Maniak ocenia #214: "Once Upon a Time" S04E08

MANIAK ZACZYNA


Ósmy odcinek czwartego sezonu serialu „Once Upon a Time” to odsłona szczególna. Szczególna, ponieważ została specjalnie rozszerzona ze standardowych czterdziestu minut do półtorej godziny. Zazwyczaj taki zabieg stosuje się przy pilotach lub finałach (zresztą z w trzecim sezonie zrobiono tak z finałem „Once’a”). Tym razem jednak, nie mamy do czynienia ani z jednym ani z drugim. Skąd więc taka decyzja?
Stąd, że jest to odcinek niezwykle ważny dla fabuły, który zarówno popycha trwającą już historię do przodu, ale i uzupełnia pewne luki i sporo nieznanego wyjaśnia. Jak się okazuje, wyjaśnienia te są zarazem bardzo proste jak i satysfakcjonujące; natomiast rozwój poszczególnych wątków miejscami mocno zaskakuje i zwyczajnie ciekawi. Ale po kolei.

MANIAK O SCENARIUSZU


Za obie części odcinka odpowiada ten sam duet scenarzystów: David H. Goodman i Jerome Schwartz. Pierwszy to once’owy weteran o korzeniach buffywersumowych, drugi ma kilka odcinków „Once Upon a Time in Wonderland” oraz trzecią odsłonę czwartego sezonu głównego „Once’a” na koncie.
Tytuł odcinka brzmi: „Smash the Mirror”, czyli „Rozbić lustro” i odnosi się przede wszystkim do Zaklęcia Roztrzaskanego Wzroku, które planuje rzucić Ingrid, oraz do baśni Andersena. Poruszone zostają trzy główne wątki. W retrospekcjach wreszcie dowiadujemy się o tym, co ostatecznie stało się między Ingrid, Anną i Elsą oraz jak ta ostatnia trafiła do urny. W teraźniejszości śledzimy Emmę, która podejmuje decyzję o pozbyciu się swej mocy. Obserwujemy także dalsze perypetie Reginy i Robina Hooda.
Retrospekcje poprowadzone są dość powoli. Tutaj fabuła przede wszystkim opiera się na rozwoju postaci oraz relacji, jakie między nimi zachodzą. I jest to pokazane naprawdę ciekawie — wzięte są pod uwagę zarówno tropy z „Krainy lodu”, jak i poprzednich odcinków, które następnie zostają w sposób niezmiernie interesujący połączone. Przy okazji poznajemy odpowiedzi na wiele nurtujących od samego początku pytań — odpowiedzi bardzo satysfakcjonujące i doskonale dopasowane do świata serialu. Zresztą cała ta historia jest niezwykle umiejętnie i inteligentnie wpisana w mitologię „Once’a” — tak, że w ogóle nie czuć, by postaci z „Krainy lodu” zostały tam wrzucone na siłę. Dodajmy jeszcze do tego twórcze nawiązania do baśni Andersena — pomyślane naprawdę pierwszorzędnie.
Także wątek Emmy jest rozpisany bardzo dobrze. Scenarzyści fantastycznie rozbudowują tę postać i prowadzą ją w intrygującym kierunku, przypominając jednocześnie, że jej podróż od początku serialu nadal trwa. Do tego na historię Emmy wpływ ma wiele postaci: od Titeliturego (który, nawiasem mówiąc, napisany jest wyśmienicie), przez Henry’ego, Śnieżkę i Księcia, aż po Elsę, która odgrywa naprawdę dużą rolę. Przy okazji poruszane są zajmujące kwestie, takie jak: akceptacja siebie, pokonanie strachu czy wreszcie opanowanie emocji.
No i wreszcie Regina i Robin. Tutaj też historia biegnie dość niebanalnie i zbacza w dość emocjonujące kierunki. Szczególnie ciekawią w niej bardzo dwuznaczne i ciężkie do oceny działania Robina, które ostatecznie prowadzą do zwracającego uwagę odkrycia — bardzo dobry pomysł ze strony twórców i scenarzystów.
Końcówka odcinka jest dość spodziewana (w końcu od początku sezonu wszystko zdawało się wieść do tego momentu), ale i tak swoje robi — już nie mogę się doczekać, jakie będą jej dalsze konsekwencje.

