Maniak podsumowuje tydzień #109-111

MANIAK NA POCZĄTEK


Dobiegł końca sierpień, czyli miesiąc, w którym na blogu pojawiały się głównie notki, zahaczające o tematykę okołojapońską. W założeniu miały być co najmniej cztery teksty co tydzień, ostatecznie powstały cztery, ale z częstotliwością troszkę mniej regularną (to tak bardzo dla mnie typowe). Tak czy siak, mogliście przeczytać:
Jeśli jeszcze się nie zapoznaliście z tekstami, to zapraszam serdecznie, a kolejny miesiąc tematyczny już w październiku. Ale na razie nie powiem jaki.
A tymczasem zapraszam do spóźnionego, potrójnego podsumowania tygodni(a).

FILMY


„Przebudzenie Mocy” w „Empire”


W „Empire” ukazał się ogromny artykuł na temat najnowszych „Gwiezdnych Wojen”. Przygotowałem Wam jego przekład, bo wiecie — inaczej nie byłbym sobą.

PRZEBUDZENIE MOCY

Już w grudniu, największa kinowa saga wreszcie jest kontynuowana.Empire porozmawiało z J.J. Abamsem, Lawrence’em Kasdanem i Kathleen Kennedy, by rzucić światło na zupełnie nowe oblicze bardzo odległej galaktyki…

„Kylo Ren to nie… Działa w imieniu… ee, poczekacie chwilkę?” I w ten sposób J.J. Abrams znika. Reżyser rozmawiał z Empire z lotniska, tuż pod koniec rodzinnych wakacji. Przez ostatnią godzinę delikatnie wydobywaliśmy z niego informacje o „Przebudzeniu Mocy”, możliwe że najpilniej strzeżonej tajemnicy tego roku. Wreszcie zaczynamy robić postępy i dokładnie w tej samej chwili Abrams dociera do odprawy. Jego telefon, a razem z nimEmpire, zostaje skonfiskowany i ułożony na tacce, tuż obok butów, paska i portfela. Tylko celnik słyszy odgłosy naszej frustracji, kiedy tacka jedzie po taśmociągu i zbliża się do prześwietlenia.
Odziany w czarne szaty twardziel, czyli Kylo Ren w wykonaniu Adama Drivera to postać, która zapoczątkowała tysiące memów internetowych, kiedy po raz pierwszy pokazała ten szalony miecz świetlny z jelcem w zapowiedzi „Przebudzenia Mocy”. Jako czarny charakter całkowicie zawładnął wyobraźnią fanów — w iście gwiezdnowojennym stylu. Blogi i strony z plotkami aż huczą od spekulacji na temat mężczyzny skrywającym twarz za zimną, spiżową maską. Kim jest ten nowy Sith? Dziedzicem Vadera? O co chodzi z tym jelcem? Dlaczego jego miecz wygląda na bardzo roboczy? Powiedz namcoś
„Halo, przepraszam, jesteście tam jeszcze? O czym to ja..? Aha, tak, Kylo Rennie jest Lordem Sithów. Pracuje dla Najwyższego Przywódcy Snoke’a, który jest potężną postacią po ciemnej stronie Mocy.”
No, i o to chodziło…

