Maniak ocenia #221: "Gwiezdne Wojny. Rebelianci" S01E09

MANIAK NA POCZĄTEK


Poprzedni odcinek animacji „Gwiezdne Wojny. Rebelianci” zakończył się nietypowo dla tego serialu, bo zawieszeniem akcji. Na szczęście na dalszy ciąg nie trzeba było czekać szczególnie długo. Bezpośrednia kontynuacja ósmego odcinka, która oczywiście podejmuje rozpoczęte wcześniej wątki, została wyemitowana już tydzień później. Ja sięgnąłem po nią niedawno.
Sytuacja, w której pojedyncza opowieść rozbita jest na dwa odcinki, zdarza się w „Rebeliantach” w gruncie rzeczy po raz pierwszy (pomijam tu przykład pilotowej „Iskry Rebelii”, bo tam dwa odcinki połączono ze sobą w jeden i wyemitowano razem, więc nie można było uświadczyć tego oczekiwania i emocji), dlatego zastanawiałem się, czy twórcom uda się w dobry sposób domknąć rozpoczętą wcześniej historię. Jak pewnie wiecie z recenzji, poprzedni odcinek uważam za bardzo udany i emocjonujący, więc moje oczekiwania były tym wyższe. Czy zostały spełnione?

MANIAK O SCENARIUSZU


Tym razem tytuł brzmi: „Gathering Forces”, czyli dosłownie „Zbieranie sił”. Jest to też pewna gra słowna, bo „Force”, jak wiadomo, jest angielską nazwą gwiezdnowojennej Mocy, a więc można taki tytuł potraktować konkretniej i bardziej dosłownie, jako „Zbieranie Mocy”. Oba znaczenia da się oczywiście odnieść do fabuły odcinka (siły zbierają antagoniści i główni bohaterowie, z Mocą zmaga się zaś Ezra).
Autorem scenariusza jest tym razem Greg Weisman. Załoga Ducha ucieka przed Imperium. Kiedy bohaterowie orientują się, że są namierzani, postanawiają zwabić ścigających w pułapkę.
Scenarzysta zgrabnie kontynuuje wątki rozpoczęte w poprzedniej odsłonie serialu oraz odwołuje się do innych, przeszłych odcinków. W centrum znajduje się postać Ezry, którą Weisman znakomicie rozwija. Bohater przechodzi w „Gathering Forces” przez bardzo wiele i zmaga się ze swoimi uczuciami wobec bolesnej przeszłości. To wszystko wpisane jest w fantastycznie skonstruowany wątek Mocy i jej opanowywania, co stanowi dość czytelną metaforę dorastania do akceptacji siebie. A jeśli dodać do tego, że coraz lepiej poznajemy możliwości bohatera, to robi się jeszcze bardziej interesująco.
Towarzyszy także widzom pewna tajemnica odnośnie rodziców głównego bohatera oraz postaci Tseebo. Jej rozwiązania można się oczywiście już na tym etapie domyślać (bo podejrzewam, że będzie dość sztampowe), ale i tak całą otoczkę zrealizowano przyzwoicie. Całość poprowadzono bowiem bardzo subtelnie, a pewne informacje przed widzami ukryto tak, by zagęścić atmosferę tajemniczości.
Znakomicie rozpisano też główny czarny charakter, czyli Inkwizytora (o agencie z odjechanymi bokobrodami chwilowo zapomniano). To zło w czystej postaci, które pławi się swymi nikczemnymi czynami. Owszem — nie jest to bohater wielowymiarowy, ale też takie w „Gwiezdnych Wojnach” robią największe wrażenie.
Fabularnie w oczy rzuca się tylko jedna nieścisłość (nie będę zdradzać jaka, zwłaszcza, że spokojnie da się na nią wpaść), ale chyba można ją uzasadnić pewną brawurą i lekkomyślnością bohaterów, zwłaszcza, że te cechy są wpisane w ich charakter praktycznie od początku serialu.

MANIAK O REŻYSERII


Reżyseruje Steward Lee. Przygotowuje on wspaniały spektakl dla fanów „Gwiezdnych Wojen”, zwłaszcza w początkowych sekwencjach, które rozgrywają się w przestrzeni kosmicznej. Pościgi i zaciekła walka w udany sposób naśladują te znane ze starej trylogii (jest nawet efekt iskier przy wybuchających statkach), a co za tym idzie, budzą szeroki uśmiech podekscytowania na twarzy. Nie gorzej jest podczas pojedynków na miecze świetlne, choć tutaj Lee stawia na nowocześniejszą stylistykę, podkreślając dynamikę i efektowność takich scen. Są też oczywiście cichsze momenty, na których reżyser z powodzeniem wykorzystuje zbliżenia czy powolne najazdy kamery.

MANIAK O AKTORACH


Taylor Gray ma w odcinku bez wątpienia najwięcej do roboty i wychodzi mu to znakomicie. Udaje mu się zaprezentować głosem całe spektrum emocji Ezry — jego zagubienie, zdenerwowanie, skonfundowanie, przerażenie czy wreszcie wolę walki i gniew.
Ciekawie sprawdza się również Freddie Prinze Jr. Jako Kanan przyjmuje wobec Ezry nieco ojcowski ton, co w obliczu wydarzeń na ekranie, wypada pierwszorzędnie.
Nie można oczywiście nie wspomnieć o perfekcyjnym Jasonie Isaacsie. Jest on w roli Inkwizytora przecudownie chłodny i zdystansowany emocjonalnie, a jednocześnie nigdy nie posuwa się do granicy karykatury. A to już wielka sztuka.
Gościnnie występujący Peter McNicol, który po raz drugi użycza głosu Tseebo nie wychodzi poza ramy tego, co zaprezentował w poprzednim odcinku. Nadal doskonale bawi się swoim głosem i tworzy barwną, zróżnicowaną kreację.
Tych czterech aktorów godnie wspiera pozostała obsada: Vanessa Marshall, Tiya Sircar oraz Steven Blum. Pochwalić należy zwłaszcza te dwie pierwsze, które ukazują nowe oblicza bohaterek.

MANIAK O TECHNIKALIACH


Technicznie bez niespodzianki — znów dość wysoki poziom. Są więc przyzwoite tła (piękny kosmos i zrecyklingowana, ale ciekawa opuszczona baza) i dobre projekty postaci (z reguły nic nowego, ale poza głównymi bohaterami, szturmowcami i Inkwizytorem jest też ładna, fyrnockowa niespodzianka). Do tego dochodzi nienaganna animacja, która zachwyca zwłaszcza na początku odcinka (sceny walk w kosmosie) oraz blisko końcówki (doskonałe pojedynki na miecze świetlne oraz większe starcia ze szturmowcami). Także montaż jest dynamiczny i poprowadzony poprawnie.
Jeśli zaś chodzi o muzykę, to mam wrażenie, że tym razem słychać trochę więcej Kinera niż Williamsa, ale bynajmniej nie jest to minus, bo kompozycje pasują do wydarzeń na ekranie i są miłe dla ucha.

MANIAK OCENIA


Ostatni przedświąteczny odcinek serialu „Gwiezdne Wojny. Rebelianci” to wspaniała frajda i doskonałe domknięcie wątków z poprzedniej odsłony, dające jednocześnie nadzieję na emocjonujący ciąg dalszy.

DOBRY

Komentarze