Maniak podsumowuje tydzień #106

MANIAK ZACZYNA


Od kilku dnia trwa już sierpień i tak jak w zeszłym roku, będzie to na blogu miesiąc tematyczny. A tematem będzie szeroko rozumiana japońska popkultura. Możecie się więc spodziewać trochę więcej, niż zwykle tekstów o anime, mandze czy nawet japońskich książkach. Kolejne wpisy będą się pojawiać (mam nadzieję) przynajmniej raz w tygodniu. W komentarzach lub na asku możecie zasugerować jakieś tematy (jeśli chcecie bardzo o czymś poczytać), a jeśli prowadzicie blogi, to zachęcam do przyłączenia się do akcji i podzielenia się później linkami do swoich tekstów — na pewno zbiorę je później w notce podsumowującej.
To tyle na wstęp, czas przejść do rzeczy;)

FILMY


„Batman V Superman: Świt sprawiedliwości” w  „Empire”


Jakiś czas temu przytaczałem Wam przekład artykułu o „Batman V Superman: Świt Sprawiedliwości” z Entertainment Weekly. W zeszły czwartek pojawił się nowy artykuł, tym razem w magazynie Empire. Ponieważ znalazło się w nim sporo informacji nie tylko o samym filmie, ale także o budowanym kinowym uniwersum, to tego… Nie mogłem się powstrzymać. Trzymajcie!
SĄ LEGENDĄ

Mroczny Rycerz i Człowiek ze stali wreszcie stają naprzeciw siebie w filmie „Batman V Superman: Świt sprawiedliwości”. Empire pokazuje jak reżyser Zack Snyder zmienił zwykłą kontynuację w swoisty wielki wybuch, z którego wyłoni się nowe kinowe uniwersum.

Twórcy „Batman V Superman: Świt sprawiedliwości” nie nazywają swojego filmu kontynuacją, kolejną częścią, czy następną fazą. Mówią o nim: „rozwinięcie”.
Nigdy nie było nawet cienia wątpliwości, że „Człowiek ze stali” miał coś rozpocząć. Zauważyliście te sprytnie porozmieszczane smaczki? Loga LexCorp i Wayne Industries, potwierdzające istnienie ś‌wiata o wiele większego niż Smallville i Metropolis. Ale kiedy wreszcie nastał czas, by usiąść i zastanowić się nad kolejnym krokiem świeżo zresetowanej i przystosowanej do nowego odbiorcy serii „Superman”… No, stało się to.
Powiedzmy, że to nasza scena przed napisami. Sala posiedzeń. Dzień. Możliwe, że to ta sama sala, w której Empire siedzi obecnie naprzeciwko Zacka Snydera. Ekipa Snydera głowi się nad tym, kto mógłby być czarnym charakterem w drugim filmie o Supermanie. Rozważają Brainiaca; myślą, co można zrobić z Lexem Luthorem; wszyscy są zdania, że nie można zrobić kolejnego filmu o inwazji obcych. A potem reżyser wyrzuca z siebie znamienne słowa.
„W drugim filmie powinien znaleźć się Batman.” mówi Snyder, odtwarzając tę historyczną chwilę. „Tak właściwie, to myślę, że pierwszą rzeczą, o jakiej wspomnieliśmy, był pomysł na końcówkę pierwszego filmu, w której do Rezydencji Wayne’ów zostaje dostarczony kryptonit. Ta-dam! Wszyscy zareagowali mniej więcej tak: «O kurdę!».”
Co takiego jest w całym tym starciu, że budzi takie emocje? Dwaj legendarni superbohaterowie w konfiguracji Batmano a Supermano. W komiksach stawali na przeciw i obok siebie wielokrotnie (przy czym najbardziej zapadające w pamięć starcie tych dwóch pochodzi z niezwykle istotnej powieści graficznej Franka Millera pt. „Powrót Mrocznego Rycerza”, w której zostali przedstawieni jako starzejący się tytani). W postapokaliptycznym hicie z Willem Smithem „Jestem Legendą”, na opuszczonym Times Square widać bannery filmu „Batman vs Superman” — to dowcip, który odnosi się do wcześniejszej próby Warner Bros postawienia tych dwóch bohaterów naprzeciw siebie na dużym ekranie (miejmy nadzieję, że nowy film nie zapowiada globalnej apokalipsy). Były też plany, by w zaniechanym filmie Tima Burtona pt. „Superman Lives” pojawił się Mroczny Rycerz grany przez Michaela Keatona, który wpatruje się ze szczytu budynku w kryptońskiego bohatera, w którego wcielić miał się Nicolas Cage. Kim jest ten obcy w niebieskich portkach? Cały czas gdzieś tam był — sam pomysł. Potencjał. Batman V Superman.