4 marca 2013 roku. Niespełna dwa miesiące po tym, jak ogłoszono, że Abrams wyreżyseruje jeszcze wtedy niezatytułowany Epizod VII, Empire spotyka się z nim w biurach jego studia Bad Robot przy drodze w dzielnicy biznesowej Santa Monica. Jeśli ktoś by nie wiedział — to niczym nie wyróżniający się budynek z czerwonej cegły, kolejna anonimowa budowla, smażąca się w słońcu Los Angeles. Na oznaczeniach na zewnątrz widnieje napis: The National Typewriter Company. Przy nieprzeszklonych drzwiach widać świecący, zielony guzik. Na wiszącej powyżej drewnianej tabliczce pytanie: „Jesteście gotowi?”
Odpowiedź brzmi: „Nie”. Wejść do środka, to jak znaleźć się po drugiej stronie lustra. Pamiątki filmowe i telewizyjne ustawione są po sufit: jest tu wszystko od puszek z piwem Dharmy i specjalnych rękawiczek Toma Cruise’a ze sceny wspinaczki po Burj Khalifie w „M:I-4”. Obok miniaturowego Steve’a Jobsa stoi stylizowany AT-AT w paski. Niemal schowana za czaszką pod szklanym kloszem leży porzucona rękojeść miecza świetlnego. W recepcji spotykamy R2-D2 w skali 1:4, a na górze, tuż obok biura Abramsa, X-Wing walczy o miejsce z hełmem Dartha Vader — hełmem, który wygląda dość podejrzanie, jakby ktoś go czasami nosił.
Abrams może już nie jest naiwnym jedenastolatkiem, który latem 1977 roku wyszedł z mieszczącego się w Los Angeles kina Avco z szerokim na kilometr uśmiechem na twarzy, ale „Gwiezdne Wojny” na zawsze wywarły na nim ogromny wpływ.
„Narracja tego filmu jest genialna: sposób, w jaki zostaje wprawiona w ruch; w jaki sprawia, że zaczynamy się utożsamiać z dwoma droidami. To niesamowite, jak wiele w tym filmie dobrze zrobiono.” mówi reżyser, który ledwo opanowuje pobudzony kofeiną temperament. „Łatwo powiedzieć, że «Imperium [kontratakuje]» oferuje więcej pod względem estetycznym, postaci są tam bardziej rozwinięte i więcej się tam dowiadujemy. Ale dla mnie to Epizod IV będzie tym mocniejszym.:
Jak w przypadku większości zagorzałych fanów, ogromne uwielbienie filmu oraz całej serii, promieniuje od Abramsa niczym światło z bliźniaczych słońc. Jakkolwiek sporo ludzie by nie wydawali na „Avengerów”, nie rozpływaliby się nad „Grą o tron” czy nawet nie piszczeliby na widok „One Direction”, nic nie może się równać niesamowitym zapałem fanów „Gwiezdnych Wojen” — nawet dzieła najlepszych filmowców. Możemy sobie tylko wyobrazić minę Abramsa, kiedy odebrał telefon, który miał spełnić jego dziecięce marzenie: Kathleen Kennedy z Lucasfilmu zaproponowała mu nakręcenie własnych „Gwiezdnych Wojen”.
Oczywiście powiedział: „Nie”.
Wciąż pracował nad filmem „W ciemność. Star Trek.” i do tego czasu spędził kilka lat zagłębiony w świat Vulcanów i Klingonów, więc myśl o wkroczeniu w jeszcze większą kosmiczną serię, była ostatnią, jaka mogła mu się kołatać po głowie. A ponadto, był całkowicie przerażony. Wziąć się za coś tak cennego, coś co zdefiniowało jego dzieciństwo — a co, jeśli by nawalił?
„Historia pokazuje, że zbytnie zbliżenie do idoli nigdy nie wychodzi nikomu na dobre” mówi. „To było dla mnie coś tak bliskiego, drogiego, że pomysł zaangażowania się w to naprawdę wydawał się niebezpieczny. Ale Kathy zapytała, czy mimo wszystko bym się z nią spotkał. Naprawdę zamierzałem jeszcze raz powiedzieć «Dziękuję, ale nie». Jednak kiedy usłyszałem, że chce zrobić to w jak najbardziej emocjonalny, oparty na postaciach, autentyczny sposób, okazało się, że jestem coraz bardziej skłonny i tylko na chwilę, wyobraziłem sobie jakby to było, gdybym wyreżyserował «Gwiezdne Wojny».”
Nikt nie odmówi pasji czy kwalifikacji Abramsowi, ale jedno pytanie wisiało w powietrzu, być może wymówione bezcielesnym głosem Aleca Guinnessa: jak zrobić „Gwiezdne Wojny” bez George’a Lucasa?

„Myślę, że George’owi było bardzo ciężko odpuścić” mówi Kennedy, kiedy udaje nam się zdobyć rarytas: pół godziny w Pinewood Studios, gdzie nadzoruje prace nad samodzielnym pobocznym filmem z serii „Gwiezdne Wojny”, czyli „Rogue One” Garetha Edwardsa. „Myślę, że było mu ciężej, niż nawet sobie wyobrażał. «Gwiezdne Wojny» stanowiły część jego tożsamości przez większość dorosłego życia. Ale nie można się czegoś kurczowo trzymać, jeśli podjęło się tak ważną decyzję jak on. Wiedział, że tylko i wyłącznie czas pozwoli mu usunąć się w cień.