MANIAK O REŻYSERII


Za reżyserię odpowiadają Eagle Egilsson (pierwsza połowa) oraz Relph Hemecker (druga połowa) — panowie doświadczeni, którzy w mniejszym lub większym stopniu już ze sobą pracowali. Choć razem tworzą dzieło dość spójne, obie części są też lekko naznaczone ich stylem.
I tak Egilsson upodobał sobie przede wszystkim zabawę ostrością — lubi rozpoczynać sceny nieostro, a potem skupiać uwagę widza na poszczególnych elementach. Świetnie buduje nastrój — stosuje świetne zbliżenia w dramatycznych momentach oraz podkreśla dynamicznym montażem wartkość akcji (m.in. początkowe sceny). Przygotowuje też kilka dłuższych, fantastycznych ujęć oraz znakomicie korzysta z techniki sugestii obrazem (Anna i Elsa w pękniętym zwierciadle).
Hemecker z kolei jest reżyserem, który uwielbia detale. Bardzo często stosuje zbliżenia i przede wszystkim pokazuje na nich ważne symbole czy przedmioty. Ponadto dba także o płynność przejść miedzy kolejnymi scenami.

MANIAK O AKTORACH


Jennifer Morrison ma bardzo dużo do zagrania w odcinku i radzi sobie całkiem nieźle. Nie zawsze dobrze ujmuje złożoność Emmy, ale w sporej liczbie scen robi dobre wrażenie, a co najważniejsze, jest dość wiarygodna — w jakkolwiek mało wiarygodnej sytuacji znalazła się jej bohaterka.
Colin O’Donoghue pokazuje kilka różnych twarzy Haka — od nonszalanckiego lekkoducha, po człowieka prawdziwie przerażonego o życie ukochanej. We wszystkich tych wcieleniach aktor jest doskonały.
Robert Carlyle tradycyjnie daje prawdziwy popis aktorskich umiejętności, zwłaszcza że jego Titelitury stanowi integralną część odcinka. Carlyle znakomicie wciela się w tę złożoną postać i świetnie pokazuje jej wszystkie niuanse.
Świetna jest również Elizabeth Mitchell jako Ingrid. Warto zwrócić uwagę zwłaszcza na jej mimikę — nawet lekka zmiana miny, jest w stanie wpłynąć na to odbiór postaci. Do tego dochodzi fantastyczna praca głosem.
Nie zawodzą Georgina Haig jako Elsa i Elizabeth Lail jako Anna. Aktorki spisują się pierwszorzędnie. Wrażenie robi zwłaszcza Haig, która pod koniec odcinka ma kapitalną wspólną scenę z Morrison.
Całkiem nieźle wypadają także Ginnifer Goodwin (Śnieżka) i Josh Dallas (Książę). Nie zaliczają raczej kiepskich scen i dość dobrze pokazują rozterki swoich bohaterów.Nie można nie wspomnieć o Lanie Parilli, która także zalicza udany występ. Aktorka z niebywałą łatwością oddaje na ekranie targające Reginą emocje i znakomicie dba o najmniejsze nawet niuanse.
Sean Maguire jako Robin Hood oraz Michael Socha jako Will Scarlet biorą głównie udział w kilku komediowych momentach i rozluźniają atmosferę. Maguire ma też trochę scen poważniejszych, w których wypada równie dobrze.

MANIAK O TECHNIKALIACH


Fantastyczne poprowadzone, bardzo płynne i ostre ujęcia różnej długości, pokazywane z interesujących perspektyw składają się na naprawdę wyśmienite zdjęcia, które połączono porządnym montażem. Efekty specjalne, choć zdarza się kilka gorszych, z reguły stoją na przyzwoitym poziomie, zwłaszcza, że skorzystano nie tylko z komputerów, ale też z efektów praktycznych. Sporo pracy włożono także w scenografię: aranżację plenerów oraz wnętrz i przygotowanie nie takich złych komputerowych teł (choć do fotorealistyczności trochę im brakuje). Kostiumy jak zwykle zachwycają detalami, zwłaszcza w scenach retrospekcji. No i jest jeszcze muzyka. Mark Isham ponownie staje na wysokości i ilustruje odcinek niesamowitymi, pięknymi kompozycjami, które na długo zostają w pamięci

MANIAK OCENIA


Dłuższy odcinek „Once’a” okazał się tutaj strzałem w dziesiątkę. Świetnie napisany, doskonale wyreżyserowany i znakomicie zagrany, zdecydowanie był odsłoną, która wiele do serialu wniosła.

DOBRY

PS. Jeśli seans macie już za sobą, zajrzyjcie też do mojej analizy !

Komentarze