Maniak marudzi #27: Niebinarne tłumaczenia

Doszły mnie słuchy, że w polskim tłumaczeniu czwartego sezonu She-Ry dokonano swoistego ciswashingu. Podczas przekładu zignorowano bowiem płeć postaci Double Trouble, identyfikującej się jako niebinarna. Należy zaznaczyć, że to postać przełomowa dla środowiska, które wciąż nie cieszy się szczególnie silną reprezentacją w mediach. Niestety, w polskiej wersji Double Trouble przechrzczono na Pana Kłopotowskiego i uczyniono facetem. To pozbawiło serial zarówno waloru edukacyjnego (pt. „Zobaczcie, istnieje coś takiego jak niebinarność!”), jak i wspomnianego powyżej reprezentacyjnego (pt. „Juhu, wreszcie widzę siebie w telewizji!”). A są to walory niewątpliwie ważne, ponieważ osoby niebinarne wciąż zmagają się ze sporą dyskryminacją, także ze strony środowisk mniejszościowych.
Nie jest to zresztą pierwszy raz, kiedy niebinarni są w toku przekładu usuwani z dzieła popkulturowego. Podobny los spotkał postać graną przez Asię Kate Dillon w serialu Billions, gdzie z osoby niebinarnej — jednej z pierwszych w telewizji w ogóle! — stała się kobietą używającą żeńskich form czasowników. Tak samo było z postacią sędzi w Johnie Wicku 3, również graną przez Dillon.
W każdym z tych przypadków winę może ponosić wiele osób. Czasem to kwestia niedogadania i niedostarczenia odpowiednich materiałów ze strony zleceniodawców. Czasem to kwestia nieświadomości. Czasem — niestety — jest to kwestia braku odpowiedniej kontroli jakości. A czasem — jeszcze bardziej niestety — całkiem świadomego zaniedbania. Jak było w She-Rze, Billions i Johnie Wicku 3? Trudno powiedzieć. Ale wiecie, co jest najbardziej frustrujące? To, że tłumacze często załamują ręce i mówią: „No ale jak ja mam to przetłumaczyć, przecież język polski nie nadąża za tym zjawiskiem”. Już pal licho, że to nie jest żadne „zjawisko”, a osoby niebinarne nie istnieją dopiero od niedawna (ba, w niektórych społeczeństwach są od zarania dziejów rozpoznawane i nazywane). Najbardziej wkurza chyba to, że owszem, język polski jak najbardziej NADĄŻA. I to na wiele sposobów. Tylko, wiecie: trzeba spytać u źródła, a nie każdemu się chce. I dlatego mój planowany post do mediów społecznościowych stał się notką. Taką z misją. I z małym poradnikiem dla tłumaczy audiowizualnych (oraz tłumaczy w ogóle)

