Maniak ocenia #292: „Wataha” S02E01-02 (przedpremierowo)

MANIAK ZACZYNA

Skłamałbym, mówiąc, że dopiero wtedy, gdy za produkcję polskich seriali wzięły się takie molochy jak HBO czy Canal+, doświadczyliśmy projektów udanych. Od wielu lat mamy bowiem w historii polskiej telewizji dobre produkcje. Trzeba jednak przyznać, że wspomniane wyżej międzynarodowe sieci, decydując się na stworzenie serialu u nas, wprowadziły pewnego rodzaju nową jakość. I sztandarowym przedstawicielem takich projektów o nowej jakości był pierwszy sezon Watahy.
To nie był serial idealny: można by w nim podszlifować dialogi, uczynić akcję nieco dynamiczniejszą i albo usunąć, albo rozwinąć mało odważną warstwę symboliczną. Ale jednocześnie był to serial intrygujący, nieźle zagrany i bardzo wciągający. Zakończył się ogromnym cliffhangerem i mimo, że podobno cieszył się u nas lepszą oglądalnością niż Gra o tron, nie zdecydowano się na jego kontynuację. Do czasu. W czerwcu 2016 roku, niemal dwa lata po emisji, HBO postanowiło jednak ruszyć z produkcją drugiego sezonu. Miał być bardziej dynamiczny, większy, lepszy.
I tym sposobem docieramy do października. Drugi sezon Watahy już tuż, tuż, bo za troszkę ponad tydzień. A mnie możecie trochę pozazdrościć, bo miałem już przyjemność obejrzeć dwa pierwsze odcinki na uroczystej premierze w Warszawie, w zeszły poniedziałek. I chyba już teraz mogę Wam powiedzieć, że warto czekać. A dlaczego? Czytajcie dalej.

MANIAK O SCENARIUSZU

Akcja drugiego sezonu rozgrywa się cztery lata po zakończeniu pierwszego. Sporo się od tego czasu na bieszczadzkiej granicy pozmieniało: rosną nastroje antyimigranckie, a nielegalnych transferów ludzi, broni i jest coraz więcej. Po odkryciu makabrycznej zbrodni, prokurator Iga Dobosz rozpoczyna śledztwo, które zaprowadzi ją na trop intrygi. Intrygi w jakiś sposób powiązanej z tajemnicą pierwszego sezonu.
Scenarzyści serialu, a tym razem byli to Piotr Szymanek (on objął stanowisko głównego scenarzysty), Katarzyna Tybinka, Bartosz Janiszewski oraz Marta Szymanek, z jednej strony podejmują zatem wątki z poprzedniego sezonu, z drugiej zaś dodają sporo nowych. Wszystko zaś otoczone jest aurą tajemniczości i tak naprawdę trudno się domyślić, jak to się wszystko dalej potoczy.
Być może nowa zagadka nie jest aż tak intrygująca jak w pierwszym sezonie, natomiast w jakiś sposób echa tamtych odcinków gdzieś tutaj pobrzmiewają. Taka mieszanka się sprawdza, bo śledząc nowe wątki, widz chce jak najszybciej poznać ciąg dalszy i dowiedzieć się, jak kolejne elementy pasują do układanki.
Najmocniejszą jednak stroną scenariusza jest jego aktualność. Trafną była decyzja o osadzeniu akcji cztery lata po pierwszym sezonie (zresztą od jego emisji minęły już trzy), bo dzięki temu śledzimy opowieść doskonale wpisującą się w nasze czasy i dotykającą naszych obaw — zwłaszcza tych dotyczących imigrantów. To temat delikatny, ale scenarzyści znajdują złoty środek: są w stanie przedstawić go w sposób mocny, bezpardonowy, ale jednocześnie nie popadają w skrajności, szczególnie takie, które byłyby naznaczone niebezpieczną prawicową ideologią. To bardzo cenne.
Cztery lata to oczywiście długi czas i z ludźmi mogą dziać się wtedy różne rzeczy. Scenarzyści o tym nie zapominają i rozwijają bohaterów w ciekawy sposób. Widać, że każdy z nich znajduje się teraz w innym miejscu niż w pierwszym sezonie. Jednocześnie nie jest to przeskok nagły i niewiarygodny — kluczowe cechy postaci zostają na miejscu.
Największa bolączka sezonu pierwszego, czyli dialogi, została w dużej mierze naprawiona. Słucha się tego lepiej, mniej w tym wszystkim sztuczności. Nie jest idealnie — wkrada się kilka fałszywych nut — ale widać (a właściwie słychać) postęp i duża w tym rola wymiany scenarzystów.
Na plus wychodzi także ograniczenie scen o symbolicznym wymiarze. Były one ciekawą częścią pierwszego sezonu, ale gdzieś tam twórców powstrzymywała powściągliwość. W efekcie ani takie sceny odpowiednio nie wybrzmiały, ani specjalnie serialowi nie dodały. Tym razem niemal całkowicie z symboliki zrezygnowano i to — wziąwszy pod uwagę mrocznawy, realistyczny klimat — decyzja bardzo dobra.

