Maniak ocenia #244: "Once Upon a Time" S04E013

MANIAK ZACZYNA


Za nami wstęp do drugiej połowy czwartego sezonu „Once Upon a Time”. Wstęp, trzeba przyznać, bardzo ekscytujący i gładko wprowadzający w nową historię. Twórcy serialu poruszyli w odcinku interesujące wątku, wprowadzając do Storybrooke nowe postaci, Cruellę oraz Urszulę, a także sugerując rozwój bohaterów już znanych.
Czas pociągnąć to wszystko dalej. Kolejny odcinek stanowi więc niejako pierwszy sprawdzian tego, czy scenarzystom uda się w sposób satysfakcjonujący i pełny rozbudować pomysły ostatnio zasygnalizowane. Bo jedna rzecz to dobry wstęp, a druga to wciągające rozwinięcie, prowadzące do wbijającej w fotel końcówki. Jak więc zaczątek tego rozwinięcia wypada?

MANIAK O SCENARIUSZU


Książę i Śnieżka sięgają po wszelkie środki, by chronić swoją tajemnicę. Tymczasem w retrospekcjach śledzimy pierwsze spotkanie pary z Królowymi Ciemności. Ponadto Regina wpada na nowy trop w swoich poszukiwaniach enigmatycznego Autora.
Autorami scenariusza są pracujący przy serialu niemal od początku: Andrew Chambliss i Kalinda Vasquez. Tytuł to „Unforgiven”, czyli „Nieprzebaczone”.
Najatrakcyjniejszy element odcinka to zdecydowanie retrospekcje, które rzucają nowe światło na okres między ślubem Śnieżki i Księcia, a rzuceniem klątwy przez Złą Królową. Poznajemy między innymi okoliczności, w których para dowiaduje się o dokładnym działaniu klątwy oraz o tym, jak można jej przeciwdziałać. Jesteśmy także świadkami spotkania z Diaboliną, Cruellą i Urszulą. A skoro takie spotkanie, to jest też zapowiedziany w poprzednim odcinku sekret. Trzeba przyznać, że całość wypada całkiem dobrze. Napotkałem, co prawda, pewne krytyczne opinie na temat przepisywania historii Śnieżki i Księcia, ale tak naprawdę to, czego dowiadujemy się o nich w tym odcinku, bardzo dobrze wpisuje się w ich poprzednie działania i rzuca zupełnie nowe światło na wcześniejsze odsłony serialu.
Szalone jest to co dzieje się w teraźniejszości. Jest wielka gra tajemnic, kłamstw i mijanek. Śnieżka i Książę zachowują się dość dziwnie, Titelitury i Królowe Ciemności knują, a do tego otrzymujemy masę niespodziewanych zwrotów akcji. Scenarzyści pozwalają też spojrzeć z trochę innej strony na Emmę, a także na relację Śnieżki i Reginy (między innymi genialna ostatnia scena).
A skoro jesteśmy przy Reginie, to wątek poszukiwań Autora nabiera rozpędu. W całą historię zostaje wplątany Pinokio, co, biorąc pod uwagę jego działania z pierwszego sezonu, jest znakomitym pomysłem. A wykonanie tego pomysłu przerasta oczekiwania. Są emocje i jest wzruszenie — aż trudno nie uronić podczas jednej ze scen małej łezki.

MANIAK O REŻYSERII


„Unforgiven” to odcinek wyjątkowy, ponieważ na stanowisku reżysera debiutuje przy nim jeden z twórców serialu, Adam Horowitz. I trzeba przyznać, że radzi sobie znakomicie!
Horowitz bardzo świadomie korzysta z wielu reżyserskich trików, co widać już od pierwszych scen — wystarczy choćby spojrzeć, jak umiejętnie buduje napięcie, czy jak za pomocą prostych środków podejmuje z widzem zabawę w kotka i myszkę. Ma też bardzo dobre pomysły montażowe — są na przykład króciutkie ujęcia na reakcje postaci z tła, które idealnie wpleciono w większą scenę. No i jest genialny montaż końcowy, na który nałożono narrację Śnieżki.
Horowitz prawidłowo prowadzi też aktorów i umiejętnie, z wyczuciem korzysta z efektów specjalnych.

MANIAK O AKTORACH


No właśnie, rękę Horowitza naprawdę widać w występach aktorskich. I tak na przykład Jennifer Morrison bardzo pozytywne zaskakuje. Ma szansę pokazać szeroki wachlarz emocji i zawsze wypada dość naturalnie, a w szczególności wtedy, gdy jej Emma jest rozpromieniona i szczęśliwa.
Zgrabnie grają Ginnifer Goodwin i Josh Dallas — zarówno w retrospekcjach, gdzie prym wiedzie ta pierwsza, jak i w teraźniejszości, gdzie dzielą się po połowie. Goodwin jak zwykle zadowala zdolnością do błyskawicznej metamorfozy, a Dallas nareszcie przejmuje trochę inicjatywy.
Kristin Bauer van Straten to Diabolina idealna. Aktorka gra kapitalnie i całkowicie wchodzi w swoją postać. Odznacza się do tego niesamowitą ekspresją — jej gra oczami to coś niesamowitego!
Oczywiście nie można zapomnieć o Victorii Smurfit (i jej cudownym „darling”) oraz Merrin Dungey. Aktorki świetnie wykonują swoje zadanie, choć trzeba przyznać, że we wspólnych scenach z Kristin Bauer van Straten trochę bledną.
Lana Parilla to prawdziwy aktorski kameleon, więc dobry występ to u niej żadne zaskoczenie. Świetnie rozwija postać i w udany sposób skorzysta z tego, co do tej pory zbudowała. A jej emocjonalne reakcje są fantastyczne!
Gościnnie występuje Tony Amendola jako Gepetto (alias Marco). To znakomity, doświadczony aktor, który sporo dodaje do odcinka.
Jest wreszcie Jared Gilmore, który ma tym razem nieco większą rolę niż ostatnio i dość dobrze udaje mu się oddać entuzjazm oraz optymizm Henry’ego.

MANIAK O TECHNIKALIACH


„Unforgiven”, jak to zwykle bywa w „Once Upon a Time”, odznacza się bardzo dobrymi, stylowymi zdjęciami. Nie zawodzi kompozycja kadru, ujęcia są zróżnicowane, a płynnej pracy kamery nie można nic zarzucić. Świetny jest też bardzo skrupulatny montaż — nieco inny niż w poprzednich odcinkach, ale zdecydowanie skutecznie wciągający w historię. No i bardzo efektowny pod koniec odcinka.
Retrospekcje zostały nakręcone głównie na terenach leśnych, które w pomysłowy sposób zaaranżowano (wystarczy spojrzeć na okolice Drzewa Mądrości). W teraźniejszości jest zaś standardowo — mieszanka zdjęć w studiu oraz w zmienionym w Storybrooke kanadyjskim miasteczku. Nie można też zapomnieć o kilku wygenerowanych komputerowo tłach, które na szczęście ograniczono do niezbędnego minimum.
A skoro jesteśmy przy komputerach, to efekty specjalne okazują się niezłe i tylko czasem psuje je kiepska animacja.
Muzyka? Oczywiście standardowo wspaniała. Mark Isham nie umie tego popsuć.

MANIAK OCENIA


„Unforgiven” to krok we właściwą stronę i znakomite rozwinięcie zarysowanej w poprzednim odcinku historii. Ciekawe, co będzie dalej!

DOBRY

PS. Jeśli seans macie już za sobą, to zajrzyjcie też do mojej analizy !

Komentarze