Lucas ogłosił swoją filmową emeryturę w 2012 roku. Przekazał kierownictwo nad Lucasfilm Kennedy i całkowicie sprzedał wytwórnię, na której budowę poświęcił całą karierę, Disneyowi, za trochę ponad 4 miliardy dolarów. Fani z przerażeniem obserwowali, jak „Gwiezdne Wojny” zostają przekazane złemu, korporacyjnemu Imperium (Gwiazdy Śmierci z uszami myszki Miki pojawiły się na twitterze w ciągu kilku minut), ale Lucas postanowił. Zatrzymawszy się tylko na chwilę, by przekazać prawdziwą bombę — wiadomość o tym, że powstają Epizody VII, VIII i IX, nieśmiały, cichy twórca sagi z dokładnie przyciętą brodą oraz strojem w szkocką kratę ukłonił się i odszedł.
„Znam J.J.-a odkąd skończył 15 lat” mówi Kennedy. „Myślę, że się do pewnego stopnia bał przejąć pałeczkę, ale zawsze znajdował się na szczycie mojej listy. Zarówno Steven Spielberg jak i George Lucas mają pewnego rodzaju ckliwość w poczuciu humoru i potrafią znaleźć równowagę pomiędzy powagą, prawdziwymi emocjami i żartobliwością. J.J. jest jednym z niewielu reżyserów, którzy mają podobne wyczucie.”
Prężne umysły Lucasfilmu — w skład których wchodził także scenarzysta „Małej Miss”, Michael Arndt, oraz autor „X-Men”, Simon Kinberg — już zdążyły wymyślić w jakim kierunku potoczyć mają się kontynuacje i Arndt pracował nad przekuciem tych pomysłów w coś bardziej namacalnego. Czas nie był niestety po jego stronie.
„Michael potrzebował 18 miesięcy więcej, niż ktokolwiek z nas się pisał.” mówi Abrams. „Musieliśmy podjąć decyzję: czekamy jeszcze półtora roku czy nie? Dla Kathy i studia nie było takiej możliwości, a szczerze mówiąc ja też nie mogłem czekać do przyszłego roku, żeby rozpocząć zdjęcia. To wszystko wyszło nam jednak na dobre, bo Larry Kasdan zgodził się napisać scenariusz wraz ze mną.
Jeśli prężne umysły Lucasfilmu są jak Rada Jedi, to Lawrence Kasdan, scenarzysta zarówno „Imperium kontratakuje” i „Powrotu Jedi”, jest jak Yoda. Kasdan odrzucił propozycję Lucasa, by dopracować „Mroczne Widmo”, ale ostatecznie skusiła go przynęta starego znajomego.
„Pojechałem na ranczo Skywalkerów i powiedzieli mi, że będą robić więcej „Gwiezdnych Wojen” wyjaśnia Kasdan. „Pokazali mi, jakie tematy chcą podjąć i powiedzieli, że mogę wybrać jeden z nich. Wybrałem Hana Solo. Potem do mnie przyszli i powiedzieli «Zostawisz na chwilę Hana i popracujesz nad siódemką?» No i proszę, znów, po trzydziestu latach, piszę dla Harrisona Forda, a potem, kiedy już skończyłem pracę, mogłem pójść wstecz i napisać znacznie młodszą wersję tej postaci.”
„To naprawdę fantastyczne, kiedy ma się przy sobie Lawrence’a Kasdana i zastanawia się nad takimi kwestiami, jak: «Co się stało z Imperium?» czy «Gdzie jest teraz Leia?»” przyznaje Abrams. „«Powrót Jedi» kończy się w taki sposób, że widz czuje to zamknięcie historii i pewną równowagę, ale przecież czas nieustannie biegnie naprzód. Co się stało z tymi bohaterami? Zaczęliśmy wynajdywać takie chwile, które wprawiały nas w śmiech, albo powodowały u nas dreszcze i nasuwały pytanie: «No, to co się teraz stanie?»”

„Ujęcie w dół z bliźniaczych słońc Tattoine. Jesteśmy tuż przy jamie Sarlacca. Po odgłosie dudnienia ubrana w opancerzoną, mandaloriańską rękawicę dłoń Boby Fetta podpiera się na piaszczystej powierzchni na zewnątrz jamy Sarlacca i budzący lęk łowca nagród wymyka się z paszczy piaskowej bestii… Cięcie i przejście na Imperialnego Niszczyciela, który został przejęty przez Rebeliantów. Komandor Luke Skywalker, teraz już Rycerz Jedi, trenuje nowych Padawanów… Przechodzimy teraz przez okno statku na zewnątrz do pobliskiej asteroidy — i proszę pozwolić mi skończyć, ponieważ może to się wydawać dość nagłe — widzimy Thanosa.”
