Maniak marudzi #19: Bzdury pani Bator

MA­NIAK TY­TU­ŁEM WSTĘPU


Ru­bry­ka „Ma­niak ma­ru­dzi” na ja­kiś czas tkwi­ła w za­wie­sze­niu, ale je­śli za dłu­go się nie na­rze­ka, to póź­niej w środ­ku się zbie­ra i trze­ba gdzieś dać temu upust. A na­zbie­ra­ło się ja­kiś czas temu cał­kiem spo­ro.
Pa­nią Jo­an­nę Ba­tor być mo­że część z Was ko­ja­rzy, jako zdo­byw­czy­nię na­gro­dy Nike za po­wieść „Ciem­no, pra­wie noc”. To tak­że au­tor­ka, któ­ra ma pe­wien spe­cy­ficz­ny zwią­zek z Ja­po­nią i na­pi­sa­ła o tym kra­ju dwie książ­ki: „Ja­poń­ski wa­chlarz”, któ­ry, choć po­pu­lar­ny, to ze wzglę­du na brak ja­po­ni­stycz­ne­go wy­kształ­ce­nia au­tor­ki, jest ma­ło war­to­ścio­wy, oraz ostat­nio „Re­kin z par­ku Yoyo­gi”. Przy oka­zji pro­mo­cji tej dru­giej, au­tor­ka ja­kiś czas temu po­ja­wi­ła się w pro­gra­mie „Xię­gar­nia”, emi­to­wa­nym na TVN24, w któ­rym po­dzie­li­ła się swo­imi spo­strze­że­nia­mi, do­ty­czą­cy­mi ja­poń­skiej kul­tu­ry po­pu­lar­nej. I nie bez po­wo­du uży­łem tu kur­sy­wy.

