Maniak poleca #11: "Camelot"

MANIAK ROZPOCZYNA


"Camelot" nie wszystkim
przypadnie do gustu
Są czasami takie seriale, o których zdanie jest mocno podzielone. Seriale przez jednych chwalone, a drugich ganione. Zazwyczaj są to produkcje, w których zastosowano jakieś ciekawe rozwiązanie, czy to na poziomie technicznym, czy fabularnym. Rozwiązanie, które, siłą rzeczy, nie zadowoli wszystkich. A już nie daj Boże, kiedy przedstawia się znaną i lubianą historię w zupełnie innym świetle, nadając bohaterom nowe cechy i w odmienny niż zazwyczaj sposób, interpretując wydarzenia.
Takim serialem był "Camelot", którego twórcy postanowili pokazać swoje, nowe spojrzenie na legendę o Królu Arturze. Ponieważ już w dzieciństwie interesowałem się legendami arturiańskimi (namiętnie oglądając "Merlina" z Samem Neillem i Mirandą Richardson), do "Camelot" nie trzeba było mnie namawiać. A zwłaszcza, że jedną z głównych ról miała tam zagrać jedna z moich ulubionych aktorek - hipnotyzująca Eva Green.

MANIAK POLECA


To nie jest ten Artur,
którego wszyscy znają
Pierwszą rzucającą się w oczy rzeczą podczas seansu "Camelot" jest fakt, że nie mamy tu do czynienia z Arturem znanym z legend - wielkim, mądrym i nieskazitelnym władcą. To raczej młody, pełen wad chłystek, który w ogóle nie budzi sympatii i tak właściwie jest tylko pionkiem w grze, rozgrywanej przez większych graczy. W dodatku gra go niezbyt urodziwy i nieco irytujący Jamie Campbell Bower. 
Takie ukazanie Artura to często powód głównych zarzutów do tego serialu, ale mnie rozwiązanie bardzo przypadło do gustu, bo dało scenarzystom ciekawe pole do popisu, jeśli chodzi o budowanie postaci. Przede wszystkim jednak, dało im możliwość pokazania, jak osoby zza kulisów mogą pociągać za sznurki.
Główne skrzypce grają:
Merlin...
Głównym bohaterem "Camelot" nie jest bowiem Artur, który, jak już powiedziałem, jest zwykłym pachołkiem. "Camelot" to serial o kimś zupełnie innym - o Merlinie i Morganie, którzy walczą o wpływy nad Brytanią. I to właśnie te postaci, odgrywane kolejno przez Josepha Fiennesa (jedna z jego lepszych ról) oraz zjawiskową Evę Green, stanowią główną siłę "Camelotu". Ich polityczne rozgrywki, intrygi i niecne zagrywki potrafią wciągnąć bez reszty.
Oczywiście produkcja inspirowana "Śmiercią Artura" musi mieć też w sobie obowiązkowy element fantastyczny. W "Camelocie" został on potraktowany zgoła ciekawie. Nie ma tu magików, którzy pojedynkują się na coraz to silniejsze zaklęcia, niczym w "Harrym Potterze". Magia rządzi się tu własnymi, surowymi prawami, bowiem każde jej użycie niesie ze sobą cenę. Znakomicie widać to na przykładzie Morgany, którą kolejne konszachty z ciemnymi mocami wyniszczają i wyczerpują. Jesteśmy zatem świadkami desperackiego dążenia do władzy wszelkimi środkami i podejmowania wielkiego ryzyka. Eva Green, która jest znakomitą aktorką, pokazuje to wszystko w sposób naprawdę przykuwający wzrok.
...i Morgana
"Camelot" urzekł mnie też interpretacją poszczególnych elementów legend arturiańskich. Ciekawie spojrzano choćby na miecz Ekskalibur i pokazano, jak sami uczestnicy wydarzeń mogą manipulować historią i tworzyć zalążki legendy. Nietypowo przedstawiono również słynny trójkąt miłosny, który (choć pewnie dla niektórych nużący) dał scenarzystom szansę na podkreślenie wszelkich negatywnych cech Artura.
Choć wyniki oglądalności, były jak na produkcję kablówkową całkiem niezłe, "Camelot" niestety nie przetrwał dłużej niż jeden sezon. Oficjalnym powodem anulowania serialu były zbyt wysokie  koszty i niemożliwość dostosowania grafików wszystkich aktorów. Szkoda, bo serial kończy się dość ciekawym zawieszeniem akcji, a twórcy mieli jeszcze plany na kilka sezonów.

MANIAK KOŃCZY


"Camelot" to serial nie dla wszystkich. Wielu osobom może wydać się przegadany i mało ciekawy, a przede wszystkim zbyt różniący się od materiału źródłowego, zwłaszcza jeśli chodzi o postać Artura, który jest tu zwyczajnym, niedojrzałym smarkaczem i musi się jeszcze wiele nauczyć. Mnie taka wizja bardzo przypadła do gustu i jeśli sądzicie, że Wam też może się spodobać, to polecam.

Komentarze

  1. Interwencja! ;) Ja do przegadanych seriali i cudacznych reinterpretacji nic nie mam, ale Camelot było jednym z gorszych seriali jakie widziałem. Widziałem go ponad dwa lata temu, szczegóły na szczęście wyparłem z pamięci, ale pamiętam że scenariusz był idiotyczny, postacie nie zachowywały się logicznie, a najbardziej denerwowała mnie gra Finnesa. Tylko Eva Green dawała radę i ogromnie się cieszę, że dostaje nowy serial.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bez przesady, z tym idiotycznym scenariuszem. Fakt, było trochę psychologicznych uproszczeń i nieco zachowań, które mogą się wydać nielogiczne, ale nie uważam, żeby psuły tę produkcję. Co do Fiennesa, to uważam, że to naprawdę jedna z jego lepszych ról - zwłaszcza, że w większości rzeczy w których gra, jest aktorem jednej twarzy. tutaj udało mu się zrobić coś intrygującego i tajemniczego, czym udowodnił, że jak chce, to potrafi.
    "Camelot" nie jest idealny, ale uważam go za dobrą produkcję, z bardzo ciekawym światem.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze, zawierające treści obraźliwe, wulgarne, pornograficzne oraz reklamowe zostaną usunięte. Zostaliście ostrzeżeni.