Maniak inaczej #39: Star Wars Day 2015

MANIAK NA POCZĄTEK


Kiedy pierwszy raz zobaczyłem „Gwiezdne Wojny”, a miałem wtedy może z dziesięć lat, niemalże od razu się w nich zakochałem. Z każdą kolejną częścią starej trylogii, coraz bardziej zagłębiałem się w świat rycerzy Jedi, rebeliantów oraz złowrogiego Imperium. Potem były gry komputerowe (z wciąż ukochanym „Jedi Knight II: Jedi Outcast” na czele) i nowa trylogia (przez wielu uważana za złą i zbędną, a moim zdaniem nieidealna, ale mająca świetne momenty i ciekawe wątki). To co stworzył George Lucas, to ogromny fenomen — filmy i wiele pobocznych produktów do dziś wywołuje ogromne emocje i stanowi jedną z niewielu rzeczy, wobec których słowo „kultowy” wcale nie jest przesadzone.
Do premiery długo oczekiwanej, siódmej części sagi pozostało już niespełna osiem miesięcy. To nie jest tak wiele, ale wciąż niecierpliwie czekam. A te oczekiwania zdecydowanie umilił 4 maja, czyli oficjalny dzień „Gwiezdnych Wojen”. Dzięki zaproszeniu od polskiego oddziału Disneya mogłem go spędzić w wyjątkowej atmosferze w warszawskim Imaksie.

MANIAK RELACJONUJE


Po trzygodzinnej podróży pociągiem i półgodzinnej podróży miejskim autobusem znalazłem się w kinie, gdzie czekały na mnie same niespodzianki. Już na wejściu zostałem obdarowany naklejkami, zakładkami do książek i gwiezdnowojennymi wodami smakowymi (tabliczki mnożenia sobie darowałem). A potem z tymi wszystkimi drobnymi, acz miłymi podarunkami, udałem się do sali pełnej fanów: od najmłodszych, przez trochę starszych, aż po tych… jeszcze starszych. „Gwiezdne Wojny” naprawdę łączą pokolenia! Oczywiście nie obyło się też bez członków tzw. Legionu 501 (czyli oficjalnej organizacji zrzeszającej fanów, noszących repliki strojów bohaterów z filmów) czy amatorskich cosplayerów. Zarówno ci pierwsi, jak i ci drudzy dostali za przebrania niespodzianki.


Główną atrakcją imprezy był pokaz najnowszego zwiastuna „Przebudzenia mocy” w technologii IMAX 3D. Tak, wiem, co pomyślicie - to tylko zwiastun, który od dawna dostępny jest w Internecie i każdy zdążył go już zobaczyć po kilka, lub nawet kilkaset (tak, była na sali taka osoba) razy. Ale rany, to, co można zobaczyć na małym monitorze komputerowym, to nic w porównaniu do tego, co widać było na ogromnym imaksowym ekranie. Niezwykła szczegółowość obrazu, znakomite efekty i poczucie uczestniczenia w tym świecie — nawet jeśli to uczestnictwo trwa tylko niecałe dwie minuty. Wrażenie jest ogromne zwłaszcza dla mnie — kogoś, kto wcześniej miał okazję być w Imaksie (o dziwo tym samym) tylko raz i to przed dziewięcioma laty.
Sam zwiastun pokazano dwa razy — raz w wersji z napisami i raz w wersji z dubbingiem. Ta ostatnia spotkała się z mniejszym entuzjazmem, ale była miłą niespodzianką dla najmłodszych uczestników. Szkoda tylko, że dubbing zwiastuna przygotowano na szybko i mało profesjonalnie — wielki ekran Imaksa zdradza wszelki brak synchronizacji wypowiadanych słów z ruchem warg aktorów. No, ale to tylko zwiastun. Disney bardzo dba o jakość dubbingu swoich filmów, więc jestem dobrej myśli (choć w pierwszej kolejności na pewno zobaczę oryginalną wersję językową).


Zwiastun filmu to jednak nie jedyne, co można było podczas Star Wars Day w Warszawie obejrzeć. Pokazano jeszcze dwa materiały. Pierwszy to fragment materiału making-of z dodatków do cyfrowej wersji „Gwiezdnych Wojen”. Ekipa filmu opowiadała w nim o inspiracjach stojących za mieczami świetlnymi; o tym, jak tworzono ich dźwięki i jak dodawano efekty specjalne; o meteorach fruwających w przestrzeni kosmicznej oraz o różnicach między Sokołem Millenium z części czwartej i piątej. Interesujący film puszczono jednak tylko w wersji angielskiej i bez napisów, co mogło być dla niektórych utrudnieniem. Było, co prawda, krótkie polskie streszczenie, na które zdobył się konferansjer, ale nie zawierało wszystkich informacji.
Druga rzecz to zapowiedź gry „Star Wars: Battlefront”. Obawiałem się, że duży ekran odkryje wszelkie niedoskonałości, ale myliłem się — całość nadal wyglądała imponująco (choć początkowo poskąpiono głosu). To będzie bardzo ładna gra!
Między tymi wszystkimi materiałami odbywały się konkursy. Nagrody otrzymali wcześniej wspomniani przebierańcy, a ponadto osoba, która najwięcej razy obejrzała zwiastun „Przebudzenia mocy” i trzech śmiałków, których wybrano do konkursu wiedzowego (choć nie wszyscy wykazali się w nim wiedzą). Na drodze losowania jedna osoba otrzymała także egzemplarz „Battlefront”.


Na sam koniec, przy wyjściu z sali, rozdawano plakaty — to miła pamiątka po tym wydarzeniu. Pomimo drobnych zgrzytów bardzo się cieszę, że mogłem w nim uczestniczyć. Oczekiwanie na „Przebudzenie mocy” na pewno stało się dzięki temu milsze.
A Wy jak spędziliście dzień „Gwiezdnych Wojen”?

Komentarze