To nie fabuła Epizodu VII, ale raczej słynna już obstrukcja parlamentarna Pattona Oswalta z serialu „Parks And Recreations”. Dla fanów „Gwiezdnych Wojen” tego rodzaju dzikie spekulacje były jedynym, co mieli do dyspozycji. Poza ogłoszeniem obsady, w której znalazły się stare (Lucas przed sprzedażą wytwórni zapewnił udział Hamilla, Forda i Fisher) i nowe twarze, nie ujawniono nic ze scenariusza, który Abrams i Kasdan sklecili razem w ciągu kilku szaleńczych tygodni.
„Pracowaliśmy w Los Angeles, Santa Monica, Londynie, Paryżu i Nowym Jorku” mówi Kasdan. „Podczas świąt Bożego Narodzenia wisieliśmy na telefonach, komunikowaliśmy się na Skypie i pisaliśmy kolejne strony. Siadaliśmy w restauracjach i krzyczeliśmy na siebie, zastanawiając się jak poprowadzić historię. Scenariusz ma być najpilniej strzeżoną tajemnicą w historii, a my siedzimy w kawiarnie Deux Magots w Paryżu i mówimy: «Han chyba nie powinien tego robić», wymieniając przy tym konkretne imiona!”
W ciągu niespełna dwóch miesięcy scenariusz był gotowy. Strzeżono go za zatrzaśniętymi drzwiami, prawie tak mocnymi jak te z Gwiazdy Śmierci. Nawet teraz, na kilka miesięcy przed premierą, tylko nieznaczna liczba faktów została oficjalnie podana do wiadomości, choć ci, którzy chcą stawić czoło ciemnej stronie Internetu, mogę dojść do pewnych nielegalnie zdobytych, choć niepotwierdzonych informacji. Historia rozpoczyna się 30 lat po Bitwie o Endor, kiedy luka pozostawiona przez śmierć Imperatora została wypełniona przez Najwyższy Porządek. Organizacja, zarządzana przez Najwyższego Przywódcę Snoke’a granego przez Andy’ego Serkisa oraz generała Huxa granego przez Domnhalla Gleesona, ma bardzo podobną politykę do Galaktycznego Imperium.
„To wszystko wynikło z rozmów, w których zastanawialiśmy się nad tym, co by było, gdyby Naziści udali się do Argentyny, a potem znów zaczęli współpracować” zdradza Abrams. „Co mogłoby się z tego narodzić? Czy Najwyższy Porządek to grupa, która podziwiała Imperium? Czy działania Imperium można postrzegać jako niezakończone? Czy Vader mógł być męczennikiem? Czy mogłaby istnieć potrzeba dokończenia tego, co nie zostało dokonane? A jeśli tak, to dlaczego nie mieliby jeszcze istnieć szturmowcy? Dlaczego nie użyć tego, co się w Imperium sprawdziło i nie rozwinąć tego, tak by było większe i lepsze?”
Wynik tego wszystkiego: myśliwce TIE znów suną po przestworzach. Zniknęły jednak szaro-bure statki floty Vadera, a zastąpiły je błyszczące, czarne modele ze śnieżnobiałymi panelami. Szturmowcy Najwyższego Porządku są tymczasem bardziej krągli, eleganccy i seksowni, a mimo wszystko w jakiś sposób wydają się jeszcze bardziej groźni. Imperium zreinterpretowane przez Apple.
W rangach nowych iSzturmowców Abramsa jest grany przez Johna Boyegę Finn, który łączy siły ze zbieraczką złomu Rey (Daisy Ridley) oraz pilotem Ruchu Oporu Poe Dameronem (Oscar Isaac) w przygodzie, w której, wydaje się, pewną rolę odgrywa pierwszy miecz Anakina Skywalkera (widziany ostatnio, jak spada z bespinowego „wiatrowskazu” razem z dłonią Luke’a). Nasi bohaterowie natkną się na księżniczkę Leię, Mistrza Jedi Luke’a, parę znajomych droidów i oczywiście, ukochanego przez wszystkich przemytnika.
„Postawiliśmy sobie pytania: «Co mogło się im przydarzyć przez ten czas? Jak bardzo się zmienili?» mówi Kasdan. Chcieliśmy nowych bohaterów, którzy będą ciekawi nie tylko na jeden film, ale na trzy. Którzy mają potencjał wpasowania się w znaną galaktykę, ale i dodanie do niej pewnego nowego, niewidzianego wcześniej elementu. Mamy ogromne szczęście co do obsady filmu i udało nam się zebrać wspaniałą trójkę aktorów. No i jest Adam Driver..”
 nbsp;ylo Ren.Nie Sith, ale ktoś, dla kogo męczennik Vader stanowi inspirację. Ktoś, kogo maska jest hołdem dla maski Mrocznego Lorda. Akolita tajemniczych Rycerzy Ren, którego własnoręcznie zbudowany miecz świetlny jest niemal tak trudny do opanowania i nieprzewidywalny, jak jego właściciel. „To będzie coś zupełnie nowego w świecie «Gwiezdnych Wojen».”