MA­NIAK MA­RU­DZI


Jo­an­na Ba­tor jest z wy­kształ­ce­nia filo­zof­ką, stu­dio­wa­ła też kul­tu­ro­znaw­stwo. Zna­na jest ze skraj­nych, fe­mi­ni­stycz­nych po­glą­dów, choć sam okre­ślił­bym je bar­dziej jako mi­zo­an­drycz­ne, bo wręcz bije z nich nie­na­wiść do płci mę­skiej.
Au­tor­ka spę­dzi­ła w Ja­po­nii łącz­nie 4 lata, a po pierw­szym po­by­cie na­pi­sa­ła wspo­mnia­ny już „Ja­poń­ski wa­chlarz”. Dla­cze­go jest to książ­ka zła? Po­nie­waż pani Ba­tor opi­su­je w niej pew­ne ty­po­we dla Kra­ju Wscho­dzą­ce­go Słoń­ca zja­wi­ska i bez od­po­wied­nie­go wie­dzo­we­go za­ple­cza o ja­poń­skiej kul­tu­rze je in­ter­pre­tu­je. Z tego, co mó­wi w „Xię­gar­ni” po dzie­się­ciu la­tach (pierw­sze wy­da­nie „Ja­poń­skie­go Wa­chla­rza” uka­za­ło się w 2004 roku) na­dal ni­cze­go się nie na­uczy­ła.
Roz­mo­wa z pa­nią Ba­tor roz­po­czę­ła się py­ta­niem o tzw. ota­ku. We­dług au­tor­ki jest to ja­poń­ska sub­kul­tu­ra, na któ­rą skła­da­ją się głów­nie przed­sta­wi­cie­le płci mę­skiej, „któ­rzy od­mó­wi­li udzia­łu w nor­ma­tyw­nym ży­ciu ja­poń­skie­go męż­czy­zny” i pra­gną „ba­wić się jak mali chłop­cy, tak dłu­go jak się da”; sub­kul­tu­ra, któ­ra „pow­sta­ła mię­dzy in­ny­mi jako wy­raz kry­zy­su mę­sko­ści”. Z ta­ką de­fini­cją nie moż­na się zgo­dzić.
Za­cząć wy­pa­da­ło­by od tego, że samo okre­śle­nie ota­ku jest okre­śle­niem dość pro­ble­ma­tycz­nym. Po­cząt­ko­wo by­ło to jed­no z ja­poń­skich słów od­no­szą­cych się do dru­giej oso­by gra­ma­tycz­nej (pi­sa­ne お宅), na­stęp­nie, w la­tach osiem­dzie­sią­tych, za­czę­ło być uży­wa­ne w sto­sun­ku do fa­nów man­gi i ani­me czy też fan­ta­sty­ki na­uko­wej, ale rów­nież osób, któ­re z ogrom­nym za­pa­łem od­da­ją się pew­ne­mu hob­by (za­pi­sy­wa­ne tym ra­zem jako おたく lub オタク) i by­ło na­zna­czo­ne pe­jo­ra­tyw­nie. W słow­ni­kach wręcz pod­kre­śla się, że ota­ku to „o­so­ba tak za­fa­scy­no­wa­na da­nym hob­by, że jest wręcz upo­śle­dzo­na spo­łecz­nie”. Nie trud­no wy­cią­gnąć więc wnio­sek, że do okre­śle­nia ota­ku, przy­naj­mniej w kon­tek­ście Ja­po­nii, na­le­ży pod­cho­dzić ostroż­nie.
Zu­peł­nie nie­tra­fio­ne jest za­wę­ża­nie spo­łecz­no­ści fa­nów man­gi i ani­me do sa­mych męż­czyzn. Nie skła­da się bo­wiem ona wy­łącz­nie, jak chce tego pani Ba­tor, z „ma­łych chłop­ców”, ale i z rów­nie wie­lu przed­sta­wi­cie­lek płci żeń­skiej, któ­re z pew­no­ścią po­czu­ły­by się ura­żo­ne ich po­mi­nię­ciem. Ta­kie za­wę­ża­nie wy­da­je się być moc­no na­zna­czo­ne mi­zo­an­drycz­ny­mi po­glą­da­mi au­tor­ki, co sły­chać w iro­nii, jaka bije z jej słów. Zresz­tą, ca­łe jej spoj­rze­nie na za­gad­nie­nie jest bar­dzo ogra­ni­czo­ne. Ry­nek man­gi i ani­me jest w Ja­po­nii bar­dzo sze­ro­ki i do­słow­nie każ­dy mo­że w nim zna­leźć coś dla sie­bie. Do­wo­dzi tego fakt, że trud­no w tym kra­ju o oso­bę, któ­ra choć nie otar­ła się o jego pro­duk­ty. A by­cie fa­nem, za­pa­leń­cem, czy wręcz ma­nia­kiem (dzień do­bry), lu­bu­ją­cym się w ja­poń­skich ko­mik­sach, ani­ma­cjach i wszyst­kim na­oko­ło, jak­kol­wiek prze­sa­dzo­ne (ta­ka już spe­cy­fika Kra­ju Wscho­dzą­ce­go Słoń­ca) nie ozna­cza jesz­cze „od­mo­wy uczest­ni­cze­nia w nor­ma­tyw­nym ży­ciu”. Spoj­rze­nie au­tor­ki wią­że się ra­czej z bra­kiem zro­zu­mie­nia, du­żą ge­ne­ra­li­za­cją i pew­ne­go ro­dza­ju sno­bi­zmem — wy­ni­ka z nie­go, że to co zwią­za­ne z po­pkul­tu­rą, jest złe i trze­ba pa­trzeć na to z gó­ry. Bzdu­ra — tak to moż­na tyl­ko skwi­to­wać.
Pani Ba­tor jed­nak woli do­sto­so­wy­wać fak­ty do swe­go świa­to­po­glą­du i brnie da­lej, opo­wia­da­jąc o to­kij­skiej dziel­ni­cy Aki­ha­ba­ra (秋葉原). Opi­su­je ją jako „po­kój ma­łe­go chłop­ca […] prze­nie­sio­ny w prze­strzeń mia­sta.” To dziw­ne, ale mnie Aki­ha­ba­ra wy­da­ła się pod wzglę­dem ar­chi­tek­to­nicz­nym zwy­czaj­ną dziel­ni­cą To­kio, w któ­rej ow­szem, spo­ro rze­czy zwią­za­nych z (nie tyl­ko ja­poń­ską) po­pkul­tu­rą, ale tak­że mnó­stwo elek­tro­ni­ki. Być mo­że au­tor­ka by­wa­ła w oso­bli­wych po­ko­jach ma­łych chłop­ców?
Cał­ko­wi­tym nie­zro­zu­mie­niem ja­poń­skiej men­tal­no­ści au­tor­ka po­pi­su­je się, od­po­wia­da­jąc na py­ta­nie o cie­ka­wość Ja­poń­czy­ków wo­bec za­cho­du, twier­dząc, że miesz­kań­cy tego kra­ju nie są za­in­te­re­so­wa­ni świa­tem ze­wnętrz­nym. Myli przy tym pew­ne­go ro­dza­ju nie­chęć w po­ka­zy­wa­niu swo­je­go wnę­trza, tzw. uchi (内) z au­ten­tycz­nym za­cie­ka­wie­niem świa­tem za­chod­nim, z któ­re­go Ja­poń­czy­cy spo­ro czer­pią, a wi­dać to choć­by na po­zio­mie ję­zy­ka, za­le­wa­ne­go wręcz an­gli­cy­zma­mi (jesz­cze bar­dziej niż ję­zyk pol­ski).
Pani Ba­tor wy­snu­wa tak­że teo­rię, że Go­dzil­la to sym­bol żoł­nie­rzy wy­klę­tych, któ­rzy pod­czas II woj­ny świa­to­wej po­peł­ni­li licz­ne zbrod­nie w imię ce­sa­rza. Teo­rię cał­ko­wi­cie błęd­ną. Go­dzil­la ow­szem, jest pew­nym sym­bo­lem trau­my wo­jen­nej, ale zwią­za­nej z wy­da­rze­nia­mi w Hi­ro­shi­mie i Na­ga­sa­ki. Re­ży­ser pierw­sze­go fil­mu sam wy­znał, że nadał temu słyn­ne­mu po­two­ro­wi ce­chy bom­by ato­mo­wej, wo­bec któ­rej ludz­kość jest bez­rad­na. Do­dat­ko­wo, tek­stu­ra skó­ry Go­dzil­li wy­ni­ka­ła z in­spi­ra­cji bli­znow­ca­mi osób oca­la­łych z wy­bu­chu w Hi­ro­shi­mie. Po­two­ra tego nie moż­na za­bić nie dla­te­go, że jest sym­bo­lem po­wra­ca­ją­cych do pod­świa­do­mo­ści żoł­nie­rzy, jak chce tego pani Ba­tor, ale dla­te­go, że sym­bo­li­zu­je prze­raź­li­wą si­łę bro­ni ją­dro­wej.