MANIAK O REŻYSERII

Do reżyserii serialu powraca Katarzyna Adamik, która odpowiadała za dwa ostatnie odcinki pierwszego sezonu. Dołącza do niej reżyser nietuzinkowy, bo Jan P. Matuszyński (Ostatnia rodzina). Te dwa nazwiska to gwarancja dobrej jakości.
Jeszcze przed projekcją odcinka przedstawiciele HBO mówili, że chcieli, by nowa Wataha była większa, mocniejsza i lepsza. I rzeczywiście: serial jest bardziej dynamiczny i nie ma w nim wielu niepotrzebnych przestojów. Doskonałą decyzją okazało się też osadzenie akcji w zimie. Dodaje ona nie tylko rozmachu (na zimowe scenerie patrzy się z niemałą satysfakcją), ale także odzwierciedla to, co dzieje się w umysłach bohaterów. Ponadto srogie warunki znakomicie podkreślają trudną sytuację w Bieszczadach oraz wpasowują się w klimat opowieści, do którego świetnie pasuje określenie „mroźny”.
Reżyserzy bardzo dobrze operują tempem. Sceny akcji są dynamiczne, dialogi wybrzmiewają tak, jak trzeba, a gdy brakuje oddechu, twórcy pozwalają widzowi go zaczerpnąć, wprowadzając elementy humorystyczne. Przy czym nie jest to humor nachalny i niskich lotów, ale dopasowany do ogólnej atmosfery opowieści.

MANIAK O AKTORACH

Aktorsko Wataha nie zawodzi. Jej główną zaletą jest bardzo dobre dopasowanie postaci do aktorów. Leszek Lichota nie jest może artystą szczególnie wybitnym, ale sprawdza się w określonych typach ról i taki jest jego Wiktor Rebrow. Główny bohater jest charyzmatyczny, ale też nieco zmęczony życiem, a przy tym „ocieka testosteronem” i Lichota nie musi wkładać szczególnie dużo wysiłku, by dobrze to na ekranie oddać.
Podobnie jest z Jackiem Lenartowiczem. Aktor przeważnie bywa obsadzany w rolach twardzieli. Dość często grywał w telenowelach, gdzie wcielał się w mafiosów czy zmęczonych życiem szefów klubów nocnych. W Watasze jego Łuczak to postać nieco inna od poprzednich kreacji, ale jednocześnie gdzieś tam zbiera ich cechy. Aparycja Bruce’a Willisa (z dodatkiem blond brody) i ochrypnięty głos to zdecydowanie cechy, które ułatwiają mu wcielenie się w postać.
Bardzo ważną postacią jest prokurator Dobosz, której rolę odgrywa Aleksandra Popławska. To bohaterka, która lawiruje na granicy pomiędzy tym co uznaje słuszne, a tym, co wymaga od niej istota zawodu prokuratora. Popławska kapitalnie te wewnętrzne dylematy oddaje. Dostaje też ciekawy wątek rodzinny, dzięki któremu jeszcze bardziej swoją bohaterkę pogłębia.
Niezłe role mają Jarosław Boberek, Andrzej Zieliński i Anita Jancia-Prokopowicz. Ten pierwszy udowadnia, że sprawdza się nie tylko w konwencji komediowej, ale także w dramatycznej. Zieliński świetnie podkreśla stanowczość bohatera (komendanta Markowskiego), ale także — podobnie jak w przypadku Popławskiej — jego wewnętrzne dylematy. Z kolei Jancia-Prokopowicz, choć może nie pojawia się na ekranie szczególnie często, jest ciekawą przeciwwagą dla tych wyrazistszych bohaterów. Delikatna, a jednocześnie intrygująca.
Do roli charyzmatycznego „Grzywy” powraca Bartłomiej Topa. Nie chcę na razie zdradzać, w jakim wymiarze, ale dość powiedzieć, że aktor stoi chyba za najlepszą kreacją w całym serialu. Jego bohater jest tajemniczy, a równocześnie niesamowicie charyzmatyczny.
Z nowej obsady warto wymienić przede wszystkim Annę Donchenko. Ukraińska aktorka dostała tę rolę w dość ciekawy sposób — podobno producenci odnaleźli ją na Facebooku. Jej rola jest bardzo poruszająca i trudna: wymagała wykrzesania ogromnej rzeszy emocji. Donchenko radzi sobie z tym wyzwaniem i udaje jej się nie przesadzić. Robi ogromne wrażenie.

MANIAK O TECHNIKALIACH

Na koniec tradycyjnie zostawiam względy techniczne. Na pewno udały się zdjęcia. Pewnie, może i Bieszczady — zwłaszcza zimowe — obronią się w każdym obiektywie, ale w Watasze udaje się połączyć ich piękno ze swego rodzaju srogością, a przez to stworzyć niebywałą mieszankę. Udany jest także montaż — nieco mniej rozwlekły, niż w sezonie pierwszym. Największa zaleta to jednak muzyka. Łukasz Targosz łączy ludowe brzmienia i tradycyjną muzykę filmową, tworząc kompozycje nie tylko perfekcyjnie dopasowane do poszczególnych scen serialu, ale także bardzo oryginalne i wpadające w ucho. Szczególnie miło słuchało się jego utworów na żywo (bo na taki zabieg zdecydowano się podczas pokazu), ale myślę, że i w domowym zaciszu kolejne dźwięki ścieżki Targosza wybrzmią znakomicie.

MANIAK OCENIA

Na nowy sezon Watahy warto czekać. Jeśli spodobało Wam się pierwsze sześć odcinków, te nowe wprowadzą Was w zachwyt. HBO Polska może pochwalić się bardzo dobrym, inteligentnym i wciągającym serialem, który na dodatek nie został oparty na obcym formacie. Jest na co czekać. Ja już chcę zobaczyć kolejne odcinki. A na razie daję okejkę dwóm pierwszym.
DOBRY
Na koniec bardzo dziękuję HBO Polska za możliwość uczestniczenia w premierze, a Was zapraszam do komentowania (w sekcji u dołu strony albo w mediach społecznościowych: na Facebooku, Twitterze, Google+ i Ask.fm). Dajcie znać, czy czekacie na nowy sezon!

Komentarze