Każdy, kto kiedyś wyciągał kiedyś kanapki z pojemnika z Darthem Vaderem czy kładł się w nocy na poduszce z Chewbaccą, w pewnej chwili swego życia po raz kolejny odtworzył sobie ostatnie minuty „Powrotu Jedi” i zastanawiał się nad tym, co może wydarzyć się później. 18 grudnia, kiedy rozbrzmią pierwsze, triumfalne nuty w B-dur, wreszcie się dowiemy. J.J. Abrams już bowiem prawie ukończył „Przebudzenie Mocy” — z pewnością jedno z najbardziej ekstrawaganckich fan-fiction w historii.
„To się wydaje niedorzeczne, jeśli w ten sposób się to przedstawi” mówi ze śmiechem w głosie. „Nie jestem sobie w stanie wyobrazić, ilu fanów opowiadało sobie własne wersje tych historii. Było tak wiele chwil, w których po rozmowie z aktorami wracałem za kamerę i zastanawiałem się: «Jak to u licha, się stało?»”

Odzyskawszy telefon i obuwie oraz usiadłszy wygodnie w hali odlotów, Abrams zakończył swój krótki urlop. Prace nad postprodukcją filmu są bardzo zaawansowane, a po krótkim przystanku na nowojorskiej premierze „Mission: Impossible. Rogue Nation”, reżyser powróci do montażowni, skończy efekty specjalne i zacznie przygotowywać się do październikowych sesji nagrań ścieżki dźwiękowej.
Do premiery pozostały cztery miesiące. Szesnaście ciężkich tygodni, zanim „Gwiezdne Wojny” powrócą. Gdzieś obok powstają już kolejne filmy (ogólnie, by nie zdradzić konkretnych liczb). Zdjęcia do pierwszego z nich, „Rogue One”, już się rozpoczęły, a Epizod VIII w reżyserii Riana Johnsona, jest na etapie preprodukcji. Tymczasem Kasdan ukończył pierwszą wersję scenariusza do filmu o młodym Hanie Solo w reżyserii Phila Lorda i Chrisa Millera. Gwiezdnowojenna machina Disneya ruszyła, a „Przebudzenie Mocy” przygotuje grunt pod wszystko to co nastąpi później.
„Objęcie tymczasowej funkcji kapitana statku, który wybudował George Lucas to wielki zaszczyt, ale trzeba też pamiętać, że statek ten jest o wiele większy niż ten, kto go zbudował” mówi Abrams. „Stworzył coś tak potężnego jak «Gwiezdne Wojny». Zaczęło się od niego, ale wkrótce ta seria zaczęła należeć do całego świata.”
Wycofanie się Lucasa jest pewnych kręgach postrzegane jako odcięcie sagi od kłopotliwych midichlorianów. Dla fanów z tych kręgów Abrams jest ostatnią deską ratunku — swoistą nową nadzieją. Kimś, kto przywróci sadze dawny blask. Blask sprzed mrocznych dni. Sprzed prequeli.
„Nie sprawia mi to przyjemności, jeśli ludzie porównują „Przebudzenie mocy” do czegoś, co niekoniecznie podobało im się tak jak, jak coś innego” odpiera taką argumentację Abrams. „Myślę, że każdy, kto cieszy się na «Przebudzenie Mocy», czeka po prostu na kwintesencję «Gwiezdnych Wojen».”
By w 2015 roku — roku, w którym ukazały się trzy z sześciu najlepiej zarabiających filmów wszech czasów: „Czas Ultrona”, „Szybcy i wściekli 7” oraz „Jurassic World” — można było mówić o kasowym sukcesie, film musiałby zarobić ok. 1,4 mld dolarów. Ale mowa przecież o „Gwiezdnych Wojnach”. Jeśli wziąć pod uwagę inflację, pierwsza część filmu pozostaje drugim, najbardziej kasowym filmem w historii.
„Ogromne oczekiwania fanów są jak obosieczny miecz i niewiele rzeczy jest w stanie to zmienić” mówi Abrams, podczas gdy z głośników dochodzi głos o rozpoczęciu procedury wchodzenia na pokład samolotu, zapowiadający powrót reżysera do cywilizacji i koniec naszej rozmowy.
„Chcę, by ten film poruszył ludzi” kontynuuje. „Chcę, by znów uwierzyli w potęgę świata stworzonego przez George’a. Potęge jasnej i ciemnej strony. Potęgę Mocy.”
Bardzo ładnie powiedziane. Wierzę w Abramsa i za każdym razem w jego wypowiedziach czuć nie tylko ogromny zapał, ale też niesamowity szacunek do materiału źródłowego. I chyba w tym tkwi cała tajemnica. Tajemnica, miejmy nadzieję, sukcesu.
Co do konkretnych informacji: tak jak poprzednio w Entertainment Weekly, mamy tu sporo zakulisowych historii. Poznajemy nie tylko kolejne szczegóły przyjęcia propozycji pracy nad filmem przez Abramsa, ale także dowiadujemy się nieco o tym, dlaczego zrezygnowano ze współpracy z Michaelem Arndtem i w jaki sposób Abrams nawiązał współpracę z Kasdanem.
Ciekawe są też drobne szczegóły na temat fabuły. Uchylono rąbka tajemnicy, jeśli chodzi o pochodzenie Kylo Rena (szykuje się naprawdę intrygujący czarny charakter, a tajemnicza grupa Rycerzy Ren brzmi ciekawie) oraz powód istnienia Najwyższego Porządku. I wygląda na to że za kulisami tego wszystkiego będzie stać kolejny zły, czyli serkisowy Snoke. Zacieram ręce z radości.
To teraz jeszcze przytoczone przez Empire oficjalne informacje na temat fabuły filmu.
15 OFICJALNIE POTWIERDZONYCH FAKTÓW O FABULE EPIZODU VII

1. Akcja filmu osadzona jest 30 lat po wydarzeniach z „Powrotu Jedi”.
2. Przeciwnicy głównych bohaterów to Najwyższy Porządek — organizacja, która stara się kontynuować realizację celów byłego Imperium.
3. Opiera się im, trafnie nazwany, Ruch Oporu — odpowiednik dawnego Sojuszu Rebeliantów.
4. John Boyega gra Finna, szturmowca, który znajduje się w „wielkim niebezpieczeństwie”. W pewnym momencie wejdzie w posiadanie miecza świetlnego (na jednej z grafik koncepcyjnych, widać taki miecz u jego pasa).
5. Daisy Ridley to Rey, zbieraczka, która żyje na cmentarzysku statków na pustynnej planecie Jakku —nie  nbsp;atooine.
6. Oscar Isaac to Poe Dameron, „najlepszy gwiezdny pilot w całej galaktyce”. Wyruszył na misję, zleconą przez „pewną księżniczkę” i zostaje wplątany w przygodę z Finnem.
7. Adam Driver gra Kylo Rena, zamaskowany czarny charakter, który dzierży „miecz świetlny z jelcem”, oczywiście w sithowej czerwieni.
8. Andy Serkis to Najwyższy Przywódca Snoke, którego głos słychać w pierwszej zapowiedzi. Będzie generowany komputerowo na podstawie występu Serkisa w motion-capture.
9. Domnhall Gleeson to generał Hux, dowódca Najwyższego Porządku, który odpowiedzialny jest za Bazę Starkiller (nazwaną tak od pierwotnego pomysłu na nazwisko Luke’a Skywalkera).
10. Gwendoline Christie gra żołnierza Najwyższego Porządku, kapitan Phasmę, szturmowca w jasnej, chromowanej zbroi, widzianego w zwiastunie.
11. Lupita Nyong’o gra Maz Kanatę, pirata, który mieszka w zamku, gdzie znaleźć można wszelakiej maści obcych i różnorakie szumowiny. To kolejna postać generowana komputerowo.
12. Anthony Daniels, Kenny Baker, Peter Mayhew, Harrison Ford, Carrie Fisher i Mark Hamill powtórzą swoje rolę z pierwszej trylogii.
13. Przypominający kulę droid nazywa się BB-8 i nie jest generowany komputerowo, ale stworzony za pomocą efektów praktycznych.
14. Max Von Sydow także pojawi się w filmie, ale jego rola jest na razie nieznana.
15. Wrak Gwiezdnego Niszczyciela widziany w drugim zwiastunie to pozostałość po Bitwie o Jakku, jednym z ostatnich starć pomiędzy Imperium a Rebelią.
Mnie tyle wieści w zupełności wystarczy, a reszty chcę się dowiedzieć z filmu, na który czekam coraz niecierpliwiej. Na szczęście po drodze będzie „Crimson Peak” i „Spectre”, coby troszkę te oczekiwania umilić.
To teraz jeszcze kilka słów o robocie, który dzięki występowi na Star Wars Celebration skradł moje serce. Tak jak kiedyś R2-D2.
TAK TO DZIAŁA!
Pod maską nowego droida — BB-8.

