Maniak ocenia #137: "Buffy the Vampire Slayer: Season 10" #4

MA­NIAK W ROZ­PO­CZĘCIU



„Bu­ffy” wciąż po­zy­tyw­nie za­ska­ku­je. Ko­mik­so­wy dzie­sią­ty se­zon jak na ra­zie naj­bar­dziej od­da­je du­cha se­ria­lu te­le­wi­zyj­ne­go i pó­ki co nie za­no­si się na to, by stra­cił tę wy­jąt­ko­wą at­mos­fe­rę. To oczy­wi­ście ry­zy­kow­ne mó­wić tak do­pie­ro po kil­ku nu­me­rach, ale je­stem pe­wien, że z ta­ką eki­pą twór­ców pra­cu­ją­cych przy ko­mik­sie, przy­go­dy po­grom­czy­ni wam­pi­rów ra­czej nie stra­cą na ja­ko­ści.
W po­przed­nim nu­me­rze, do pi­szą­ce­go sce­na­riusz se­rii Chris­to­sa Gage’a do­łą­czył Ni­cho­las Bren­don, czy­li od­twór­ca roli Xan­de­ra w se­ria­lu. Po­mógł on nie tyl­ko le­piej ująć swo­ją po­stać, ale też miał bar­dzo du­ży wpływ na kształt dia­lo­gów oraz wniósł tro­chę do sa­mej fa­bu­ły. Wy­szło to ty­tu­ło­wi zde­cy­do­wa­nie na do­bre. Bren­don kon­ty­nu­uje tę współ­pra­cę w nu­me­rze czwar­tym. I jak się uda­je tym ra­zem?

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Hi­sto­ria przed­sta­wio­na w ko­mik­sie to bez­po­śred­ni ciąg dal­szy po­przed­niej od­sło­ny se­rii. Dra­cu­la po­rwał za­hip­no­ty­zo­wa­ne­go Xan­de­ra, za­bie­ra­jąc wraz z nim klu­czo­wą dla dal­szych lo­sów Zie­mi księ­gę „Vam­pyr”, a tym­cza­sem Scoo­by Gang sta­ra się od­na­leźć i od­zy­skać przy­ja­cie­la oraz waż­ny przed­miot. Fa­bu­ła jest więc w grun­cie rze­czy bar­dzo pro­sta, ale dzię­ki temu, że wzbo­ga­co­no ją o ty­po­we dla whe­do­no­wych pro­duk­cji ele­men­ty, zy­sku­je na war­to­ści.
I tak w czwar­tym nu­me­rze dzie­sią­te­go se­zo­nu „Bu­ffy” mo­że­my po raz ko­lej­ny przyj­rzeć się skom­pli­ko­wa­nej re­la­cji Dra­cu­la-Xan­der. Roz­pi­sa­na jest ona pierw­szo­rzęd­nie i peł­na nie tyl­ko zna­ko­mi­te­go, mo­men­ta­mi bar­dzo sar­ka­stycz­ne­go hu­mo­ru, ale też pew­nej gorz­kiej praw­dy o obu bo­ha­te­rach. Gage i Bren­don wkła­da­ją w jej uka­za­nie wie­le wy­sił­ku, co czuć pod­czas lek­tu­ry.
Nie za­po­mnia­no też o dru­gim istot­nym ele­men­cie hu­mo­ry­stycz­nym — Gile­sie, uwię­zio­nym w cie­le na­sto­lat­ka. To za­baw­ne ob­ser­wo­wać doj­rza­łe­go męż­czy­znę, zma­ga­ją­ce­go się z bu­rzą hor­mo­nów. Jego pe­ry­pe­tie są jed­no­cze­śnie bar­dzo praw­dzi­we i wzbu­dza­ją­ce śmiech — w po­zy­tyw­nym, oczy­wi­ście, zna­cze­niu.
Istot­ny dla roz­wo­ju fa­bu­ły jest ma­ły po­wrót do wy­da­rzeń fina­łu po­przed­nie­go se­zo­nu i przed­sta­wie­nie kil­ku jego kon­se­kwen­cji, zwią­za­nych mię­dzy in­ny­mi z po­sta­cią Dawn. Sce­na­rzy­ści nie tyl­ko rzu­ca­ją nowe świa­tło na jej zwią­zek z Xan­de­rem, ale też moc­no po­głę­bia­ją sa­mą bo­ha­ter­kę, do­star­cza­jac bar­dzo emo­cjo­nal­ny, do­sko­na­le na­pi­sa­ny mo­ment roz­mo­wy z Bu­ffy.
Tu i owdzie prze­wi­ja się mo­tyw od­po­wie­dzial­no­ści za swe czy­ny i ży­cze­nia, któ­ry, choć nie­co sztam­po­wy, zo­stał przed­sta­wio­ny jak naj­mniej na­chal­nie i okra­szo­ny od­po­wied­nią daw­ką hu­mo­ru. A wszyst­ko pro­wa­dzi do pierw­szo­rzęd­ne­go za­wie­sze­nia ak­cji pod ko­niec.
Nie moż­na za­po­mnieć o zna­ko­mi­tych, peł­nych gier ję­zy­ko­wych, od­wo­łań do po­pkul­tu­ry i nie­wy­bred­nych żar­tów dia­lo­gach. Zde­cy­do­wa­nie czuć w nich rę­kę Bren­do­na, któ­ry prze­no­si Bu­ffy Speak na nowy po­ziom. Cie­szę się, że ak­tor bę­dzie współ­pra­co­wał z Chri­sto­sem Ga­gem przy wie­lu nu­me­rach. Na pew­no se­ria na tym sko­rzys­ta.