MANIAK TŁUMACZY, JAK TŁUMACZYĆ

Język angielski jest dla osób niebinarnych niewątpliwie przyjazny. Wystarczy przyjąć odpowiedni zaimek. Najczęściej jest to „they/their” używane w liczbie pojedynczej, które zresztą stosowane jest w ten sposób od dawna, gdy nie znamy płci osoby, o której mówimy, np. "Someone baked a cake. They used an original recipe”. Czasem używane są także zaimki: „ze/hir”, „xe/xem/xyr”, „hy/hym/hys” lub „co/cos”; a czasem preferowane jest zwracanie się do takiej osoby po przyjętym imieniu. Na tym (plus na tytule, np. Mx. zamiast Mr. lub Mrs.) właściwie cała kwestia się w języku angielskim kończy.
Polski niestety tak przyjazny nie jest, ponieważ to język fleksyjny, odmienny. Do zaimków osobowych dochodzi więc również odmiana czasowników czasu przeszłego, imiesłowów, przymiotników, liczebników… Osoby niebinarne w Polsce rozwiązują tę sytuację na wiele różnych sposobów — wiąże się to także z tym, że niebinarność jest pewnym spektrum i można np. identyfikować się z dwoma płciami, płynnie między nimi przechodzić lub nie identyfikować się z żadną. Postaram się teraz opisać pewną część rozwiązań. Od razu zastrzegam, że tematu, nie jestem w stanie wyczerpać całkowicie, ale mam nadzieję, że uda mi się skompilować taki tłumaczeniowy poradnik choćby w małym zakresie.
Opcja nr 1: Formy nijakie
Niektóre osoby niebinarne decydują się używać form nijakich. Czasowniki w czasie przeszłym przyjmują wtedy końcówkę „-om”, np. „zrobiłom”. Być może na pierwszy rzut oka osobom cispłciowym wyda się to nieco deprecjonujące, by nie rzecz: uprzedmiotawiające. Ba, są również osoby niebinarne, którym nie do końca takie formy odpowiadają. Nie należy jednak ich (tj. form) z tego powodu skreślać, ponieważ z drugiej strony sporo osób z nich korzysta, a w końcu środowisko LGBT często przejmuje pewne słowa i wyrażenia, by je odczarować — przykładem niech będzie choćby queer, dawniej nacechowany negatywnie, a obecnie przyjęty przez LGBT. W przekładzie jest to zresztą forma bardzo wygodna (i chyba jedna z najlepszych dla osób agender, choć oczywiście nie do nich się ogranicza). Być może w napisach filmowych trzeba by nieco bardziej poobcinać wypowiedzi, by nieprzyzwyczajony widz mógł sobie spokojnie wszystko przeczytać, ale dla doświadczonego tłumacza nie powinno to stanowić żadnego problemu — ani tym bardziej wymówki.
Opcja nr 2: Formy liczby mnogiej
Druga możliwość to korzystanie z form liczby mnogiej (zwykle męskoosobowej — „zrobiliśmy”). To w pewnym sensie próba przeniesienia angielskiego „they” na grunt polski, z tym że nie jest to oczywiście ekwiwalent 1:1 (angielskie „they” stosowane jest raczej w liczbie pojedynczej). Niewątpliwie jest to opcja bardzo dobra do wykorzystania w przekładzie, zwłaszcza jeśli mowa o osobach genderfluid czy bigender, choć znów: nie tylko.
Opcja nr 3: Dukaizmy 
Kolejna z możliwości to wykorzystanie form wymyślonych przez Jacka Dukaja w Perfekcyjnej niedoskonałości i zakończonych na „-um”, np. „zrobiłum”. Zaimek osobowy przyjmuję wtedy formę „onu”. Podobnie jak w przypadku form nijakich, jeśli tłumacz przygotowuje napisy, musi oczywiście odpowiednio widza do takich końcówek fleksyjnych przyzwyczaić, ale znów: dla zawodowców nie jest to zadanie niewykonalne.
Opcja nr 4: Formy zamienne
Osoby niebinarne (w tym yours truly) czasem wybierają opcję pt.: „Mów mi, jak chcesz”. W praktyce oznacza to, że można się do nich zwracać formami żeńskimi lub męskimi (a jeśli tego zechcą, to również wszystkimi pozostałymi wymienionymi i niewymienionymi w moim tekście). Argumentem przeciwko zastosowaniu takiego rozwiązania w przekładzie byłaby obawa przed niespójnością i narobieniem bałaganu. Ale wiecie: to słaby argument. Warto jednak stosować tę opcję rozważnie.
Opcja nr 5: Formy bezosobowe
A teraz możliwość wymagająca nie byle jakiej (ale nie: niemożliwej) gimnastyki językowej — unikanie form nacechowanych płciowo. W praktyce wygląda to na przykład tak, że zamiast mówić „zrobiłem/am”, mówimy „zrobiło mi się”, a czasem używamy czasu teraźniejszego w funkcji czasu przeszłego „Wczoraj idę drogą, i nagle widzę psa”. Zaletą tej możliwości w przekładzie napisów jest zapewne to, że widz nie musi się do takiej formy zbytnio przyzwyczaić, wadą zaś wspomniane językowe wygibańce, które sporo tekst mogą wydłużyć.
Opcja nr 6: Formy hybrydowe
To jedna z moich ulubionych możliwości. Zamiast mówić „zrobiłam/em”, można dokonać fuzji tych dwóch form, tworząc czasownik „zrobiłaem”. Rozwiązanie bardzo proste, w piśmie rzucające się w oczy, w mowie zaś wypowiadane tak, by nie było do końca jasne, której formy użyto. I znów — w napisach filmowych wymaga to też odpowiednich operacji na tekście, które go skrócą, by widz mógł się przyzwyczaić do takich form, ale po raz kolejny powtórzę: nie jest to zadanie niewykonalne.
Opcja nr 7: Formy nieokreślone
A gdyby tak użyć form, które nie są jednoznaczne także w piśmie? Z pomocą przychodzą gwiazdki, podkreślenia, wielokropki i inne. W ten sposób tworzona jest choćby forma „zrobił*m/zrobił_m/zrobił…m” (w mowie często wygląda to tak, jak w przypadku opcji 6). Również jest to opcja warta rozważenia, choć być może zbyt kojarzona z pismem, by posłużyć się nią w napisach filmowych (w których staramy się jednak symulować język mówiony).
Opcja nr 8: Formy właściwe dla płci przypisanej przy urodzeniu lub jej przeciwne
Istnieją osoby niebinarne, które z różnych powodów postanawiają pozostać przy formach zgodnych z płcią, jaką przypisano im przy urodzeniu lub wręcz przeciwnie — stosować formy przeciwne (dziękuję Kamili Śledź za zwrócenie uwagi na tę drugą opcję). W przypadku tłumaczeń należałoby się jednak tego wystrzegać i stosować tylko wtedy, gdy postać w języku oryginalnym też postanowiła używać zaimków w taki sposób. No i trzeba by wtedy zaznaczyć w jakiś inny sposób, że dana osoba jest niebinarna, choćby odpowiednio ją nazywając.

MANIAK NA KONIEC

I co, język nie nadąża? Bzdura. Po prostu tłumacze muszą nadążać za językiem. I przestać się bać. Bardzo dużo osób czerpie wiedzę na temat języka z mediów, także z napisów filmowych. Zawód tłumacza audiowizualnego jest więc w pewien sposób misyjny i warto o tym pamiętać. To, jak opisujemy rzeczywistość, ma wpływ na jej odbiór przez innych. Nie możemy wyłączać z tego opisu osób niebinarnych, bo, no kurczę — my, niebinarni, istniejemy. I chcemy być zauważeni i reprezentowani. Także językowo.

PS Wpis został zilustrowany zdjęciami aktorów niebinarnych oraz zrzutem ekranu z czwartego sezonu She-Ry.

Komentarze