W porządku, DC stawia wielki krok. Krok na miarę Marvela, ale nie wchodźmy jeszcze w tę całą dysputę Marvel V DC. Tak czy siak, z tego pomysłu z Batmanem wyrosło całe rozszerzone uniwersum (w skrócie: EU, do angielskiego extended universe) na podstawie katalogu postaci rywala Marvela, Detective Comics (w skrócie: DC). Rozrastająca się saga superbohaterów i superzłoczyńców, która swój początek ma w Lidze Sprawiedliwości, supergrupie największych bohaterów DC. Przewodzą jej zaś, zgadza się, Batman i Superman (można założyć, że w którymś momencie będą musieli odłożyć swój spór na bok i się zbratać). „Przede wszystkim budujemy fundamenty” podkreśla Snyder. „To jedna wielka historia.”
Jednak tak naprawdę fundamentów tej niesamowitej opowieści należy szukać już w momencie, w którym Superman uruchamia statek zwiadowczy w „Człowieku ze Stali”. To co zobaczył Zod, widzieli też inni. Inni, czyli Aquaman i Wonder Woman. Świat zaczął się budzić…
Siedziba Snydera ukryta jest w cichym rogu zielonej podmiejskiej dzielnicy Los Angeles, Pasadeny — biurowiec, w którym dodatkowo panuje pewnego rodzaju magazynowa atmosfera. W recepcji leżą najnowsze wydania komiksów DC: „Red Lanterns”, „Contstantine”, „Supergirl” i inne, starannie poukładane w rządkach obok magazynów „Produced By” i „Variety”. Tylko dudnienie subwoofera w tle, towarzyszące uważnemu przyglądaniu się kolejnym scenom, przypomina, że kończony jest właśnie ważny film.
Gdzieś w głębi tej Snyder-jaskini wisi tablica, na której rozpisano całe DC EU. „Rozmieściliśmy tu każdy film chronologicznie” mówi producentka Deborah Snyder, która wchodzi za mężem na przesłuchanie Empire. „Zaznaczyliśmy dokąd te obrazy zmierzają i jak mają się do siebie nawzajem”. Tajna rada — ci którzy zasiadają wokół stołów konferencyjnych raczej nie z Ikei — składa się z Zacka Snydera, Debory Snyder, producenta Chucka Rovena (który pomógł osiągnąć trylogii „Mroczny Rycerz” świetność), scenarzysty Chrisa Terrio (który skonstruował całą linię fabularną od filmu „Batman V Superman” do dwóch części „Ligi Sprawiedliwości”) i Geoffa Johnsa, dyrektora kreatywnego DC Comics, który dba o całą mitologię.
„Na początku był pomysł na «Ligę Sprawiedliwości»” mówi Snyder. „Inne filmy muszą w pewnym sensie z tego pomysłu czerpać. Taka musi być nasza Wonder Woman, nasz Aquaman. Stoją za nimi pewne koncepty, ale to wszystko służy spotkaniu bohaterów w «Lidze Sprawiedliwości».”
To zupełnie inaczej niż w przypadku „Avengers”. Poznamy Wonder Woman graną przez Gal Gadot w „Batman V Superman”, a potem jej początki zostaną opowiedziane w filmie jej poświęconym w reżyserii Patty Jenkins (która kiedyś miała reżyserować „Thora 2”). Aquamana, w którego się wcieli się Jason Momoa, spotkamy na dobre w „Lidze Sprawiedliwości” — w „Batman V Superman” zostanie tylko zasugerowany ("Uświadomicie sobie, że istnieje” zdradza Snyder) — a potem wyruszy na własną przygodę.
„Chcę, żeby reżyserzy pozostałych filmów czuli się swobodnie i robili, co chcą, ale jednocześnie istnieje pewne połączone uniwersum.” Snyder pozostaje w centrum całego przedsięwzięcia i ma ułatwić spójność stylu DC. Można go nazwać Brainiakiem całego EU. „Każdy otrzymał dostęp do naszej fabuły, każdy może się ze mną kontaktować, dowiadywać się o tym, co robimy. Wszystkie te filmy startują w tym samym konceptualnym punkcie”.
Nikt nie zrobi zabawnej komedii romantycznej z udziałem Cyborga.
„Nazywamy to piaskownicą” mówi Chuck Roven, kiedy Empire odwiedza go następnego dnia w Atlas Entertainment, które znajduje się na cichym piętrze jednego z wieżowców w Beverly Hills. „Ma pewne wytyczone granice, ale każdy może się w niej bawić. W przypadku „Suicide Squad” David (Ayer) ma sporo kontroli nad swoim obszarem piaskownicy. Nawet jeśli troszkę poza ten obszar wyjdzie, to my sprawdzamy, czy nie dałoby się wytyczyć granic na nowo.”
Logistycznie to oszałamiające przedsięwzięcie. Podczas gdy „Batman V Superman” ubierany jest w płaszcz efektów specjalnych i kończone są kolejne etapy montażu, przygotowywania muzyki i udźwiękawiania, Deborah Snyder, wraz z Rovenem, nadzoruje piaskownicę, która rozpościera się na cały świat. Jenkins przygotowuje w Londynie „Wonder Woman”, do której zdjęcia rozpoczną się na jesieni. Zdjęcia do „Suicide Squad”, które już od jakiegoś czasu trwają w Toronto pod bacznym okiem Ayera, zakończą się we wrześniu. „Jestem na bieżąco z materiałem” mówi Deborah Snyder, zachwycając się pewnego rodzaju „uliczną jakością” filmu. Już robione są przymiarki pod „Ligę sprawiedliwości”, do której zdjęcia rozpoczną się wiosną. Ponadto Snyder i spółka nadzorują scenariusz „Aquamana”, którego wyreżyseruje James Wan. Kirk Johnstad, z którym Snyder współpracował przy scenariuszu do „300”, sonduje (wybaczcie), w jaki sposób można dopasować Aquamana do całego etosu „prawdziwego świata”. Deborah Snyder podnosi wzrok, jakby przeglądała półki z komiksami w głowie. „I pracujemy też nad Flashem.”
To dość oczywiste pytanie, ale trzeba je zadać. Jak rozszerzone uniwersum DC można porównać do tego, które skonstruował ku uciesze miliardów Marvel? „To zupełnie inny świat” odpowiada Snyder, całkowicie przygotowany do odpowiedzi. „Od samego początku nasze filmy mają zupełnie odmienny ton. DC to pod wieloma względami bardzo wiekowy świat.”
Deborah Snyder odpowiada na to samo pytanie z uśmiechem. „Rozumiem, że ludzie chcą zrobić z tego wielką, intensywną rywalizację. Ale posłuchajcie. Marvel jest świetny. Uwielbiam „Strażników galaktyki”… Nasze filmy są odrobinę poważniejsze. Podejmujemy w nich nieco mroczniejsze tematy. Tematy, które sytuują te obrazy w naszym świecie.”

