Maniak marudzi #15: USOS i uczelniana logika

MA­NIAK PI­SZE WSTĘP


Od razu ostrze­gam, że te­ma­ty­ka dzi­siej­szej od­sło­ny „Ma­niak ma­ru­dzi” wy­jąt­ko­wo nie bę­dzie zwią­za­na z po­pkul­tu­rą, a w za­mian bę­dzie tro­chę pry­wa­ty. Je­śli więc cze­ka­li­ście na ko­lej­ne zja­wi­sko po­pkul­tu­ro­we moim kry­tycz­nym okiem, to dzi­siaj nic z tego.
O czym na­pi­szę? Chcę Wam opo­wie­dzieć pew­ną hi­sto­rię, w któ­rej sło­wa klu­cze to: brak, lo­gi­ka, nie­kom­pe­ten­cja i uczel­nia. Bę­dzie o sys­te­mie USOS (tak bar­dzo przez wszyst­kich stu­den­tów znie­na­wi­dzo­nym) i o kre­tyń­skiej po­li­ty­ce uczel­ni, któ­ra przy­pra­wi­ła mnie o zgrzy­ta­nie zę­ba­mi i mnó­stwo zszar­ga­nych ner­wów. A wszyst­kie­go moż­na by by­ło unik­nąć, gdy­by zwy­czaj­nie wcze­śniej po­my­śleć. Za­cie­ka­wie­ni?

