Muszę uczciwie przyznać, że w zeszłym roku i przez pierwszą połowę tego nie
pisałem tyle, ile chciałem. I o ile chęci mi nie brakuje, to problem jak tkwi
w natłoku obowiązków, braku umiejętności organizowania czasu i życiowych
zawirowaniach. Bloga nie chcę jednak porzucać, dlatego wciąż myślę, jaką formę
mogłyby przyjmować moje teksty, żebym mógł opowiadać Wam jak najwięcej o
moich popkulturowych odkryciach i jednocześnie nie musiał siedzieć przed ekranem laptopa do rana. I stąd pomysł, by wykorzystać króciutkie recenzje, które i
tak wrzucam do sieci (na Letterboxd, Serializd, Backloggd i Goodreads, gdzie
możecie mnie śledzić), nieco je rozbudować i po upływie każdego miesiąca roku
publikować popkulturowy pamiętnik. W ciągu najbliższych tygodni zamierzam
wrzucić takich sześć. Dziś pora na część styczniową.
FILMY
Gekijōban „Shingeki no Kyōjin” Zenpen: Guren no Yumiya oraz Gekijōban „Shingeki no Kyōjin” Kōhen: Jiyū no Tsubasa
Zlecenie tłumaczenia filmu wieńczącego animowaną adaptację Ataku tytanów zmusiło mnie do powrotu do tego tytułu. Dawniej obejrzałem bowiem tylko pierwszy sezon i przeczytałem może z 15 tomików mangi. Postanowiłem nie oglądać pierwszych 25 odcinków jeszcze raz, a zamiast nich zorganizować sobie seans dwóch filmowych kompilacji, żeby przypomnieć sobie kto, z kim i po co. I muszę przyznać, że jako takie przypomnienie filmy te sprawdzają się bardzo dobrze. Są świetnie zmontowane i nie sprawiają wrażenia nieskładnie zmontowanych fragmentów serialu (na ciebie patrzę, Solo Leveling: ReAwakening). Na pewno ciekawie było też znów wrócić do tego świata. A więcej (o sezonach drugim, trzecim i czwartym) opowiem niżej.
Dalej jazda!
Mój pierwszy kinowy seans w 2025 roku to… polska komedia, która niespodziewanie okazała się bardzo ciepła i puchata. Film opowiada historię starszego małżeństwa. Żona Ela choruje na Alzheimera, mąż Józio codziennie się nią zajmuje, a nadopiekuńczy syn Andrzej stara się hamować zapędy obojga rodziców. No i wtedy Józio, pragnąc spełnić życzenie Eli, postanawia wyruszyć z żoną w góry, co uruchamia lawinę prześmiesznych wydarzeń. Dialogi czasami są tutaj, co prawda, nie najlepsze, ale taki aktor jak Marian Opania potrafi nawet z najgorszych kwestii ulepić doskonałą rolę. A jeśli doda się do tego wzruszającą i oryginalną historię, w której centrum znajdują się nietypowi dla kina rozrywkowego bohaterowie, otrzyma się naprawdę przyzwoitą produkcję.
Sonic 3: Szybszy niż błyskawica
Jestem jedną z tych osób, które zastanawiają się, co krytyka i publika widzą w raczej kiepskich filmowych adaptacjach gier o Sonicu. W trzeciej (i nie ostatniej, jak się okazuje 🤦🏻) części nie wiem, czy bardziej irytujący jest sam Sonic, dwóch pajacujących Jimów Carreyów, czy humor w stylu Taiki Waititiego. Do tego Keanu Reeves jako Shadow jest absolutnie okropny — to aktor, którego lubię, ale nadaje się on do specyficznych ról, bo głosem to on modulować niestety nie potrafi. No a fabularnie to chyba najnudniejsza część, która niestety dodatkowo traci na mało wyrazistej reżyserii. Całość ratują tylko Tails i Knuckles.
Sztuka pięknego życia
Nie lubię filmów traktujących o ulotności ludzkiego życia, bo uruchamiają we mnie przemyślenia, z którymi niekoniecznie chcę się zmagać. Ale Sztuka pięknego życia miała w obsadzie Florence Pugh i Andrew Garfielda, więc nie mogłem sobie tego seansu odmówić. I słusznie — to poruszający, piękny i bardzo ciekawy formalnie (między innymi za sprawą pomieszanej chronologii) film o odchodzeniu na własnych zasadach i pozostawianiu czegoś po sobie. I jest harde płakando!
Babygirl
Chciałem ten film polubić, bo ma bardzo ciekawy i aktualny punkt wyjścia: oto kobieta w średnim wieku tkwi w związku, w którym nie doznaje seksualnego spełnienia. Pcha ją to w ramiona znacznie młodszego stażysty, ale ponieważ to relacja na wielu polach problematyczna, bohaterka będzie musiała ją sprytnie ukrywać.