Była taka chwila podczas castingów do „Człowieka ze stali”, w której od razu wiedzieli, że mają odpowiedniego człowieka. Teraz to już historia, którą opowiada się na obiedzie ze znajomymi. Henry Cavill wchodzi na zdjęcia próbne ubrany w stary strój Supermana Christophera Reeve’a i nikt nawet się nie uśmiechnął. Biła od niego taka empatia, był taki prawdziwy. Ben Affleck natomiast, zagłębiał się w komiksy i miał przed sobą obraz Bruce’a Wayne’a. „Chcę mieć taką fryzurę” powiedział filmowcom, trzymając w ręku komiks.
„Pamiętam, że nie byłam przekonana” przyznaje Deborah Snyder. Potem razem ze Snyderem udali się do Michigan, gdzie przygotowywali całość do zdjęć; natomiast Affleck nadal był w Los Angeles i spotykał się z odpowiedzialnym za fryzury w filmie Chase’em Heardem. Przyszło zdjęcie tej fryzury. „Była idealna — wyglądał jak Bruce Wayne.” Producentka cieszyła się, że udowodniono, iż nie miała racji. „To był właśnie ten moment. Pomyślałam: «Musimy to zrobić»”.
Tak naprawdę to nic radykalnego Affleck nosi w filmie perukę, która podkreśla wiek i doświadczenie Wayne’a. Od razu uczyniła go ich Bruce’em/ich Batmanem: starszym, niż wcześniej. Starszym, notabene, niż Affleck (42 l.).
„Będzie miał 45, 46 lat” wyjaśnia Snyder. „Jest Batmanem od 20 lat. Wszystko, co o nim wiemy, już się wydarzyło. Czy był w którymś momencie Robin? Bardzo możliwe.”
„Suicide Squad” to kluczowy pod tym względem crossover. Joker w wykonaniu Jareda Leto to ten sam, z którym miał do czynienia Affleck-Batman. Jak potwierdza Snyder, Batman spotkał się z Jokerem, Harley (Quinn), ze wszystkimi przestępcami w Belle Reve z odwróconego filmu o grupie bohaterów w reżyserii Ayera. To on wsadził ich do więzienia. Widziano nawet Batmana na planie w Toronto. Można sobie tylko wyobrazić, że gdzieś tam jest Riddler, Pingwin i Two-Face. Kolejna Catwoman…
„Chcemy założyć, że Batman dotarł do pewnego etapu swojego życia i superbohaterskiej kariery, a Superman odzwierciedla swoistą filozoficzną zmianę” mówi żywo Snyder. „Stanowi dla Batmana zmianę paradygmatu: «Walczyłem całe życie z przestępcami, próbując osiągnąć sprawiedliwość, a teraz staję wobec konceptu, który wykracza poza moje wyobrażenia.» W oczach Supermana człowiek, który napada na bank, nie ma znaczenia.”
I tym sposobem dotarliśmy do serca tego przedsięwzięcia: dlaczego bohaterowie staną naprzeciw siebie? Batman był świadkiem zniszczenia Metropolis (zdarzenie zostało nazwane „Black Zero Event”) i boi się, że Superman przyciąga obcych, takich jak Zod, którzy chcą destrukcji. Dla niego może być już tylko gorzej. „Stracił bliskich i drogich mu ludzi” mówi Roven, sugerując bardziej bezpośrednie motywy. „Niekoniecznie zginęli ze starości czy choroby.” W ostatnim zwiastunie widać szokujące ujęcia zrównanego z ziemią drapacza chmur Wayne Enterprises.
Skąd możemy znać Supermana? Polegamy tylko na jego dobrej woli. Zakładamy, że zawsze będzie dobry i nigdy nie obróci się przeciwko nam… Ale czy możemy mu zaufać? Pewne motywy zbieżne są z tymi, które poruszono w filmie Snydera „Watchemen: Strażnicy” a propos satyry na Supermana, Doktora Manhattana. Superbohater czy też bóg?
„Ma kryzys sumienia” mówi Snyder o swoim Mrocznym Rycerzu. „«Naprawdę jestem tylko samozwańczym stróżem prawa, który czai się w alejkach Gotham?» Musi uporać się z wieloma rzeczami. Ben świetnie wykonuje swoje zadanie.”
