Maniak ocenia #176: "Once Upon a Time" S03E14

MA­NIAK ZA­CZY­NA


Po­nie­waż „Once Upon a Time” pro­du­ko­wa­ny jest przez na­le­żą­ce do Dis­neya ABC Stu­dios, twór­cy bar­dzo czę­sto na­wią­zu­ją do fil­mów ani­mo­wa­nych wy­twór­ni. Czę­sto się­ga­ją po in­spi­ra­cję za­rów­no do ory­gi­nal­nych tek­stów ba­śni, jak i do ani­ma­cji Di­sneya, do któ­rych do­da­ją coś od sie­bie. W efek­cie two­rzą bar­dzo uda­ną hy­bry­dę, któ­ra w cie­ka­wy spo­sób wzbo­ga­ca świat se­ria­lu.
W czter­na­stym od­cin­ku trze­cie­go se­zo­nu przed­sta­wio­na zo­sta­je OUAT-owa in­ter­pre­ta­cja opo­wie­ści o Rosz­pun­ce. Tym ra­zem twór­cy zu­peł­nie od­cho­dzą od dis­ney­ow­skiej wer­sji (na­wią­zu­jąc do niej je­dy­nie wi­zu­al­nie, a to też ra­czej w ra­mach mru­gnię­cia okiem do fa­nów) i się­ga­ją do ory­gi­na­łu, na nowo od­czy­tu­jąc jego sens. Z ja­kim efektem?

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Au­to­rem sce­na­riu­sza jest Ro­bert Hull („Al­ca­traz”). Od­ci­nek za­ty­tu­ło­wa­no „The To­wer” („Wie­ża”), co sta­no­wi ja­sne i bar­dzo czy­tel­ne od­wo­ła­nie do ba­śni o „Rosz­pun­ce”.
W re­tro­spek­cjach, któ­re ma­ją miej­sce już ja­kiś czas po wy­da­rze­niach z ostat­nie­go od­cin­ka, śle­dzi­my Księ­cia. Ten, chcąc po­zbyć się kosz­ma­rów i stra­chu przed na­ro­dzi­na­mi ko­lej­ne­go dziec­ka, po­szu­ku­je ro­śli­ny zwa­nej „noc­nym ko­rze­niem”, któ­ra mo­że mu po­móc w od­zy­ska­niu od­wa­gi. W ten spo­sób na­tra­fia na skry­wa­ją­cą pew­ną ta­jem­ni­cę Rosz­pun­kę. Tym­cza­sem w Sto­ry­brooke, trio, w któ­re­go skład wcho­dzą Emma, Hak i Ksią­żę właś­nie, po­szu­ku­je Złej Cza­row­ni­cy z Za­cho­du, pod­czas gdy ta od­wie­dza ni­cze­go nie­świa­do­mą Śnież­kę.
To od­ci­nek bar­dzo in­tro­spek­tyw­ny i moc­no sku­pia­ją­cy się na po­sta­ci Księ­cia. Wą­tek wal­ki z wła­snym stra­chem mo­że nie jest zbyt od­kryw­czy, ale za jego po­mo­cą sce­na­rzy­sta dość przy­zwo­icie po­głę­bia psy­cho­lo­gicz­nie bo­ha­te­ra i po­ka­zu­je go w no­wym świe­tle.
Tro­chę cier­pi na tym wą­tek głów­ny, któ­ry zep­chnię­ty zo­sta­je na dru­gi plan, choć i tak śledz­two głów­nych bo­ha­te­rów na­bie­ra ru­mień­ców. Emma, Hak i Ksią­żę od­kry­wa­ją ko­lej­ne ta­jem­ni­ce i dep­czą cza­row­ni­cy po pię­tach. Mimo od­sta­wie­nia tej hi­sto­rii na bok, wszyst­ko i tak roz­gry­wa się w od­po­wied­nim tem­pie, co bar­dzo cie­szy. Zwłasz­cza, że Ze­le­nę, czy­li Cza­row­ni­cę z Za­cho­du, roz­pi­sa­no ab­so­lut­nie zna­ko­mi­cie — jest dwu­li­co­wa, nie­po­ko­ją­ca i nie­zwy­kle fa­scy­nu­ją­ca. Ma tak­że wspa­nia­łą wspól­ną sce­nę z Ti­te­li­tu­rym.
Bar­dzo po­do­ba­ło mi się wresz­cie spoj­rze­nie na baśń o Rosz­pun­ce. Nie mamy tu do czy­nie­nia z jej wier­nym od­wzo­ro­wa­niem, a ra­czej dość swo­bod­ną, ale nie­po­zba­wio­ną pod­staw, re­in­ter­pre­ta­cją ory­gi­na­łu, na­da­ją­cą mu nowe, in­te­re­su­ją­ce zna­cze­nie.

