Maniak ocenia #227: "Buffy Season 10: Angel & Faith" #7

MANIAK NA WSTĘPIE


Zapoczątkowana w poprzednim numerze serii „Angel & Faith” historia „Lost and Found” ma dość solidne podstawy fabularne. Z jednej strony śledzimy w niej arcyciekawą misję Faith, która poszukuje Rileya w gąszczu południowoamerykańskiej dżungli, natomiast z drugiej — dość niespodziewane spotkanie Angela ze starą znajomą jeszcze z czasów jego pobytu w Sunnydale (czyt. z bardzo, bardzo dawnych czasów).
Na razie scenarzysta tych dwóch historii ze sobą nie wiążą, choć intuicja (tak, mężczyźni też ją mają) mówi, że wkrótce wszystko zostanie w jakiś sposób ze sobą połączone. Tak czy siak — takie równoległe prowadzenie narracji też się znakomicie sprawdza, bo po okresie bliskiej współpracy tytułowych bohaterów miło popatrzeć na to jak muszą radzić sobie sami i jak to na nich wpływa.

MANIAK O SCENARIUSZU


Po walce z dziwnymi wampirami Faith i jej drużyna docierają do opuszczonego obozu w głębi dżungli. Tymczasem Angel poznaje plany Amy — dziewczyna pragnie wskrzesić Warrena.
Znów najwięcej dzieje się u Faith. Gischler kontynuuje pisanie jej wątku w duchu filmów wojennych i taka atmosfera świetnie się dla bohaterki sprawdza. Jest więc sporo akcji, zdradliwe otoczenie oraz dość rozmyślne operowanie utartymi w historiach tego typu fabularnymi rozwiązaniami — autor bardzo inteligentnie się nimi bawi, tworząc coś świeżego i bardzo przyjemnego. Nie zapomina oczywiście o wewnętrznym rozwoju bohaterki i konfrontuje jej poczucie winy oraz wyalienowanie z nowymi obowiązkami i tym, jak inni zmieniają swoje podejście wobec niej. Naprawdę świetnie się to czyta, a i nie brakuje kilku zaskoczeń.
U Angela Gischler zaczyna od dość niespodziewanej strony i niespodziewanego bohatera (jest zapowiedź nowych wątków, choć na razie raczej w tle), by potem powrócić do historii Amy i jej planów. Choć z początku wydaje się, że motywy dziewczyny są dość jasne, w miarę szybko okazuje się, że ma ona jeszcze kilka asów w rękawie. A nic tak nie ekscytuje jak czarny charakter, którego musimy stopniowo rozgryzać. Do tego powraca też Nadira, która, jak pamiętamy z poprzednich numerów, komunikuje się z jakimś tajemniczym bytem (cały czas stawiam na tzw. Powers that Be, ale póki co nie wiadomo). W tym numerze odgrywa dość sporą rolę, a scenarzysta wykorzystuje jej postać nie tylko, by rozwinąć wątek Amy, ale też — by nawiązać do nurtującej sceny z początku piątego numeru.
Dialogowo Gischler radzi sobie nawet nieźle. Nie jest to ta sama klasa co w siostrzanej serii, ale nadal słychać głosy danych bohaterów i na podstawie samych wypowiedzi tylko, dałoby się w większości przypadków domyślić, kto akurat mówi. Nie czuć też przeładowania informacjami, a rozmowy zdają się odpowiednio płynąć, bo czyta się je dobrze.

MANIAK O RYSUNKACH


Will Conrad znów popisuje się ciekawym, realistycznym stylem, który naprawdę doskonale pasuje do tonu serii. Sylwetki postaci z reguły cieszą oko i są naprawdę podobne do serialowych pierwowzorów (tu się Conradowi należy duże sześć z plusem). Fantastycznie rozwiązano mimikę bohaterów. No i są dość pomysłowe projekty wampirów, demonów i innych potworów. Tylko czasami zdarzają się małe błędy, głównie z zastosowaniem perspektywy. Nie zawsze porywają natomiast tła — niektóre narysowane są starannie, inne niestety niedbale. Można też zarzucić rysunkom Conrada zbyt mały dynamizm, ale w gruncie rzeczy wynika to też ze sposobu napisania pewnych partii historii (co absolutnie nie jest minusem).
Michelle Madsen jako kolorystka sprawia się przyzwoicie, choć zdarza jej się parę omsknięć. Z reguły dobiera odpowiednie barwy i świetnie cieniuje. Na kilku kadrach przesadza jednak z natężeniem, czego efekt nie jest zbyt szczęśliwy.

MANIAK OCENIA


Pomimo kilku drobnych błędów ekipy odpowiadającej z graficzną stronę komiksu, siódmy numer serii to nadal świetna rozrywka, zwłaszcza dla fanów telewizyjnego „Angela”.

DOBRY

Komentarze