Krótka podróż w przeszłość na plan filmu w czerwcu 2014 roku: Ben Affleck mruży oczy w słonecznym Michigan. W powietrzu zamieć kurzu. Maska zakrywa przystojną twarz Bruce’a Wayne’a, ale, co ciekawe, Batman ma na sobie płaszcz w stylu Spaghetti westernów i nosi karabin maszynowy.
„Początkowo myślałem: «Jestem starszy, to nie jest dobry pomysł»” mówi Affleck, podczas gdy ekipa przestawia maszyny do wiatru. „A potem Zack opowiedział o swojej koncepcji starszego, załamanego, trochę porąbanego Batmana. Czegoś takiego nie widzieliśmy.”
Porównuje swą rolę do Hamleta albo Jamesa Bonda. Odporne byliny, które rozkwitają w różnych warunkach. W każdym razie, Affleck podkreśla, że to nie jest film o Batmanie. To Batman V Superman. „Widzieliśmy, że Batman jest zdolny do przekroczenia granicy, żeby chronić ludzi” rozwija myśl. To od zawsze była jego główna cecha i eksplorujemy ją mentalnie, w obliczu potencjalnego śmiertelnego zagrożenia ze strony Supermana.”
Snyder jest zachwycony rozmiarem aktora: Affleck w kostiumie ma 1,96 m, jest olbrzymi. „Bije od niego pewna powaga, pewna operowość.”
Superman, z drugiej strony, też nie uważa, że Batman to taki świetny pomysł. Samozwańczy stróż prawa, który jest sędzią, ławą przysięgłych i katem jednocześnie, a wszystko w jednym, czarnym kostiumie?
Roven wyjaśnia, że ich Superman/Clark Kent to naturalna rozbudowa tego, co wydarzyło się w „Człowieku ze stali”. Jego dylematy, wątpliwości odnośnie do tego, gdzie należy, nie zniknęły. Wciąż jest pogubiony.
Kolejna podróż w przeszłość: Cavill na planie, wznosi się niczym greckie bóstwo. Na planie stopnie prowadzące do Kapitolu. Aktor jest w kostiumie, choć peleryna zostanie dorobiona cyfrowo.
„W filmie wszyscy są podzieleni co do tego kosmity.” mówi Cavill, podsumowując trudną sytuację Kal-Ela. „Niektórzy go uwielbiają, inni go nienawidzą. Jeszcze inni się go boją. Czy jest tyranem? Tak ludzie widzą Supermana, włącznie z Lexem i Batmanem i dlatego dzieje się ta wielka rzecz.”
Ma na myśli eskalację. Wielkie starcie. Niesamowitą walkę, która powstrzymała filmowców przed wkroczeniem prosto w „Ligę Sprawiedliwości”. To w jaki sposób walka ta ma stać się równą, zależy i od pomysłowości Batmana, i od mocy Supermana. Pomyślcie o bat-zbroi. Pomyślcie o Leksie Luthorze. Pomyślcie o kryptonicie dostarczonym do Rezydencji Wayne’ów.
To oczywiście jest przyczynkiem do zmiany paradygmatu dla widzów, którzy, rzecz jasna, kibicują Batmanowi. „Tu chodzi o punkt widzenia.” mówi Snyder, sugerując, że Batman jednocześnie jest i nie jest tym złym. „To dlatego mamy podtytuł «Świt Sprawiedliwości». Dzięki temu możemy rozpocząć tę rozmowę. To właśnie stąd bierze się w filmie Wonder Woman.”
Deborah Snyder przyznaje, że uroniła łzę, kiedy Gadot pierwszy raz weszła na plan jako Wonder Women. To była jedna z tych chwil. Gadot porwała ich na przesłuchaniu do roli. Zostało pięć kandydatek, każda kręciła scenę z Affleckiem. Gadot jednak w jakiś sposób po prostu była Wonder Woman. „To ikona feminizmu” mówi dumnie o postaci producentka. „Robimy to w samą porę, płeć jest teraz bardzo ważnym tematem.” Do tego to okazja, żeby troszkę urazić dumę napędzanych testosteronem bohaterów. „Nie tylko mężczyzn” śmieje się „ale też śmieszność sytuacji”.