MA­NIAK KO­ŃCZY


Słu­cha­jąc opo­wie­ści pani Ba­tor ma się wra­że­nie, że jest to oso­ba, któ­ra ży­je we wła­snym świe­cie i przez pry­zmat tego świa­ta oce­nia ota­cza­ją­cą ją rze­czy­wi­stość. Nie chcę Was znie­chę­cać do jej ksią­żek o Ja­po­nii, bo pod pew­ny­mi wzglę­da­mi to po­zy­cje cie­ka­we (choć traf­niej­szym okre­śle­niem wy­da­je się jed­nak sło­wo „o­so­bli­we”) — oczy­wi­ście, je­śli pod­czas lek­tu­ry lu­bi­cie ła­pać się za gło­wę. Trze­ba jed­nak na twór­czość au­tor­ki spoj­rzeć bar­dzo kry­tycz­nie i mieć świa­do­mość, że choć sama uzna­je się za wiel­bi­ciel­kę i znaw­czy­nię Ja­po­nii, to w rze­czy­wi­sto­ści ni­jak nie ma praw­dzi­wej, głę­bo­kiej wie­dzy na te­mat tego kra­ju. Je­śli chce­cie się cze­goś rze­czy­wi­ście o nim do­wie­dzieć, się­gaj­cie po książ­ki na­pi­sa­ne przez oso­by o ja­po­ni­stycz­nym, a nie filo­zo­ficz­nym wy­kształ­ce­niu.

Komentarze

  1. "Je­śli chce­cie się cze­goś rze­czy­wi­ście o nim do­wie­dzieć,
    się­gaj­cie po książ­ki na­pi­sa­ne przez oso­by o ja­po­ni­stycz­nym,
    a nie filo­zo­ficz­nym wy­kształ­ce­niu.
    "


    To może jakaś polecajka? Ostatnio naszła mnie ochota na reportaże, a Japonią interesuję się ogólnikowo od jakiegoś czasu więc przeczytałbym dobrą książę na temat jej kultury, historii i społeczeństwa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że cała masa ludzi jest bezkrytycznie zafascynowana jej książkami, zwłaszcza "Japońskim Wachlarzem". To, że coś jest przystępnie napisane jeszcze nie oznacza, że jest dobre i rzetelne. >.>

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dobre pytanie. Z książek podróżniczo-reportażowych mogę polecić Ci "Bezsenność w Tokio" oraz "Tatami kontra krzesła" oraz (angielskojęzyczne) "Learning to bow". Zajrzyj też na bloga mojej Połówki: http://takanoshashin.blogspot.com/.
    Z rzeczy o historii dość lekko czyta się książkę "Starożytna Japonia. Miejsca, ludzie, historia", w której opowieść o dawnej Japonii przeplatana jest opisem ciekawych miejsc miejsc.
    Jeśli chcesz coś lekkiego, ale niekoniecznie podróżniczego, to dobrze czyta się "Mitologię japońską" Tubielewicz lub tę nowszą, Kozyry czy "Baśnie japońskie" Tylera.
    Ewentualnie, jak Cię japońska kultura wciągnie, możesz też sięgnąć po coś cięższego, np. "Kulturę japońską" Varleya, "Historię Japonii" Tubielewicz czy też Antologię "Dziesięć tysięcy liści" Kotańskiego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlatego między innymi napisałem tę notkę - żeby jednak przed panią Bator ustrzec, bo rzeczywiście, może językowo jest sprawnie i dobrze się to czyta, ale merytorycznie leży.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki wielkie. Pozycje dodane na Goodread więc gdy będę miał ochotę na Japonię będę wiedział gdzie zajrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Proszę uprzejmie i polecam się na przyszłość ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.