Życie BB-8 zaczęło się na serwetce. Dokładniej: życie dwóch kółek, naszkicowanych na wspomnianej serwetce przez J.J.-a Abramsa. Każdy wie, że R2-D2 to prawdziwy bohater sagi „Gwiezdne Wojny” (ratuje każdą ważną postać przynajmniej raz) — te bazgroły miały zająć jego miejsce.
I tu do akcji wkraczają czarodzieje ze sklepu Neala Scanlana, którzy zamierzali uczynić BB-8 tak namacalnym i „prawdziwym”, jak resztę obsady, więc rozpoczęli budowę modelu.
„BB-8 może unieść głowę i odwrócić wzrok, jest w stanie zareagować nagle na niespodziewaną sytuację, może wyglądać na przerażonego, czy wreszcie na wściekłego. Udało nam się znaleźć cały zestaw ruchów, składających się jego niewerbalny język” mówi budujący tego rodzaju maszyny i kukiełki Brian Herring.
„Pracowaliśmy nad wieloma rzeczami. Jak by się zachował, gdyby go wyłączyć? Co się staje z jego głową, jeśli kończy mu się moc? Czy schodzi po schodach? Czy wchodzi po schodach?”
Stworzono cały asortyment BB-8, w tym kulę, którą można było cisnąć w ujęcia oraz droższą, operowaną ręcznie kukiełkę. Ostatecznego wcielenia, kompletnego i sterowanego zdalnie, nie udało się ukończyć na czas, ale kiedy już zaczną się zdjęcia do Epizodu VIII, wszyscy będą mogli kulistemu droidowi podstawić nogę.
I na sam koniec nowe zdjęcie, bo przecież bez obrazków nie ma zabawy:


Mówcie o tym mieczu, co chcecie — na moje jest kozacki.

Źródło: Empire 10/2015; empireonline.com

Zorro post-apo reanimowany


Zorro to postać, która co rusz interpretowana jest na nowo: czy to w literaturze, komiksie czy wreszcie filmie. Od jakiegoś czasu Hollywood stara się o realizację nowej wizji zamaskowanego bohatera i wygląda na to że wreszcie coś w tej sprawie ruszyło. Projekt „Zorro Reborn”, który ma przenieść sprytnego jak lis obrońcy Kaliforni w realia postapokaliptyczne. Mark Amin, producent związany ze studiem Sobini Films, który walczy o realizację obrazu już od piętnastu lat, połączył siły z Lantica Media. Obecnie trwają poszukiwania reżysera. Rozpoczęcie zdjęć planowane jest na 2016 rok.
Choć takie udziwnienie Zorro wydaje się mało uzasadnione i nieco na siłę, to jestem ciekaw, co ostatecznie wyjdzie i jak to wszystko będzie się oglądać. Trzymam kciuki, zwłaszcza że Zorro jest jednym z moich ulubionych bohaterów.


Scooby animowany, Scooby aktorski, Scooby animowany…


Oj kręci Warner Bros z tym Scoobym-Doo… Najpierw miał być animowany film kinowy. Potem projekt przeistoczył się z animowanego w aktorski (ponoć scenariusz był tak dobry), a teraz znów wraca temat filmu animowanego.
Reżyserem animacji został laureat nagrody Emmy, Tony Cervone, natomiast autorem scenariusza jest Matt Lieberman. Film ma ukazać się 21 września 2018 roku i jeśli przyniesie wytwórni dużo dolarów, może otworzyć drogę kolejnym pełnometrażowym animacjom na podstawie kreskówek z Hanna-Barbera. Dlatego trzymam kciuki, bo kto by nie chciał zobaczyć nowych wcieleń Flintstone’ów, Jetsonów i innych?