Co ważne, scen akcji w wykonaniu Wonder Woman nie realizowano w inny sposób, niż scen akcji mężczyzn. Może i walczy we własnym stylu, ale jest tak samo intensywna i brutalna.
Snyder zauważa, że Wonder Woman (alias Dian Prince) to kluczowa postać, która poprowadzi fabułę w strone „Ligi Sprawiedliwości”.
Nie zapomnijmy też o Luthorze, młodym człowieku o wielkich planach, co udowadnia intrygujący wybór Jesse’ego Eisenberga do tej roli. Powiedzmy, że to scena po napisach, zapowiadająca więcej Lexa, Clarka, Bruce’a, Lois, Diany, Zacka, Debory, Chucka, Metropolis i Gotham.
Warner Bros nadal planuje kolejne solowe filmy wielkich postaci DC Affleck, wraz z Geoffem Johnsem, pisze film o Batmanie, który wyreżyseruje i w którym zagra główną rolę. Co oczywiście jeszcze bardziej uwydatnia fakt, że Snyder nie zrobił filmu o Batmanie. „Jeśli to miałby być film o Batmanie, to byłoby to o wiele trudniejsze przedsięwzięcie” przyznaje „ponieważ filmy Chrisa są takie dobre.”
Ach tak, ta unikana prawda: trylogia „Mroczny rycerz” producenta wykonawczego Chrisa Nolana. Snyder przyznaje, że Nolana zaskoczyła informacja o reinterpretacji postaci Batmana, która miałaby się pojawić u boku Supermana, ale całkowicie poparł ten pomysł.
„Jesteśmy bardzo wdzięczni za te filmy” zaznacza Snyder. „Chris wyznaczył ton uniwersum DC i oddzielił nas w świetny sposób od Marvela. Nasze obrazy są spuścizną po tych filmach.
Przynajmniej pod względem stylistycznym czyni to te produkcje prequelami.
Bardzo mi się podoba, to co czytam. Po raz kolejny upewniłem się, że Snyder, jako komiksowy maniak, jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu. A że ma też wsparcie swojej przesympatycznej żony (doświadczonej producentki), znakomitego scenarzysty Chrisa Terrio, Charlesa Rovena i samego Geoffa Johnsa, to już lepiej być nie może.
Cieszy mnie też fakt, że twórcy dostaną naprawdę sporo swobody. Jasne — część tego, co zrobią, będzie musiała wynikać z pomysłów Snydera. Ale wygląda na to że i tak będą mieli sporo do powiedzenia od siebie — na co nie zawsze można liczyć u konkurencji.
No właśnie, konkurencja. Bardzo ujęły mnie słowa Debory Snyder, która zdaje się rozumieć, że tu tak naprawdę nie chodzi rywalizację i ciągłe uwagi, jak to jedno jest lepsze od drugiego. Każdemu tak naprawdę zależy na tym, by filmy z szeroko rozumianego komiksowego, superbohaterskiego nurtu, odnosiły sukces, bo przy jednej wielkiej klapie konsekwencje mogą odbić się czkawką nie tylko wytwórni, która za to fiasko odpowie.
I wreszcie po raz kolejny potwierdzono ważną rzecz: chęć podejmowania ciekawych, aktualnych tematów i pewne osadzenie tych historii w realnym — na ile się da — świecie. To mnie właśnie ujęło w „Człowieku ze stali”; takie bardzo prawdziwe pod względem psychologicznym i socjologicznym przedstawienie relacji Superman-ludzkość. Nigdy nie kupowałem argumentu „To filmy na podstawie komiksów o ludziach w kolorowych kostiumach! Filmy też powinny być takie lekkie i kolorowe”, bo strasznie to deprecjonuje wartość komiksów superbohaterskich, które to wcale nie muszą być stricte rozrywkowe. Zresztą, bardzo często zamyka się oczy na fakt, że popkultura tak naprawdę ma w sobie wiele wartości i często jej dzieła stanowią ważny komentarz do aktualnych spraw.
No dobrze, ale to już temat na osobną notkę. A żebyście nie utonęli w tych rozważaniach, to na deser trzy nowe zdjęcia z filmu, prosto od Empire:




To mamy Supermana w zniszczonej Rezydencji Wayne’ów (ale jak, gdzie, dlaczego?), Batmana przy bat-sygnale i Lexa, który wygląda dokładnie tak, jak powinien.
No, to mam nadzieję, że moja kolekcja zagranicznej prasy powiększy się za jakiś czas o magazyn z kolejnym artykułem o filmie.

Źrodło: „Empire” 09/2015, empireonline.com

Jest Steve Trevor

Zdjęcia do „Wonder Woman” już tuż tuż, więc pewnie do tego czasu docierać będą do nas kolejne nowinki obsadowe. Jedną z nich, właściwie najważniejszą z nich, dostaliśmy w zeszłym tygodniu. Wybrano bowiem aktora, który wcieli się w Steve’a Trevora — w wielu komiksach partnera Wonder Woman (choć w obecnym komiksowym uniwersum jest on jej byłym partnerem). Aktorem tym jest Chris Pine, który już od kilku lat łączony jest z różnymi rolami w filmach na postawie komiksów DC (wielu fanów widziało go jako Hala Jordana).
Moim zdaniem to znakomity wybór, a Pine powinien dodać do roli nieco takiego szelmostwa (te diabliki w oczach), co jak najbardziej się postaci przyda. A poza tym już udowodnił, że sprawdza się jako agent rządowy w takim małym filmie Kennetha Branagha.