MA­NIAK MA­RU­DZI


Że­by na­kre­ślić peł­ny ob­raz sy­tu­acji, mu­szę cof­nąć się do po­cząt­ku tego roku aka­de­mic­kie­go. Ten okres to nie tyl­ko po­wol­ne wdra­ża­nie się w rytm za­jęć, ale też wy­ści­gi na USO­S-ie. Do­sta­je się ma­gicz­ną da­tę i go­dzi­nę, o któ­rej na­le­ży chwy­cić mysz­ki w dłoń (tu­dzież przy­go­to­wać rę­kę do su­nię­cia po gła­dzi­ku, zwa­ne­go z an­giel­ska to­uch­pa­dem) i kli­kać tak, by za­re­je­stro­wać się do od­po­wied­nich grup za­ję­cio­wych. Wy­gry­wa ten, kto ma szyb­szy In­ter­net. A że je­stem ta­kie­go po­sia­da­czem, to nie mia­łem żad­nych pro­ble­mów i uda­ło mi się tak uło­żyć swój plan, że­by nie mieć żad­nych okie­nek i szyb­ko koń­czyć za­ję­cia. I na tym pew­nie by się skoń­czy­ło, tyle tyl­ko, że po­sta­no­wio­no tro­chę utrud­nić lu­dziom ży­cie. A co tam, niech ma­ją.
O co cho­dzi do­kład­nie? Otóż otrzy­ma­li­śmy in­for­ma­cję, że mu­si­my za­re­je­stro­wać się na za­ję­cia nie tyl­ko z se­me­stru zi­mo­we­go, ale tak­że let­nie­go. Ktoś po­wie pew­nie: „No, w po­rząd­ku, nic wiel­kie­go”. Ow­szem. Ale tyl­ko wte­dy, gdy zna się plan, któ­ry wte­dy jesz­cze nie po­wstał. W tej sy­tu­acji zro­bi­łem to co po­dyk­to­wał zdro­wy roz­są­dek — za­pi­sa­łem się do tych sa­mych grup, co w se­me­strze zi­mo­wym, ma­jąc na­dzie­ję na cho­ciaż zbli­żo­ny roz­kład za­jęć. Jak bar­dzo się my­li­łem.
Nad­szedł ko­niec stycz­nia i wresz­cie (co tam, to tyl­ko kil­ka mie­się­cy) opu­bli­ko­wa­no plan na nowy, let­ni se­mestr. Oczy­wi­ście zu­peł­nie mi nie pa­so­wał — ma się to szczę­ście. Za­mie­nić nikt się nie­ste­ty nie chciał (też bym się nie za­mie­nił). Po­zo­sta­ła mi więc ostat­nia, par­szy­wa i nie­cna de­ska ra­tun­ku.
Świa­do­my tego, że w gru­pach bę­dą pew­ne prze­han­dlo­wa­nia, po­sta­no­wi­łem w dniu otwar­cia trze­ciej tury re­je­stra­cji za­cza­ić się w sys­te­mie USOS, wy­re­je­stro­wać się i czy­hać, aż ktoś nie­opatrz­nie zwol­ni miej­sce w upa­trzo­nej prze­ze mnie gru­pie. Tak, wiem, pój­dę do pie­kła. Obu­rzo­nych uspo­ka­jam, że nic z tego, bo­wiem w mo­men­cie, w któ­rym się wy­re­je­stro­wa­łem, nie mo­głem się już za­re­je­stro­wać po­now­nie. Ni­gdzie. Po­mi­mo tego, że w jed­nej z grup by­ło sie­dem wol­nych miejsc. Co się sta­ło?
Otóż oka­za­ło się, że zo­sta­ły zmniej­szo­ne li­mi­ty przy­jęć do grup — z dzie­więt­na­stu do sie­dem­na­stu osób na gru­pę. Co za tym idzie, zmniej­szył się rów­nież li­mit ogól­ny — z sie­dem­dzie­się­ciu sze­ściu do sześć­dzie­się­ciu ośmu. I to wła­śnie przez ten ostat­ni, nie mo­głem za­re­je­stro­wać się po­now­nie — by­łem oso­bą, o iro­nio, sześć­dzie­sią­tą dzie­wią­tą. Za­wi­nił w grun­cie rze­czy czło­wiek — nie sys­tem, któ­ry tak czę­sto jest nie­win­ną ofia­rą obelg i prze­kleństw..
Co mnie cze­ka­ło? Oczy­wi­ście ca­ły ciąg for­mal­no­ści:
Pro­szę na­pi­sać do tej i tej pani.
Prze­ka­zu­ję pań­ską wia­do­mość temu i temu panu.
Ale prze­cież są wol­ne miej­sce w gru­pie x…
W koń­cu uda­ło mi się wy­ja­śnić ca­łą spra­wę i za spra­wą zrzu­tów z ekra­nu udo­wod­nić swą sy­tu­ację (bo a jak­że, prze­cież mo­głem oszu­kać). I, po kil­ku dniach bez żad­nej od­po­wie­dzi, zo­sta­łem wresz­cie za­pi­sa­ny. Nie­ko­niecz­nie do tej gru­py, któ­rą so­bie upodo­ba­łem, ale w grun­cie rze­czy do cał­kiem nie­złej, bo z wol­nym po­nie­dział­kiem i piąt­kiem.

MA­NIAK KO­ŃCZY


Oczy­wi­ście, co się na­mę­czy­łem to moje, ale w prze­cież ta­kich sy­tu­acji moż­na by unik­nąć, gdy­by nie za­rzą­dzo­no re­je­stra­cji w ciem­no. Albo cho­ciaż, gdy­by nie za­ło­żo­no, że licz­ba stu­den­tów się zmniej­szy. Cóż, wi­dać taka uczel­nia­na lo­gi­ka.

Komentarze

  1. Daria Gwiazdowska20 lutego 2014 22:17

    Jak dobrze że ja nie mam USOSa:):):)

    OdpowiedzUsuń
  2. To na szczęście przypadki ekstremalne ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. W gruncie rzeczy USOS ułatwia życie, bo nie trzeba latać za wykładowcami z indeksem. Ale, jak widać, potrafi też utrudnić (a raczej ludzie się nim "opiekujący".

    OdpowiedzUsuń
  4. Dorota Pietruszka9 marca 2014 19:32

    Mój biedny! Trzeba było poprosić naszą panią od japki o pomoc, ona taka kochana, wszystko nam zawsze od ręki załatwia i kręci na lewo, jak wydrukować, że masz same piątki, gdy masz same dwóje, kiedy jedziesz na stypendium ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Choćbym bardzo chciał, to niestety ona nie zajmuje się sprawami z mojego kierunku. Ale to prawda, jest kochana.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.