MA­NIAK O RE­ŻY­SE­RII


Ralph He­me­cker krę­ci zna­ko­mi­ty od­ci­nek. W sce­nach z Rosz­pun­ką i Księ­ciem two­rzy nie­po­ko­ją­cy na­strój i po­tra­fi prze­ra­zić (z po­wo­dze­niem na­wią­zu­jąc do sty­li­sty­ki hor­ro­rów), na­to­miast we wspól­nych sce­nach z Ze­le­ną i Ti­te­li­tu­rym do­sko­na­le utrzy­mu­je na­pię­cie. Bar­dzo dba o stro­nę wi­zu­al­ną od­cin­ka, po­praw­nie kom­po­nu­jąc kadr. Świet­nie pro­wa­dzi ak­cję i przy­wią­zu­je uwa­gę do naj­mniej­szych de­ta­li.

MA­NIAK O AK­TO­RACH


Josh Da­llas jako Ksią­żę ma w od­cin­ku naj­wię­cej do za­gra­nia. Sta­ra się, jak mo­że i w grun­cie rze­czy wy­cho­dzi mu na­wet nie­źle — jest w mia­rę prze­ko­nu­ją­cy i wia­ry­god­ny.
Cał­kiem do­bry jest go­ścin­ny wy­stęp Ale­xan­dry Metz („Chi­ca­go Fire”) w roli Rosz­pun­ki. Przy­zwo­icie po­ka­zu­je roz­ter­ki swo­jej po­sta­ci, choć trze­ba przy­znać, że nie wy­bi­ja się ja­koś szcze­gól­nie po­nad resz­tę ob­sa­dy — ot, po­rząd­na ro­la.
Praw­dzi­we wra­że­nie robi wcie­la­ją­ca się w Złą Cza­row­ni­cę Re­be­cca Ma­der. Ak­tor­ka ma kom­plet­ny po­mysł na swą ro­lę. Wy­pra­co­wa­ła wszel­kie ma­nie­ry­zmy po­sta­ci, w tym cha­rak­te­ry­stycz­ny chi­chot. Po­tra­fi być za­rów­no nie­po­ko­ją­ca i nie­na­wist­na, jak i słod­ka i sym­pa­tycz­na. Za­li­cza zna­ko­mi­ty wy­stęp.
Ro­bert Car­lyle w roli Ti­te­li­tu­re­go po­ja­wia się wpraw­dzie tyl­ko na mo­ment, ale znów jest ab­so­lut­nie wspa­nia­ły. Bo­ha­ter jest tym ra­zem sza­lo­ny i nie­zrów­no­wa­żo­ny, a ak­tor ide­al­nie od­da­je to na ekra­nie.
Gi­nni­fer Good­win jako Śnież­ka jest jak zwy­kle uro­cza — bar­dzo mi­ło się ją oglą­da, zwłasz­cza we wspól­nych sce­nach z Ma­der.
Je­nni­fer Mo­rri­son, od­gry­wa­ją­ca ro­lę Emmy, spraw­dza się w mia­rę do­brze. Cał­kiem nie­zła jest jej po­cząt­ko­wa sce­na, przy­zwo­icie wy­pa­da rów­nież we wspól­nych chwi­lach z Co­li­nem O’Do­no­ghue, wcie­la­ją­cym się w Haka. Ten gra pierw­szo­rzęd­nie, do­sko­na­le wy­wa­ża­jąc lek­kość i hu­mor z odro­bi­ną dra­ma­ty­zmu.
Prze­świet­na jest Lana Pa­ri­lla w roli Re­gi­ny. Nie tra­ci swo­je­go pa­zu­ra, ale jed­no­cze­śnie po­tra­fi być bar­dzo sub­tel­na, co udo­wad­nia w po­ru­sza­ją­cej sce­nie z Ja­re­dem Gil­mo­re’em, czy­li se­ria­lo­wym Hen­rym.

MA­NIAK O TECH­NI­KA­LIACH


Zdję­cia ro­bią du­że wra­że­nie — wło­żo­no w ich przy­go­to­wa­nie spo­ro sta­rań, dzię­ki cze­mu wy­glą­da­ją bar­dzo ład­nie. Cał­kiem nie­zły jest tak­że mon­taż, choć kil­ka rze­czy przy­da­ło­by się do­pra­co­wać. Wspa­nia­łe są stro­je po­sta­ci i cha­rak­te­ry­za­cja, ale to oczy­wi­ście stan­dard dla „Once Upon a Time”, któ­ry w tej kwe­stii ni­gdy nie za­wo­dził. Cał­kiem przy­zwo­icie wy­glą­da­ją efek­ty spe­cjal­ne i tym ra­zem nie kłu­ją w oczy. Nie­zmien­nie wspa­nia­ła jest mu­zy­ka.

MA­NIAK OCE­NIA


Rosz­pun­ka wy­pa­da w „Once Upon a Time” do­brze, a hi­sto­ria, sku­pia­ją­ca się na Księ­ciu, zo­sta­je po­pro­wa­dzo­na cał­kiem spraw­nie. Od­ci­nek do­sta­je więc:

DO­BRY

Komentarze