Źródło: thewrap.com

„Przebudzenie mocy” w Polsce jednak wcześniej!


Pierwotnie siódma część „Gwiezdnych Wojen” miała się ukazać w kinach dopiero 25 grudnia — w tydzień po premierze w USA. Na szczęście datę tę zmieniono — dostałem informację o tym, że film wejdzie jednak do kin 18 czerwca. To świetna wiadomość!
Poniżej możecie też zobaczyć listę pozostałych dat premier od Disney Polska (część z nich, rzecz jasna, to wstępne plany):

(kliknij, aby powiększyć)

I tak najbardziej czekam na „Gwiezdne Wojny”. Ale na inne rzeczy też.

Źródło: informacja prasowa

„Nosferatu” po raz trzeci


Był niemy film Murnaua — nieoficjalna adaptacja „Drakuli” (ze zmienionymi nazwiskami bohaterów), której o mało nie zniszczono nakazem sądu (z powodu roszczeń właścicieli praw do „Drakuli” właśnie). Zachowało się na szczęście trochę egzemplarzy, a co za tym idzie, w naszej zbiorowej pamięci pozostało jedno z najciekawszych ekranowych wcieleń wampira.
Potem był remake w reżyserii Maxa Schrecka — choć już z właściwymi nazwiskami bohaterów. Również oryginalny i bardzo ciepło przyjęty.
I wydawać by się mogło, że na tym koniec. Ale nie w Hollywood, które jest mistrzem sięgania po stare i zmieniania w nowe. Nie zawsze jednak z dobrym skutkiem. W każdym razie hrabia Orlok/Drakula zagości na naszych ekranach po raz trzeci. Tym razem w reżyserii Rogera Eggersa, który w świecie filmowym stawia pierwsze kroki, ale ma na koncie nagrodę za reżyserię z festiwalu Sundance (za film pt. „Witch”). Tak czy siak, nie bardzo widzę ten pomysł. Ale może?

Źródło: deadline.com

Lionsgate bierze na warsztat popularne anime


Nigdy nie przepadałem za „Naruto”. Choć tak naprawdę nigdy nie miałem okazji jakoś głębiej wejść w tę serię i znam ją tylko powierzchownie. Tak czy siak, „Naruto” to obok „Bleacha” jeden z największych spadkobierców „Dragon Balla”. A skoro „Dragon Ball” dostał już hollywoodzką ekranizację (której jedynym jasnym punktem był James Marsters), to przyszedł i czas na blondwłosego ninję.
Obraz wyprodukuje Lionsgate, a za kamerą stanie Michael Gracey, który zajmuje się raczej efektami specjalnymi, a pierwszy reżyserski projekt dopiero przed nim. Cóż, może świeżego głosu właśnie trzeba. Kto wie — a nuż doczekamy się pierwszej udanej aktorskiej adaptacji mangi z Hollywoodu?

Źródło:  variety.com

SERIALE


Mendelsohn powróci do „Bloodline”


Wydawałoby się, że przygoda znakomitego Bena Mendelsohna z serialem „Bloodline” skończyła się na pierwszym sezonie serialu. Nic bardziej mylnego. Aktor powróci w sezonie drugim i znów wcieli się w Danny’ego Rayburna. Tyle, że tym razem w retrospekcjach. No, to czekam tym bardziej!

Źródło: tvline.com

Zwiastun aktorskiego serialu w świecie „Shingeki no kyojin”


Pojawił się zwiastun trzyodcinkowego aktorskiego serialu, który powstał jako spin-off kinowego filmu na podstawie mangi.


Nie wygląda źle, jak na japońskie serialowe standardy. A że to tylko trzy odcinki, to może się skuszę? Premiera 15 sierpnia.

BLOGI


10 przykazań dla komiksowego neofity — Pusiek o tym, jak zabrać się za komiksy. Porady odnoszą się raczej do komiksów superbohaterskich, ale tak czy siak: warto się z nimi zapoznać — i mam tu na myśli i porady, i komiksy.
„Sense 8”, czyli mieszanka wybuchowa — aHa patrzy swoim okiem na „Sense8” i dostrzega ciekawe rzeczy — od Murakamiego po Kieślowskiego.
Lekki zagadkowy wpis wakacyjny — Ninedin błyskotliwe i z humorem o animacjach Disneya.

Komentarze