„Assassin’s Creed” — pierwsze zdjęcia i informacje


Wreszcie jest pierwsze zdjęcia Michaela Fassbendera w stroju asasyna, z szykowanej ekranizacji serii gier „Assassin’s Creed”. Aktor prezentuje się tak:


Wyjawiono także kilka szczegółów odnośnie fabuły. Będziemy śledzić losy niejakiego Calluma Lyncha, postaci stworzonej specjalnie na potrzeby filmu. Lynch odkrywa, że jego przodkowie należeli do tajemnego bractwa asasynów i poznaje historię jednego z nich — Aguilara, który działał w piętnastowiecznej Hiszpanii. Po tym jak bohater zdobywa potrzebną wiedzę oraz niezwykłe umiejętności, będzie musiał przeciwstawić się Templariuszom.
Filmowcy nie zaadaptują więc historii znanych z gier, a stworzą coś zupełnie nowego, co miałoby rozwinąć już istniejący świat. To chyba dobra droga. A że w filmie grać ma jeszcze moja ukochana Marion Cotillard, to czekam tym bardziej. Premiera 21 grudnia 2016 roku. Trzymam kciuki, żeby wyszło!

Źródło: yahoo.com

Filmowe „Borderlands”


Skoro jesteśmy już przy temacie adaptacji gier wideo, to szykuje się kolejna, na podstawie szalonej strzelanki „Borderlands”. Projekt trafił do studia Lionsgate, a jego produkcją zajmą się Avi i Ari Aradowie. Filmowcy będą ciężko pracować, by przenieść specyficzną atmosferę gier z serii (i ich, nazwijmy to bezpardonowość) na język filmowy. Adaptacja gry z eRką ? Brzmi świetnie. Mam nadzieję, że Lionsgate nie zawiedzie!

Źródło: variety.com

Branagh z Disneyem o Artemisie Fowlu?


Branagh, po owocnej współpracy z Disneyem przy „Kopciuszku”, dostał właśnie kolejny projekt od wytwórni: filmową adaptację serii powieści Eoina Colfera „Artemis Fowl”. Film jest na razie na wczesnym etapie produkcji (i pewnie jeszcze chwilę pobędzie, bo Branagh najpierw nakręci „Morderstwo w Orient Expressie” dla Foxa), ale informację potwierdza sam Colfer, który spotkał się kilka razy z reżyserem, by omówić kwestie związane z ekranizacją.
„Artemis Fowl” to dość oryginalna seria, a o przeniesieniu jej na ekrany kin mówiło się od premiery pierwszej części. Z Branaghem na pokładzie na pewno wyjdzie coś wyjątkowego.

Źródło: variety.com

Clive Owen w „Valerianie”


Szykowana przez Luca Bessona adaptacja komiksu „Valerian” zyskała kolejnego aktora w obsadzie. Będzie to Clive Owen ("Bliżej”, „Sin City”), który wcieli się w niejakiego Arüna Filitta. Zdjęcia do filmu rozpoczną się w przyszłym roku, a w obsadzie poza Owenem są Dane DeHaan oraz Cara Delevingne. A że to wielka space opera i w dodatku od kogoś, kto stworzył „Piąty Element”, to nie mogę przegapić.


Zwiastun „Victora Frankensteina”


Pojawił się wreszcie zwiastun „Victora Frankensteina” od Paula McGuigana.


Po panelu na SDCC spodziewałem się czegoś innego, ale kto wie — może taka przygodowo-komediowa konwencja rodem z „Sherlocka Holmesa” Guya Ritchie’ego się sprawdzi. W każdym razie wygląda to wszystko tak nawet nawet.

Zwiastun „Dziewczyny z portretu”


Jest też zwiastun kolejnego filmu Toma Hoopera, pt. „Dziewczyna z portretu”.


Kolejny film o osobie transpłciowej, który skupia się na „przejściu” z jednej płci w drugą. Ale ok, w przypadku Lili Elbe ciężko byłoby opowiedzieć o czymś innym (kobieta zmarła niedługo po ostatniej operacji). Kolejny film, w którym osobę transpłciową gra osoba cispłciowa. Ale ok, skoro są momenty sprzed „przejścia”, to rzeczywiście mogłoby być to dla potencjalnej aktorki niekomfortowe. No dobra, skoro jest do tego Redmayne i to tak ładnie wygląda, to obejrzę. A zastrzeżenia schowam gdzieś głęboko do kieszeni. O

  „Makbet”


I ostatni ze zwiastunów, „Makbet”.


Rany, jak to genialnie wygląda! No i Cotillard — idealna Lady Makbet!

Nie żyje Wes Craven


I na koniec filmowej części bardzo smutna wiadomość — 30 sierpnia odeszła legenda horrorów, Wes Craven. Craven był między innymi autorem „Koszmaru z ulicy Wiązów”, „Wzgórza mają oczy” serii „Krzyk” czy wreszcie adaptacji komiksu „Swamp Thing”, znanej u nas pod tytułem „Potwór z Bagien”.
Craven był bez wątpienia człowiekiem, który wiele wniósł do gatunku horroru i potrafił też z niesamowitą lekkością obśmiać rządzące nim zasady, co udowodnił w „Krzyku”. Będzie go w filmowym świecie brakowało.


