, a już harcują). Lily pragnie odnaleźć ojca i pyta czy może zostać w Storybrooke i go poszukać. Emma oczywiście się zgadza. Niewielu jest tak naprawdę kandydatów, bo oprócz Diaboliny nie znamy w "Once Upon a Time" żadnych smoków, a wśród tych disneyowskich na myśl przychodzi tylko Madam Mim i Muszu. Muszu ojcem Lily? To by było coś!
Nagle do baru wpada Bella, która mówi, co dzieje się z Titeliturym. No i tyle z Shambali.

Uczeń działa.

Sklep Golda. Uczeń Czarnoksiężnika chce spróbować wyciągnąć ciemność z Titeliturego i umieścić ją w tiarze. Jeśli mężczyzna będzie dostatecznie silny, być może uda się w ten sposób odratować jego serce.
Uczeń przystępuje więc do dzieła. W jednej dłoni trzyma serce Titeliturego, w drugiej zaś tiarę i wypowiada zaklęcie, które po polsku pewnie brzmiałoby jakoś tak:
Zło najczystsze, czarne kwiecie; mroku nadszedł kres w tym świecie.
Nie wyplenione, lecz uwięzione, w sokolej komnacie zamknięte; gniewem już nie dotknięte, niebezpieczeństwo z cierni wycięte, na zawsze już ujarzmione.
Ciemność rzeczywiście wpada do tiary, a ze sztyletu Titeliturego znika jego imię. Uczeń wkłada serce na miejsce, ale nie sprawia to że Titelitury natychmiast ożywa. Był Mrocznym przez wiele, wiele lat i ciężko mu będzie wrócić do pełnego człowieczeństwa. Póki wszyscy nie ocenią, czy uda się mężczyźnie pomóc, Uczeń rzuca na niego zaklęcie ochronne.
Bella próbuje o coś dopytać, ale przerywa jej ciemność, która wydostaje się z tiary i atakuje Ucznia. Emma natychmiast reaguje i działa swoją białą magią. Uczeń pada wtedy na ziemię, a ciemność wydostaje się z jego ciała i wylatuje przez drzwi do miasta. Emma każe rodzicom za nią podążyć, a sama obiecuje szybko dołączyć. Najpierw jednak pyta Ucznia, z czym mają do czynienia. Starzec, niemalże utraciwszy resztki sił, odpowiada:
Na długo zanim rozpoczęły się wasze historie, Czarnoksiężnik walczył z ciemnością. Udało mu się powstrzymać ją przed pochłonięciem wielu krain. Przywiązał ją bowiem do ludzkiej duszy, którą można było kontrolować sztyletem. Do Mrocznego. Tylko Czarnoksiężnik ma w sobie moc zniszczenia ciemności raz na zawsze, zanim ta zniszczy wszystko inne.
Łał, to wiemy już jak powstał Mroczny. I wcale nie jest to byle jaka historyjka. Cudownie, że w ten element mitologii twórcy postanowili się zanurzyć!
No dobrze, ale kim jest czarnoksiężnik? Uczeń mówi, że to ktoś, kto znajduje się bardzo daleko i ma na imię Merlin. A więc jednak — nie Yen Sid, ale Merlin. Twórcy postanowili postawić na własny pomysł i bardzo się z tego cieszę. A jeszcze bardziej cieszę się, że skoro będzie Merlin, to wreszcie dowiemy się czegoś więcej o once’owym Camelocie, o którego istnieniu wiemy już od drugiego sezonu, ale bardzo niewiele.

Emma podejmuje bohaterską decyzję.

Emma biegnie do rodziców. Razem spotykają też Reginę i Robina, którym o wszystkim opowiadają. Nagle ciemność atakuje Reginę. Robin rzuca się ukochanej na pomoc, ale nie daje rady — ciemność stworzyła magiczną barierę. Emma w mig pojmuje, że trzeba ten mrok z kmś związać i decyduje się poświęcić. Prosi rodziców, by znaleźli jakiś sposób, aby ją uratować, a Hakowi wreszcie mówi te dwa słowa, których się tak bała: „Kocham cię”. Unosi sztylet w górę i pozwala ciemności w siebie wstąpić, po czym znika. Pozostaje po niej tylko sztylet, z napisem „Emma Swan”…
Łał, ale emocje! Takich finałów proszę więcej!

MANIAK KOŃCZY


I to tyle o finale. Jak zwykle zachęcam do komentowania. Jestem ciekaw, co sami zauważyliście, co Wam się podobało, co nie i jakie macie teorie. A już jutro kolejny recap!

Komentarze