To mógł być ciekawy obraz o niezaspokajaniu kobiecych potrzeb seksualnych, ale ostatecznie mam wrażenie, że trochę stoi w rozkroku między tym, co chce powiedzieć, a tym, jak to robi. Za mało tu głębszych przemyśleń, a za dużo sensacji. I popełniono też kardynalny błąd obsadowy: twórcy każą mi uwierzyć, że Harris Dickinson (z całym szacunkiem, bo to bardzo fajny aktor) ma być bardziej pociągający niż Antonio Banderas. No nie.
Kleks i wynalazek Filipa Golarza
Pierwsza część nowego Pana Kleksa była montażowym koszmarkiem, w którym trudno było uwierzyć w relacje łączące bohaterów. Druga część to pewien postęp — zdecydowanie lepiej jest to zmontowane, bardziej spójne i koherentne. Są też ciekawe pomysły scenograficzne i kostiumowe. Scenariuszowo jest jednak… różnie. Żarty są kompletnie zbędne i kiepsko zrealizowane od strony reżyserskiej. Główna intryga ma mało sensu, a przesłanie — dość rozmyte, dodajmy — opiera się na założeniach raczej naiwnych i uproszczonych. Ale przynajmniej bohaterowie przechodzą jakąś podróż. Aktorsko też jest niespójnie — reżyser kompletnie swojej obsady nie umie prowadzić, co widać nie tylko po dzieciakach (absolutnie tragicznych), ale i niektórych dorosłych (fatalny, grający cały czas na uśmiechu Janusz Chabior). Wizualnie bywa ciekawie, ale są też rozwiązania leniwe, jak choćby podkręcanie kolorów, które nie zawsze dobrze działa.
Milczenie Julie
Bardzo introspektywny i refleksyjny film o skrzywdzonej dziewczynie, która toczy wewnętrzną walkę. Formalnie jest megaciekawy — dużo tu długich ujęć, pojawiają kadry, które filmowe postaci czasem zupełnie opuszczają (co wzmacnia efekt osamotnienia bohaterki), jest też choćby świetnie zbudowana scena, w której przemocowiec początkowo obejmowany niemal połowicznie, zajmuje coraz więcej miejsca na ekranie… To powolne, ale naprawdę dobre kino.
Nienawiść
Bardzo lubię, kiedy filmowa klasyka wraca na ekrany i cieszę się, gdy dzieje się to coraz częściej. Czasem to dla mnie okazja, by przypomnieć sobie dzieła, które widziałem dawno temu, a czasem, by nadrobić braki w filmowym kanonie. Nienawiść to ten drugi przypadek. Film ten, choć nawiązuje do wydarzeń z lat dziewięćdziesiatych, wciąż jest w swojej wymowie bardzo aktualny. Problem mniejszości etnicznych we Francji oraz brutalnej przemocy funkcjonariuszy policji wybrzmiewa w nim bardzo mocno, a końcówka pozostawia z uczuciem ciężkości w klatce piersiowej. No i jak wspaniałe są tu role Cassela, Taghmaouiego i Koundé!
The Outrun
Jestem prostym człowiekiem — widzę w obsadzie nazwisko Saoirse Ronan, od razu idę do kina. The Outrun to znakomity formalnie i interesujący narracyjnie film o wychodzeniu z alkoholizmu i odnajdowaniu swojej prawdziwej tożsamości poza uzależnieniem. Ronan jest tu aktorsko znakomita, a dodatkowym atutem są wplecione w fabułę elementy folkloru, które wzbogacają historię i nadają jej głębszego wymiaru.
Kompletnie nieznany
Byłem przekonany, że po tylu ostatnich nieudanych filmowych biografiach muzyków (filmy o Whitney Houston i Amy Winehouse, pamiętamy) ten gatunek jest skazany na porażkę. Kompletnie nieznany okazał się jednak miłą odmianą. Widocznie wystarczy kompetentny reżyser i dobrze napisany scenariusz skupiony na konkretnym wycinku życia artysty. I to wszystko, by widz nie miał poczucia oglądania teledysku ilustrującego artykuł na Wikipedii. Film Jamesa Mangolda nie jest rewolucyjny, ale skrojono go tak umiejętnie, że z całą pewnością ogląda się go bardzo przyjemnie.
Dziewczyna z igłą
Bałem się tego filmu, bo porusza temat niesłychanie trudny i ciężki. I tak jak się spodziewałem — sponiewierał mnie on niesamowicie. Ale jednocześnie jestem zachwycony, jak pięknie tę niełatwą historię opowiada: w formie przepięknie zilustrowanej czarno-białymi zdjęciami mrocznej baśni, naznaczonej poetycką wrażliwością. Zdecydowanie warto ten film zobaczyć, choć trzeba się przygotować na to, że nie będzie to seans przyjemny.