MA­NIAK O RY­SUN­KACH


Ry­sun­ki Re­be­ki Isaacs są jak zwy­kle do­sko­na­łe. Artystka zwra­ca uwa­gę na naj­mniej­sze na­wet de­ta­le, sta­ra­jąc się w każ­dy ele­ment po­szcze­gól­nych ko­mik­so­wych pa­ne­li wło­żyć tyle samo pra­cy. W efek­cie two­rzy coś, obok cze­go nie spo­sób przejść obo­jęt­nie. Poza tym, że świet­nie prze­no­si na ko­lej­ne ka­dry twa­rze i po­stu­ry zna­nych z se­ria­lu ak­to­rów, to przede wszyst­kim per­fek­cyj­nie od­da­je emo­cje wszyst­kich po­sta­ci. Dla każ­dej opra­co­wu­je zróż­ni­co­wa­ną mi­mi­kę twa­rzy, z cze­go póź­niej z po­wo­dze­niem ko­rzy­sta. In­te­re­su­ją­ce są rów­nież jej pro­jek­ty nie­któ­rych stwo­rów (w tym ukłon do mi­to­lo­gii Cthul­hu). Po­nad­to, ry­sow­nicz­ka pie­czo­ło­wi­cie przy­go­to­wu­je tła, uzu­peł­nia­jąc je o wie­le szcze­gó­łów. Cał­kiem do­brze two­rzy tak­że ko­mik­so­we efek­ty spe­cjal­ne.
Do­brze jest pod wzglę­dem ko­lo­rów. Dan Jack­son ide­al­nie uzu­peł­nia Isaacs. Bar­wy są bo­ga­te i do­brze do­pa­so­wa­ne do świa­ta „Bu­ffy” oraz da­nych chwil w ko­mik­sie. Bez za­rzu­tu są: cie­nio­wa­nie i do­sko­na­le przy­go­to­wa­ne efek­ty świetl­ne.

MA­NIAK OCE­NIA


Dzie­sią­ty se­zon „Bu­ffy” trzy­ma po­ziom. Oby tak da­lej.

DO­BRY

Komentarze