Maniak inaczej #94: Nie śpię, bo oglądam Oscary 2020

Tradycyjnie podczas oscarowej gali nie kładę się do łóżka, ale siedzę do samego rana i piszę o tym, kto dostaje nagrody. Mam nadzieję, że będziecie ze mną!

MANIAK LIVEBLOGUJE

MANIAK OMAWIA

Zwycięzcy:

Najlepszy aktor drugoplanowy: Brad Pitt — Pewnego razu… w Hollywood
Najlepszy pełnometrażowy film animowany: Toy Story 4
Najlepszy krótkometrażowy film animowany: Hair Love
Najlepszy scenariusz oryginalny: Bong Joon-ho, Han jin-won — Parasite
Najlepszy scenariusz adaptowany: Taika Waititi — Jojo Rabbit
Najlepszy film krótkometrażowy: The Neighbor’s Window
Najlepsza scenografia: Barbara Ling i Nancy Haigh — Pewnego razu… w Hollywood
Najlepsze kostiumy: Jacqueline Durran — Małe kobietki
Najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny: Amerykańska fabryka
Najlepszy krótkometrażowy film dokumentalny: Learning to Skateboard in a Warzone (If You’re a Girl)
Najlepsza aktorka drugoplanowa: Laura Dern – Historia małżeńska
Najlepszy montaż dźwięku: Donald Sylvester — Le Mans ’66
Najlepszy miks dźwięku: Mark Taylor i Stuart Wilson — 1917
Najlepsze zdjęcia: Roger Deakins — 1917
Najlepszy montaż: Michael McCusker i Andrew Buckland — Le Mans ’66
Najlepsze efekty specjalne: Guillaume Rocheron, Greg Butler, Dominic Tuohy — 1917
Najlepsza charakteryzacja: Kazu Hiro, Anne Morgan, Vivian Baker — Gorący temat
Najlepszy film zagraniczny: Parasite.
Najlepsza ścieżka dźwiękowa: Hildur Guðnadóttir — Joker
Najlepsza piosenka: „(I’m Gonna) Love Me Again” – Rocketman
Najlepszy reżyser: Bong Joon-ho — Parasite
Najlepszy aktor pierwszoplanowy: Joaquin Phoenix – Joker
Najlepsza aktorka pierwszoplanowa: Renée Zellweger – Judy
Najlepszy film: Parasite


To już drugi rok z rzędu, kiedy zdecydowano, że nie będzie na gali tradycyjnego prowadzącego. Czy to cokolwiek zmieniło? Niekoniecznie. Po prostu z jednego prowadzącego zrobiło się kilku. Nadal był więc otwierający numer muzyczny, potem monolog (a właściwie dialog w wykonaniu Chrisa Rocka i Steve’a Martina), a następnie różne wstawki i wypełniacze, które teoretycznie powinny przez brak prowadzącego zostać wyeliminowane, a tak naprawdę nie były. Szczytem wszystkiego okazał się niezapowiedziany występ Eminema z „Lose Yourself”, który właściwie przyszedł pewnie tylko po to, żeby odśpiewać to, co miał kilkanaście lat temu, kiedy się nie pojawił, i po to, żeby Kelly Marie Tran mogła mu cudownie w tym wtórować.
Tak czy siak, ostatecznie rzecz ujmując, te Oscary miały brak prowadzącego tylko z nazwy, bo formuła prawie w ogóle się nie zmieniła, a ciężar żartów (mniej lub bardziej udanych) został przerzucony na gwiazdy zapowiadające się nawzajem i wręczające nagrody.
Poziom tych wszystkich żarcików oczywiście był różny. Mnie najbardziej do gustu przypadł humor wspomnianego duetu Steve’a Martina i Chrisa Rocka, jazda po bandzie w wykonaniu Mayi Rudolph i Kristen Wiig, Will Ferrell i Julia Louis Dreyfus śmieszkujący z kategorii zdjęcia i montaż (w nawiązaniu do zeszłorocznej afery, by wyciąć te nagrody z głównej emisji i wręczyć je podczas przerwy reklamowej) oraz pomysł, by Rebel Wilson i James Corden wręczyli nagrodę za efekty specjalne w stroju kotów. TYCH kotów.
Z innych ciekawych momentów na pewno warto odnotować wejście na scenę Sigourney Weaver, Gal Gadot i Brie Larson — znajdźcie mi lepszy crossover, poczekam.
Same wyniki w większości kategorii nie okazały się zaskakujące, ale to nie znaczy, że nie obyło się bez niespodzianek. O ile zakładałem możliwość, że Parasite zdobędzie kilka nagród, najprawdopodobniejsza wydwała się sytuacja, w której wygra tylko w kategorii najlepszy film zagraniczny. Ostatecznie otrzymał jednak jeszcze statuetkę i za scenariusz, i za reżyserię i — jako pierwszy film nieanglojęzyczny w historii — za najlepszy film. Co udowodniło, że wreszcie Akademia nauczyła się czytać.
Jakie jeszcze niespodzianki? Na pewno kategoria animacji krótkometrażowych, której nie udało się tym razem zdominować Disneyowi (i bardzo dobrze!) oraz troszkę kategorie dźwiękowe. O ile filmy o wyścigach i wojnie zawsze mają w tej dziedzinie przewagę nad resztą, to jednak wojenne zwykle zgarniają wszystko. Tym razem 1917 podzielił się jednak z Le Mans ’66, co uważam za dość sprawiedliwe, zwłaszcza że w tym pierwszym rzeczywiście świetnie dźwiękiem manipulowano, a w drugim ładnie go w odpowiednie miejsca poumieszczano (jakby Akademia dostrzegła różnicę między tymi kategoriami, niesamowite!).
To była na pewno gala, która przejdzie do historii i mimo zachowawczości niektórych nagród i nominacji, jestem nią całkiem zadowolony. I liczę na kolejne dobre zmiany ;) w przyszłości.

Komentarze