Maniak ocenia #297: „Kredziarz”

MANIAK ZACZYNA

Rok 2018 zaczął się dla mnie nie tylko niespodziankami filmowymi, ale również niespodzianką literacką. A wszystko za sprawą debiutanckiej powieści C.J. Tudor pt. Kredziarz, którą mam przyjemność przedpremierowo zrecenzować.

MANIAK O FABULE

Już sam zarys fabularny wydał mi się niezmiernie interesujący. Cytując polskiego wydawcę:
Upalne lato 1986 roku. Dwunastoletni Eddie i jego banda spędzają wakacje jak typowe nastolatki — jeżdżą na rowerach, budują szałasy w lesie, biją się z miejscowymi łobuzami. Wszystko zmienia się w dniu tragicznego wypadku, do którego dochodzi w wesołym miasteczku. To wtedy Eddie po raz pierwszy spotyka Kredziarza i poznaje nową zabawę opartą na rysowaniu kredowych ludzików. Coś, co wydawało się niewinną grą, wkrótce doprowadza przyjaciół do makabrycznego znaleziska — w głębi lasu odkrywają rozczłonkowane zwłoki…
Trzydzieści lat później, gdy zbrodnia wydawała się już dawno wyjaśniona, Eddie i jego przyjaciele nieoczekiwanie otrzymują listy z kredowymi rysunkami. Muszą ponownie zmierzyć się z ponurą przeszłością. Czy latem 1986 roku sprawa faktycznie została rozwiązana? Kto tak naprawdę był katem, a kto ofiarą?
Brzmi troszkę znajomo? Owszem, czuć tutaj inspirację prozą Stephena Kinga czy serialem Stranger Things, ale w gruncie rzeczy to tylko pozory. C.J. Tudor celowo bowiem buduje z pozoru znajomą atmosferę, żeby później pobawić się z czytelnikiem w kotka i myszkę. I wychodzi to znakomicie.
Fabuła w Kredziarzu skonstruowana jest dwutorowo: wydarzenia z przeszłości i teraźniejszości przeplatają się, tworząc misterną układankę. Z każdym kolejnym rozdziałem dowiadujemy się o bohaterach i ich przeżyciach coraz więcej, dzięki czemu powoli zaczyna nam się kształtować w głowie coraz bardziej szczegółowy obraz wydarzeń. Nie jest to może rozwiązanie jakoś szczególnie innowacyjne, zwłaszcza że często ostatnio sięgają po nie autorzy kryminałów (z Gillian Flynn na czele), ale w Kredziarzu sprawdza się bardzo dobrze. Przede wszystkim dlatego, że autorka opowiada o wydarzeniach na dwóch dość odległych od siebie planach czasowych, każąc czytelnikowi nieustannie zastanawiać się, jaką drogę przebyli bohaterowie od 1986 roku do roku 2016. Dzięki tej sztuczce nie sposób się z bohaterami nie zżyć i nie przejmować ich losem. Nawet jeśli niektórzy wydają się irytujący.
Sama historia — choć można początkowo pomyśleć, że będzie nosić znamiona horroru — to tak naprawdę dramat obyczajowy z zagadką kryminalną w centrum. I choć ta zagadka napędza fabułę, jest tylko pretekstem do innych rozważań. C.J. Tudor wykorzystuje ten pretekst, by zastanowić się nad problemem fanatycznej wiary, aborcji, przemijania, obsesji czy wreszcie — a może przede wszystkim — hipokryzji. I to właśnie te niuanse, mimo fantastycznie zbudowanej kryminalnej otoczki, stanowią o sile Kredziarza. Autorka bezlitośnie bowiem przekreśla w nim dziecięcą niewinność i naznacza swych bohaterów okrutną rzeczywistością.
Czy fabularnie są tu słabe punkty? Pod pewnymi względami — owszem. Szczególne zarzuty można postawić zakończeniu: każącym nieco zawiesić niewiarę i widocznie skrojonemu tak, by na siłę odbiorcę zaskoczyć. Można jednak napisany przez Tudor finał także wybronić, bo — bądź co bądź — rozwiązanie zagadki i kilka późniejszych rewelacji doskonale wpisuje się motywy, które pisarka na łamach Kredziarza rozwija. I tę próbę należy pochwalić, nawet jeśli mogłaby być bardziej udana.

MANIAK O STYLU

Narracja w powieści prowadzona jest z perspektywy Eddiego, który wprowadza czytelnika w świat przedstawiony. Mężczyzna ma nieco ograniczony punkt widzenia, a jego relacja nie jest do końca wiarygodna, co pozwala autorce troszkę manipulować wydarzeniam. Czasem więc ujmie coś w hiperbolę, czasem coś zatai, a czasem zbagatelizuje, by później do tych tropów powrócić i rzucić na nie nowe światło.
Językowo doskonale udaje się Tudor rozdzielić dwa zarysowane w powieści plany czasowe. W rozdziałach osadzone w latach 80. czuć pewnego rodzaju dziecięcość świata przedstawionego. Tej dziecięcości przedstawiona jest zupełnie inna wrażliwość dorosłego — naznaczona też pewnego rodzaju rozczarowaniem. Czuć to zarówno w narracji, jak i w dialogach, całkiem nieźle zresztą napisanych. Świat nakreślony przez autorkę, choć początkowo wydaje się nacechowany elementami nadprzyrodzonymi, szybko okazuje się przeraźliwie realny, co na pewnym poziomie świetnie oddają także żywe dialogi.

MANIAK O PRZEKŁADZIE

Za przekład Kredziarza odpowiada Piotr Kaliński, który — w przeciwieństwie do autorki — debiutantem nie jest. Kaliński z powodzeniem oddaje styl Tudor, a dodatkowo udaje mu się odtworzyć poczucie pewnej kulturowej odległości tej historii. Stosuje więc kilka ciekawych zapożyczeń i nie stara się tworzyć niepotrzebnej iluzji, że opowieść toczy się nie w Wielkiej Brytanii, ale w Polsce. Unika też anachronizmów i całkiem sprawnie rozróżnia językowo część osadzoną w latach 80. oraz część współczesną. Nie unika jednak kilku drobnych błędów: czyni choćby z Alice Cooper kobietę (ach, ten mylący pseudonim), a z „nałogu” robi „zwyczaj”, zbyt dosłownie oddając angielskie filthy habit. Są to jednak potknięcia sporadyczne i nie wpływają na ogólny odbiór powieści.

MANIAK OCENIA

Zapytacie pewnie teraz, czy w ostatecznym rozrachunku warto po Kredziarza sięgnąć. Odpowiem, że owszem, bo mimo nieco słabszej końcówki, to wciąż bardzo dobra książka, od której trudno się oderwać. I oprócz tego, że dostarcza mnóstwo rozrywki, daje także sporo do myślenia. Sami przekonać będziecie się mogli już 28 lutego, kiedy Kredziarz będzie miał polską premierę. Ja tymczasem wystawiam najwyższą ocenę w mojej trzystopniowej skali:
DOBRY

Dziękuję wydawnictwu Czarna Owca za przesłanie egzemplarza do recenzji.

Komentarze