SERIALE


Nowe twarze w „Bloodline”


Do drugiego sezonu znakomitego „Bloodline” (serio, jeśli jeszcze nie oglądaliście, to przeczytajcie recenzję i się zabierzcie!) dołącza dwójka nowych aktorów. U boku Kyle’a Chandlera, Lindy Cardellini i Bena Mendelsohna (wciąż trzymam kciuki za Emmy!) zobaczymy Andreę Riseborough ("Birdman”) jako nieprzewidywalną Evangeline, którą łączy wspólna przeszłość z a jakże, Dannym oraz Johna Leguizamo ("Moulin Rouge!”, „Epoka lodowcowa”, „Super Mario Bros.”) w roli Ozzy’ego Delvecchio, który po śmierci Danny’ego pojawia się na archipelagu Florida Keys i może zagrozić Rayburnom.

Źródło: tvline.com (1, 2)

Nowy projekt Erica Kripke


Eric Kripke, twórca „Supernatural” i „Revolution” oraz Shawn Ryan, twórca „The Shield”, pracują nad serialem fabularnym „Time”, który określany jest jako swoista mieszanka „Mission: Impossible” i „Powrotu do przyszłości”. Fabuła ma skupiać się na trójce bohaterów, którzy podróżują w czasie, by zmierzyć się z tajemniczymi przestępcami i uchronić historię przed jakimikolwiek zmianami. Projekt powstaje dla NBC. A ponieważ maniaki uwielbiają podróże w czasie, to trzymają kciuki za powodzenie pomysłu i zamówienie pilota. A najlepiej całego serialu.

Źródło: deadline.com

KSIĄŻKI


Wydanie specjalne „Zorzy północnej”


W tym roku mija dwadzieścia lat, odkąd wydano jedną z najważniejszych obok „Harry’ego Pottera” i „Niekończącej się historii” książek w moim życiu (łooo, ale zabrzmiało poważnie) — „Zorzy północnej”, znanej też jako „Złoty kompas”. Z tej okazji na rynku pojawi się specjalne, ekskluzywne wydanie książki, które wzbogacone zostanie o wywiad z autorem, Philipem Pullmanem. Ponadto ma się także ukazać trzyczęściowa, komiksowa adaptacja powieści. Wszystko oczywiście w krajach anglojęzycznych. Na komiks na pewno się połaszę. I będą recenzje (no, to się teraz wkopałem).

Źródło: facebook.com/PhilipPullmanBooks

KOMIKSY


„Serenity” znów w komiksach


Trochę przegapione wieści z SDCC, ale od czego są internetowe przypominacze. Po bardzo udanej kontynuacji „Firefly” i „Serenity” czyli sześcioczęściowej miniserii „Leaves on the wind”, będzie kolejna rzecz osadzona w świecie, wymyślonym przez Whedona. Nowa seria wystartuje w 2016 roku (to dobra wiadomość), a za jej warstwę graficzną odpowie Georges Jeanty (to gorsza wiadomość). Nieznany jest na razie scenarzysta, ale wiadomo, że tak jak poprzednie komiksowe rzeczy związane z „Firefly”, także i ta będzie należeć do oficjalnego kanonu. You can’t take the sky from me…

Źródło: bleedingcool.com

GRY


Koniec Pottermore w obecnej postaci


Ok, to nie do końca gra, ale Pottermore tak naprawdę ciężko jednoznacznie zakwalifikować do jakiejkolwiek kategorii. Tak czy siak, dotychczasowa wersja strony odejdzie w zapomnienie, a zamiast niej ma pojawić się zupełnie nowa, dzięki której zgłębimy świat Harry’ego Pottera poza murami Hogwartu. Oznacza to prawdopodobnie usunięcie dotychczasowych kont i zebranych na nich osiągnięć. Na (marne) pocieszenie można sobie ściągnąć certyfikat ze swoją nazwą użytkownika i zdobytymi dla swojego domu punktami.
Trochę Pottermore szkoda i wraz z końcem obecnej wersji kończy się także pewna era. Z drugiej strony, jestem bardzo ciekaw, jakiej transformacji ulegnie portal. A tymczasem idę powarzyć eliksiry i porzucać zaklęcia póki jeszcze mogę.

BLOGI


I na sam koniec ciekawe wpisy na blogach, które czytuję:

Jymn Magon – tata Gumisiów, niania całego pokolenia — bardzo wnikliwy wywiad Myszy z Jymnem Magonem, twórcą wielu seriali animowanych Disneya, m.in. „Gumisiów”.
Worst 90′s kid ever, czyli wszystko, co ominęło zwierza — zwierz, jak zwykle lekko i ze szczyptą humoru o tym, co go ominęło w latach dziewięćdziesiatych.
Scenarzysta po przejściach, reżyser z przeszłością, czyli kto jest ważniejszy na planie filmowym — kolejny zwierz: o tym gdzie się kończy praca scenarzysty, a gdzie zaczyna reżysera
Ale głupi ci Rzymianie, czyli 10 moich ulubionych komiksów o Asteriksie — aHa o jednej z moich ukochanych serii komiksowych, czyli Asteriksie

Komentarze