Towarzysz
W ramach sekretnego pokazu dla widzów Cinema City pokazało Towarzysza (przy okazji: polski tytuł powinien mieć formę feminativum czyli Towarzyszka, bo w oczywisty sposób odnosi się do głównej bohaterki — nie bohatera). To zaskakująco udany thriller z elementami fantastyki naukowej oraz komedii, który przy okazji mówi kilka krytycznych słów o patriarchacie. Jasne, nie są to słowa szczególnie głębokie i wyszukane, ale do kina rozrywkowego nadają się idealnie. Na pewno będę śledzić dalsze projekty Drew Hanckocka, reżysera tego filmu.
Nosferatu
Liczyłem na rewizjonistyczną wersję tej opowieści, a w gruncie rzeczy… sam do końca nie wiem, co dostałem. Najnowszy film Rogera Eggersa został ze mną bardzo długo i właściwie to wciąż zastanawiam się, jak go interpretować. Z jednej bowiem strony nowy Nosferatu powtarza pewne problemy oryginału (zwłaszcza jeśli chodzi o narrację antyimagrancką) i (na pierwszy rzut oka) dosyć nieciekawie opowiada o kobiecym pożądaniu. Im jednak dłużej się o nim myśli i więcej o nim czyta, tym więcej rzeczy się w nim odnajduje — i to takich, które stoją trochę w sprzeczności z powierzchowną interpretacją (bo może nie jest to film krytykujący kobiece pożądanie, ale to, jak bywa postrzegane w patriarchalnym społeczeństwie?). Jedno jest pewne: to obraz przepięknie nakręcony i bardzo spójny artystycznie, co bardzo doceniam. A ponadto zdecydowanie Eggers umiejętnie buduje tu napięcie i fantastycznie straszy.
Wolf Man
Leigh Wannell oczarował mnie swoją wizją Niewidzialnego człowieka, dlatego na kolejny film nawiązujący do dawnego kinowego uniwersum potworów Universala spod jego ręki pobiegłem w podskokach. Na pewno nie jest to ten sam poziom co jego poprzedni projekt, ale oparty jest na podobnych założeniach: pod płaszczykiem ogranego motywu z kina grozy, Whannel opowiada o problemie społecznym. Mit wilkołaka stanowi więc dla niego pretekst do rozważań na temat płciowych ról społecznych, a także roli wychowania i dziecięcej traumy w kształtowaniu się osobowości. To solidny horror i mam nadzieję, że nie ostatnie słowo tego reżysera.
Balkoniary
Balkoniary już od pierwszych scen nie biorą jeńców, a im dalej w las, tym film Noémie Merlant jest coraz odważniejszy. Gdzieś po drodze być może reżyserka w liczbie swoich eksperymentów się gubi (jest tu o jeden motyw za dużo), ale mimo wszystko jestem skłonny powiedzieć, że ostatecznie odnosi sukces, opowiadając o kobiecym doświadczeniu w patriarchacie.
Better Man: Niesamowity Robbie Williams
I kolejna biografia muzyka, która potrafi tchnąć w ten gatunek coś nowego. Better Man to film, który powiela praktycznie wszystkie ograne do bólu w tym gatunku motywy, ale podobnie jak Rocketman, nadrabia to wszystko musicalową formą, a dodatkowo wyjściowym pomysłem, by głównego bohatera ukazać jako małpę. To działa doskonale i czyni filmową biografię Williamsa czymś niesamowicie świeżym i oryginalnym.
SERIALE:
Squid Game: Sezon 2
Od samego początku dość sceptycznie podchodziłem do idei kontynuacji Squid Game w obawie, że kolejne sezony serialu będą po prostu podkręconą powtórką z rozrywki. Pierwsze odcinki dały mi nadzieję, że może jednak twórca ma jakiś ciekawy pomysł na to, by poprowadzić fabułę w innym kierunku. Po obiecującym początku całość jednak — zgodnie z moimi obawami — zamienia się w taki nieco podrasowany sezon pierwszy — z nowymi postaciami i grami, ale podobną intrygą. No i końcówka, która wręcz krzyczy: „Mieliśmy zrobić tylko jeden sezon, ale Netflix kazał nam go podzielić na dwa”, jest bardzo rozczarowująca.
A gdyby: Sezon 1
Powolutku (tak bardzo powolutku) nadrabiam sobie różne seriale Marvela. A gdyby to produkcja bardzo nierówna: są tu odcinki ciekawie pomyślane i bawiące się konwencją. Są jednak i takie, które wydają się zupełnie zbędne. Najgorzej wypada zaś finał — kompletnie niepotrzebny i mało angażujący. Szkoda, że zgodnie z najgorszymi trendami w samym MCU nie jest to po prostu zwykła antologia, a coś co koniecznie musi się ze sobą łączyć i prowadzić do powstania wielkiej drużyny.
