Maniak ocenia #97: "The Star Wars" #3

MA­NIAK WE WSTĘPIE


„The Star Wars” to pro­jekt z jed­nej stro­ny ska­za­ny na suk­ces (k­tóż nie chciał­by po­znać pier­wot­nej wi­zji Lu­ca­sa i tego, jak póź­niej ewo­lu­owa­ła w „No­wą Na­dzie­ję­”), a z dru­giej bar­dzo ry­zy­kow­ny. Pierw­sze pla­ny, szki­ce i no­tat­ki ma­ją bo­wiem za­zwy­czaj tę wa­dę, że są… No wła­śnie — tym, czym są, czy­li pla­na­mi, szki­ca­mi i no­tat­ka­mi, któ­re nie­ko­niecz­nie do­pra­co­wa­no i któ­re nie­ko­niecz­nie mu­szą po­ry­wać. Kie­dy więc Dark Hor­se ogło­sił wy­da­nie „The Star Wars”, ko­mik­su opar­te­go na pierw­szej wer­sji sce­na­riu­sza Geo­r­ge­’a Lu­ca­sa do „Nowej Nadziei”, z jed­nej stro­ny obu­dził się we mnie en­tu­zjazm, z dru­giej zaś, oba­wy. Tym nie­mniej z chę­cią się­gną­łem po pierw­szy nu­mer i na ca­łe szczę­ście oka­zał się wspa­nia­łą, prze­pięk­nie zi­lu­stro­wa­ną lek­tu­rą, po­dob­nie zresz­tą jak nu­mer ko­lej­ny (tu­tajtu­taj prze­czy­ta­cie ich re­cen­zje). Jak wy­pa­da trze­cia część hi­sto­rii?

MA­NIAK O SCE­NA­RIU­SZU


Za ad­ap­ta­cję tek­stu Lu­ca­sa na­dal od­po­wia­da Jo­na­than W Rin­zler. Ak­cja tego nu­me­ru roz­po­czy­na się do­kład­nie tam, gdzie za­koń­czył się po­przed­ni. Rin­zler wy­cho­dzi od sce­ny z dwo­ma dro­ida­mi, See Thre­epio oraz Ar­two De­two — pier­wot­ny­mi wer­sja­mi C3PO oraz R2D2. Frag­ment ten jest nie­zwy­kle po­dob­ny do tego, któ­ry zna­my z po­cząt­ku „No­wej Na­dziei” — tyle tyl­ko, że jest on w ca­ło­ści mó­wio­ny i inny jest też jego wy­nik. Po raz ko­lej­ny mu­szę przy­znać, że o wie­le bar­dziej wo­lę R2D2 w wer­sji, w któ­rej wy­da­je nie­ar­ty­ku­ło­wa­ne, elek­tro­nicz­ne dźwię­ki, bo­wiem wte­dy jego kłót­nie z C3PO spo­ro zy­sku­ją i są zwy­czaj­nie za­baw­niej­sze. Tym nie­mniej, i tak uda­je się Rin­zle­ro­wi prze­my­cić w kon­wer­sa­cjach ro­bo­tów spo­ro hu­mo­ru.
Oczy­wi­ście dro­idy nie są tu naj­waż­niej­sze, a sta­no­wią je­dy­nie do­da­tek do głów­nej hi­sto­rii. Ta po­ka­za­na jest z dwóch per­spek­tyw.
Na­dal śle­dzi­my pe­ry­pe­tie mło­de­go An­ni­ki­na Star­kil­le­ra, za­dzior­nej księż­nicz­ki Lei oraz Lu­ke­’a Sky­wal­ke­ra. Bo­ha­te­ro­wie do­sta­ją no­wą mi­sję, któ­ra przy­bie­ra dość dra­ma­tycz­ny ob­rót. Ak­cja po­pro­wa­dzo­na jest spraw­nie i bez zbęd­nych przy­stan­ków, a bo­ha­te­ro­wie są od­po­wied­nio zróż­ni­co­wa­ni.
Wi­dzi­my tak­że dru­gą stro­nę ko­nflik­tu, czy­li Im­pe­rium. Po­dob­nie jak w fil­mach, pod ste­ra­mi zło­wro­gie­go Dar­tha Va­de­ra bru­tal­nie roz­sze­rza ono swe wpły­wy w ga­lak­ty­ce. Po­ja­wia­ją się rów­nież nowi gra­cze, a mia­no­wi­cie Si­tho­wie — w cał­kiem in­te­re­su­ją­cej i oczy­wi­ście od­mien­nej od fil­mo­wej wer­sji. Wszyst­ko to przed­sta­wio­ne w taki spo­sób, by jak naj­bar­dziej in­try­go­wa­ło i cie­ka­wi­ło. I speł­nia swo­ja ro­lę.
Oczy­wi­ście naj­więk­sza fraj­da wciąż pły­nie z po­rów­ny­wa­nia ko­mik­su do fil­mu — co zo­sta­ło, co zmie­nio­no, co zu­peł­nie zre­in­ter­pre­to­wa­no. Fani fil­mów bę­dą wnie­bo­wzię­ci.

MA­NIAK O RY­SUN­KACH


O ry­sun­kach znów nie da się po­wie­dzieć nic złe­go. Mike May­hew two­rzy opra­wę pięk­ną i wy­jąt­ko­wą, z po­gra­ni­cza ry­sun­ku i ma­lo­wa­ne­go far­ba­mi ob­ra­zu. Zna­ko­mi­cie wy­glą­da­ją nie tyl­ko po­sta­ci (zróż­ni­co­wa­ne, o nie­na­gan­nej mi­mi­ce, do­sto­so­wa­nej do po­szcze­gól­nych scen i sy­tu­acji), ale rów­nież tła — od pu­styn­nych pust­ko­wi przez su­ro­we wnę­trza stat­ków ko­smicz­nych po prze­strzeń ko­smicz­ną. Wszyst­ko to na­praw­dę cie­szy oko.
Ry­sun­ki May­hew do­sko­na­le do­peł­nia ko­lo­ry­sta, Rain Be­re­do, któ­ry swo­ją pa­le­tą barw do­sko­na­le je oży­wia. Od razu wi­dać, że ar­ty­ści do­brze się ro­zu­mie­ją i dzię­ki temu efekt ich współ­pra­cy wy­glą­da na­praw­dę olśnie­wa­ją­co.

MA­NIAK OCE­NIA


Trze­ci nu­mer „The Star Wars” to, po­dob­nie jak dwa po­przed­nie, ko­miks na­praw­dę do­bry, z któ­rym po­wi­nien za­po­znać się każ­dy fan „Gwiezd­nych Wo­jen”. Nie po­ża­łu­je­cie.

DO­BRY

Komentarze

  1. Dorota Pietruszka9 marca 2014 19:17

    Mike May­hew! Do niego nie potrzeba żadnego kolorysty, on jest jeden z nielicznych, którzy rozmywają tusz wodą i robią cieniowanie tuszem (w ogóle,wtf, absurd, ale on naprawdę to robi SAM)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podobnie też pracuje Mikel Janin, który rysuje "Justice League Dark". Kolorysta ma w takim wypadku mocno ułatwione zadanie, ale jakąś tam rolę do wypełnienia ma.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dorota Pietruszka9 marca 2014 19:42

    Kiedyś też próbowałam, ale uwaliłam sobie dywan i jakoś mi się odechciało xD Nie mogę być inkerem ;<

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.