Maniak ocenia #207: "Gwiezdne Wojny. Rebelianci" S01E06

MANIAK NA POCZĄTEK


Krótkie zwiastuny szóstej już odsłony serialu „Gwiezdne Wojny. Rebelianci” zapowiadały raczej lekką, przyjemną historię, która pełni rolę humorystyczną i daje odpocząć po poprzednim, pełnym wrażeń (i Mocy, nie zapominajmy o Mocy) odcinku. Przygotowując się więc do seansu, nie spodziewałem się niczego szczególnego. Jak bardzo się myliłem!
Szósty odcinek, zatytułowany „Breaking the Ranks”, czy­li „Wyłamując się z szeregu”, okazał się czymś całkowicie innym, niż wskazywały na to zapowiedzi. To odcinek wbrew pozorom bardzo poważny, który w głównej mierze koncentruje się na złowrogim Imperium i pokazuje kolejne zagrożenia, płynące z jego działań. Jak dobrze się tak miło zaskoczyć!

MANIAK O SCENARIUSZU


Scenariusz po raz drugi pisze już Greg Weisman i z tego co patrzę, trzej główni scenarzyści (Weisman, Hopps i Gilroy) będą wymieniać się co odcinek, tak jak reżyserzy (prawdopodobnie tu i ówdzie wkroczy jeszcze twórca serialu, Simon Kinberg).
Ezra infiltruje Imperialną Akademię, aby pomóc członkom załogi „Ducha” w sabotażu ładunku kryształów kyber. Podczas swojej misji zaprzyjaźnia się z dwoma kadetami: Zare’em Leonisem oraz Jaiem Kellem i odkrywa pewien spisek.
„Breaking the Ranks” to chyba pierwszy tak emocjonujący odcinek serialu. Fabuła skonstruowana jest naprawdę doskonale i do samego końca trudno przewidzieć przebieg dalszych wydarzeń oraz skutki zawieranych przez Ezrę sojuszy. Twórcy raczą kapitalnie pomyślanymi zwrotami akcji, igrają trochę ze stereotypami i podsuwają kilka fałszywych tropów. Całość toczy się zaś o bardzo wysoką stawkę.
Bardzo ciekawie na tym tle pokazano relacje Ezry z rówieśnikami. Znajdą się oczywiście pewne psychologiczne uproszczenia, ale przyjaźń, jaką zawiera z kadetami jest tak czy siak intrygująca. No i ten wątek robi jeszcze jedną, fantastyczną rzecz — każe zupełnie inaczej spojrzeć na szturmowców (no dobra, w tym wypadku tylko kandydatów, ale to nie ma znaczenia) i dostrzec ich ludzkie oblicze.
Nie zawodzi przedstawienie w odcinku Imperium. Z bliska obserwujemy ich przeróżne machinacje, które pomagają dogłębniej zrozumieć, dlaczego tak właściwie podniesiono rebelię. Do tego dodajmy nowe tajemnice oraz ciekawie rozpisane czarne charaktery.

MANIAK O REŻYSERII


Szósty odcinek to kolej na reżyserię Stevena G. Lee, który radzi sobie fenomenalnie. Jak zwykle doskonale realizuje sceny akcji oraz potyczki w kosmosie, ale najlepiej wychodzą mu chwile, w których ma wzmóc napięcie; kiedy dosłownie za plecami czarnego charakteru coś się dzieje i mało brakuje, by się zorientował. Oczywiście posługuje się do tego sztampowymi rozwiązaniami (dramatyczne zbliżenia i sztuczki montażowe), ale takie zawsze działają i tak jest też tym razem. Ogólnie więc rzecz ujmując, Lee spisuje się na medal.

MANIAK O AKTORACH


Aktorsko też jest bardzo przyzwoicie. Taylor Gray kolejny raz sprawdza się w roli Ezry, odzwierciedlając głosem nie tylko zadziorność bohatera, ale też szlachetność i determinację. Zalety bardzo miękkiej, przyjemnej barwy głosu.
Nieźle wypadają także: Bryton James („The Young and the Restless”) jako Zare i Dante Basco („Legenda Korry”) jako Jai. Szczególnie ten drugi spisuje się na medal, fantastycznie oddając złożoną naturę swej postaci.
Dobrze radzą sobie David Shaughnessy („Robot Chicken”) i Liam O’Brien w roli ćwiczeniowców. Niedbały akcent sprawia, że są w pewnych scenach groźni, a w innych dość zabawni — znakomicie to wyważono.
Porządne są także role dwóch głównych czarnych charakterów. Jason Isaacs znów sieje grozę jako Inkwizytor, a David Oyelowo zachwyca głębią głosu jako Kallus.
Z załogi „Ducha” warto jeszcze wspomnieć o Kananie odgrywanym przez Freddie’ego Prinze’a Jra i Herze, której głosu użycza Vanessa Marshall. Obie role zagrane fantastycznie, choć największą uwagę zwraca Prinze Jr., który genialnie ujmuje dylematy bohatera.

MANIAK O TECHNIKALIACH


Graficznie jest wyśmienicie. Cudownie zaprojektowana akademia, wspaniały hangar do ćwiczeń czy wreszcie labirynt korytarzy — jest na czym zawiesić oko. Ale to jeszcze nie koniec, bo są przecież także statki i myśliwce oraz zapierająca dech w piersiach przestrzeń kosmiczna. No i postaci — te główne jak zwykle bardzo porządne i w charakterystycznym stylu, natomiast te nowe dość dobrze dopasowane do serialu i w miarę zróżnicowane. Dodajmy do tego płynną animację (zwłaszcza podczas dynamicznych treningów oraz bitew kosmicznych), całkiem zgrabnie wykonany montaż poszczególnych sekwencji oraz wspaniałą muzykę (znów przearanżowane utwory Williamsa i kilka nowych pomysłów). Lepiej być nie może.

MANIAK OCENIA


„Breaking the Ranks” to chyba najlepsza, jak do tej pory odsłona serialu „Gwiezdne Wojny: Rebelianci” i oby tylko tak dalej.

DOBRY

Komentarze