Atak tytanów: Sezon 2
Po nadrobieniu filmowych kompilacji Ataku tytanów przeszedłem gładko do drugiego sezonu serialu. Jest on bardzo nierówny i ma kilka niepotrzebnych przestojów. Ostatecznie jednak, kiedy już wchodzi na właściwe tory i odkrywa trochę kart dotyczących zarówno przeszłości niektórych postaci, jak i wagi innych, okazuje się całkiem solidny.
Koszmarni komandosi: Sezon 1
Jako fan komiksów DC nie odmawiam sobie seansu produkcji na ich podstawie. Z twórczością Jamesa Gunna z kolei nie zawsze mi po drodze, ale zawsze daję mu szansę. Z (teoretycznie) pierwszą opowieścią osadzoną w nowym filmowo-serialowym świecie DC mam pewne problemy: bo Gunn mógłby jednak trochę odważniej odciąć się od przeszłości i trochę bardziej uwierzyć w niektóre postaci (zamiast je obśmiewać). Najgorszym jednak grzechem Koszmarnych komandosów jest kiepskie zrównoważenie przewodniego wątku i retrospekcji poszczególnych postaci (znacznie ciekawszych niż główne wydarzenia). Ostatecznie jednak to dość solidny serial, w którym nie brakuje emocji, a chyba głównie ich szukam w utworach audiowizualnych.
Atak tytanów: Sezon 3
Trzeci sezon Ataku tytanów znów jest dość nierówny: są tu odcinki, które niepotrzebnie całą historię przeciągają, ale są też takie, które niesamowicie emocjonują. Najciekawsza jest jednak wolta w samym finale, która właściwie wywraca do góry nogami wszystko, co do tej pory powiedziano w serialu o świecie przedstawionym. To niesamowite, jak bardzo zmienia to optykę i interpretację wszystkich serialowych wydarzeń..
Silos: Sezon 2
Pierwszy sezon Silosu zachwycił mnie bardzo ciekawym przedstawieniem mechanizmów społeczno-politycznych oraz oryginalnym i intrygującym światem, w którym rozgrywa się akcja. Drugi sezon to znakomita kontynuacja tego, co pokazano w pierwszym: pełno tu mistrzowsko rozpisanych intryg politycznych oraz skomplikowanych sieci zależności między bohaterami. Bywają wprawdzie momenty nieco powolne, ale wszystko wynagradza emocjonujący finał. Doskonała rzecz.
Atak tytanów: Sezon 4
I wreszcie czwarty sezon Ataku tytanów: jest chyba najciekawszy pod względem fabularnym, zwłaszcza pod względem tego, jak odwraca perspektywę i zarysowuje konflikt. Są, co prawda, bohaterowie, których nagły zwrot w zachowaniu trudno przełknąć, ale im bliżej finału, tym bardziej wszystko zaczyna się układać.
KSIĄŻKI I KOMIKSY
Amerykańska Liga Sprawiedliwości: Pragnienie sprawiedliwości
Nadrabiam bardzo powoli wydawaną kiedyś u nas Wielką Kolekcję Komiksów DC. Tom 56., czyli Pragnienie sprawiedliwości to historia o intrygującym punkcie wyjścia. Oto bowiem po śmierci dwóch towarzyszy część superbohaterów postanawia działać wobec złoczynców bardziej proaktywnie i bez obaw o konsekwencje wziąć sprawiedliwość w swoje ręce. Niestety: reszta opowieści dzieje się tak szybko, że brakuje w niej miejsca na jakikolwiek rozwój bohaterów i głębsze wejrzenie w to, co dzieje się w ich psychice. A szkoda, zwłaszcza że graficznie jest to komiks obłędny.
Batman: Pod kapturem
Na przeciwnym biegunie znajduje się klasyczna już opowieść ze świata Batmana, tj. Pod kapturem. Jej siłą jest doskonale napisany scenariusz, którego autorowi, Juddowi Winnickowi, udaje się wejrzeć w głąb psychiki głównych bohaterów i skonfrontować ich z doświadczoną traumą. A przy tym każdy z tych bohaterów mierzy się z traumą inaczej, co tworzy przeciekawy kontrast i stanowi podłoże do emocjonującego konfliktu. O warstwie graficznej autorstwa Dougha Mahnke mogę zaś rzecz tylko: doskonała.
MANIAK NA KONIEC
I na dziś to tyle. Będę starał się wrzucać nowe teksty przynajmniej raz w tygodniu, kolejną część pamiętnika na pewno przeczytacie więc za tydzień. Od najbliższej soboty będę też brał udział w toruńskim festiwalu Tofifest i choć niczego nie obiecuję, to może uda mi się trochę o obejrzanych filmach napisać. Trzymajcie kciuki.
Komentarze
Prześlij komentarz
Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.